14.10.2014

Chapter 30


Po wspaniałej kolacji, która kosztowała prawdopodobnie więcej niż moje miesięczne wynagrodzenie, rozeszliśmy się do swoich pokoi. Byłam skazana na towarzystwo Alexis’a, ale nie był uciążliwy, jak to miał zawsze w zwyczaju. Dopytywał czy niczego mi nie potrzeba, donosił ręczniki i poduszki. Chciał jednak jak najwięcej czasu spędzić ze swoją matką i kiedy tylko zaszyłam się w łazience, on wyszedł z pokoju.
Wzięłam długą kąpiel, ponieważ byłam niesamowicie zmęczona po całym dniu pełnym wszelakich wrażeń. Skoro Alexis wyszedł, nie miałam czasowego ograniczenia i mogłam spędzić w łazience dowolną ilość czasu.
Niedługo cieszyłam się spokojem. Jakieś dziesięć minut później usłyszałam ciche pukanie do drzwi łazienki.

21.09.2014

Chapter 29


Początek lotu był bardzo stresujący. Nie dość, że ledwo wystartowaliśmy, to w dodatku pierwsza prosta i już wpadliśmy w turbulencje. Siedziałam przyssana do swojego fotela, ściskając dłoń Alexis’a. Wolałam być w tamtej chwili z Marc’iem, ale mieliśmy miejsca w innych klasach i nie było możliwości nawet na chwilę rozmowy. Wiem, że był wściekły, choć próbował to za wszelką cenę ukryć pod przykryciem zawadiackiego uśmiechu. Sergi i Tello za cały ten pomysł z mini wakacjami, wkurzyli mnie tak bardzo, że miałam zamiar z nimi poważnie porozmawiać przy najbliższej możliwej okazji. Jak mogli wpaść na coś tak głupiego?
Alexis ściskał moją dłoń i sam panikował równie mocno jak ja. Wspieraliśmy się przy każdym kolejnym wstrząsie, a gdy już wszystko się uspokoiło i mogliśmy odpiąć swoje pasy, zachowaliśmy się jakby nigdy nic.
Analizowałam w głowie jak zareaguję na spotkanie z rodzicami Alexis’a. Nie mogłam jednak przewidzieć niczego, bo tak naprawdę ukrycie panikowałam i starałam się zachować zimną krew najdłużej jak się dało.

15.09.2014

Chapter 28


Cała ta historyka Alexis’a, którą wymyślił na poczekaniu wprawiła mnie o mętlik w głowie. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, co mam powiedzieć Marc’owi i jak zachować się w towarzystwie państwa Sánchez. Oczywiście nie zdecydowałam czy tam w ogóle pojadę, ale musiałam przeanalizować każdy możliwy scenariusz.
W dodatku Leonardo zamęczał mnie swoimi żalami i histeriami, w które co chwilę wpadał. Skończyły mi się chusteczki higieniczne i wyszłam na chwilę z mieszkania, by zrobić podstawowe zakupy w pobliskim małym sklepie. Kiedy wróciłam, Leo stał z założonymi na torsie rękoma i spoglądał na mnie spod byka.
- O co chodzi? – wyminęłam go w drzwiach i weszłam do kuchni.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że dostałaś maila z uczelni? – o mało nie zadławiłam się własną śliną, ale zachowałam pokerową twarz. – No? Słucham.
- Nie chciałam Cię zamartwiać swoimi problemami. Sam masz ich ostatnio wiele, więc wolałam o tym nie wspominać.
- Jakimi problemami? Nie odczytałaś tego maila, więc nie wiesz jaką dostałaś odpowiedź. – ponownie zatarasował mi drogę, kiedy chciałam wejść do salonu.

28.08.2014

Chapter 27


Wieczór rozkręcił się na dobre. Miałam nieodzowne wrażenie, że grupka dziewczyn, w której skład wchodziła między innymi Dolores i Linda, obgaduje mnie za moimi plecami. Nie zamierzałam się jednak nimi przejmować i wdałam się w rozmowę z Bruną o jej nowym serialu, który kręci w Brazylii. Amelia, która pojawiała się co jakiś czas, wtrącała kilka zdań i przenosiła się do innych, chciała by każdy w jej domu nie był skrępowany i miał z kim rozmawiać.
Śmiałam się z Loreną na temat ostatniego meczu chłopców. Alexis wywinął orła, kiedy próbował przejąć piłkę, potykając się o swoje własne nogi. Oczywiście nie był to powód do śmiechu, ale to, że przy okazji obsunął trochę spodenki i zaprezentował trybunom swoje wdzięki... Szybko jednak się zorientował, że paraduje w negliżu, podciągnął spodenki i ku swojemu zaskoczeniu, został wygwizdany przez to przez damską część widowni.

5.08.2014

Chapter 26


Siedzieliśmy wspólnie przy jednym z większych stolików w pubie. Amelia emocjonowała się meczem, który razem oglądałyśmy z trybun, wtem do baru wparowały dwie długonogie istoty. Wydawało mi się, że ich uśmiechy były żywcem przyszyte na niciach chirurgicznych, a brwi odmalowane były od szklanki. Postanowiłam nie oceniać ich po wyglądzie, ale jednak swoim obyciem i zachowaniem dużo nie odbiegały od wyglądu.
Amelia była dziwna? Była aniołem w porównaniu z Dolores i Lindą, które usiadły naprzeciwko mnie i czule obejmowały swoich partnerów (kolejno Adriano i Montoya). Czułam się głupio przyglądając się ich zalotom, dlatego tez robiłam wszystko, żeby mój wzrok nie padał na te dwie pary. W porównaniu z nimi, ja i Marc zachowywaliśmy się jak rodzeństwo, które nawet nie dotyka się przez zupełny przypadek. Mieliśmy odpowiedni dystans, by każdy miał swobodę ruchu, a czasami tylko wymienialiśmy się uśmiechami, co było dla nas najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Mieszałam słomką w wysokiej szklance i zatapiałam się w słowach Marc’a, które szeptał mi na ucho. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, dlatego też miło było oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Pracę zostawiłam za sobą i myślałam tylko i wyłącznie o przyjemnościach.

1.08.2014

Chapter 25


Długo nie mogłam zasnąć, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Marc zasnął w sekundzie, kiedy tylko położył się w moim łóżku. Byłam rozanielona i ciągle ściskałam w dłoniach jego klucz. To był naprawdę piękny gest i nie mogłam tak po prostu przejść przez to do porządku dziennego. Jeszcze nikt nie zrobił coś takiego dla mnie, dlatego też czułam się inaczej niż zazwyczaj. Miałam wrażenie, że moja miłość jest jeszcze większa i rośnie z każdym kolejnym dniem.
Marc wymknął się z samego rana na trening, pozostawiając na szafce obok łóżka karteczkę z krótkim wytłumaczeniem jego nieobecności. Byłam strasznie śpiąca, ponieważ udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, a szykowała mi się kolejny pracowity dzień w studio. Na sam widok jego charakteru pisma, uśmiechnęłam się mimowolnie i przeczytałam kilka zdań, które poprawiły mi humor już od samego rana.
„Bella, nie miałem serca by Cię budzić, ponieważ zbyt smacznie spałaś. Pojechałem na trening, dziś wieczorem mecz, o którym wczoraj Ci opowiadałem. Mam nadzieję, że przyjedziesz. Bilety zostawiłem Ci na komodzie. Zabierz ze sobą kogo zechcesz. Sergi jest kontuzjowany, więc z chęcią dotrzyma Ci towarzystwa. Kocham Cię. Marc”
Z uśmiechem odłożyłam kartkę i podeszłam do komody, na której leżały dwa bilety. No, tak. Miałam wolne w klubie do końca tygodnia, ale czy chciałam iść na stadion i ponownie myśleć o pracy? Otóż tak. Bardzo chciałam pójść, ale nie miałam pewności, że wyrobię się w pracowni z zaległościami, które nieustająco się piętrzyły. Gdyby tylko Luka wrócił i wziął się do roboty! Sama z Leo miałam pracy aż zanadto i nie wiedziałam do czego mam włożyć ręce. Najpilniejsze były pierwsze zamówienia, które nie mogły się opóźnić. Niektórzy wyjeżdżali na miesiąc miodowy, inni mieli ślub, wszystko musiało odbyć się w terminie. A czas ostatnio mnie wyjątkowo gonił.

26.07.2014

Nowy projekt


Witam, tworzę coś nowego na innym blogu i chciałabym Was na niego zaprosić. Właśnie pojawił się prolog, który trochę zarysuje Wam fabułę, która chodzi mi po głowie od paru dobrych tygodni. To zupełnie inna historia, inny piłkarz, jeszcze nie wiem jakie zakończenie, ale znając mnie coś na bieżąco wymyślę i będzie zaskakujące! Młoda dziewczyna jedzie do Barcelony by spotkać swojego ojca. Co za tym idzie: pozna masę ciekawych ludzi, zawiąże przyjaźnie i nie tylko ;-) Nie miałam motywacji, żeby każdego zadeklarowanego obserwatora tego oto opowiadania, powiadomić o czymś "nowym", stąd oto ta notka. Wszystkich zainteresowanych zapraszam, zachęcam do komentowania - wiadomo jakie to ważne dla kogoś kto pisze i czytając komentarze dostaje mega powera do dalszej pracy. Dodajcie się do obserwowanych, bądź po prostu napiszcie w komentarzu, że chcecie być informowani o nowościach, dodam Was do linków - a później na pewno dodam Wam komentarz z informacją o notce. Dziękuję za chwilę uwagi i jeszcze raz zapraszam ;-)
Mi możecie odmówić, ale tym oczom już nie za badzo :)

22.07.2014

Chapter 24


Widok mamy Marc’a całkowicie mnie zaszokował. Nie spodziewałam się widzieć panią Marię w jego mieszkaniu, do którego udaliśmy się zaraz po wyjściu z plaży. Uśmiechnęłam się do niej na powitanie, choć widziałam dobrze, że i ona nie kryje zaskoczenia z mojej wizyty.
- Mamo, co tu robisz? – spytał brunet , po tym jak uścisnął swoją mamę. Zamknął za nami drzwi wejściowe i złapał w przelocie Ninę, która zaczęła skakać koło jego nóg.
- Wpadłam z wizytą, ale chyba nie trafiłam… - powiedziała i skierowała się do salonu. Trudno mi było odgadnąć jej reakcję, ale na pewno nie tryskała radością z powodu mojego widoku. Usiadłam w fotelu i przysłuchiwałam się rozmowie syna z matką. Nie odzywałam się, bo nie chciałam zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi. – Eric przylatuje jutro. Przyjedziesz na kolację?
- Jutro wieczorem mam mecz. – odpowiedział pospiesznie. Słysząc imię jego brata, poczułam się dziwnie. Jak mogłam być tak głupia i próbować wykorzystać Eric’a, by jego brat poczuł się zazdrosny. To było zawstydzające i nie wyobrażałam sobie, bym mogła go tak po prostu spotkać kiedyś na ulicy i udawać, że wszystko jest ok.
- No, ale po meczu możesz przyjechać. Chyba, że masz już inne plany. – zwróciła wzrok na mnie.
- Będę wolny dopiero koło północy. Nie sądzisz, że to późno jak na odwiedziny?
- Co u Ciebie, Isabell? – zignorowała pytanie swojego syna i skupiła swoją uwagę na mojej osobie.

