Siedziałam z
przybitą miną, obserwując drewniany stół i kreśląc palcem po nim nieokreślone
wzory. Lily dogadywała się z Marc’iem świetnie. Co chwilę ich śmiechy
wypełniały maleńką kawiarenkę i wyrywały mnie z zamyślenia. Zamówiłam sobie
mocną kawę, którą wypiłam w pośpiechu. Chciałam poukładać sobie w głowie parę
spraw. Między innymi to jak mam traktować Marc’a. Jak kolegę? Jak kogoś
zupełnie mi obcego? Nie chciałam go od siebie odsuwać, ale nie wyobrażałam
sobie bym mogła kiedykolwiek spojrzeć na niego bez podglądu na przeszłość.
Nasza relacja była na tyle skomplikowana, że nie miałam zupełnie zielonego
pojęcia jak ją ugryźć, by każdy był zadowolony.
- Ziemia do
Belli. – piłkarz pomachał mi dłonią przed oczyma, co wyrwało mnie z zamyśleń. –
Pytałem czy masz jeszcze na coś ochotę?
W tamtej
chwili miałam ochotę na coś zupełnie innego. Na chwilę spokoju. To było jednak
zbyt wiele jak na jedną osobę, więc musiałam zadowolić się dwójką
rozrabiających towarzyszy i dwójką szczekających psów pod stołem. Pokiwałam jedynie
głową i znów utkwiłam wzrok w filiżance.
Najchętniej
zostawiłabym ich samych, a sama wróciła do mieszkania, ale mój brat na samą
myśl o Marc’u wpadał w złość. Od zawsze był przeciwny naszemu związkowi, a po
naszym rozstaniu chciał mu stłuc buźkę na kwaśne jabłko. Powstrzymałam go przed
tym, ponieważ nie chciałam mieć go na sumieniu.
- Ciociu! Mogę
zabrać Marc’a do domu? – blondynka spojrzała na mnie szeroko otworzonymi
oczyma, co wyrwało mnie z nostalgii.
- Słucham?
Zwariowałaś? – spiorunowałam ją wzrokiem. Jeszcze tego mi trzeba było do
szczęścia. – Tak w ogóle to powinnyśmy się już zbierać. Dochodzi piąta i Twoja
mama niedługo po Ciebie przyjedzie.
- Ale ja nie
chcę! – skrzyżowała rączki i gdyby dosięgała do ziemi to prawdopodobnie
tupnęłaby nóżką.
- A guzik mnie
to obchodzi. Pożegnaj się z Marc’iem i weź Dino. – skierowałam się do kelnerki,
która akurat przechodziła i chciałam zapłacić za nas dwie. Marc poczuł się
wielce urażony, bo to on na zaprosił i chciał zapłacić, ale nie pozwoliłam na
to. Złapałam smycz, do której przypięty był pies, a do drugiej ręki rączkę
obrażonej Lily. Znów wyszłam na złą ciotkę, ale nie mogłam pozwolić by dziecko
weszło mi na głowę. Wystarczy, że ze swoimi rodzicami robi co zechce.
Kiwnęłam
piłkarzowi głową na do widzenia i pociągnęłam za sobą swoich towarzyszy. Przez
całą drogę powrotną słuchałam rozanielonej Lily, która wprost wychwalała Marc’a
który był dla niej jak Książe z bajki. Uratował w końcu jej psa i przez to
winna mu była dozgonną wdzięczność. Miałam zamiar wybić jej to ze ślicznej
główki, ale usprawiedliwiało ją tylko to, że miała zaledwie siedem lat.
W mieszkaniu
odgrzałam coś małej na obiad, a sama zadowoliłam się kanapką z tuńczykiem,
której nie zdążyłam zjeść na śniadanie. Ogarnęłam trochę kuchnię i salon, by
zająć się czymś produktywnym. W międzyczasie Lily próbowała swoich sił w fifie,
którą zostawił u mnie Alexis.
Matilde i Luka
wpadli do mojego mieszkania z hukiem. Przeprosili na swoje spóźnienie, ale
okazało się, że dziewczyna źle poczuła się w kancelarii i ojciec zawiózł ją do
szpitala. Luka popędził do niej jak na skrzydłach, a La Torturę zostawił w
rękach Leo.
