20.05.2014

Chapter 18


Spojrzałam na Sergi’ego z wyraźnym rozbawieniem. Kiedy on jednak nie odpowiedział tym samym, moja mina troszkę zrzedła. Wytłumaczyłam, że miałam po prostu sprawę i by dał spokój z jakimikolwiek podejrzeniami. Nie usatysfakcjonowała go ta odpowiedź.
- Wiesz, że Ana jest najlepszą przyjaciółką mojej dziewczyny? – zmrużył oczy, na co o mało się nie zakrztusiłam.
- A skąd mam niby to wiedzieć?
- Tak tylko mówię. Nie chciałbym być narażonym na złość w podwojonej dawce w związku z tym, że jestem jego kumplem. – skrzyżował ręce na torsie. – Wiesz o co mi chodzi?
- Domyślam się, Sergi. Ale ja naprawdę nie jestem w to zamieszana. Nie mam nic wspólnego z Marc’iem, prócz wspólnej przeszłości. – wyminęłam go, ale odwróciłam się na pięcie by dodać. – I niech Ana się nie martwi. Niczego od Marc’a nie chcę.
Sergi kiwnął głową na moje słowa i wrócił do swojego pokoju. A natomiast weszłam do siebie i oparłam się plecami o drzwi. Potrafiłam kłamać jak najęta i sama się nie poznawałam. W zasadzie nie skłamałam z tym, że nic nie łączyło mnie z Marc’iem. Jeden numerek i miałabym to rozpamiętywać? Jednak podświadomość żądała ode mnie czegoś zupełnie innego.
Przeglądnęłam pocztę na laptopie i wykonałam parę służbowych telefonów. Klienci wydzwaniali od rana, więc musiałam zająć się przez chwilę pracą. Skierowałam ich automatycznie do Leo i Luki. Brat miał mętlik i nawał pracy, ale nie narzekał. Opowiedział o wizycie Matilde u ginekologa i o ustaleniu terminu porodu potomka. Nie chcieli dowiedzieć się płci dziecka, tak jak w przypadku Lily miała być to niespodzianka. Byłam również strasznie dumna z Leo, który zrobił swoją pierwszą sesję plenerową. Przez ponad dwadzieścia minut gorączkowo opowiadał mi o dziwnych klientach, którzy mieli przeróżne wymagania co do zdjęć.
Po południu pogoda znów się popsuła. Siedzieliśmy w piątkę na tarasie i obserwowaliśmy szalejący ocean. Nie mieliśmy ochoty zamienić ze sobą nawet zdania, więc naprzemienna cisza i szum wiatru było tym co wypełniało nasze uszy.
Alexis parę razy próbował wymyślić jakieś zajęcie, ale wszystkie jego pomysły były przez nas wygwizdane. Opatuliłam się ciepłym kocem i rozłożyłam się jeszcze wygodniej w wiklinowym fotelu. Wymieniałam kilka dwuznacznych spojrzeń z Marc’iem, ale widząc Sergi’ego, który wyłapuje mój wzrok, dałam za wygraną. Nie chciałam być wciągnięta w porachunki między Aną, a piłkarzem. Wolałam dać za wygraną, choć w ogóle nie zamierzałam o nic walczyć.
- Może powinniśmy wrócić do Barcelony? Jest sens siedzieć całymi dniami w hotelu? – jęknął Thiago szczelnie okrywając się kocem.
- Przyjechaliśmy tutaj wczoraj. Zostańmy do jutra i zadecydujmy, ok.? – zaproponował Alexis. Kiwnęłam głową i wbiłam z powrotem wzrok w ocean. Czułam, że zaczyna brakować mi pracy. Podskórnie odczuwałam, że zaczynam być pracoholikiem. Nawet podczas wakacji rozmyślałam nad nowymi zleceniami. W zasadzie nie miałam się na czym skupić. Nowa miłość? Powoli zaczynałam wątpić, by ona istniała.
Kolację zjadłam w pokoju. Miałam szczerze dość ciągłych podchodów ze strony Marc’a. Raz był czarujący, innym razem całkowicie mnie olewał. Nie wiedziałam czego ode mnie oczekuje, ale nie zamierzałam za nim biegać. Co to, to nie.
