Po wspaniałej
kolacji, która kosztowała prawdopodobnie więcej niż moje miesięczne
wynagrodzenie, rozeszliśmy się do swoich pokoi. Byłam skazana na towarzystwo
Alexis’a, ale nie był uciążliwy, jak to miał zawsze w zwyczaju. Dopytywał czy
niczego mi nie potrzeba, donosił ręczniki i poduszki. Chciał jednak jak
najwięcej czasu spędzić ze swoją matką i kiedy tylko zaszyłam się w łazience,
on wyszedł z pokoju.
Wzięłam długą
kąpiel, ponieważ byłam niesamowicie zmęczona po całym dniu pełnym wszelakich
wrażeń. Skoro Alexis wyszedł, nie miałam czasowego ograniczenia i mogłam
spędzić w łazience dowolną ilość czasu.
Niedługo
cieszyłam się spokojem. Jakieś dziesięć minut później usłyszałam ciche pukanie
do drzwi łazienki.
- Kto tam? –
zwróciłam się w kierunku drzwi.
- To ja, Marc.
Owinęłam się
szybko ręcznikiem i podeszłam by przekręcić klucz. Zamknęłam się na wszelki
wypadek, ponieważ nie ufałam do końca pomysłom Alexis. Chłopak wszedł do
łazienki i zalał mnie swoją czułością, której już od dawna nie otrzymywałam.
- Hej, co
jest? – podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. – Smutny jesteś i to mi się
nie podoba.
- Wszystko w
porządku. Zamieniłem parę zdań z Alexisem na korytarzu. – podniosłam do góry
brew. – Nie kłóciliśmy się, jeśli tak pomyślałaś.
- Wydaje mi
się, że nie rozmawialiście o kolejnym meczu, więc lepiej od razu mi powiedz.
- Nie, nie
gadaliśmy o tym. – usiadł na skraju wanny. – Wydaje mi się, że Alexis wie
więcej o Twoim życiu niż ja. Zarzucił mi, że w ogóle się nie interesuje Twoimi
sprawami, tylko swoimi „błahostkami”. I myślę, że tak naprawdę ma rację. Stale
rozmawiamy o moich problemach na boisku i poza nim, o wyjazdach na mecze, o kłótniach
w szatni… a Ty cierpliwie wszystkiego wysłuchujesz.
- Przesadzasz.
– podeszłam do niego bliżej i oparłam się dłońmi o jego ramiona.
- Wcale nie. –
podniósł delikatnie głos. – Jesteśmy razem od kilku pięknych tygodni, a nie
przedstawiłem Cię nawet moim rodzicom. Chodzi mi o oficjalne poznanie, przecież
znają Cię dobrze… ale wiesz o co mi chodzi. Alexis spotyka się z Laią od
niespełna dwóch tygodni i już chciałby przedstawić ją mamie. Wszystko jest
pogmatwane i to Ciebie przedstawił, ale dało mi to do myślenia. On jest dużo
dojrzalszy niż ja.
- A czy Ty nie
jesteś dla siebie zbyt surowy? – dotknęłam jego policzka. – Alexis? Dojrzały?
Teraz to naprawdę mnie rozśmieszyłeś.
- No właśnie
dopiero teraz zaczynam zauważać swoje błędy. Potrafiłem osądzać wszystkich o
wszystko, a nie zauważałem, że w moim życiu nie układa się najlepiej.
- W styczniu
kończysz dwadzieścia trzy lata, nie musisz mieć wszystkiego poukładanego.
Jesteś młody i zbyt surowo się oceniasz. Gdybyś był takim strasznym chłopakiem,
jak o sobie sądzisz, to pewnie bym z Tobą nie była. – uśmiechnęłam się
delikatnie. – Przestań niepotrzebnie o tym rozmyślać.
- Chcę zmienić
coś w swoim życiu.
- Ale co? Nie
musisz niczego zmieniać. Robisz to co kochasz, mieszkasz w najpiękniejszym
mieście na Ziemi, masz przyjaciół, rodzinę, no i mnie… - zaśmiałam się. – Co by
tu zmienić?