- Ale już
czujesz się lepiej, tak? – spojrzałam uważnie na dziewczynę, która rozłożyła
się na mojej kanapie. Widząc jak mój brat nadskakuje swojej dziewczynie,
wiedziałam dobrze, że coś jest na rzeczy. Przyglądałam im się z drugiej strony
stołu i uśmiechałam pod nosem.
- Czuję się
zdecydowanie lepiej niż normalnie. – uśmiechnęła się szeroko. – Spodziewam się
dziecka. – podskoczyłam na kanapie i wrzasnęłam głośno. Sama nie wiem czy były
to epitety, czy wiązanka przekleństw, ale skoczyłam na roześmianą dziewczynę.
Przytuliłam ją mocno, później brata i
zasłoniłam twarz dłońmi. Nie chciałam się rozpłakać, ale byłam
przeszczęśliwa, że znów zostanę ciocią.
- Który to już
miesiąc? – spytałam od razu.
- 4,5. Nawet
nie masz pojęcia jaka byłam zaskoczona słysząc od lekarza, że wcale nie
zesłabłam z głodu czy wyczerpania. – odebrała od chłopaka kubek z gorącą
czekoladą. – Nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogę być w ciąży. Ignorowałam
wszystkie symptomy, a okres spóźniał mi się zaledwie dwa tygodnie.
- Przecież to
normalne, że u niektórych kobiet może występować okres. Co za nowina. Po prostu
popłakałam się ze szczęścia. – uśmiechnęłam się do nich szeroko. – A rodzice
już wiedzą?
- Jeszcze nie.
Mój tata nie mógł zostać ze mną w szpitalu, więc nie wie. Mamy zamiar zaprosić
moich rodziców oraz waszych i mieć to z głowy za jednym zamachem. –
odpowiedziała blondynka.
- A ja w
dalszym ciągu jestem w szoku. – wydusił z siebie brat, który usiadł wreszcie na
czerech literach koło swojej partnerki.
- Lily mogła
być dla Ciebie szokiem, bo byliście parą kilka miesięcy. A po tylu latach
związku ja wcale się nie dziwię, że kolejny brzdąc jest w drodze. – puściłam mu
oczko. Blondynka posłała mi szeroki uśmiech. – A planujecie jakąś legalizacje?
- Nawet nie
mieliśmy czasu, żeby o tym pogadać. – Matilde spojrzała na Lukę. – W sumie
drugie dziecko w drodze, to może…
- Wiesz
dobrze, że ja chciałem wziąć z Tobą ślub, kiedy jeszcze Lily nie było na
świecie. Ty chciałaś poczekać, aż „wrócisz do figury” i zleciało siedem lat. –
brat założył ręce na torsie. – Więc nie wykręcaj się, że to ja nie chciałem.
- Ja przecież
nic nie mówię.
- Mama chyba
dostanie zawału jak dowie się, że myślicie o ślubie. Przecież ona w dalszym
ciągu od paru lat kolekcjonuje magazyny ślubne, ma ich cały karton. – zaśmiałam
się.
Pozorną ciszę
szybko zagłuszyła Lily, która przybiegła z mojej sypialni z Dino. Skoczyła na
kolana swojego taty i opowiedziała mu dokładnie co robiłyśmy przez cały dzień.
Luka był trochę zaniepokojony faktem, że potkałyśmy się z Marc’iem, ale nie
mógł nic głośno powiedzieć w obecności córki. Uwagi zostawił dla siebie, ale
jego mina mówiła wszystko.
Pożegnałam się
z trójką późnym wieczorem. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że Matilde była
w ciąży. W sumie nie powinnam była się dziwić, bo związek, który trwał przeszło
osiem lat, musiał zaowocować. Lily rosła jak na drożdżach i dziwiłam się od
dawna, że jest jedynaczką. Przez to była trochę rozpuszczona przez rodziców,
ale wkrótce na świecie miał pojawić się nowy członek rodziny i to przyprawiało
mnie o szeroki uśmiech na twarzy. Ciekawa byłam reakcji moich rodziców na
wieść, że po raz drugi zostaną dziadkami. Tata zapewne zacząłby płakać, a mama?