16.07.2014

Chapter 23


Kiedy Lily zasnęła na ramieniu Marc’a, zdałam sobie sprawę jak późno faktycznie było. Dochodziła jedenasta, a mała miała w zwyczaju pójście spać koło dziewiątej. Brunet pomógł mi ją przetransportować do mojej sypialni i położył ją w łóżku, tuż obok smacznie śpiącego Matteo w swoim nosidełku. Wróciliśmy wspólnie do salonu, gdzie panował nieziemski rozgardiasz. Wszędzie walały się chipsy, które w nerwach podczas gry porozrzucała bratanica.
- Mogę zaoferować Ci kanapę. – uśmiechnęłam się do piłkarza, który sprzątał z podłogi resztki jedzenia.
- Nie chce mi się wracać do siebie. – złapał mnie za rękę i przyciągnął, bym usiadła mu na kolanach.
- To zostań. – pocałowałam go w policzek. – Nie ma w tym nic złego.
Po kąpieli, wskoczyłam w piżamę, która składała się z podkoszulki i krótkich spodenek, i wpełzłam na kanapę między oparcie, a piłkarza. Dziękowałam Bogu, że zdecydowałam się na kupno zjawiskowo szerokiej kanapy i dzięki temu mogliśmy wygodnie spać. Nie przeszkadzało mi wcale, że zasypiałam w ramionach Marc’a.  Przerażało mnie jednak to, że zaczynałam się do tego przyzwyczajać.

13.07.2014

Chapter 22


Podróż samolotem nie trwała długo. Nim się spostrzegłam lądowaliśmy w Monachium. Marc przez całą drogę trzymał mnie za rękę i utwierdzał w przekonaniu, że to nic złego, że chcemy ze sobą być. Zaczynałam zauważać jak bardzo się zmienił. Kiedyś na porządku dziennym były różnego typu docinki, które ja odcinałam tym samym. Byliśmy niczym kot i mysz, które za sobą biegają. Dalej między nami była ta iskra, która jednym spojrzeniem powodowała pożar. Musiałam być pewna w stu procentach co do jego uczuć. Chciałam wierzyć w prawdziwość jego słów, ale gdzieś z tyłu głowy dopadała mnie sytuacja sprzed paru lat.
- Nie zadręczaj się już, Bella. – dotknął nosem mojego policzka. – Weź głęboki wdech i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Wyszliśmy z taksówki, która zawiozła nas prosto przed niewielką knajpę w centrum miasta. Ze środka dochodziły do nas śmiechy i głośna muzyka. Marc mocniej ścisnął moją dłoń i pociągnął za sobą do wejścia.
Oczy każdej możliwej osoby w środku skierowały się na naszą dwójkę. Marc wymienił szerokie uśmiechy z kumplami i objął mnie czym prędzej ramieniem, by dać upust wszystkim szeptom.
- Isabella! – usłyszałam znajomy mi głos Thiago, który objął mnie mocno i wycałował za wszelkie czasy. – Dawno Cię nie widziałem! A tu takie zmiany! – wskazał na w dalszym ciągu moje i Marc’a splecione dłonie.
- Dużo się pozmieniało. Ale widzę, że u Ciebie również. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Chodźcie dalej. Podam Wam jakieś drinki. – usiedliśmy w trójkę przy jednym z wolnych stolików. – Co u Was słychać?
- Wszystko w porządku. Nie widać? – zaśmiał się Marc, który ostentacyjnie podniósł nasze splecione dłonie.
- Jest nawet i lepiej. – przytaknęłam mu ochoczo. Wtuliłam się w ramię Marc’a i słuchałam o nowych przygodach naszego przyjaciela. Byłam strasznie ciekawa jego nowego klubu, nowych kolegów i oczywiście mieszkania w całkiem obcym mieście. Dowiedzieliśmy się, że rozstał się z dziewczyną, która nie mogła pogodzić się z faktem jego transferu. Nie chciała z nim opuścić Hiszpanii i za wszelką cenę nie chciała przenieść się do Niemiec. Nie był jakoś specjalnie tym zasmucony. Widziałam wzrok kilku panienek, które najchętniej już teraz wskoczyłyby mu do łóżka.
- Co u Luki? – pytanie o mojego brata trochę mnie zaskoczyło, ale odpowiedziałam od razu, że ożenił się ze swoją dziewczyną, tuż po tym jak Thiago wyjechał do Niemiec. – A w La Tortura?
- Pracownia funkcjonuje i ma się coraz lepiej. Mamy coraz większe zabieganie, bo jak sam wiesz zaczyna się nowy sezon i musimy zrobić parę sesji zdjęciowych piłkarzom itp., a na placu boju zostałam sama z Leo. Brat wraca dopiero w przyszłym tygodniu.
- Czyli ciągle w swoim żywiole. Praca, praca, praca. – przytaknęłam mu od razu. – Strasznie tęsknię za Barceloną i za wami.
- My za Tobą też. – posłałam mu uśmiech.
- Zaaklimatyzowałeś się już w nowym mieście? – wtrącił Marc, który do tej pory przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
- Można tak powiedzieć, ale jestem tu dopiero tydzień… więc powoli przekonuję się do tego miejsca. – było mi strasznie przykro, że nie będę go już codziennie widywać na stadionie wśród swoich przyjaciół. Miał poznać nowych znajomych, z którymi miał grać w nowych barwach.
Alexis przysiadł się do naszego stolika kilka minut później. Jak zwykle rozluźnił atmosferę, opowiadając parę nieprzyzwoitych żartów. Przywołał do siebie dziewczynę, która kręciła się nieopodal, przedstawiając ją jako Lina.
- Twoja dziewczyna? – szepnęłam mu na ucho. Przytaknął głową i złapał blondynkę za rękę. – Miło mi Cię poznać, Lina. Jestem Isabell. – podałam jej rękę, którą z chęcią uścisnęła. Wymieniłyśmy się uśmiechami, ale musiało minąć trochę czasu bym się do niej przekonała. Przecież jeszcze niedawno temu, zakochany po uszy Alexis, przedstawiał nam swoją ostatnią dziewczynę. Kto jak kto, ale Sanchez był bardzo kochliwy i przebierał w dziewczynach jak w rękawiczkach.
- Myślisz, że ten związek przetrwa tydzień? – szepnął mi na ucho Marc, który nie odstępował mnie nawet na krok przez cały wieczór.
- A Ty myślisz, że nie? – ścisnął mocniej moją dłoń, prowadząc mnie prosto do taksówki, która zatrzymała się przed knajpą.
- Nie jestem przekonany czy to przetrwa dzień, a co dopiero tydzień. – otworzył drzwi samochodu i wsiadł zaraz za mną. Drogę do hotelu spędziliśmy w ciszy. Chciałam wierzyć, że piłkarz nie złamie kolejnego serca, ale nie miałam prawa się wtrącać.
W południe wylecieliśmy z powrotem do Barcelony. Cieszyłam się na powrót do obowiązków w pracy, ponieważ byłam bardziej zmęczona weekendem, niż zapracowanym dniem w pracowni.
Wypiłam z Leonardo kawę i zajęliśmy się pracą, której mielimy naprawdę sporo. Miałam do wywołania kilka sesji ślubnych, które pochłonęły kilka godzin. W porze lunchu wyszłam na papierosa przed studio, pijąc kolejną kawę. Już przestawałam odczuwać kofeinę i wcale nie dodawała mi energii. Po południu miałam zjawić się na stadionie, by zrobić piłkarzom sesję zdjęciową przed nowym sezonem. Miałam okazję poznać nowe nabytki i przekonać się, że są całkiem przyjaźnie nastawieni. Neymar wcale nie był takim gburem jak go wszyscy wcześniej opisywali. Pracowało mu się z nim bardzo dobrze, a wszystko za sprawą jego niezliczonych kampanii reklamowych za które zgarniał całkiem okrągłe sumki. Oczywiście brakowało mi Thiago, który zawsze potrafił poprawić mi humor przy robieniu grupowych zdjęć, dlatego później wychodziły zjawiskowo. Pustkę wypełnił mi Alexis, który cierpiał przez kaca i każde jego zdjęcie wyszło jakby miał ochotę zwymiotować wprost w mój obiektyw. Ostatnio częściej widziałam go pod wpływem alkoholu, niż na trzeźwo. Wiem, że miał małe kłopoty związane z przejściem z jednego związku w drugi, ale nie musiał zapominać się przy pomocy niezastąpionej butelki.