Postanowiłam wieczorem wyjść do klubu. Chłopcy nie chcieli z początku, ale chwila marudzenia i dali się namówić. Założyłam małą czarną z pokaźnym dekoltem, usta pomalowałam czerwoną szminką, a włosy delikatnie pofalowałam. Szpilki zaakcentowały seksapil, który chciałam jak najmocniej podkreślić. Nie ukrywałam nawet tego, że chciałam dobrze się bawić i poznać kogoś nowego.
Alexis, Thiago i Sergi zareagowali bardzo żywiołowo na mój widok. Marc rzucił na mnie wzrok i zjechał nim po całym moim ciele. Wydawało mi się, że przez jego twarz przeszedł cień uśmiechu.
Rozdzieliliśmy się do dwóch taksówek i pojechaliśmy do najmodniejszego klubu na wyspie. Przed budynkiem znajdowało się sporo ludzi, którzy czekali w kolejce do wejścia. My weszliśmy poza kolejką, przez co poczułam się jak VIP. Zajęliśmy lożę, którą przez telefon zmówił wcześniej Thiago i zamówiliśmy drinki.
Alexis poderwał jakąś blondynkę przy barze, nasza czwórka próbowała bawić się w loży, ale byliśmy nieco spięci. Kiedy Thiago i Sergi podeszli do baru, a przy stoliku zostałam sama z Marc’iem, poczułam jak łapie mnie za kolano i pewnie przesuwa rękę wyżej.
- Ej! – odepchnęłam go od siebie i spiorunowałam spojrzeniem. – Nie jestem zainteresowana.
- Daj spokój, Bella. Jest między nami taka sama chemia jak sprzed kilku laty. – dokończył swojego drinka i gestem ręki poprosił kelnerkę o kolejnego.
- Do czego dążysz, Marc? Jesteś z Aną, więc skup całą swoją uwagę na niej. – próbowałam dokończyć swojego drinka, ale brunet wyrwał mi szklankę i postawił ją na stoliku. Złapał mnie za oba nadgarstki i zmusił bym spojrzała mu w oczy. – O co Ci chodzi? Powiedz szczerze.
- Wiesz, że nie jestem osobą, która potrafi pisać poematy na temat swoich uczuć. Nikomu nie potrafię powiedzieć co tak naprawę czuję, prócz Ciebie. Znasz mnie od podszewki.
- Wydaje mi się, że się mylisz. Zmieniłeś się, ja również. Jestem zupełnie inną osobą, niż trzy lata temu. – wyzwoliłam się z jego żelaznego uścisku. – To nie jest najlepszy moment na takie rozmowy.
- Masz rację. Wrócimy do tego. – kiedy reszta wróciła do naszej loży, oddaliliśmy się od siebie jak tylko się dało. Nie próbowałam nawet kierować swojego wzroku na jego oczy, ponieważ prawdopodobnie nie potrafiłabym go cofnąć i wyszłoby na jaw, że coś jest nie tak między nami.
Do tańca porwał mnie nieznajomy chłopak, który kilka razy zakręcił mnie wokół osi i złapał w ramiona. Był naprawdę przystojny i doskonale czuł się na parkiecie. Na pierwszy rzut oka mogłam dostrzec, że również jest na wakacjach i spędza czas ze swoimi kumplami.
- Jestem Marcelo. – uśmiech nie schodził mi z twarzy.
- A ja Isabella. – odpowiedziałam równie szerokim uśmiechem. – Wakacje?
- Zgadza się. Jesteśmy od tygodnia na wyspie, ale pogoda nie dopisuje i zastanawiamy się nad powrotem do Hiszpanii. – powiedział próbując przekrzyczeć muzykę, która zagłuszała nawet myśli.
- Ja mam tak samo. Nie tak wyobrażałam sobie wakacje na La Palma.
- Jesteś tutaj sama? – rozejrzał się po sali, ale kiedy zauważył wzrok Marc’a, który bacznie się nam przygląda, zaśmiał się głośno. – Przepraszam, nie wiedziałem, że masz chłopaka.
- Nie mam. – uśmiechnęłam się zalotnie. Wreszcie poznałam kogoś nowego, w ogóle nie związanego z ludźmi, którymi otaczałam się przez ostatnie tygodnie. Bardzo mi się to podobało. – Z którego regionu Hiszpanii pochodzisz?
- Mieszkam w Madrycie, gdzie jestem na ostatnim roku studiów, ale pochodzę z Sewilli. Ty wyglądasz na rodowitego Katalończyka. – zaśmiał się.