- Coraz
poważniej myślę o tym, żeby się ustatkować. – zaskoczyło mnie jego stwierdzenie
i to potwornie, ponieważ zaczęłam się jąkać i nie wiedziałam co odpowiedzieć. –
Co masz taką minę? Jeszcze nie w najbliższej przyszłości, ale…
- Masz dziś
wyjątkowo refleksyjny humor. – pociągnął mnie delikatnie za rękę, bym usiadła
mu na kolanach. – Idź spać, widzimy się jutro. Będziemy mieć więcej czasu dla
siebie, bo Alexis po południu jedzie na trening, a wieczór gra mecz z
reprezentacją. Możemy się wybrać koło południa na plażę, albo pozwiedzać?
- Tylko bez
pani Martiny. – fuknął pod nosem. – Chyba mnie nie polubiła.
- To nie
Ciebie miała polubić, tylko mnie. – wystawiłam mu język. Marc odpowiedział mi
długim pocałunkiem, który przerwał dopiero Alexis, który wszedł do pokoju.
Uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie, założyłam piżamę i weszłam do
ogromnego łóżka.
Alexis zaszył
się w łazience i wrócił, kiedy już spałam. Nie miałam problemu, żeby spać z nim
w jednym łóżku, tak jak myślałam na samym początku. Rozłożyłam pomiędzy nami
poduszkę, która miała stać się swoistą granicą „naszych połówek”. Łóżko zresztą
było wystarczająco wielkie, by nawet nie zauważać drugiej osoby.
Obudziłam się
długo przed moim przyszywanym chłopakiem. Wykąpałam się i ubrałam świeże
ubrania, białą zwiewną bluzkę na ramiączkach i dżinsowe bermudy. Miałam
wystarczającą ilość czasu, by zrobić sobie makijaż i fryzurę i korzystałam do
woli z wolnej łazienki.
Na dół
zeszliśmy razem. Jak na zakochanych i wpatrzonych w siebie przystało. Oczywiście
nie afiszowaliśmy się przesadnie, jedynie kiedy wzrok matki chłopaka na nas
padł, udawaliśmy, że rozmawiamy na arcyważny temat. Chłopcy siedzieli już w
jadali i czekali na nas, by rozpocząć śniadanie. Obdarzyłam każdego z osobna
szerokim uśmiechem i zajęłam miejsce obok Sergiego.
- Wyspana? –
zwrócił się do mnie z zawadiackim uśmieszkiem.
- Bardzo.
Dawno nie spałam w tak wygodnym łóżku. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A co robimy
po południu? – spytał Tello, który do tej pory wisiał na telefonie, rozmawiając
z Loreną.
- Plaża? –
odpowiedziałam pytająco. Przytaknął chętnie i pokazał mi na telefonie najnowsze
zdjęcie swojej córeczki, które dostał przed chwilą mmsem. – Z każdym dniem jest
coraz piękniejsza! Jest strasznie podobna do Loreny.
- A nie do
mnie? – wydął usta w księżyc.
- Do Ciebie w
pewnym stopniu też. – uśmiechnęłam się. – Ale w większym stopniu do Loreny,
zdecydowanie.
- Dzieci są
największym skarbem. – wtrąciła pani Martina wchodząc po chwili do jadalni.
Postawiła na stole kolejny talerz przysmaków i zajęła miejsce obok Marca. –
Chciałabyś mieć dzieci, Isabelle?
To pytanie
całkowicie wyrwało mnie z zamyślenia. Zakasłałam nerwowo i nie wiedziałam co
mam odpowiedzieć.
- Oczywiście,
że tak. – wydukałam po chwili. - W bardzo… dalekiej przyszłości.
- A ile masz
lat? Jeśli mogę oczywiście zapytać. – pani domu obdarowała mnie szerokim
uśmiechem. Coraz częściej czułam się jak na przesłuchaniu i czułam jak
obserwuje każdy mój ruch. Czy czekała na jakieś moje potknięcie? Bardzo
możliwe.
- Dwadzieścia
dwa lata.