Pożegnanie trenera Tito było bardzo wzruszające. Płakałam jak bóbr robiąc zdjęcia ceremonii na stadionie Camp Nou. Chłopcy również nie kryli wzruszenia i kiedy tylko zeszli z murawy ze swoim starym trenerem, łzy płynęły chyba z każdej pary oczu. Wszyscy życzyli Tito szybkiego powrotu do zdrowia i pracy, ale sam stwierdził, że Gerardo Martino da sobie świetnie radę.
Byłam rozkojarzona przez ostatnie wydarzenia. Zresztą chyba tak jak wszyscy, którzy nie spodziewali się, że trener zrezygnuje ze stanowiska tak szybko. Widząc w progu swojego mieszkania Lily oraz Lukę, który trzymał na rękach swojego syna Matteo, byłam lekko mówiąc zamurowana.
- A Wy nie mieliście wracać po weekendzie? – wciągnęłam ich do środka i zamknęłam za nimi drzwi.
- Mieliśmy. Mam prośbę, siostra. – wiedziałam, że coś jest na rzeczy, bo prawie nigdy się tak do mnie nie zwracał. – Mogę podrzucić Ci dzieci na noc? Matilde nie jest najlepszej formie, bo złapała jakiego wirusa na wyspie i próbujemy ją jakoś wyleczyć. Nie chcę, żeby dzieci były w pobliżu.
- No jasne. – odebrałam od niego Matteo, który wtulił się w mój dekolt i obserwowałam jak brat wnosi do mojego mieszkania walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
- A wiesz, że zrobiłam sobie zdjęcie z Bieber’em! – pisnęła Lily, wyciągając z walizki aparat fotograficzny, tuż po tym jak jej tata wyszedł z mieszkania.
- No co Ty. – zaniosłam małego na kanapę do salonu i położyłam na miękkiej poduszce. Spotkanie piosenkarza, który był idolem niejednej nastolatki, było nie lada przeżyciem dla Lily, która wcisnęła mi w dłoń aparat i kazała oglądać jej zdjęcia. – Jadłaś już coś? – mała pokręciła główką i zaciągnęła mnie do kuchni.
- Chcę naleśniki. – zarządziła po chwili zastanowienia. Wysłałam ją do salonu, by miała oko na braciszka, a ja zajęłam się gotowaniem. Podgrzałam mleko i wlałam je do butelki dla Matteo. Kiedy się zajadał, ja mogłam wrócić do przyrządzania kolacji. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nie miałam jak wyrwać się spod panowania patelni. Kiedy usłyszałam, że Lily przekręca klucz w drzwiach, byłam zdenerwowana, ponieważ uczyłam ją, że jest za mała by to robić.
- Marc! – usłyszałam jej pisk. Przewróciłam naleśnika i nalałam mleka do kubka dla bratanicy.
- Jest Twoja ciocia? – piłkarz zwrócił się do Lily, która wskazała na drzwi do kuchni i podbiegła do brata, który wyrzucił na ziemię butelkę z mlekiem.
- Cześć. – poczułam jego ręce na swoich biodrach i delikatny pocałunek, który złożył na moim policzku.
- A no cześć. – odwróciłam się do niego i skradłam mu buziaka. Przerzuciłam ostatni naleśnik na talerz i zwróciłam się w kierunku salonu, by podać je Lily.
- Miałem Ci zrobić wyrzuty, że stałem jak głupi pod kinem, a Ty się nie zjawiłaś… ale teraz widzę, że masz dwa.. powody. – wskazał na dzieciaki.
- Kinem? – powtórzyłam za nim.
- Randka? – spojrzał na mnie zaskoczony. Westchnęłam głośno, przyznając, że całkowicie zapomniałam o naszym spotkaniu. Szczerze powiedziawszy nawet nie przypominałam sobie, żebyśmy coś takiego planowali, albo po prostu widok dzieci w moich drzwiach, całkowicie wyrwał mnie z doczesności.
- Przepraszam. – zobaczyłam jak wyciąga zza siebie bukiet stokrotek, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Na Lily chyba większy, bo o mało nie zadławiła się naleśnikiem. -  Chyba Lily bardziej zasłużyła na kwiaty niż ja.
- Jeszcze nigdy nie dostałam kwiatów od chłopaka! – pisnęła i uściskała mocno piłkarza, który nie krył zdziwienia. – Muszę wrzucić zdjęcie na instagrama! – wrzasnęła. Byłam zatroskana jej wypowiedzią. Niespełna ośmioletnia dziewczynka odnajdywała się w świecie Internetu i najnowszych nowinek lepiej ode mnie. Sama nie posiadałam najpopularniejszych aplikacji i konta na portalach społecznościowych. Za to Marc dogadywał się w tym temacie wyśmienicie. Od razu „zalajkował” jej wpis i dodał ją do znajomych. Nie musiałam  nawet wyobrażać sobie radości małej, ponieważ wyraziła to głośnym piskiem.
Kiedy Matteo zaczął płakać, byłam bezsilna jak małe dziecko. Sama miałam ochotę zacząć wyć do księżyca i rzucić wszystkim w kąt. Nie zajmowałam się dzieciakami na co dzień i nie wiedziałam jak z nimi postępować. Lily była na tyle duża, że sama potrafiła określić czego chce. A bratanek? Płakał i nie zamierzał chyba przestać. Widząc moją całkowitą bezsilność, Marc wziął na ręce płaczącego Matteo i zaczął z nim chodzić po pokoju.
- Córka mojej kuzynki uwielbia gdy się z nią spaceruje. – wytłumaczył pospiesznie. Obserwowałam go z wyraźnym zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia, że potrafi zajmować się niemowlakami, a tu proszę. Pełna współpraca obydwu panów. Matteo po chwili płaczu, zasnął na torsie piłkarza, który wyglądał na wyraźnie zadowolonego z obrotu sprawy. Siedziałam z Lily na kanapie i dziękowałyśmy Bogu za chwilę ciszy.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale dziękuję. – szepnęłam, gdy kładliśmy małego spać na moim łóżku w sypialni. Uśmiechnął się do mnie szeroko i gestem ręki zachęcił mnie do powrotu do salonu. Lily grała w grę na konsoli, która należała do Alexis’a. Zostawił ją kilka tygodni temu i nic nie wskazywało na to by chciał ją z powrotem. Miał po prostu świetny pretekst by wpadać do mnie bez pytania i rozsiadania się na mojej kanapie.
- Mogę z Tobą zagrać? – piłkarz zwrócił się do mojej siostrzenicy, która ochoczo poklepała miejsce obok siebie. W międzyczasie przyniosłam sok z lodówki i podałam go zafascynowanym i pochłoniętym do reszty w grę, najlepszym przyjaciołom. Lily pokochała Marc’a od pierwszego wejrzenia, kiedy nasze relacje nie należały do zbyt owocnych.
Przeglądałam zdjęcia na laptopie z ostatniej sesji zdjęciowej, aby usunąć te zbędne i zostawić te, które wylądować miały na oficjalnej stronie internetowej klubu. Miałam ubaw z niektórych zdjęć, ponieważ Alexis miał przeważnie jedną minę: wymiotującego kota.
- Naprawdę byliśmy dziś umówieni na randkę? – zwróciłam się do Marc’a, który przez moment odwrócił wzrok od telewizora.
- Naprawdę. – przytaknął. - Chyba za dużo pracujesz. – wskazał na laptopa, który od pewnego czasu ciągle mi towarzyszył. Chciałam mu przyznać rację, ale było to sprzeczne z moim światopoglądem, więc kiwnęłam jedynie głową z dezaprobatą. – Mówię poważnie. Powinnaś wziąć sobie parę dni wolnego i np. jechać ze mną za miasto.
- Za miasto? – powtórzyłam za nim. – Nie ma mowy. Mam masę pracy. Zaczyna się sezon i nie ma mowy o żadnym wolnym.
- Niedługo zrobi się luźniej. – puścił mi oczko. – A tak w ogóle to zrobiłaś wielkie wrażenie na kolegach Thiago w Monachium na ostatniej imprezie. Dzwonił do mnie i mówił, że ciągle Cię zachwalają i wypytywali go kim jesteś.
- Serio? – zamknęłam szybko laptopa i uśmiechnęłam się szeroko. – Jak bardzo zachwyceni?
- Bardzo. – puścił mi ponownie oczko. Lily szturchnęła go w bok, by kontynuował grę. Brunet nie miał możliwości wyboru, więc ponownie zatopił się w grze w ukochaną FIFĘ. Poczułam się wyśmienicie, wiedząc, że kumple z nowej drużyny Thiago byli mną zachwyceni. Czułam się jak typowa kobieta, która rumieniła się przez parę komplementów, ale nie miałam przez to wyrzutów sumienia. Marc natomiast był wyraźnie dowartościowany tym, że tylko on trzymał mnie wtedy za rękę. To właśnie temu nie odstępował mnie nawet na krok. Był zazdrosny? Hell yes.