- Zgadza się, mieszkam w Barcelonie. – obrócił mnie tak, że oparta byłam swoim ciałem o jego klatkę.
- Studiujesz?
- Jestem fotografem i to wypełnia cały mój czas. Chciałabym zacząć jeszcze jakieś studia, więc kto wie… może kiedyś. – odwróciłam się do niego przodem i przerzuciłam ręce na jego ramiona.
- Dorabiałem jako model, więc można powiedzieć, że jestem kolegą po fachu. – nie wiedziałam dlaczego, ale przyciągałam do siebie modeli. Najpierw brat Marc’a, Eric. Teraz Marcelo? Nie miałam nic przeciwko, bo nie od dziś wiadomo, że to najpiękniejsi ludzie na świecie.
- A co studiujesz? – spytałam z zaciekawieniem.
- Medycynę, jestem na ostatnim roku. – byłam pełna podziwu dla chłopaka. Medycyna to naprawdę ciężkie studia, wymagające wielu wyrzeczeń i poświęcenia.
Piosenki zmieniały się, a my dalej tkwiliśmy w tańcu na środku parkietu. Kiedy stwierdziliśmy, że mamy już serdecznie dość tłumu, który zaczął napływać na środek, zeszliśmy do loży.
- To Marcelo. – przedstawiłam go chłopakom, którzy zlustrowali go z góry na dół, ale uścisnęli dłoń. Marc spojrzał na niego spod byka, podał rękę, ale nie zamierzał kontynuować rozmowy z moim nowym kolegą. Cieszyłam się, że wreszcie dostał po nosie. – Marcelo studiuje medycynę w Madrycie, a poza tym jest świetnym tancerzem.
- Przestań. – szatyn szturchnął mnie na żarty w bok. – Nie zawstydzaj mnie przed kolegami.
- Ależ skąd! – dopiłam swojego drinka i z powrotem wyciągnęłam chłoka na parkiet. Nim wróciłam do hotelu, wymieniłam się z nim numerem telefonu. Chciałam kontynuować tę znajomość, ponieważ Marcelo był naprawdę miłym i dobrze wychowanym chłopakiem. Rozmawiało mi się z nim swobodnie i sama nie wiem kiedy chłopcy wyciągnęli mnie z klubu. Było dobrze po czwartej, a ja wcale nie czułam się śpiąca. Alexis narzekał, że boli go żołądek i opierał się całym ciężarem o moje ramię. Nie było to zbyt dobre posunięcie, ponieważ maszerowałam w piętnastocentymetrowych szpilkach i kiedy tylko rzucił się na mnie, o mało nie wylądowaliśmy na ziemi.
Marc nie spuszczał wzroku ze swojego super nowoczesnego telefonu komórkowego. Udawał, że w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, ale pomógł mi zachować pion, po tym jak Alexis przywarł do mnie całym swoim ciałem.
Pożegnałam się z wszystkimi i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Wykąpałam się, nim wskoczyłam do łóżka i próbowałam zasnąć, ale nie mogłam. Słońce wschodziło nad ocean i wykorzystałam moment, by zrobić kilka zdjęć z tarasu. Oparłam się o balustradę w samej bieliźnie i spojrzałam na piękny krajobraz przez obiektyw swojego aparatu.
- Przeziębisz się. – usłyszałam znajomy mi głos gdzieś w pobliżu. Obróciłam głowę i ujrzałam Marc’a opierającego się o balustradę na swoim tarasie. Nie miał na sobie koszulki, przez co mogłam zauważyć jego wyrzeźbione mięśnie brzucha.
- To nie Twoja sprawa czy się przeziębię czy nie. – wróciłam do robienia zdjęć, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że piłkarz obserwuje moje prawie nagie ciało. Owinęłam się kocem, który leżał na fotelu. – I co się tak patrzysz?
- Mam ignorować taki widok? – wzruszył bezradnie ramionami.
- Daj spokój, Marc.
