1.05.2014

Chapter 15


Siedziałam z przybitą miną, obserwując drewniany stół i kreśląc palcem po nim nieokreślone wzory. Lily dogadywała się z Marc’iem świetnie. Co chwilę ich śmiechy wypełniały maleńką kawiarenkę i wyrywały mnie z zamyślenia. Zamówiłam sobie mocną kawę, którą wypiłam w pośpiechu. Chciałam poukładać sobie w głowie parę spraw. Między innymi to jak mam traktować Marc’a. Jak kolegę? Jak kogoś zupełnie mi obcego? Nie chciałam go od siebie odsuwać, ale nie wyobrażałam sobie bym mogła kiedykolwiek spojrzeć na niego bez podglądu na przeszłość. Nasza relacja była na tyle skomplikowana, że nie miałam zupełnie zielonego pojęcia jak ją ugryźć, by każdy był zadowolony.
- Ziemia do Belli. – piłkarz pomachał mi dłonią przed oczyma, co wyrwało mnie z zamyśleń. – Pytałem czy masz jeszcze na coś ochotę?
W tamtej chwili miałam ochotę na coś zupełnie innego. Na chwilę spokoju. To było jednak zbyt wiele jak na jedną osobę, więc musiałam zadowolić się dwójką rozrabiających towarzyszy i dwójką szczekających psów pod stołem. Pokiwałam jedynie głową i znów utkwiłam wzrok w filiżance.
Najchętniej zostawiłabym ich samych, a sama wróciła do mieszkania, ale mój brat na samą myśl o Marc’u wpadał w złość. Od zawsze był przeciwny naszemu związkowi, a po naszym rozstaniu chciał mu stłuc buźkę na kwaśne jabłko. Powstrzymałam go przed tym, ponieważ nie chciałam mieć go na sumieniu.
- Ciociu! Mogę zabrać Marc’a do domu? – blondynka spojrzała na mnie szeroko otworzonymi oczyma, co wyrwało mnie z nostalgii.
- Słucham? Zwariowałaś? – spiorunowałam ją wzrokiem. Jeszcze tego mi trzeba było do szczęścia. – Tak w ogóle to powinnyśmy się już zbierać. Dochodzi piąta i Twoja mama niedługo po Ciebie przyjedzie.
- Ale ja nie chcę! – skrzyżowała rączki i gdyby dosięgała do ziemi to prawdopodobnie tupnęłaby nóżką.
- A guzik mnie to obchodzi. Pożegnaj się z Marc’iem i weź Dino. – skierowałam się do kelnerki, która akurat przechodziła i chciałam zapłacić za nas dwie. Marc poczuł się wielce urażony, bo to on na zaprosił i chciał zapłacić, ale nie pozwoliłam na to. Złapałam smycz, do której przypięty był pies, a do drugiej ręki rączkę obrażonej Lily. Znów wyszłam na złą ciotkę, ale nie mogłam pozwolić by dziecko weszło mi na głowę. Wystarczy, że ze swoimi rodzicami robi co zechce.
Kiwnęłam piłkarzowi głową na do widzenia i pociągnęłam za sobą swoich towarzyszy. Przez całą drogę powrotną słuchałam rozanielonej Lily, która wprost wychwalała Marc’a który był dla niej jak Książe z bajki. Uratował w końcu jej psa i przez to winna mu była dozgonną wdzięczność. Miałam zamiar wybić jej to ze ślicznej główki, ale usprawiedliwiało ją tylko to, że miała zaledwie siedem lat.
W mieszkaniu odgrzałam coś małej na obiad, a sama zadowoliłam się kanapką z tuńczykiem, której nie zdążyłam zjeść na śniadanie. Ogarnęłam trochę kuchnię i salon, by zająć się czymś produktywnym. W międzyczasie Lily próbowała swoich sił w fifie, którą zostawił u mnie Alexis.
Matilde i Luka wpadli do mojego mieszkania z hukiem. Przeprosili na swoje spóźnienie, ale okazało się, że dziewczyna źle poczuła się w kancelarii i ojciec zawiózł ją do szpitala. Luka popędził do niej jak na skrzydłach, a La Torturę zostawił w rękach Leo.
- Ale już czujesz się lepiej, tak? – spojrzałam uważnie na dziewczynę, która rozłożyła się na mojej kanapie. Widząc jak mój brat nadskakuje swojej dziewczynie, wiedziałam dobrze, że coś jest na rzeczy. Przyglądałam im się z drugiej strony stołu i uśmiechałam pod nosem.