Zaczęłaby planować jego życie i nawet studia, które wybierze. Tak właśnie było,
kiedy dowiedzieli się o ciąży z Lily. Bałam się na samą myśl, jakby zareagowali
gdybym to ja była w ciąży. Wolałam jednak o tym nie rozmyślać i nie zapeszać.
Kolejne dni
nie przyniosły niczego nowego i ciekawego. Pomału zamieniałam się w maszynkę do
pracy, która przesiadywała po godzinach w studio i nadganiała pracę. Miałam
mnóstwo zleceń i nie wyrabiałam się, więc postanowiłam coraz mocniej wciągnąć w
pracę Leo. Jeździliśmy razem na plenery i wymienialiśmy się aparatem. Miał
wielki potencjał i postanowiłam go wykorzystać do granic jego możliwości.
Oczywiście zawodowo, bo wiadomym było, że nigdy nie spojrzy na mnie inaczej niż
na przyjaciółkę. Wolałby skupić się na moim bracie, ale był szczęśliwe
zakochany od lat w jednej kobiecie.
Zostałam
zaproszona przez brata na uroczystą kolację u nich w domu, gdzie mieli ogłosić
rodzinie radosną wieść. Tak jak się spodziewałam: wybuchła dzika radość. Mamy
płakały, ojcowie gratulowali sobie nawzajem kolejnego wnuka. Siedziałam w kącie
i robiłam im zdjęcia. Niektóre wyszły tak komiczne, że na sam widok śmiałam się
jak głupia. Lily nie za bardzo wiedziała z czego tak się wszyscy cieszą.
Siedziała ze mną i również bawiła się w fotografa swoim zabawkowym aparatem,
który dostała od taty. Luka i Matilde oczywiście wytłumaczyli jej, że będzie
starszą siostrą, ale dla niej to nie był jakiś wielki szok. Przyjęła to
spokojnie i nawet cieszyła się na wieść o małej istotce, którą będzie się opiekować.
Bałam się, że będzie zazdrosna, kiedy całe skupienie przeniesie się na dziecko,
a nie na nią, tak jak było do tej pory. Przyjęłam, że jak urodzi się dziecko,
to będę się nią jeszcze więcej zajmować. Nie chciałam by czuła się odepchnięta
przez to, że ktoś mniejszy od niej, będzie potrzebować mamy i taty na pełen
etat.
Marc’a nie
spotykałam już tak często. Końcówka sezonu była dla nich wyczerpująca, zarówno
fizycznie jak i psychicznie. Dla mnie również znalazło się miejsce w tym małym
zamieszaniu. Jeździłam na mecze tak jak do tej pory, ale i zajmowałam się
konferencjami prasowymi, których było coraz więcej. Niektórzy odchodzili,
ponieważ kończyły im się umowy, bądź zostali podkupieni przez inną drużynę.
Cieszyłam się na wieść o nowych nabytkach drużyny. Miałam szczerze dość głupich
żarcików starych pryków, którzy zaczepiali mnie zawsze na treningach. Alexis
bronił mnie jak młodszej siostry, ale i sam wielokrotnie próbował klepnąć mnie
po tyłku. To było oburzające, zwłaszcza, że większość z nich miała dziewczyny,
żony i nie powinna się tak zachowywać na widok dziewczyny. No, ale jak wiadomo,
faceci są nieznośni w obecności swoich kumpli i próbują za wszelką cenę się
popisać przed nimi.
Początek
czerwca przyniósł mi kolejny nawał jeśli chodzi o sesje ślubne. Nie wiem czemu,
ale przyjęło się, że czerwiec to najpiękniejszy miesiąc na ślub. W każdym bądź
razie tak myśleli moi klienci, ponieważ zdarzało się, że miałam dziennie po
dwie, a nawet trzy sesje na plaży. Luka również zawalony był pracą, więc La
Tortura spoczywała na barkach Leonarda. Nie miał on jednak nic przeciwko,
ponieważ zżył się z nami i naszą firmą. Miał grono stałych klientów i coraz
bardziej przyzwyczajał się do Barcelony. Zaprzyjaźniłam się z nim. Czułam, że
miałam wreszcie osobę, której mogę powiedzieć dosłownie wszystko. O swoich
bólach, rozterkach i przemyśleniach. Najwięcej czasu oczywiście rozmawialiśmy
na temat Marc’a, który ostatnimi czasy mnie unikał. Nie wiedziałam czemu,
ponieważ zaczęliśmy wszystko na nowo i staraliśmy się być normalnymi znajomymi.