*************************************

Za błędy i nudę przepraszam. Po prostu bardzo zależało mi na tym by dodać notkę dziś. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za słowa otuchy pod poprzednim postem. Jesteście najlepsi :-)

4.07.2014

Chapter 21


Nie umiałam tak po prostu zapomnieć o przeszłości, rzucić się w ramiona Marc’a i myśleć tylko i wyłącznie o przyszłości. Gdzieś z tyłu głowy miałam tę myśl, że nasze rozstanie w liceum, było winą piłkarza, który bardziej przekładał swoje życie zawodowe nad moje. Nie umiałam tak po prostu o tym zapomnieć i żyć jakby gdyby nic.
Po wspaniałym ślubie mojego brata i Melindy, nadszedł czas na powrót do rzeczywistości. Świeżo upieczeni małżonkowie wyjechali wraz z dziećmi na miesiąc miodowy na Malediwy, przez co na placu boju w pracowni La Tortura zostałam sama z Leonardo. Miałam masę pracy, ale dzięki temu nie miałam czasu, żeby myśleć o Marc’u. Udało mi się obyć bez zbędnych deklaracji. Natomiast Marc wciąż utwierdzał mnie w przekonaniu co do swoich uczuć. Tak bardzo chciałam się otworzyć. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Marcelo. Zraniłam go i nie musiał mi nawet tego mówić. Postanowiłam wyśpiewać mu wszystko na jednym wdechu, by nie mieć czasu na jąkanie. Jego wzrok o mało nie wyrwał mi serca i roztrzaskał go na miliony małych kawałeczków. Nie rozpłakałam się, tak jak podejrzewałam wcześniej, ale cierpiałam niemiłosiernie. Wiedziałam dobrze, że zrobiłam mu wielką przykrość, ponieważ zaczynał myśleć, że możemy stworzyć związek, ale nie mogłam go dłużej okłamywać.
W drodze powrotnej do domu, kupiłam paczkę papierosów i wypaliłam od razu jednego. Ręce trzęsły mi się przy każdym kolejnym wdechu, a w głowie miałam nieprawdopodobny mętlik. Skrzywdziłam osobę, która była dla mnie naprawdę dobra. Mogłam stworzyć z nim przyszłość i to wspaniałą. Wolałam jednak ponieść się emocjom i ulec beztroskiemu piłkarzowi. Mimo iż nasza przyszłość wcale nie malowała się w jasnych barwach.
W windzie spotkałam Alexis’a. Przywitał mnie mocnym uściskiem i całusami, którymi zasypał moje policzki.
- Dawno Cię nie widziałem! – objął mnie ramieniem. – Co u Ciebie, księżniczko?
- Pracuję, pracuję… pracuję. Nic nowego, mój drogi. – wymieniliśmy się uśmiechami. – A co u Ciebie?
- Rozstałem się z dziewczyną, ponieważ znalazłem inną… teraz mam małe zamieszanie, ale nie żałuję. Lina jest naprawdę urocza i chyba się zakochałem. – wyszczerzył się szeroko, na co odpowiedziałam mu śmiechem.
- Cieszę się z Twojego szczęścia. Naprawdę! Zasługujesz na to.
- Ty również. – drzwi windy się otworzyły na moim piętrze. Wyszłam na korytarz i odwróciłam się na pięcie. – A jak Twój związek z Marc’iem?
- Nie jesteśmy w związku. – piłkarz zatrzymał zamykające się drzwi własną dłonią i spojrzał na mnie spod byka. – No co?
- Mnie nie oszukasz. Wieści szybko się roznoszą.
- Kto o mnie plotkuje? – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Chłopcy z drużyny?
- To przecież jasne. Za dwa tygodnie rozpoczyna się sezon, więc coraz częściej się spotykamy, a że mamy ciekawe tematy…
- To gadacie i o mnie. – dokończyłam za niego, na co zareagował śmiechem. – Wpadnij później na jakiś alkohol. Mam depresyjny nastrój.
- Jasne. – uśmiechnął się do mnie szeroko i wysłał buziaka, tuż przed zamknięciem się windy. Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na zamek. Rzuciłam na kanapę torebkę i zabrałam się za parzenie kawy. Miałam niesamowitą migrenę, ochotę na jakikolwiek alkohol w nieograniczonej ilości oraz złamane serce. Tak, miałam złamane serce. Od paru dobrych lat. Rozmowa z Marcelo pogłębiła ranę i nic nie wskazywało na to, by miała kiedykolwiek przestać boleć.
Naszykowałam w salonie butelkę tequili, cytrynę oraz sól. Miałam ochotę na zapomnienie, a alkohol w piątkowy wieczór był idealnym rozwiązaniem. Zaczekałam na Alexis’a, by nie pić w samotności.
- Nalej jeszcze. – zarządził piłkarz, który rozłożył się na mojej kanapie, niczym rzymski dostojnik na uczcie u Nerona. – I lej więcej niż do tej pory.
- Weź nie ględź tyle, bo mnie boli głowa. – nalałam mu tequili do kieliszka i podałam mu prosto do ręki. Siedziałam na włochatym dywanie, próbując uciszyć wyrzuty sumienia. Picie z Alexis’em wcale nie poprawiało mi humoru. Co jakiś czas miałam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem i wyć do poduszki. Piłkarz pocieszał mnie jak potrafił. Robił śmieszne miny, opowiadał dowcipy, a nawet próbował kankana. Godzinę później dołączył do nas Leonardo, który również nie miał co ze sobą zrobić w piątkowy wieczór. Nie wypaliła mu randka i również nie miał zbyt radosnego humoru. Siedzieliśmy wspólnie, słuchając żartów Alexis’a, który wypił zdecydowanie za dużo. Skakał po całym salonie udając, że tańczy taniec towarzyski z moją miotłą. Płakałam ze śmiechu, kiedy wywrócił się i uderzył kostką o kant stołu. Nie było to śmieszne, ale w tamtym momencie płakałam jak dziecko. Byłam rozchwiana emocjonalnie, a zdjęcie Marc’a, które wyświetliło mi się jakiś czas później na ekranie telefonu, tylko dolało oliwy do ognia.
- Może odbierzesz wreszcie? – spytał Leo wskazując na ponownie podświetlony wyświetlacz mojego telefonu. – Nie będzie z Tobą teraz rozmawiać, ponieważ ma niesamowitą randkę z dwoma przystojniakami… - powiedział jednym tchem do komórki. Podniosłam się momentalnie na jego słowa i pokiwałam jedynie głową, mając nadzieję, że nie zrobił tego co zrobił. – Tak to ja… No wiem przecież… - zaśmiał się do telefonu. Miałam ochotę go zamordować własnymi rękoma. Jak on mógł tak po prostu odebrać moją komórkę i wygadywać głupoty? – Jest z nami Alexis… - Czy on właśnie mu się tłumaczył? Jeszcze nie upadłam do końca na głowę, żeby komukolwiek tłumaczyć się ze swoich czynów a Leonardo jakby nigdy nic spowiadał się Marc’owi i nic sobie z tego nie robił. – Do zobaczenia w takim razie niebawem... Ok., przekażę… - ponownie zaśmiał się do telefonu i kiedy przycisnął czerwoną słuchawkę uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Zwariowałeś? – syknęłam w jego stronę.
- No, co?
- Jak mogłeś tak po prostu odebrać mój telefon, nie pytając mnie wcześniej o zdanie. Przecież tak naprawdę nikt nie wie co się między nami dzieje… - spojrzałam na Alexis’a, ale miałam pewność, że niczego się nie domyśli, ponieważ spoglądał rozmarzonym wzrokiem na telewizor, gdzie leciała akurat powtórka „Czarodziejki z księżyca”.
- Izz, strasznie dramatyzujesz, wiesz? – pokręcił głową. – Przecież nic takiego się nie stało. Jestem Twoim kumplem i mam prawo wiedzieć takie rzeczy, jak np. z kim się umawiasz. To przecież nic złego.
- Jesteś moim przyjacielem. – zaakcentowałam od razu.
- Tak, więc o co chodzi? – przyjrzał mi się uważnie.
- Nie wiem czego tak naprawdę chcę. Nie wiem czy chcę być z nim, czy nie. Mam mętlik w głowie. – złapałam się obiema dłońmi za skronie. – Co mi radzisz?
- Jesteś w nim zakochana od lat. On w Tobie też. Czemu sobie tak komplikujesz życie? – zwrócił uwagę na Alexis’a, który zaśmiał się głośno z dialogu czarodziejek. – Oddaj się temu uczuciu. To nic złego być szczęśliwym.
- Zraniłam Marcelo. On naprawdę mnie lubił… ja jego też. Mógł być z tego związek o jakim marzyłam.
- Przecież Ty nie marzysz o sielankowym życiu. Chcesz żyć pełnią życia, a to właśnie On sprawia, że chce Ci się rano wstać z łóżka. Czy tak nie jest? – kiwnęłam jedynie głową jako odpowiedź. – Więc przestań wreszcie pieprzyć i daj mu się kochać.
- Tak właśnie byś zrobił?
- Wiesz dobrze, że to niezły przystojniak i gdyby tylko był gejem… - zaśmiał się. – Ale nie jest, więc jest cały Twój.
- Od kiedy macie taki dobry kontakt? – spojrzał na mnie podejrzliwie. – Rozmawiałeś z nim przez telefon jak z dobrym znajomym, a kiedyś nawet nie zamienialiście ze sobą zdania. – wytłumaczyłam się od razu.
- Był parę razy w La Tortura. Miał parę zdjęć do wywołania, a że Ciebie nie było, to zająłem się pracą. To nic złego. Pogadaliśmy, on próbował wybadać mnie o Ciebie… sama rozumiesz.
- Plotkowaliście o mnie?
- Od razu plotkowaliśmy… - podniósł ręce w geście poddania. – Wymieniliśmy kilka zdań. To nic wielkiego, Izz. Nic co by Cię mogło zaniepokoić.
- Ok., w takim razie nie pytam dalej. – wzruszyłam ramionami i nalałam alkohol do kieliszka.
Marc dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, aż wreszcie pojawił się w moich drzwiach. Spojrzał na moich współtowarzyszy i skierował się w moim kierunku.
- Dobrze się czujesz? – spojrzał na mnie zaintrygowany i złapał mnie za ramiona. – Może już starczy tej tequili?
- Znieczulam się. – odpowiedziałam. Alexis podniósł się z miejsca, ale miał spore problemy z zachowaniem równowagi. Marc pognał mu z pomocą, ponieważ o mały włos, a wylądowałby na moim szklanym stoliku. Niewiele brakowało by rozsypał się w drobny mak, a piłkarz byłby nieprawdopodobnie poraniony. Zaprowadził go do swojego mieszkania, ponieważ nie był już w stanie ustać na własnych nogach. Zamówił, chwiejącemu się na nogach, Leonardowi taksówkę, do której go zaprowadził, mimo jego wyraźnych sprzeciwów. Wrócił do mojego mieszkania po paru minutach i zatopił swoje usta w moich. Odpowiedziałam na każdy pocałunek, który roztapiał mnie niczym masło. Przwiesiłam swoje ręce przez jego ramiona i oparłam czoło o jego tors. Czułam, że zasypiam na stojąco, więc zaprowadził mnie od razu do sypialni. Przebrałam się w piżamę i przykryłam szczelnie kołdrą.
- Już nigdy więcej nie tknę alkoholu. – jęknęłam zakrywając głowę miękką poduszką.
- Jakoś Ci nie wierzę. – oparł się lewą ręką o łóżko, tak że nachylał się nad moją głową. – Przyniosłem Ci wodę mineralną, którą zapewne będziesz potrzebować z samego rana i aspirynę.
- Zostaniesz ze mną? – nie musiałam czekać na jego reakcję. Uśmiechnął się i zniknął na chwilę w łazience. Powrócił do mnie i położył się obok mnie.
- Jutro robimy małą imprezę pożegnalną dla Thiago. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć. – objął mnie ramieniem i wtulił głowę w miękką poduszkę.
- Chcesz się oficjalnie pokazać? – podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego uważnie. Dotknął dłonią mojego policzka i kiwnął głową jako odpowiedź. Byłam zaskoczona jego niemą deklaracją. Pamiętam jak dziś, kiedy byliśmy w liceum i byliśmy parą. Spotykaliśmy się jedynie w ukryciu, a mimo to byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Nie chciał się ujawnić, nie chciał się ze mną pokazywać publicznie, dlaczego? Piłka była dla niego ważniejsza, no i uganianie się za spódniczkami. Wiele razy mnie zawiódł, ale nasze rozstanie rozbiło mnie na malutkie kawałeczki.
Kiedy teraz chciał pojawić się na przyjęciu pożegnalnym swojego przyjaciela, który wyjeżdżał do Niemiec do nowego klubu, byłam zszokowana. Ba! Byłam przerażona jak nigdy dotąd. Serce biło mi jak oszalałe i chciało bym krzyknęła „tak!”. Rozum podpowiadał zupełnie co innego.
- Dobrze. – wzięłam do siebie słowa Leonardo, który przez parę godzin próbował przekonać mnie co do uczuć piłkarza. – Pójdę z Tobą.
Marc ucałował mnie w czoło i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Próbowałam zasnąć w jego ramionach, ale nie mogłam. Wierciłam się przez większość czasu, próbując zamknąć oczy. Brunet spał wtulony w moją poduszkę. Był jeszcze przystojniejszy niż zawsze. Miałam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem wygląda coraz bardziej ponętnie, albo to były tylko moje odczucia.
Obudziłam się po dziewiątej. Ból głowy nie dawał mi możliwości zrobienia żadnego ruchu. Jęknęłam głośno i złapałam się mimowolnie za pulsujące skronie. Podniosłam się na łokciach, mimo wyraźnego sprzeciwu całego swojego ciała, i sięgnęłam po butelkę stojącą tuż przy moim łóżku.
- Dzień dobry. – usłyszałam tuż za sobą znajomy mi głos. Napiłam się łapczywie wody, która wcale nie polepszyła mojego stanu. – Widzę, że ktoś tu ma kaca. – odwrócił się i podał mi aspirynę, która leżała na szafce przy jego stronie łóżka.
- Dziękuję. – połknęłam tabletkę i próbowałam wstać, ale po chwili opadłam z powrotem na łóżko. Marc wykorzystał okazję i przyciągnął mnie do siebie. – Muszę lecieć do pracy. Leo mnie zabije, że nie otworzyłam jeszcze pracowni.
- Jest dopiero dziewiąta. – przyciągnął mnie jeszcze bliżej. – Nie możemy spędzić całego dnia w łóżku?
- A czy Ty nie masz jakiegoś treningu czy coś? Wakacje się przecież skończyły.
- Jutro oficjalna konferencja prasowa i rozpoczęcie nowego sezonu. Dziś mam jeszcze wakacje. I Ty też… - złożył pocałunek na moim policzku. – Zadzwonię do Leo i poproszę o dzień wolny dla najlepszej pani fotograf jaką znam.
- Nie da się urobić, nawet Tobie. Dziś ma randkę poza miastem i pewnie właśnie się na nią szykuje.
- A co z Luką?
- Jeszcze nie wrócił z miesiąca miodowego. – odwróciłam się do niego przodem. Pocałował mnie w usta czym prędzej, jakbym miała mu szybko uciec. – A jeżeli chodzi o to przyjęcie dla Thiago to znów robicie je w tej knajpie za rogiem?
- Nie, tym razem nie. Robimy je w Monachium, niedaleko nowego mieszkania Thiago. Mógłbym przysiąc, że Ci o tym mówiłem. – zawahał się przez moment. – Nieważne gdzie. Ważne, że jedziesz ze mną i będę mógł wreszcie złapać Cię za rękę przy przyjaciołach.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Wtuliłam się z powrotem w poduszkę tuż obok niego. Trochę mi ulżyło, ale nie na tyle, bym jechała do Monachium w stu procentach przekonana o słuszności swojego wyboru. A już go podjęłam. I chciałam wierzyć, że Marc to wybór właściwy i jedyny.

**************************************
Kolejny rozdział. Trochę smętny jak dla mnie, ale ocenę jak zawsze pozostawiam Wam. Pozdrawiam ;-)