- No co? Najpierw próbujesz wzbudzić we mnie zazdrość jakimś studencikiem, a teraz paradujesz półnaga po tarasie. Jestem tylko facetem. – usatysfakcjonowały mnie jego słowa. W jakimś stopniu osiągnęłam swój cel, chociaż nie do końca był on zamierzony i przemyślany. Nie zamierzałam przecież za wszelką cenę poznać Marcelo w klubie, czy mieć kłopoty ze snem. Wszystko wydarzyło się zupełnie przez przypadek, ale wcale tego nie żałowałam. To on powinien mieć wyrzuty sumienia, że przespał się ze mną, będąc w związku z Aną. Ja go do niczego nie namawiałam. To był impuls. Całkiem przyjemny i satysfakcjonujący, ale tylko impuls. Nie miał prawa wydarzyć się ponownie.
- Nie próbowałam wzbudzić w Tobie zazdrości. Wypraszam sobie. – powiedziałam stanowczym tonem. – Masz urojenia.
- Mieliśmy porozmawiać poważnie.
- I to niby jest odpowiednie miejsce i czas by o tym rozmawiać? Oboje wypiliśmy za dużo, by gadać o czymkolwiek. – chłopak wzruszył jedynie ramionami i wszedł z powrotem do swojego pokoju.
Nie musiałam długo czekać na jego dalsze kroki. Już po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się szczelniej i podeszłam do przedpokoju, by otworzyć. W progu stał Marc i wszedł bezpardonowo do środka bez uprzedniego zaproszenia.
Zamknął za sobą drzwi i złapał mnie czym prędzej, bym nie zdążyła zrobić kroku w tył. Złączył nasze usta w długim pocałunku, który trwał dłużej niż się tego spodziewałam. Koc spadł na podłogę i poczułam na swoich plecach zimne dłonie piłkarza. Przysunął mnie do siebie jeszcze bliżej, a kiedy odległość uniemożliwiała nam swobodny pocałunek, złapał mnie za biodra i podniósł do góry. Objęłam go udami w pasie i złapałam dłońmi za szyję.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Isabello Alonso Miramontes. – nie czekając dłużej, znów zatopił swoje usta w moich. Sam nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie irytował. Kiedy jednak dotykał moich ust, zapominałam o całym złu i nie mogłam skupić się na niczym innym, jak tylko na nim.
Wiedziałam jednak dobrze, że nasz związek nie miał szans na jakiekolwiek przetrwanie. Byliśmy zbyt różni od osób, którymi byliśmy przed trzema laty. Nasze zmiany nie były do końca korzystne i nie było sensu brnąć w coś co nie miało przyszłości. Jednak mała chwila zapomnienia zdarzała się nam coraz częściej i wcale tego nie żałowałam. Przeciwnie. Byłam podekscytowana każdym zbliżeniem z chłopakiem, który potrafił od czasu do czasu przybrać ludzkie i całkiem przyjazne oblicze.

******************************

Hej! Dodaję nowość, ponieważ wyjeżdżam na tydzień i nie będę mieć dostępu do laptopa. Mam nadzieję, że jesteście choć odrobinę usatysfakcjonowani rozwojem wydarzeń. Ale ostrzegam: nie będzie cukierkowo :-) Nie byłabym sobą gdybym nie namieszała i nie dodała kolejnego bohatera! Jak Wam się podoba doktorek? :-) Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze pod poprzednim postem :*

5 komentarzy:

  1. No i teraz plany Belli poszły się walić XD
    Wątpię w to , aby Marc w najbliższym czasie zmienił swoje zachowanie , a Isabell też nie jest święta , więc raczej do porozumienia pomiędzy nimi nie dojdzie . Sporo może namieszać ten Miguel :D Ciekawa jestem , czy Bella będzie z nim utrzymywać kontakt ^^
    Czekam na kolejny , pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czwarty rozdział: http://la-muerte-no-es-ell-final.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, ty aż za bardzo lubisz chyba mieszać <3 A już myślałam, że między Bellą a Marciem będzie się układać. Puk puk, kto tam? hot doktorek, oooo tak! <3 Czekam na kolejny ;*
    zapraszam na epilog na http://he-was-gone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Czeeeść <3
    W końcu na spokojnie przeczytałam tego bloga, przepraszam, że tyle się zbierałam, ale miałam mnóstwo na głowie. Niby teraz też mam, ale no... jest już lepiej :)
    Więc od dziś będę już na bieżąco! :D
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. nie no, doktorek to jak najbardziej hahah, ale Marca mi i tak nie przebije <3
    Ty lubisz mieszać i każda z nas o tym wie ale zapewne boi się co znowu wymyśliłaś w tej główce ;p
    czekam na nowość! + zapraszam na www.like--never--before.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************