Takimi, którzy nie odwracają wzroku, kiedy mijają się na ulicy. Stąd też moje
wielkie zdziwienie, kiedy pewnego dnia nie zwrócił na mnie uwagi, gdy mijaliśmy
się na korytarzu.
- Może znalazł
sobie nową dziewczynę i stara się o Tobie zapomnieć? – zasugerował Leo, który
nalał nam do kubków świeżo zaparzonej kawy.
- Myślisz, że
to przez to? Dziwnie się czuję, bo do tej pory to ja byłam tą osobą, która
unika, ucieka i odwraca wzrok. Coś jest nie tak i chcę się dowiedzieć. –
zmarszczyłam brwi. Leo w odpowiedzi zaśmiał się głośno i upił spory łyk kawy. –
No co?
- Mam
wrażenie, że im bardziej on Cię odtrąca, tym bardziej Ty na niego lecisz. Nie
zauważyłaś tego?
- Co?
Zwariowałeś. – machnęłam ręką na jego słowa. Nie chciałam dopuścić do siebie
myśli, że dalej mi na nim zależy. Od miesięcy pracowałam z chłopakami z FC
Barcelony i miałam styczność również z nim. Z początku robiłam wszystko by się
zemścić, później by zapomnieć, a teraz? Teraz chcę mieć zdrowe relacje z każdym
piłkarzem. Nawet z nim.
- Mówię
całkiem poważnie, Izz. Może w dalszym ciągu go kochasz, tylko nie chcesz się do
tego przyznać? Spójrz… - zawiesił na chwilę głos, by po chwili kontynuować. -
…wciąż o nim myślisz. Nasze plotkowanie zawsze kończy się na jego osobie. Nie
możesz wyzbyć się swoich uczuć. Nie walcz z nimi.
- Daj spokój,
Leo. Niedługo miną cztery lata od naszego rozstania. Nie chcę dalej rozmyślać,
co by było gdyby. Masz na to jakieś lekarstwo?
- Może nowa
miłość? – podniósł jedną brew do góry.
- Myślisz, że
tego nie próbowałam? Wszyscy faceci, z którymi się umawiałam mają mnie serdecznie dość, bo jestem zbyt trudna w
zdobyciu i szybko dają za wygraną. – podniosłam ręce w geście poddania się.
- Bo dalej
żywisz uczucia do Marc’a. I nie próbuj nawet zaprzeczać. – powiedział jednym
tchem, bym nie zdążyła mu przerwać. – Wszystkich facetów porównujesz do niego,
a nie oszukujmy się… to naprawdę wielkie ciacho!
- Leo! –
krzyknęłam. – Daj już spokój!
- Prawda boli?
Gadałem ostatnio z Alexis’em, kiedy wyszłaś na chwilę z mieszkania i powiem Ci,
że on ma takie samo zdanie jak ja.
- Nie wierzę,
że plotkowałeś z Alexis’em na mój temat! – podniosłam się z miejsca, ale po
chwili opadłam z powrotem na kanapę. Miał sporo racji w tym co mówił, a ja
głupia tylko podjudzałam jego wszystkie podejrzenia. Miałam wielką słabość do
Marc’a i nie umiałam nad nią zapanować.
- Kochanie. –
usiadł obok mnie i złapał mnie za dłonie. – Myślisz, że walcząc ze swoimi
uczuciami, coś zdziałasz? – objął mnie ramionami. – Nie chcę, żebyś cierpiała,
ale musisz o nim zapomnieć. Wiem, że to trudne, ale inaczej nie ruszysz z
miejsca. Dalej będziesz analizować jego każde spojrzenie i słowo, a prawda jest
taka, że on już dawno zaczął żyć swoim życiem. Ty też musisz. Jest to cholernie
trudne, a będzie coraz ciężej.