- Ja w Twoim
wieku miałam już dwójkę dzieci. – zaśmiała się. Spojrzałam na chłopaków, którzy
również dziwnie czuli się w jej towarzystwie. Sergi uśmiechnął się do mnie
pocieszająco i objął mnie ramieniem.
- Isabelle ma
jeszcze mnóstwo czasu by mieć dzieci. – zwrócił się do pani Martiny. – Tylko
naszemu Cristianowi tak się spieszyło do macierzyństwa, że nie skończył nawet
dwudziestu dwóch lat przed narodzinami córki. – zaśmiał się do przyjaciela.
- I wcale tego
nie żałuję! – zbulwersował się od razu brunet.
- Bo nie masz
czego żałować. Masz przepiękną córeczkę Carlotę. – wtrąciłam. – I równie piękną
żonę!
Reszta
przyznała mi rację i kontynuowaliśmy jedzenie w ciszy. Pani Martina czasami
zadała jakieś niezręczne pytanie, ale nie przejmowałam się już tym tak bardzo
jak na początku. Stwierdziłam, że jest ona typową teściową, które znamy z
kawałów. Jak nikt inny potrafiła prześwietlić drugą osobę, zadać krępujące
pytanie czy z uśmiechem na twarzy zaproponować dokładkę kolejnego kawałka
ciasta.
Szliśmy
przepiękną plażą w kierunku urokliwej zatoki, którą w sposób trafny opisała
pani Martina. Alexis pojechał na trening przedmeczowy, więc mieliśmy całe
popołudnie dla siebie. Oczywiście dla
naszej czwórki. Nie było mowy o jakimkolwiek zbliżeniu się do Marca,
ponieważ jak się okazało: rodzina Sánchez miała znajomych i rodzinę dosłownie
wszędzie. Na plaży? Ależ oczywiście. W lokalnym sklepiku z pamiątkami?
Zdecydowanie!
Sergi rozłożył
koc na ziemi, Tello zajął się wypakowaniem wiklinowego kosza, który doszczętnie
załadowała nam pani Martina, a ja zajęłam się fotografią. Jako iż w taki oto
właśnie sposób wypoczywałam od pracy, która składała się głównie z cykania
miliardów zdjęć, to praktycznie ciągle patrzyłam na świat przez obiektyw. Moją
muzą stał się bez dwóch zdań Marc, którego zdjęć miałam pełne katalogi na komputerze,
ale co miałam poradzić na to, że kochałam się w nim jak zauroczona nastolatka.
Sam dzielnie wypromował się w sieci jako fan robienia sobie zdjęć z ręki,
chociaż mógł wrzucać moje dzieła – wcale bym się nie obraziła. Ale uznał je za
zbyt prywatne, nawet jak na jego własnego instagrama.
- Hej, Sergi.
Uśmiechnij się! – przyjaciel odmachał i szeroko uśmiechnął się do pamiątkowego
zdjęcia. Ustawił się ze śmiejącym się głośno Tello, do którego po chwili
dołączył Marc. Trójka prawdziwych przyjaciół, trzy zupełnie inne osobowości i
jedna wielka łącząca ich miłość do piłki nożnej. Uwielbiałam uwieczniać takie
chwile na zdjęciach, które wywoływałam w swoim studiu. Nie uznawałam zdjęć na
komputerze, ponieważ wielokrotnie traciłam wartościowe pliki. Dlatego też miałam
w domu niekończącą się ilość albumów fotograficznych.
Tello wyrwał
mi aparat i nakazał ustawienie się pomiędzy chłopakami. Marc objął mnie
ramieniem, a Sergi natomiast „doprawił” mi rogi. Miałam znakomity humor i to
było doskonale widać na przeglądanych później fotografiach.
Pobyt w Chile
był dla mnie nie tylko krótkotrwałym urlopem od natłoku zajęć, ale przede
wszystkim chwilą wytchnienia od otaczającego mnie świata. Kochałam Hiszpanię
ponad wszystko i nie wyobrażałam sobie życia w innym miejscu na Ziemi, ale
przytłoczenie ostatnimi wydarzeniami dało mi się szybko we znaki. Dostałam się
na studia, na które nie planowałam iść. Pracowałam praktycznie na dwie zmiany,
w klubie oraz w La Tortura, a ponad wszystko walczyłam z matką o niezależność.