- Czuję się zdecydowanie lepiej niż normalnie. – uśmiechnęła się szeroko. – Spodziewam się dziecka. – podskoczyłam na kanapie i wrzasnęłam głośno. Sama nie wiem czy były to epitety, czy wiązanka przekleństw, ale skoczyłam na roześmianą dziewczynę. Przytuliłam ją mocno, później brata i  zasłoniłam twarz dłońmi. Nie chciałam się rozpłakać, ale byłam przeszczęśliwa, że znów zostanę ciocią.
- Który to już miesiąc? – spytałam od razu.
- 4,5. Nawet nie masz pojęcia jaka byłam zaskoczona słysząc od lekarza, że wcale nie zesłabłam z głodu czy wyczerpania. – odebrała od chłopaka kubek z gorącą czekoladą. – Nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogę być w ciąży. Ignorowałam wszystkie symptomy, a okres spóźniał mi się zaledwie dwa tygodnie.
- Przecież to normalne, że u niektórych kobiet może występować okres. Co za nowina. Po prostu popłakałam się ze szczęścia. – uśmiechnęłam się do nich szeroko. – A rodzice już wiedzą?
- Jeszcze nie. Mój tata nie mógł zostać ze mną w szpitalu, więc nie wie. Mamy zamiar zaprosić moich rodziców oraz waszych i mieć to z głowy za jednym zamachem. – odpowiedziała blondynka.
- A ja w dalszym ciągu jestem w szoku. – wydusił z siebie brat, który usiadł wreszcie na czerech literach koło swojej partnerki.
- Lily mogła być dla Ciebie szokiem, bo byliście parą kilka miesięcy. A po tylu latach związku ja wcale się nie dziwię, że kolejny brzdąc jest w drodze. – puściłam mu oczko. Blondynka posłała mi szeroki uśmiech. – A planujecie jakąś legalizacje?
- Nawet nie mieliśmy czasu, żeby o tym pogadać. – Matilde spojrzała na Lukę. – W sumie drugie dziecko w drodze, to może…
- Wiesz dobrze, że ja chciałem wziąć z Tobą ślub, kiedy jeszcze Lily nie było na świecie. Ty chciałaś poczekać, aż „wrócisz do figury” i zleciało siedem lat. – brat założył ręce na torsie. – Więc nie wykręcaj się, że to ja nie chciałem.
- Ja przecież nic nie mówię.
- Mama chyba dostanie zawału jak dowie się, że myślicie o ślubie. Przecież ona w dalszym ciągu od paru lat kolekcjonuje magazyny ślubne, ma ich cały karton. – zaśmiałam się.
Pozorną ciszę szybko zagłuszyła Lily, która przybiegła z mojej sypialni z Dino. Skoczyła na kolana swojego taty i opowiedziała mu dokładnie co robiłyśmy przez cały dzień. Luka był trochę zaniepokojony faktem, że potkałyśmy się z Marc’iem, ale nie mógł nic głośno powiedzieć w obecności córki. Uwagi zostawił dla siebie, ale jego mina mówiła wszystko.
Pożegnałam się z trójką późnym wieczorem. W dalszym ciągu nie mogłam uwierzyć, że Matilde była w ciąży. W sumie nie powinnam była się dziwić, bo związek, który trwał przeszło osiem lat, musiał zaowocować. Lily rosła jak na drożdżach i dziwiłam się od dawna, że jest jedynaczką. Przez to była trochę rozpuszczona przez rodziców, ale wkrótce na świecie miał pojawić się nowy członek rodziny i to przyprawiało mnie o szeroki uśmiech na twarzy. Ciekawa byłam reakcji moich rodziców na wieść, że po raz drugi zostaną dziadkami. Tata zapewne zacząłby płakać, a mama? Zaczęłaby planować jego życie i nawet studia, które wybierze. Tak właśnie było, kiedy dowiedzieli się o ciąży z Lily. Bałam się na samą myśl, jakby zareagowali gdybym to ja była w ciąży. Wolałam jednak o tym nie rozmyślać i nie zapeszać.

Kolejne dni nie przyniosły niczego nowego i ciekawego. Pomału zamieniałam się w maszynkę do pracy, która przesiadywała po godzinach w studio i nadganiała pracę. Miałam mnóstwo zleceń i nie wyrabiałam się, więc postanowiłam coraz mocniej wciągnąć w pracę Leo. Jeździliśmy razem na plenery i wymienialiśmy się aparatem. Miał wielki potencjał i postanowiłam go wykorzystać do granic jego możliwości. Oczywiście zawodowo, bo wiadomym było, że nigdy nie spojrzy na mnie inaczej niż na przyjaciółkę. Wolałby skupić się na moim bracie, ale był szczęśliwe zakochany od lat w jednej kobiecie.