27.06.2014

Chapter 20


Wielokrotnie łapałam się na tym, że łzy ciekły mi po policzkach, wpatrywałam się w młodą parę i próbowałam nie wybuchnąć głośnym płaczem. Nie wiem czemu tak reagowałam, ale po prostu byłam wzruszona. Mój brat brał ślub ze swoją ukochaną. To było coś niesamowitego. Jeśli ktoś powiedziałby mi, że miłość nie istnieje, to wskazałabym na tę parę. Oni byli kwintesencją miłości i oddania.
Kiedy młodzi wymienili się obrączkami i przysięgą, wszyscy zaczęli bić brawa. Uwieńczeniem celebracji był pocałunek, który trwał nieco zbyt długo, ale wcale im się nie dziwiłam. Wreszcie byli małżeństwem.
Wyszli z kościoła trzymając się za ręce. Stanęli na schodach i próbowali nie zginąć od płatków róż, które skierowane były w ich stronę. Szłam pod rękę z bratem Melindy, który co chwilę żartował by rozluźnić atmosferę. Uśmiechnęłam się do Marcelo, którego dostrzegłam podczas wychodzenia z kościoła. Mój wzrok padł również na Marc’a. Nie odwzajemnił mojego uśmiechu. Stał z założonymi rękoma i obserwował moje ruchy. Wzruszyłam jedynie ramionami i wymieniałam się uśmiechami z gośćmi.
Poprawiłam sukienkę panny młodej, która ucierpiała lekko podczas wymieniania czułości ze swoim mężem. Wsiadłam do samochodu Marcelo, z tyłu siedziała moja mama, Lilly i mały Matteo w foteliku, i razem ruszyliśmy do restauracji, gdzie miało odbyć się wesele. Zaraz po wyjściu z samochodu wzięłam na ręce Matteo, który marudził całą drogę. Ucałowałam go w główkę i próbowałam jakoś uspokoić. Wyraźnie chciał iść w ramiona swojej mamy, ale była ona zajęta przyjmowaniem życzeń od gości. Miałam zająć się Lilly i Matteo, co wcale nie było bardzo wyczerpującym zajęciem.
Z pomocą przyszedł mi Marcelo. Miał zdecydowanie rękę do dzieci i cierpliwość. Ja byłam trochę zbyt roztrzepana i miałam sporo na głowie. Musiałam wszystkiego dopilnować, by młoda para nie miała wyrzutów sumienia, że bawi się na własnym weselu.
- Jak się bawisz? – zwrócił się do mnie Leonardo, który objął mnie ramieniem i poczęstował szampanem, którego podwędził jednej z kelnerek.
- Dobrze. Nie widać? – próbowałam unieść do góry kąciki ust, ale wiedziałam dobrze, że go na to nie nabiorę. Zdążył mnie już poznać na tyle, że wiedział dobrze co mnie nęci. A raczej kto. Marc wprost bawił się znakomicie. Kieliszek nie opuszczał jego dłoni nawet na chwilę. Obejmował czule swoją towarzyszkę i wszystkich zagadywał. Nie chciałam tego oglądać.
- No właśnie nie widać. – objął mnie mocniej. – Weź nie zwracaj nawet na niego uwagi. Traktuj jak powietrze.
- Powietrze jest potrzebne do życia. – zauważyłam od razu.
- To jak coś co Ci nie jest do szczęścia potrzebne. Jasne? – kiwnęłam głową. Uśmiechnęłam się do zmierzającego w naszym kierunku Marcelo, który niósł na rękach usypiającą Lily.
- Mała zaraz zaśnie. Musimy ją gdzieś odstawić. – powiedział. Wyrwałam się z uścisku Leo, który westchnął na widok mojego kolei i skarciłam go wzrokiem. Wiedziałam dobrze, że dla niego Marcelo jest już na starcie skreślony. Dlaczego? Bo nie jest Marc’iem.
Zaprowadziłam mojego towarzysza na piętro, gdzie wykupione mieliśmy pokoje dla gości weselnych i położyliśmy Lily w jednym z nich. Mała z początku chciała wracać do zabawy, ale zasypiała na stojąco i musiała się zdrzemnąć choć na chwilę. Przykryłam ją kocem i ucałowałam w czoło. Miałam mieć na nią oko tego wieczora, więc byłam strasznie wdzięczna Marcelo, że wyręczył mnie parę razy w zabawianiu dzieciaków.
Wychodząc z pokoju poczułam ciepłą dłoń blondyna, która łapie mnie w pasie. Przyciągnął mnie do siebie i bez chwili namysłu pocałował. Miałam spore problemy z zachowaniem równowagi, ale wyrwał mnie z opresji, dzięki mocnemu uściskowi. Byłam zaskoczona jak nigdy, ale nie odepchnęłam go od razu. Musiałam wpierw przeanalizować całą sytuację w głowie, nim złapałam go za ramiona.
- Przepraszam, Marcelo. – zasłoniłam usta dłonią i odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Stało się coś? Czy zrobiłem coś nie tak? – zwrócił się do mnie momentalnie.
- Nie, nic. Przepraszam. – złapałam się za głowę, próbując dojść do siebie. – Potrzebuję trochę czasu, a my… zbyt pędzimy. Rozumiesz mnie?
- Jasne. Przepraszam. Nie chciałem Cię urazić. – było mi straszliwie głupio. To ja zachowałam się jak kretynka, bo przecież sama za nim biegałam, a teraz co? Odpycham go z niewiadomych przyczyn?
- Naprawdę Cię lubię. – złapałam go za rękę. – Naprawdę! Ale potrzebuję więcej czasu.
- Rozumiem. – ucałował mnie w policzek. Miałam wrażenie, że moje słowa mocno go dotknęły. Nie wiem dlaczego zachowywałam się w ten sposób, ale działała moja podświadomość, która nie pozwoliła brnąć w to zbyt szybko.
Może za tym wszystkim stał Marc, który podświadomie zarzucał na mnie swoje sidła. Mógł nie robić nic, a i tak moje serce biło jak oszalałe.
Złapałam Marcelo za rękę i pociągnęłam w stronę schodów. Zeszliśmy razem do gości i popędziliśmy wprost na parkiet. W tamtej chwili zdecydowanie wolałam tańczyć, niż rozmawiać, czy analizować moje głupie zachowanie. Marcelo opuścił mnie po chwili przez telefon ze szpitala, więc tańczyłam sama. Kiedy po chwili wrócił z grobową miną wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Muszę jechać do szpitala. Nagła operacja, mój ordynator potrzebuje asysty. – powiedział na jednym wdechu. Wiedziałam, że to dla niego ogromna szansa, ponieważ nie uczestniczył do tej pory w żadnej poważnej operacji i to może być furtka do jego kariery. – Bardzo mi przykro, że muszę Cię tu zostawić.
- Mną się w ogóle nie przejmuj. Jedź! – ucałował mnie w policzek i wybiegł z sali. Nie uszło to uwadze Marc’a, który już po chwili położył swoje dłonie na moich biodrach. -  A Ty tu czego? – spiorunowałam go wzrokiem i spróbowałam go od siebie odepchnąć.
- Gdzie się podział Twój chłoptaś? – spojrzał na mnie spod byka.
- Pojechał asystować w operacji. – odpowiedziałam dumnie i pozwoliłam mu mnie obrócić wokół własnej osi. – A gdzie Twoja partnerka? – zauważyłam brak jej obecności, co objawiało się tym, że wisiała namiętnie na jego ramieniu.
- Wróciła do domu. Jutro z samego rana leci do Toronto. – odpowiedział i ponownie mną zakręcił. – Czyli zostaliśmy sami.
- Jeżeli pomijasz wszystkich gości weselnych to tak. – miałam ochotę wyrwać się z jego uścisku, ale nie mogłam zrobić tego tak ostentacyjnie. Moja mama zaczęłaby mnie wypytywać o Marc’a, o to co znów robi w moim życiu… a robi i to dużo. Musiałam zaczekać do końca piosenki, która trwała chyba całą wieczność.
Kiedy Bruno Mars wreszcie skończył swoją smętną piosenkę o miłości, zaczęła się kolejna. Odchodząc od Marc’a usłyszałam pierwsze słowa piosenkarza, które wprawiły mnie w dreszcz. Znów poczułam znajomą dłoń na moim ramieniu.
- Pamiętasz tę piosenkę? – Marc zwrócił się bezpośrednio do mnie. – Po raz pierwszy pocałowałem Cię przy tej piosence.
Łzy stanęły mi w oczach. Wyrwałam się z jego uścisku i przecisnęłam się między tańczącymi gośćmi do drugiego pomieszczenia. Wyrwałam z rąk Leo butelkę czerwonego wina i pobiegłam z nią na górę. Trzasnęłam drzwiami przed nosem biegnącemu za mną przyjacielowi i przekręciłam klucz w zamku. Szlag trafił cały mój makijaż. Ale miałam to gdzieś. Otworzyłam wino i upiłam spory łyk. Opadłam bezsilnie na podłogę przy łóżku i łkałam do poduszki.
- Isabell! Otwórz te cholerne drzwi! – krzyknął Leo uderzając w nie z całej siły. – Ała! Połamię sobie przez Ciebie ręce!
- Nic mnie to nie obchodzi! – ponownie upiłam spory łyk wina i wtuliłam się w miękką poduszkę, pozostawiając na niej ślady po mascarze.
- Izzie. Proszę otwórz. Porozmawiaj ze mną. Nie wiem co się dzieję, a Ty płaczesz. To przez Marc’a? – obniżył ton, ale nie dawał w dalszym stopniu za wygraną.
- Pamiętał przy której piosence po raz pierwszy mnie pocałował! – krzyknęłam ponownie zalewając się łzami.
- Co? – po długiej ciszy, wybuchnął głośnym śmiechem. – I przez to płaczesz?
- Spadaj! – podniosłam się z miejsca i podeszłam do drzwi. Wpuściłam go do środka i zamknęłam drzwi na klucz. – Niczego nie rozumiesz…
- Więc mi wytłumacz, proszę. – złapał mnie za oba policzki i próbował zetrzeć tusz, który spłynął mi po twarzy.
- Leo… on pamięta takie drobiazgi, które ja z trudem sobie przypominam. – Leo przejrzał zawartość mojej torebki i zaczął poprawiać mi makijaż. – Ogarniasz to? Wcale mnie nie olewał przez cały czas…
- On nadal Cię kocha. Ty to wiesz, ja to wiem… tylko czy on to wie? – zmrużył oczy. – Gdzie Marcelo?
- Pojechał na wezwanie ze szpitala. – odpowiedziałam wycierając chusteczką nos. – Co mam zrobić?
- Nie rób nic. – złapał mnie za ramiona. – Ja zaraz wracam. – zniknął za drzwiami. Znalazłam butelkę wina i upiłam łyk. Dalej chciało mi się płakać, ale już chyba bardziej z bezsilności, niż smutku. Miałam kompletny mętlik w głowie.
Kiedy drzwi się otworzyły, a w progu pojawił się zdezorientowany Marc, nie wiedziałam co mam powiedzieć. Leo wepchnął go z łatwością do środka i zatrzasnął za nim drzwi. Kiedy usłyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w zamku, wiedziałam co się kroi.
- Płakałaś? – spojrzał na mnie uważnie. Wzruszyłam jedynie ramionami i znów pociągnęłam wino z butelki. – Leo nas zamknął? – przytaknęłam od razu. Brunet usiadł obok mnie na łóżku i złapał się za głowę. – Co jest grane?
- Miesza się w nieswoje sprawy.
- Rozumiem, że mamy czas na rozmowę? – przeszył mnie na wylot swoim wzrokiem. Chciałam ponownie uciec, ale przeszkadzały mi zamknięte na klucz drzwi. Może to i lepiej. Miałam dość niedopowiedzeń i fałszu. – Bella…
- Nie mów tak do mnie. – kiedy się do mnie przybliżył, zrobiłam unik i momentalnie podniosłam się z łóżka.
- A jak mam inaczej do Ciebie mówić? Zawsze zwracałem się do Ciebie „Bella”… i tak już zostanie.
- Możemy przestać dyskutować o moim imieniu? – usiadłam na parapecie.
- Proszę… porozmawiajmy o nas. – ponownie wbił we mnie swój wzrok.
- Ale „nas” nie ma już dawno. Możemy porozmawiać o Tobie, o mnie, ale nie o „nas”. – podszedł do mnie i kucnął przy moich nogach.
- Musisz się tak nade mną znęcać? Ile to jeszcze ma trwać?
- To Ty opowiadasz brednie, coś o piosence przy której mnie całowałeś… w ogóle jakim prawem? Zajmij się swoją dziewczyną, a mi daj wreszcie święty spokój. – położył swoje dłonie na moich kolanach i lekko podniósł się do góry.
- Bella, nawet nie wiesz jak bardzo działasz mi na nerwy! – uniósł głos. – Nie mam żadnej cholernej dziewczyny. Eva to tylko koleżanka. - próbowałam go od siebie odepchnąć, ale on nawet nie drgnął. Nie spuszczał wzroku z moich oczu. Nie miałam siły, by się przed nim bronić. Przesunął dłonią po moim udzie, drugą ręką złapał mnie za brodę i przyciągnął do siebie. Miałam oprzeć się jego czarowi, który mną owładnął? To było niewykonalne. Delikatnie złączył nasze usta w pocałunku. Przysunął się do mnie jeszcze bardziej i oplótł moje nogi wokół swoich bioder. Podniósł mnie do góry bez żadnego wysiłku i przeniósł na łóżko. Leżał na mnie całym swoim ciężarem i nie odrywał ode mnie swoich ust ani na milimetr. Dalsze odpychanie go nie miało sensu. Uległam każdemu jemu dotykowi i pocałunkowi. Moje ciało pragnęło jego ciała, a usta jego ust.
- Kocham Cię, Bella. – wyszeptał opadając na plecy tuż obok mnie. Spędziliśmy kilka godzin zamknięci w pokoju nad weselem, które odbywało się na parterze. – Nic nie odpowiesz na moje słowa? – podniósł się na łokciu. Zakryłam się prześcieradłem, jemu nagość w zupełności nie przeszkadzała. Leżał tuż obok mnie w całej okazałości i przyglądał mi się uważnie.
- A co mam Ci powiedzieć? – próbowałam obejść jakoś temat. Ciągle miałam przed oczami Marcelo. Wiedziałam dobrze, że go zdradziłam, mimo iż nawet oficjalnie nie byliśmy parą. Spotykaliśmy się i wszystko zmierzało ku dobremu. Gdyby nie Marc.
- Powiedz co do mnie czujesz. – podniósł się do pozycji siedzącej i złapał mnie za ramiona nie pozwalając zrobić ani kroku.
- Sama nie wiem co czuję, Marc.
- Powiedz, że mnie kochasz. Wszystko się jakoś ułoży, tylko to powiedz.
- A co z Marcelo? Chcesz wszystkich unieszczęśliwić?
- Chcę żebyś Ty była szczęśliwa. Nikt inny mnie nie obchodzi. A już najmniej ten doktorek. – założył dolną część swojej garderoby i kucnął tuż przy moich nogach. – Długo zwlekałem by Ci to powiedzieć, ale widząc Cię z Marcelo już dłużej nie mogłem siedzieć cicho. Wiesz doskonale, że jesteśmy sobie pisani.
- Myślałam tak w liceum. Trochę minęło od tego czasu i już nie wierzę w takie rzeczy. – założyłam na siebie sukienkę.
- Daj mi szansę. – zarzucił na siebie białą koszulę. – Dla Ciebie chcę być lepszym człowiekiem. – złapał mnie za ramiona. Każdy mój argument był zaskakująco słaby, w porównaniu ze słowami Marc’a. Nie chciałam się znów rozczarować, a wszystko na to wskazywało.
Poprawiłam mu krawat, który pospiesznie zawiesił na szyi. Jego maślany wzrok przyprawił mnie o dreszcz. Chciałam myśleć trzeźwo, ale wino, którym upajałam się cały wieczór oraz obecność piłkarza, działały na mnie zupełnie odwrotnie, niż bym sobie tego życzyła. Poprosiłam go o telefon, bym mogła zadzwonić do Leo, by otworzył nam drzwi. Przyjaciel widząc mnie wychodzącą z pokoju, klasnął w dłonie i zaśmiał się głośno. Marc maszerował za mną, próbując dorównać mi kroku. Nawet w szpilkach byłam od niego szybsza. Uciekałam przed wyrzutami sumienia, które stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze. Musiałam skonfrontować się z Marcelo, choć wolałabym spłonąć żywcem niż go skrzywdzić.
 