Miałam do tego święte prawo, ponieważ mieszkałam od dawna poza jej skrzydłami,
a mimo to usiłowała mnie kontrolować. Nie podobał się jej mój związek z
Marciem. I co miałam na to poradzić? Sama na początku septycznie do tego
podchodziłam, ponieważ pamiętałam doskonale jego zachowanie w szkole średniej.
Miał mnie gdzieś i skupiał się dosłownie na wszystkim innym, a nie na mnie. A
podobno ze sobą „chodziliśmy”. Cóż, mieliśmy wtedy inne definicje związku.
Wszystko się
zmieniło. Nasze ponowne spotkanie parę miesięcy temu było jak grom z jasnego
nieba. Moje uczucia odżyły na nowo (choć prawdopodobnie nigdy tak naprawdę nie
zniknęły). On również się zmienił i to przeogromnie. Czasami go nie poznawałam.
Był czarujący i uwodził mnie na każdym możliwym kroku. Zakochiwałam się w nim
na nowo i bez pamięci.
Jego zazdrość
powodowała u mnie dziwną jak dla mnie reakcję, ponieważ w głębi duszy byłam
szczęśliwa. Zależało mu na mnie i dzięki swojej podejrzliwości i lekkiej
zaborczości, właśnie to okazywał.
Marc zaciągnął
mnie pod wyżłobioną skałę przez wodę, która stworzyła bardzo intymne i
romantyczne miejsce dla każdej zakochanej pary. Tak przynajmniej opowiedział
nam Alexis, który chyba przez zupełny przypadek podpowiedział nam idealne
miejsce na uniknięcie zaciekawionych par oczu. Chłopak pocałował mnie
zachłannie, kiedy tylko zniknęliśmy z pola widzenia naszych przyjaciół. Przed
nimi oczywiście nie musieliśmy się chować, ponieważ doskonale wiedzieli o
naszym związku i przywykli do naszej wymiany uczuć. Gorzej było z ludźmi,
którzy bacznie się nam przyglądali. Wokoło znajdowało się pełno znajomych
rodziny Sánchez, którzy nie ukrywali zainteresowania moją osobą. Pani Martina
zdążyła ogłosić całemu światu, że jej ukochany synuś znalazł lubą. Dlatego też
musiałam zadowolić się przypadkowym muśnięciem dłoni mojego chłopaka, który
przez cały czas zachowywał odpowiedni dystans.
Pod skałą
mogłam wreszcie zarzucić mu ręce na ramiona i oddać każdy, nawet najmniejszy
pocałunek.
- Kocham Cię.
– szepnął łapiąc mnie za oba policzki. – Nie mogę już się doczekać, aż wrócimy
do domu. Mam dość tej szopki.
- Ja też. –
westchnęłam. Delikatnie pogłaskałam go po policzku i uśmiechnęłam się szeroko.
– Chociaż wszyscy skaczą koło mnie jakbym była jakąś księżniczką.
- Bo jesteś. –
oparł swoje czoło o moje. – Chyba musimy już wracać. – spojrzał na zegarek. Nie
było nas zaledwie parę minut i wcale nie chciałam wracać. Mogłabym tam z nim
stać przez resztę dnia. Musieliśmy się jednak przygotować na mecz i dojechać do
stolicy, gdzie znajdował się Estadio Nacional de Chile. Czekała nas jazda
samochodem ze starszym bratem Alexisa, który czarował mnie na każdym możliwym
kroku. Nie wiem czy chciał mnie przez to wybadać, ale skutecznie odcinałam
każdy jego „zalot”.
Droga minęła
nam szybko, dzięki żarom Sergiego, którymi zasypywał nas praktycznie przez cały
czas. Opierałam głowę o szybę i obserwowałam widoki. Strasznie podobało mi się
w Chile. To jakby inna planeta, którą od paru dni miałam możliwość odkrywać po
raz pierwszy. Cieszyłam się, że miałam taką niepowtarzalną okazję, by być
w takim pięknym miejscu ze swoimi
przyjaciółmi. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pojechać tylko z Alexisem i
przez cały czas nudzić się lub przebywać z jego nadopiekuńczą matką. Dlatego
też podświadomie cieszyłam się, że na lotnisku dołączyła do nas „święta
trójca”. Bez nich nie byłoby tak samo. Co to, to nie.