Zostałam zaproszona przez brata na uroczystą kolację u nich w domu, gdzie mieli ogłosić rodzinie radosną wieść. Tak jak się spodziewałam: wybuchła dzika radość. Mamy płakały, ojcowie gratulowali sobie nawzajem kolejnego wnuka. Siedziałam w kącie i robiłam im zdjęcia. Niektóre wyszły tak komiczne, że na sam widok śmiałam się jak głupia. Lily nie za bardzo wiedziała z czego tak się wszyscy cieszą. Siedziała ze mną i również bawiła się w fotografa swoim zabawkowym aparatem, który dostała od taty. Luka i Matilde oczywiście wytłumaczyli jej, że będzie starszą siostrą, ale dla niej to nie był jakiś wielki szok. Przyjęła to spokojnie i nawet cieszyła się na wieść o małej istotce, którą będzie się opiekować. Bałam się, że będzie zazdrosna, kiedy całe skupienie przeniesie się na dziecko, a nie na nią, tak jak było do tej pory. Przyjęłam, że jak urodzi się dziecko, to będę się nią jeszcze więcej zajmować. Nie chciałam by czuła się odepchnięta przez to, że ktoś mniejszy od niej, będzie potrzebować mamy i taty na pełen etat.
Marc’a nie spotykałam już tak często. Końcówka sezonu była dla nich wyczerpująca, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dla mnie również znalazło się miejsce w tym małym zamieszaniu. Jeździłam na mecze tak jak do tej pory, ale i zajmowałam się konferencjami prasowymi, których było coraz więcej. Niektórzy odchodzili, ponieważ kończyły im się umowy, bądź zostali podkupieni przez inną drużynę. Cieszyłam się na wieść o nowych nabytkach drużyny. Miałam szczerze dość głupich żarcików starych pryków, którzy zaczepiali mnie zawsze na treningach. Alexis bronił mnie jak młodszej siostry, ale i sam wielokrotnie próbował klepnąć mnie po tyłku. To było oburzające, zwłaszcza, że większość z nich miała dziewczyny, żony i nie powinna się tak zachowywać na widok dziewczyny. No, ale jak wiadomo, faceci są nieznośni w obecności swoich kumpli i próbują za wszelką cenę się popisać przed nimi.
Początek czerwca przyniósł mi kolejny nawał jeśli chodzi o sesje ślubne. Nie wiem czemu, ale przyjęło się, że czerwiec to najpiękniejszy miesiąc na ślub. W każdym bądź razie tak myśleli moi klienci, ponieważ zdarzało się, że miałam dziennie po dwie, a nawet trzy sesje na plaży. Luka również zawalony był pracą, więc La Tortura spoczywała na barkach Leonarda. Nie miał on jednak nic przeciwko, ponieważ zżył się z nami i naszą firmą. Miał grono stałych klientów i coraz bardziej przyzwyczajał się do Barcelony. Zaprzyjaźniłam się z nim. Czułam, że miałam wreszcie osobę, której mogę powiedzieć dosłownie wszystko. O swoich bólach, rozterkach i przemyśleniach. Najwięcej czasu oczywiście rozmawialiśmy na temat Marc’a, który ostatnimi czasy mnie unikał. Nie wiedziałam czemu, ponieważ zaczęliśmy wszystko na nowo i staraliśmy się być normalnymi znajomymi. Takimi, którzy nie odwracają wzroku, kiedy mijają się na ulicy. Stąd też moje wielkie zdziwienie, kiedy pewnego dnia nie zwrócił na mnie uwagi, gdy mijaliśmy się na korytarzu.
- Może znalazł sobie nową dziewczynę i stara się o Tobie zapomnieć? – zasugerował Leo, który nalał nam do kubków świeżo zaparzonej kawy.
- Myślisz, że to przez to? Dziwnie się czuję, bo do tej pory to ja byłam tą osobą, która unika, ucieka i odwraca wzrok. Coś jest nie tak i chcę się dowiedzieć. – zmarszczyłam brwi. Leo w odpowiedzi zaśmiał się głośno i upił spory łyk kawy. – No co?
- Mam wrażenie, że im bardziej on Cię odtrąca, tym bardziej Ty na niego lecisz. Nie zauważyłaś tego?