***********************************

Ajjjjj. No i stało się co miało się już dawno stać. Mogłam to jeszcze trochę zagmatwać, ale po co? Ileż można czekać? :P

24.06.2014

Update


Heeeeej i czołem. Nooooooooo dawno mnie tu nie było. To prawda. Wszystko to za sprawą wielu, ale to naprawdę wielu wyjazdów - z uczelni, czy też prywatnie. Jeździłam od Suwałk po Cieszyn. Także kiedy tylko dopadłam laptopa to wcale nie miałam siły na jakiekolwiek pisanie. Dziś miałam ostatni egzamin w sesji, więc postaram się do kilku dni dodać nowy rozdział. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe! Pozdrawiam wszystkich i proszę o trochę cierpliwości ;-)

29.05.2014

Chapter 19


Powrót do rzeczywistości był dosyć bolesny. Miałam wrażenie, że na La Palma zostawiłam cząstkę siebie, tę która potrafiła się bawić i szaleć. W Barcelonie znów dopadła mnie rutyna pracy w La Tortura i wizja kolejnych sesji z piłkarzami. Okienko transferowe pękało w szwach, wiele osób opuszczało nasze barwy, inni dopiero je zakładali. Największą sensacją było sprowadzenie Neymara. Wcale nie cieszyłam się z tego powodu, ponieważ osobiście bardziej przeżyłam odejście Thiago do Bayernu Monachium. Bardzo się do niego przyzwyczaiłam i choć od dawna mówił o transferze, jakoś nie brałam tego zbyt poważnie.
Przed pierwszym meczem pod wodzami Martino byłam bardzo zdenerwowana. Towarzyszyłam Matilde w kolejnej wizycie u ginekologa, co naprzemiennie wywoływało u mnie płacz i radość. Widząc na ekranie maluszka, który miał przyjść na świat przed końcem roku, byłam najszczęśliwszą ciocią na świecie.
Spotykałam się z Marc’iem od czasu do czasu. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, ponieważ spędzaliśmy wspólnie czas jak starszy dobrzy znajomi. Z korzyściami. Nikt o tym nie wiedział i nie miał nawet prawa znać prawdy. Zastrzegłam Marc’a o tym, że jeśli ktokolwiek dowie się o naszych spotkaniach, to pożegna się ze swoją najcenniejszą częścią ciała. Przystał na to bez zbędnych słów. Miałam wrażenie, że dalej umawia się z Aną, ale nie miałam odwagi by go o to zapytać. Nie chciałam wtrącać się w nieswoje sprawy, a to że chciał ją zdradzać, to już jego biznes. Ja nie miałam sobie nic do zarzucenia.
- Jak czuje się Matilde? – spytał Leo, po tym jak weszłam do studia z opakowaniem pączków z czekoladą.
- Mówi, że dobrze. Już nie stresuje się tak bardzo, bo to drugie dziecko. – usiadłam przy ladzie i otworzyłam pudełko. – Częstuj się.
- Jestem na diecie. – odrzekł chłopak, próbując nie zwracać uwagi na słodkości, które gdyby tylko mogły to wykrzykiwałyby jego imię.
- Zwracasz uwagę na kalorie? Od kiedy? – spytałam z pełną buzią.
- A Ty widzę, że już na to nie zważasz… Niech zgadnę: spalasz kalorie z Marc’iem. – poruszał znacząco brwiami.
- Ciii! – pisnęłam i rozejrzałam się po studio. – Jest Luka? – brunet pokiwał głową. – Wiesz, że nikt nie może o tym wiedzieć.
- Nie wiem po co te całe podchody, tajemnice. Wszyscy wiedzą, że jesteście dla siebie stworzeni i nikt tego nie zmieni.
- Nawet Ana?
- A co ona ma do tego? To stara bajka. – machnął ręką.
- Wydaje mi się, że nie. W zasadzie to nie jestem niczego pewna, ale pamiętasz jak mówiłam Ci, że rozmawiałam z Sergi’m? – brunet przytaknął. – No, więc myślę, że Marc gra na dwa fronty. Ze mną wiesz… łączy go tylko miłe spędzenie wolnego czasu, a ona… to chyba coś poważniejszego.
- Gdyby faktycznie to było coś poważnego, to przecież nie sypiałby z Tobą. Nie bądź niemądra, Izz. I nie kracz. Gadasz  o niej i pewnie wykraczesz.
- Mam dziwne przeczucie. Nic w tym złego.
- Ale skoro wam ze sobą dobrze, to nie wiem po co tworzyć teorie spiskowe. Jeżeli faktycznie masz rację, to jego związek nie wypali na kłamstwie.
- Może i masz rację…
- Pewnie, że mam. Nie cierpię rozmawiać z Tobą na temat Marc’a. Najchętniej złapałbym go za ramiona i potrząsnął parę razy, by wreszcie zmądrzał i przejrzał na oczy. Przecież on Cię kocha. Czemu nie możecie przestać bawić się w kotka i myszkę? To naprawdę zaczyna przypominać telenowelę.
- Tak Ci się tylko wydaje. Jestem osobą niezależną… a nawet umawiającą się na randki! – Leo wybałuszył oczy i podniósł się z miejsca. – Pamiętasz Marcelo? Dzwonił do mnie kilka razy. Wreszcie dałam się namówić na kawę.
- Mówisz prawdę? – klasnął w dłonie. – Jestem całkowicie zachwycony. Z tego co mówiłaś to jest naprawdę nieziemski, a w dodatku inteligentny.
Chwila plotkowania została przerwana przez klienta, który wszedł do studia. Też cieszyłam się na spotkanie z Marcelo i wprost nie mogłam się tego doczekać.
Marc wyjechał na weekend do rodziny. Sama postanowiłam odwiedzić rodziców, którzy ciągle gadali o wnukach. Chcieli dowiedzieć się, kiedy doczekają się ich z mojej strony, ale skutecznie ucięłam temat mówiąc, że w najbliższej przyszłości nie planuję potomstwa. Ani nawet zamążpójścia. Byli rozczarowani, ale pochłonięci całkowici myślą o swoim nowym wnuku, który miał przyjść na świat za dwa miesiące.
Po powrocie do swojego mieszkania, zastałam pod drzwiami wielki bukiet róż. Nie było karteczki, więc nie wiedziałam o co chodzi. Na początku obstawiałam, że to sprawka Marc’a, ale on nie był w stanie na tak romantyczny gest. Raczej nie miałam cichego wielbiciela, więc ta opcja również odpadała. Zadzwoniłam do Leo, potem Luki, żaden z nich nie był w to zamieszany. Pozostało mi jedynie czekać na rozwój sytuacji.
W niedzielny wieczór do Barcelony wrócił Marc. Już chyba zapomniał drogi do swojego mieszkania, ponieważ od razu przyjechał do mnie. Zamówiliśmy chińszczyznę, którą zajadaliśmy się przed telewizorem w salonie.
- Jak weekend? Co u rodziców? – spytałam próbując nabrać pałeczkami kulkę ryżu.
- Pozdrawiają Cię. – zarówno ryż, jak i pałeczki wylądowały na podłodze. Mało brakowało a i szczęka, która mi opadła, również by tam się znalazła.
- Jak to? – wybełkotałam po chwili całkowitego zaskoczenia.
- Normalnie. Powiedziałem im, że jadę do Ciebie wieczorem. Kazali Cię pozdrowić, więc przekazuję. – dla niego było to coś najnormalniejszego na świecie. Pamiętałam rodziców Marc’a jako bardzo miłych ludzi. Po naszym rozstaniu nie spotkałam ich ani razu. – Powiedziałem coś nie tak?
- Dziś doszłam do wniosku, że żyjesz w kłamstwie. Przynajmniej na tym opiera się Twój związek. – chciałam wybadać go o sytuację z Aną i nie miałam innego pomysłu, by to zrobić. Postanowiłam mówić wprost.
- Jaki związek? – wybałuszył oczy. – My… - wskazał na nas. – Nie jesteśmy w związku.
- Co Ci też przyszło do głowy, by tak twierdzić? Przecież nie o to mi chodzi! – uderzyłam go w ramię. – Chodzi mi o Twój związek z Aną. Chyba nie powinieneś jej zdradzać ze swoją byłą… dziewczyną.
- Przecież ja jej nie zdradzam. – spojrzał na mnie spod byka. – Wciąż jesteś zazdrosna o nią? Zerwałem z nią jakieś trzy miesiące temu. Nic mnie z nią nie łączy, więc nikogo nie zdradzam. Gadałaś z kimś na ten temat? – przyjrzał mi się uważnie. – Sergi?
- W zasadzie to gadałam z nim na ten temat bardzo dawno temu. Myślałam, że wciąż jest aktualny.
- Nie, nie jest. Przypominam Ci, że jeżeli jestem w związku, to nie jestem tą osobą która zdradza. Nigdy mi się to nie zdarzyło i nie zdarzy.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. – tym razem to ja oberwałam w bok. – Ała!
- Aż tak się o mnie martwisz? – przybliżył się do mnie i odłożył swoją miseczkę na stolik. – Między nami jest dobry, najlepszy układ, więc nie psujmy tego.
- Jestem tego samego zdania. – odwzajemniłam jego szeroki uśmiech.