Zajęliśmy
miejsca na trybunie i daliśmy ponieść się stadionowym emocjom. Co z tego, że po
raz pierwszy byłam na meczu reprezentacji Chile? Prawdopodobne tego dnia byłam
ich największą fanką.
Chile bez
problemu wygrało z Wenezuelą w towarzyskim spotkaniu, chociaż walka była do
samego końca. Kiedy sędzia odgwizdał koniec meczu, cały stadion krzyczał
jeszcze mocniej. Ja i Sergi skakaliśmy z innymi kibicami, Tello robił zdjęcia
moim aparatem, a Marc musiał na chwilę wyjść by odebrać „arcyważny” telefon. Atmosfera
była tak pozytywna, że nie chciałam wracać do domu państwa Sánchez. Tam miałam
od razu zderzyć się z rzeczywistością. I podejrzliwym wzrokiem Pani Martiny.
Już się bałam że nigdy nie wstawisz już tu rozdziału:p Biedny Marc, on chyba zabije kiedyś alexisa :d czekAm na kolejny tu i na drugim blogu o alvaro ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny. Nie mogę doczekać się następnego.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na nestępny wręcz uwielbiam tego bloga jest boski<3
OdpowiedzUsuńMarc taki awww...
Ten jej aparat na każdym kroku.
I na dodatek teraz ta akcja z alexisem. :*****
Ale mi się podoba ta historia :) Mam nadzieję, że ta wyprawa do Chile nie popsuje niczego pomiędzy Marcem, a Isabell...
OdpowiedzUsuńzapraszam :* http://after-all-thistime.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚmierć przychodzi nieoczekiwanie i czasami odbiera nam najważniejsze dla nas osoby. Nie liczy sie wiek, płeć ani to, co robią na codzień i czy są dobrymi ludźmi, czy może tym złymi.
OdpowiedzUsuńNie umierają jednak do końca, bowiem cząstke nich samych nosimy w swoich sercach zapewniając im tym samym nieśmiertelność. Żyją także w naszych wspomnieniach.
To prawda. O tym wszystkim mają okazję przekonać się: Gerard Pique - mężczyzna, który prawdopodobnie nigdy nie dorośnie i Julia Hernandez - niepozorna, młoda kobieta, która skrywa ciekawą tajemnicę i stara się zatuszować swoją przeszłość.
Jak owa dwójka poradzi sobie w opiece nad małą Lią, która w tak tragiczny sposób straciła rodziców?
#Pique #Fabregas #Lia #FCBarcelona
para-siempre-fcb.blogspot.com
Ona opuszcza Turyn, on rezygnuje z dlaszej gry w Chelsea. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta - oboje uciekają przed przeszłością. A gdzie? Do Madrytu. To własnie tam chcieliby zacząć od nowa. Oboje wiedzą, że mają zbyt wiele do stracenia jeśli znowu coś pójdzie nie tak. Czy zdecydują się na bycie razem? Czy miłość przezwycięży lęki i bolesne wspomnienia?
Humorystyczne opowiadanie o szalonych i pociesznych zawodnikach Realu jak i również nieco kłopotliwym trójkącie miłosnym w którego skład wchodzą: Iker, Anastasia i Michael.
#RealMadrid #Ballack #Casillas
te-quiero-para-siempre.blogspot.com
Powracam po długiej nieobecności. Jeśli masz ochotę, serdecznie zapraszam, na nowe rozdziały
Co knuje brat bliźniak Fabregasa? Do czego doprowadzą kłótnie Julii i Gerarda?
Co się stało z Mesutem? Co jest powodem dziwnego zachowania Michaela i co na to Anastasia?
Dlugo mnie tu nie bylo, widze ze Ciebie tez, mam jednak nadzieje ze wrocisz bo my tu czekamy :)
OdpowiedzUsuń