- Co mi
doradzasz? – podniosłam zaszklony wzrok.
- Albo
zdecydujesz się wyznać mu to co czujesz, albo zapomnij. Nie ma innej drogi, bo
będziesz coraz bardziej cierpieć. Gdy zobaczysz go z dziewczyną, będziesz
analizować, czemu to Ty nie jesteś na jej miejscu. Sam przeżyłem coś takiego i
wiem jakie to trudne.
- Nie mogę tak
po prostu wszystkim rzucić i zapomnieć. Wiem, że starasz mi się pomóc, Leo. Ale
sama zdecyduję co zrobię. – ucałowałam go w policzek.
- Marc w
dalszym ciągu jest Twoją pierwszą wielką miłością i nie odpędzisz go od siebie
nawet jeśli bardzo się postarasz. Zwłaszcza, że z nim pracujesz. Naucz się żyć
bez niego i skup całą swoją energię na kimś innym. Błagam.
Musiałam mu
przyznać rację, że zaczęłam zachowywać się dziwnie. Powinnam już dawno temu zamknąć
tamten rozdział i zacząć żyć nowym życiem. Łatwiej jest jednak mówić jeśli nie
przeżyje się czegoś takiego. Bolesny etap w moim życiu był już dawno za mną.
Pamiętałam jednak te dobre chwile, a było ich zdecydowanie więcej. Widząc go
przypominały mi się wszystkie spotkania, wszystkie nieprzespane noce i rozmowy.
Aż trudno w to uwierzyć, ale kiedyś naprawdę potrafiłam stworzyć normalny
związek. Potrafiłam się zaangażować i oddać drugiej osobie. Co tam, że nie
trwało to zbyt długo. Z perspektywy czasu widziałam jednak, że zmieniłam się i
to bardzo. Tylko nie do końca wiedziałam czy na korzyść.
************************************************
Hej. Wiem, że
zlinczujecie w komentarzach Izabellę i jej charakter, ale gwarantuję Wam, że
takie przeżycia są naprawdę trudne do zniesienia. I wiem co mówię. Postaram się
napisać coś bardziej optymistycznego. Ten rozdział trochę pisany był z własnych
pobudek, ale nie miejcie mi tego za złe. Wykreowałam taką postać, a nie inną. A
wszyscy mają prawo do szczęścia :-) Sama nie wiem, w którą stronę mam uderzyć,
a każde rozwiązanie jest dla mnie kijowe. Nie chcę zrobić z tego telenoweli, a
wszystko co przychodzi mi do głowy, właśnie takie jest. Nudne i przewidywalne.
Postaram się czymś Was zaskoczyć. Pozdrawiam :*
ja tam Isabell lubię, a rozdział jak zawsze bardzo mi się podoba. Wciąż czekam aż Marc będzie w końcu szczęśliwy z naszą bohaterką. Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńp.s. Serdecznie zapraszam na prolog, który pojawił się na http://pamietnik-umierajacej.blogspot.com/ pozdrawiam ; *
ja czekam aż ona wyzna mu miłość i love forever, hahah
OdpowiedzUsuńale ja to ja xD
Czekam na nowość :*
Zapraszam na pierwszy rozdział: http://la-muerte-no-es-ell-final.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Marca w tym opowiadaniu. Potrafi w być wredny, arogancki ale i miły i uroczy. Dodaje mu to w 100% uroku! Ciekawa jestem czy Isabell wyjawi mu swoje uczucia! A co ciekawe czy Marc w końcu też się odważy powiedzieć to co czuje! Alexis jest mega kumplem, szczególnie po takich imprezach jak urodziny Isy. :D Nic czekam na kolejny oraz serdecznie zapraszam na jedyneczkę http://estoy-enamoradoo.blogspot.com Przepraszam za spam i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKiedy ty ich połączysz, hm ? :D Czekam czekam na pozytywny rozwój wydarzen :D
OdpowiedzUsuńP.S
http://the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com/2014/05/liebster-awards.html NOMINACJA! :*
Serdecznie zapraszam na 21 :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na drugi rozdział: http://la-muerte-no-es-ell-final.blogspot.com <3
OdpowiedzUsuń