**5 miesięcy później**
Miałam poukładane życie w każdym możliwym aspekcie. Nie było mowy o żadnych nieoczekiwanych i nieprzemyślanych decyzjach. Wreszcie miałam wszystko pod kontrolą. Zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, wszystko zmierzało w dobrym kierunku.
Zaczęłam umawiać się z Marcelo od czasu do czasu. Bardzo go lubiłam i przebywanie w jego towarzystwie było dla mnie odskocznią od codziennego harmidru w pracy. Jeździłam do Madrytu, on do Barcelony i kursowaliśmy tak przez ostatnie tygodnie. Było mi tak wygodnie, ponieważ mogłam dalej być całkowicie wolna i niekontrolowana. Nie byliśmy oficjalną parą, ale w pewnym sensie tak się czułam. Jeżeli chodzi o Marc’a to spotykaliśmy się od czasu do czasu, ale po tym jak zaczęłam umawiać się z Marcelo, zminimalizowałam wizyty do minimum. Piłkarz od razu wyczuł co jest grane, ale nie przejął się tym zbyt dogłębnie. Stwierdził, że to nawet lepiej, bo zaczęliśmy się zbyt do siebie przywiązywać. Zabolały mnie jego słowa. Może i miał rację w tym, że zbyt często spotykaliśmy się na niezobowiązującym seksie, ale nie musiał mówić tego wprost. Miałam nadzieję, że powie, że były to naprawdę magiczne chwile, tak jak było to w moim przypadku, i że będzie je pamiętać na długo. Zdecydowanie się przeliczyłam.
Marcelo był zupełnym przeciwieństwem Marc’a. Potrafił wyrazić swoje uczucia w więcej, niż jednym chaotycznym zdaniu. Był przyjazny dla świata, kochał ludzi i chyba właśnie dlatego chciał zostać lekarzem. W zasadzie to już nim był. Miał staż w jednym z najlepszych szpitali w centrum Madrytu i zapowiadał się na wspaniałego doktora z czystym powołaniem do zawodu. Przebywanie w jego towarzystwie sprawiało mi niesamowitą radość i  wyciszenie. Nie musiał nic robić. Wystarczyło, że był i posyłał mi swój czarujący uśmiech, który przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Czy byłam zakochana? Nie potrafiłam otworzyć się przed kimś obcym, a oswajanie zajmowało mi naprawdę sporo czasu. Chciałam się w nim zakochać, ale wiedziałam, że przyjdzie mi na to długo czekać.
- To jak? Ta czy ta? – Matilde z zniecierpliwioną miną po raz setny wskazała na dwie sukienki, które kurczowo trzymała w swoich dłoniach. Wybierałyśmy sukienki dla druhen na jej własny ślub. Mój brat zdecydował się na oświadczyny, podczas mojego pobytu na La Palma, dlatego byłam strasznie zaskoczona, kiedy dowiedziałam się po powrocie o ich planach. Chcieli wziąć ślub niedługo po urodzeniu się ich potomka. Kiedy po powrocie ze szpitala wzięłam na ręce małego Matteo, byłam najszczęśliwszą ciocią na świecie. Jego głośny płacz wypełniał cały dom, Lily spisywała się naprawdę dzielnie jako starsza siostra, a moi rodzice? Płakali jak to mieli zawsze w zwyczaju. Chciałam odciążyć młodych rodziców od swoich obowiązków, ponieważ mieli sporo pracy przy noworodku. Zabierałam Lily na długie spacery, lody, a nawet do wesołego miasteczka. Chciałam mieć pewność, że będzie czuć się kochana i aby nie pomyślała, że maluszek wypełnia cały świat jej rodziców.
- Nie jestem pewna, ani tej, ani tej… - zwróciłam się do ekspedientki. – Ma może Pani coś bardziej klasycznego?
- Trudno będzie mi znaleźć coś klasycznego w kolorze, który wybrała panna młoda. – kobieta zmarszczyła brwi i zniknęła pomiędzy wieszakami. Matilde wybrała lawendę jako kolor przewodni, więc nie rozumiałam czemu miałby być to jakiś problem. Widziałam mnóstwo sukienek w takim kolorze. Co prawda nie wszystkie nadawały się do założenia na wesele, ale nie powinna robić problemów. Przecież to jej praca, a my płacimy za jej czas.
Ekspedientka wróciła z kilkoma sukienkami przewieszonymi przez ramię. Powiesiła je na specjalnym manekinie i udała się w dalszym poszukiwaniu kreacji dla druhen.
- Myślę, że ta jest piękna. – wskazałam na fioletową sukienkę nad kolano, z rozkloszowanym dołem i pięknym kwiatowym ornamentem na dekolcie.
- Też mi się podoba. – klasnęła w ręce panna młoda. Nie chciałyśmy dalej szukać, ponieważ było już przesądzone. Obie równie mocno zakochałyśmy się w sukience i koniec kropka. Pozostało jedynie sprowadzić druhny i zrobić odpowiednie przymiarki.
Jako świadek miałam pełne ręce roboty. Zajmowałam się dosłownie wszystkim i chciałam, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Począwszy na sukni panny młodej, a na krawacie pana młodego kończąc. Oczywiście w pomocy przyszedł mi Leo oraz mama, którzy wyręczali mnie w wielu sprawach. Matilde również chciała mieć coś do powiedzenie, bo był to w zasadzie jej ślub, ale ja przejmowałam się jakbym co najmniej to ja wychodziła za mąż. Panna młoda zdecydowała, że świadkiem będzie jej brat, którego poznałam na przyjęciu zaręczynowym. Bardzo miły i sympatyczny chłopak, widziałam dobrze, że Matilde chciała mnie z nim zeswatać, ale postanowiłam pójść na ślub z Marcelo. Zgodził się z wielką radością na moje zaproszenie. Byłam trochę zdezorientowana, ponieważ dobrze wiedziałam, że Marc widniał na liście zaproszonych gości. Wiedziałam dobrze, że nie zamierza przyjść sam, więc i ja nie powinnam mieć wyrzutów sumienia. A jednak coś ukłuło mnie w sercu.
Kolorystyka ślubu miała być utrzymana w lawendzie, jedynie świadkowie mogli zaszaleć z kolorem i założyć coś zupełnie innego. Oczywiście nie chciałam się zbyt wyróżniać. Założyłam sukienkę, która składała się z dwóch części: grafitowa góra, z wycięciami na plecach oraz jaśniejszy zwiewny dół, który falował przy każdym moim kroku. Do tego wysokie jak diabli szpilki i rozpuszczone włosy, które ułożyła mi fryzjerka. Czułam się znakomicie, a kiedy zobaczyłam Marcelo, moje nogi ugięły się pode mną. Miał idealnie dopasowany czarny garnitur, białą koszulę na spinki oraz muchę, która dodawała mu uroku. Uśmiechnęłam się na jego widok i przywitałam mocnym uściskiem.
- Zjawiskowa jak zawsze. – skomentował krótko. Złapałam go pod rękę i weszłam do kościoła, gdzie schodzili się powoli wszyscy goście. Druhny wiedziały co mają robić, więc nie przyszło mi nic innego jak zająć miejsce świadka, obok brata Matilde. Przywitał mnie całusem w policzek, na co odpowiedziałam uśmiechem. Wśród gości dostrzegłam Marc’a. Miał na sobie dopasowany granatowy garnitur. Wyglądał obłędnie, ale to chyba coś normalnego w jego przypadku. Mógłby brać worek na śmieci, a i tak wszystkie oczy skierowane byłyby na właśnie niego. Koło niego dostrzegłam kilku graczy FC Barcelony, którzy przyszli z osobami towarzyszącymi. Obok Marc’a stała nieznajoma mi rudowłosa dziewczyna. Byłam ciekawa kim jest, ale nie zamierzałam zaprzątać sobie nimi głowy. Odwróciłam się w stronę wejścia głównego i dostrzegłam maszerującego Lukę. Zajął miejsce obok mnie i nerwowo ściskał mi rękę. Próbowałam go uspokoić, ale każda moja próba kończyła się niepowodzeniem. Mama trzymała na rękach Matteo, pomiędzy nią a tatą, siedziała Lily, która miała za zadanie podać rodzicom obrączki ślubne. Złapałam spojrzenie Marcelo, który uwodził mnie wzrokiem. Miałam wrażenie, że mało brakuje do tego, żebym rzuciła się na niego i zerwała z niego ubranie. Powstrzymywał mnie fakt, że znajdowaliśmy się w kościele, no i wokół nas znajdowało się mnóstwo ludzi. Po chwili mój wzrok trafił na Marc’a. Obserwował mnie bacznie, ale udawał, że wcale tego nie robi. Wymieniłam z nim delikatny uśmiech i spojrzałam na wejście, w którym stała najpiękniejsza panna młoda jaką kiedykolwiek widziałam. Trzymała pod rękę swojego tatę i powoli ruszyła w kierunku ołtarza.

********************************** 

Hej! Trochę dawno mnie tu nie było, ale tak to jest gdy wiele spraw zaprząta moją głowę i nie wiem w co włożyć ręce. Mam nadzieję, że choć trochę podoba się Wam rozdział. Liczę oczywiście na opinie w komentarzach.
Ponadto proszę o wzięcie udziału w mini ankiecie z prawej strony bloga. To dla mnie niezmiernie ważne.
Pozdrawiam i do kolejnego :-)

20.05.2014

Chapter 18


Spojrzałam na Sergi’ego z wyraźnym rozbawieniem. Kiedy on jednak nie odpowiedział tym samym, moja mina troszkę zrzedła. Wytłumaczyłam, że miałam po prostu sprawę i by dał spokój z jakimikolwiek podejrzeniami. Nie usatysfakcjonowała go ta odpowiedź.
- Wiesz, że Ana jest najlepszą przyjaciółką mojej dziewczyny? – zmrużył oczy, na co o mało się nie zakrztusiłam.
- A skąd mam niby to wiedzieć?
- Tak tylko mówię. Nie chciałbym być narażonym na złość w podwojonej dawce w związku z tym, że jestem jego kumplem. – skrzyżował ręce na torsie. – Wiesz o co mi chodzi?
- Domyślam się, Sergi. Ale ja naprawdę nie jestem w to zamieszana. Nie mam nic wspólnego z Marc’iem, prócz wspólnej przeszłości. – wyminęłam go, ale odwróciłam się na pięcie by dodać. – I niech Ana się nie martwi. Niczego od Marc’a nie chcę.
Sergi kiwnął głową na moje słowa i wrócił do swojego pokoju. A natomiast weszłam do siebie i oparłam się plecami o drzwi. Potrafiłam kłamać jak najęta i sama się nie poznawałam. W zasadzie nie skłamałam z tym, że nic nie łączyło mnie z Marc’iem. Jeden numerek i miałabym to rozpamiętywać? Jednak podświadomość żądała ode mnie czegoś zupełnie innego.
Przeglądnęłam pocztę na laptopie i wykonałam parę służbowych telefonów. Klienci wydzwaniali od rana, więc musiałam zająć się przez chwilę pracą. Skierowałam ich automatycznie do Leo i Luki. Brat miał mętlik i nawał pracy, ale nie narzekał. Opowiedział o wizycie Matilde u ginekologa i o ustaleniu terminu porodu potomka. Nie chcieli dowiedzieć się płci dziecka, tak jak w przypadku Lily miała być to niespodzianka. Byłam również strasznie dumna z Leo, który zrobił swoją pierwszą sesję plenerową. Przez ponad dwadzieścia minut gorączkowo opowiadał mi o dziwnych klientach, którzy mieli przeróżne wymagania co do zdjęć.
Po południu pogoda znów się popsuła. Siedzieliśmy w piątkę na tarasie i obserwowaliśmy szalejący ocean. Nie mieliśmy ochoty zamienić ze sobą nawet zdania, więc naprzemienna cisza i szum wiatru było tym co wypełniało nasze uszy.
Alexis parę razy próbował wymyślić jakieś zajęcie, ale wszystkie jego pomysły były przez nas wygwizdane. Opatuliłam się ciepłym kocem i rozłożyłam się jeszcze wygodniej w wiklinowym fotelu. Wymieniałam kilka dwuznacznych spojrzeń z Marc’iem, ale widząc Sergi’ego, który wyłapuje mój wzrok, dałam za wygraną. Nie chciałam być wciągnięta w porachunki między Aną, a piłkarzem. Wolałam dać za wygraną, choć w ogóle nie zamierzałam o nic walczyć.
- Może powinniśmy wrócić do Barcelony? Jest sens siedzieć całymi dniami w hotelu? – jęknął Thiago szczelnie okrywając się kocem.
- Przyjechaliśmy tutaj wczoraj. Zostańmy do jutra i zadecydujmy, ok.? – zaproponował Alexis. Kiwnęłam głową i wbiłam z powrotem wzrok w ocean. Czułam, że zaczyna brakować mi pracy. Podskórnie odczuwałam, że zaczynam być pracoholikiem. Nawet podczas wakacji rozmyślałam nad nowymi zleceniami. W zasadzie nie miałam się na czym skupić. Nowa miłość? Powoli zaczynałam wątpić, by ona istniała.
Kolację zjadłam w pokoju. Miałam szczerze dość ciągłych podchodów ze strony Marc’a. Raz był czarujący, innym razem całkowicie mnie olewał. Nie wiedziałam czego ode mnie oczekuje, ale nie zamierzałam za nim biegać. Co to, to nie.
Postanowiłam wieczorem wyjść do klubu. Chłopcy nie chcieli z początku, ale chwila marudzenia i dali się namówić. Założyłam małą czarną z pokaźnym dekoltem, usta pomalowałam czerwoną szminką, a włosy delikatnie pofalowałam. Szpilki zaakcentowały seksapil, który chciałam jak najmocniej podkreślić. Nie ukrywałam nawet tego, że chciałam dobrze się bawić i poznać kogoś nowego.
Alexis, Thiago i Sergi zareagowali bardzo żywiołowo na mój widok. Marc rzucił na mnie wzrok i zjechał nim po całym moim ciele. Wydawało mi się, że przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu.
Rozdzieliliśmy się do dwóch taksówek i pojechaliśmy do najmodniejszego klubu na wyspie. Przed budynkiem znajdowało się sporo ludzi, którzy czekali w kolejce do wejścia. My weszliśmy poza kolejką, przez co poczułam się jak VIP. Zajęliśmy lożę, którą przez telefon zmówił wcześniej Thiago i zamówiliśmy drinki.
Alexis poderwał jakąś blondynkę przy barze, nasza czwórka próbowała bawić się w loży, ale byliśmy nieco spięci. Kiedy Thiago i Sergi podeszli do baru, a przy stoliku zostałam sama z Marc’iem, poczułam jak łapie mnie za kolano i pewnie przesuwa rękę wyżej.
- Ej! – odepchnęłam go od siebie i spiorunowałam spojrzeniem. – Nie jestem zainteresowana.
- Daj spokój, Bella. Jest między nami taka sama chemia jak sprzed kilku laty. – dokończył swojego drinka i gestem ręki poprosił kelnerkę o kolejnego.
- Do czego dążysz, Marc? Jesteś z Aną, więc skup całą swoją uwagę na niej. – próbowałam dokończyć swojego drinka, ale brunet wyrwał mi szklankę i postawił ją na stoliku. Złapał mnie za oba nadgarstki i zmusił bym spojrzała mu w oczy. – O co Ci chodzi? Powiedz szczerze.
- Wiesz, że nie jestem osobą, która potrafi pisać poematy na temat swoich uczuć. Nikomu nie potrafię powiedzieć co tak naprawę czuję, prócz Ciebie. Znasz mnie od podszewki.
- Wydaje mi się, że się mylisz. Zmieniłeś się, ja również. Jestem zupełnie inną osobą, niż trzy lata temu. – wyzwoliłam się z jego żelaznego uścisku. – To nie jest najlepszy moment na takie rozmowy.
- Masz rację. Wrócimy do tego. – kiedy reszta wróciła do naszej loży, oddaliliśmy się od siebie jak tylko się dało. Nie próbowałam nawet kierować swojego wzroku na jego oczy, ponieważ prawdopodobnie nie potrafiłabym go cofnąć i wyszłoby na jaw, że coś jest nie tak między nami.
Do tańca porwał mnie nieznajomy chłopak, który kilka razy zakręcił mnie wokół osi i złapał w ramiona. Był naprawdę przystojny i doskonale czuł się na parkiecie. Na pierwszy rzut oka mogłam dostrzec, że również jest na wakacjach i spędza czas ze swoimi kumplami.
- Jestem Marcelo. – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- A ja Isabella. – odpowiedziałam równie szerokim uśmiechem. – Wakacje?
- Zgadza się. Jesteśmy od tygodnia na wyspie, ale pogoda nie dopisuje i zastanawiamy się nad powrotem do Hiszpanii. – powiedział próbując przekrzyczeć muzykę, która zagłuszała nawet myśli.
- Ja mam tak samo. Nie tak wyobrażałam sobie wakacje na La Palma.
- Jesteś tutaj sama? – rozejrzał się po sali, ale kiedy zauważył wzrok Marc’a, który bacznie się nam przygląda, zaśmiał się głośno. – Przepraszam, nie wiedziałem, że masz chłopaka.
- Nie mam. – uśmiechnęłam się zalotnie. Wreszcie poznałam kogoś nowego, w ogóle nie związanego z ludźmi, którymi otaczałam się przez ostatnie tygodnie. Bardzo mi się to podobało. – Z którego regionu Hiszpanii pochodzisz?
- Mieszkam w Madrycie, gdzie jestem na ostatnim roku studiów, ale pochodzę z Sewilli. Ty wyglądasz na rodowitego Katalończyka. – zaśmiał się.
- Zgadza się, mieszkam w Barcelonie. – obrócił mnie tak, że oparta byłam swoim ciałem o jego klatkę.
- Studiujesz?
- Jestem fotografem i to wypełnia cały mój czas. Chciałabym zacząć jeszcze jakieś studia, więc kto wie… może kiedyś. – odwróciłam się do niego przodem i przerzuciłam ręce na jego ramiona.
- Dorabiałem jako model, więc można powiedzieć, że jestem kolegą po fachu. – nie wiedziałam dlaczego, ale przyciągałam do siebie modeli. Najpierw brat Marc’a, Eric. Teraz Marcelo? Nie miałam nic przeciwko, bo nie od dziś wiadomo, że to najpiękniejsi ludzie na świecie.
- A co studiujesz? – spytałam z zaciekawieniem.
- Medycynę, jestem na ostatnim roku. – byłam pełna podziwu dla chłopaka. Medycyna to naprawdę ciężkie studia, wymagające wielu wyrzeczeń i poświęcenia.
Piosenki zmieniały się, a my dalej tkwiliśmy w tańcu na środku parkietu. Kiedy stwierdziliśmy, że mamy już serdecznie dość tłumu, który zaczął napływać na środek, zeszliśmy do loży.
- To Marcelo. – przedstawiłam go chłopakom, którzy zlustrowali go z góry na dół, ale uścisnęli dłoń. Marc spojrzał na niego spod byka, podał rękę, ale nie zamierzał kontynuować rozmowy z moim nowym kolegą. Cieszyłam się, że wreszcie dostał po nosie. – Marcelo studiuje medycynę w Madrycie, a poza tym jest świetnym tancerzem.
- Przestań. – szatyn szturchnął mnie na żarty w bok. – Nie zawstydzaj mnie przed kolegami.
- Ależ skąd! – dopiłam swojego drinka i z powrotem wyciągnęłam chłoka na parkiet. Nim wróciłam do hotelu, wymieniłam się z nim numerem telefonu. Chciałam kontynuować tę znajomość, ponieważ Marcelo był naprawdę miłym i dobrze wychowanym chłopakiem. Rozmawiało mi się z nim swobodnie i sama nie wiem kiedy chłopcy wyciągnęli mnie z klubu. Było dobrze po czwartej, a ja wcale nie czułam się śpiąca. Alexis narzekał, że boli go żołądek i opierał się całym ciężarem o moje ramię. Nie było to zbyt dobre posunięcie, ponieważ maszerowałam w piętnastocentymetrowych szpilkach i kiedy tylko rzucił się na mnie, o mało nie wylądowaliśmy na ziemi.
Marc nie spuszczał wzroku ze swojego super nowoczesnego telefonu komórkowego. Udawał, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, ale pomógł mi zachować pion, po tym jak Alexis przywarł do mnie całym swoim ciałem.
Pożegnałam się z wszystkimi i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Wykąpałam się, nim wskoczyłam do łóżka i próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Słońce wschodziło nad ocean i wykorzystałam moment, by zrobić kilka zdjęć z tarasu. Oparłam się o balustradę w samej bieliźnie i spojrzałam na piękny krajobraz przez obiektyw swojego aparatu.
- Przeziębisz się. – usłyszałam znajomy mi głos gdzieś w pobliżu. Obróciłam głowę i ujrzałam Marc’a opierającego się o balustradę na swoim tarasie. Nie miał na sobie koszulki, przez co mogłam zauważyć jego wyrzeźbione mięśnie brzucha.
- To nie Twoja sprawa czy się przeziębię czy nie. – wróciłam do robienia zdjęć, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że piłkarz obserwuje moje prawie nagie ciało. Owinęłam się kocem, który leżał na fotelu. – I co się tak patrzysz?
- Mam ignorować taki widok? – wzruszył bezradnie ramionami.
- Daj spokój, Marc.
- No co? Najpierw próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość jakimś studencikiem, a teraz paradujesz półnaga po tarasie. Jestem tylko facetem. – usatysfakcjonowały mnie jego słowa. W jakimś stopniu osiągnęłam swój cel, chociaż nie do końca był on zamierzony i przemyślany. Nie zamierzałam przecież za wszelką cenę poznać Marcelo w klubie, czy mieć kłopoty ze snem. Wszystko wydarzyło się zupełnie przez przypadek, ale wcale tego nie żałowałam. To on powinien mieć wyrzuty sumienia, że przespał się ze mną, będąc w związku z Aną. Ja go do niczego nie namawiałam. To był impuls. Całkiem przyjemny i satysfakcjonujący, ale tylko impuls. Nie miał prawa wydarzyć się ponownie.
- Nie próbowałam wzbudzić w Tobie zazdrości. Wypraszam sobie. – powiedziałam stanowczym tonem. – Masz urojenia.
- Mieliśmy porozmawiać poważnie.
- I to niby jest odpowiednie miejsce i czas by o tym rozmawiać? Oboje wypiliśmy za dużo, by gadać o czymkolwiek. – chłopak wzruszył jedynie ramionami i wszedł z powrotem do swojego pokoju.
Nie musiałam długo czekać na jego dalsze kroki. Już po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się szczelniej i podeszłam do przedpokoju, by otworzyć. W progu stał Marc i wszedł bezpardonowo do środka bez uprzedniego zaproszenia.
Zamknął za sobą drzwi i złapał mnie czym prędzej, bym nie zdążyła zrobić kroku w tył. Złączył nasze usta w długim pocałunku, który trwał dłużej niż się tego spodziewałam. Koc spadł na podłogę i poczułam na swoich plecach zimne dłonie piłkarza. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej, a kiedy odległość uniemożliwiała nam swobodny pocałunek, złapał mnie za biodra i podniósł do góry. Objęłam go udami w pasie i złapałam dłońmi za szyję.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Isabello Alonso Miramontes. – nie czekając dłużej, znów zatopił swoje usta w moich. Sam nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie irytował. Kiedy jednak dotykał moich ust, zapominałam o całym złu i nie mogłam skupić się na niczym innym, jak tylko na nim.
Wiedziałam jednak dobrze, że nasz związek nie miał szans na jakiekolwiek przetrwanie. Byliśmy zbyt różni od osób, którymi byliśmy przed trzema laty. Nasze zmiany nie były do końca korzystne i nie było sensu brnąć w coś co nie miało przyszłości. Jednak mała chwila zapomnienia zdarzała się nam coraz częściej i wcale tego nie żałowałam. Przeciwnie. Byłam podekscytowana każdym zbliżeniem z chłopakiem, który potrafił od czasu do czasu przybrać ludzkie i całkiem przyjazne oblicze.

******************************

Hej! Dodaję nowość, ponieważ wyjeżdżam na tydzień i nie będę mieć dostępu do laptopa. Mam nadzieję, że jesteście choć odrobinę usatysfakcjonowani rozwojem wydarzeń. Ale ostrzegam: nie będzie cukierkowo :-) Nie byłabym sobą gdybym nie namieszała i nie dodała kolejnego bohatera! Jak Wam się podoba doktorek? :-) Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze pod poprzednim postem :*

***********************************************************

***********************************************************