- Co? Zwariowałeś. – machnęłam ręką na jego słowa. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że dalej mi na nim zależy. Od miesięcy pracowałam z chłopakami z FC Barcelony i miałam styczność również z nim. Z początku robiłam wszystko by się zemścić, później by zapomnieć, a teraz? Teraz chcę mieć zdrowe relacje z każdym piłkarzem. Nawet z nim.
- Mówię całkiem poważnie, Izz. Może w dalszym ciągu go kochasz, tylko nie chcesz się do tego przyznać? Spójrz… - zawiesił na chwilę głos, by po chwili kontynuować. - …wciąż o nim myślisz. Nasze plotkowanie zawsze kończy się na jego osobie. Nie możesz wyzbyć się swoich uczuć. Nie walcz z nimi.
- Daj spokój, Leo. Niedługo miną cztery lata od naszego rozstania. Nie chcę dalej rozmyślać, co by było gdyby. Masz na to jakieś lekarstwo?
- Może nowa miłość? – podniósł jedną brew do góry.
- Myślisz, że tego nie próbowałam? Wszyscy faceci, z którymi się umawiałam mają  mnie serdecznie dość, bo jestem zbyt trudna w zdobyciu i szybko dają za wygraną. – podniosłam ręce w geście poddania się.
- Bo dalej żywisz uczucia do Marc’a. I nie próbuj nawet zaprzeczać. – powiedział jednym tchem, bym nie zdążyła mu przerwać. – Wszystkich facetów porównujesz do niego, a nie oszukujmy się… to naprawdę wielkie ciacho!
- Leo! – krzyknęłam. – Daj już spokój!
- Prawda boli? Gadałem ostatnio z Alexis’em, kiedy wyszłaś na chwilę z mieszkania i powiem Ci, że on ma takie samo zdanie jak ja.
- Nie wierzę, że plotkowałeś z Alexis’em na mój temat! – podniosłam się z miejsca, ale po chwili opadłam z powrotem na kanapę. Miał sporo racji w tym co mówił, a ja głupia tylko podjudzałam jego wszystkie podejrzenia. Miałam wielką słabość do Marc’a i nie umiałam nad nią zapanować.
- Kochanie. – usiadł obok mnie i złapał mnie za dłonie. – Myślisz, że walcząc ze swoimi uczuciami, coś zdziałasz? – objął mnie ramionami. – Nie chcę, żebyś cierpiała, ale musisz o nim zapomnieć. Wiem, że to trudne, ale inaczej nie ruszysz z miejsca. Dalej będziesz analizować jego każde spojrzenie i słowo, a prawda jest taka, że on już dawno zaczął żyć swoim życiem. Ty też musisz. Jest to cholernie trudne, a będzie coraz ciężej.
- Co mi doradzasz? – podniosłam zaszklony wzrok.
- Albo zdecydujesz się wyznać mu to co czujesz, albo zapomnij. Nie ma innej drogi, bo będziesz coraz bardziej cierpieć. Gdy zobaczysz go z dziewczyną, będziesz analizować, czemu to Ty nie jesteś na jej miejscu. Sam przeżyłem coś takiego i wiem jakie to trudne.
- Nie mogę tak po prostu wszystkim rzucić i zapomnieć. Wiem, że starasz mi się pomóc, Leo. Ale sama zdecyduję co zrobię. – ucałowałam go w policzek.
- Marc w dalszym ciągu jest Twoją pierwszą wielką miłością i nie odpędzisz go od siebie nawet jeśli bardzo się postarasz. Zwłaszcza, że z nim pracujesz. Naucz się żyć bez niego i skup całą swoją energię na kimś innym. Błagam.
Musiałam mu przyznać rację, że zaczęłam zachowywać się dziwnie. Powinnam już dawno temu zamknąć tamten rozdział i zacząć żyć nowym życiem. Łatwiej jest jednak mówić jeśli nie przeżyje się czegoś takiego. Bolesny etap w moim życiu był już dawno za mną. Pamiętałam jednak te dobre chwile, a było ich zdecydowanie więcej. Widząc go przypominały mi się wszystkie spotkania, wszystkie nieprzespane noce i rozmowy. Aż trudno w to uwierzyć, ale kiedyś naprawdę potrafiłam stworzyć normalny związek. Potrafiłam się zaangażować i oddać drugiej osobie. Co tam, że nie trwało to zbyt długo. Z perspektywy czasu widziałam jednak, że zmieniłam się i to bardzo. Tylko nie do końca wiedziałam czy na korzyść.

************************************************ 

Hej. Wiem, że zlinczujecie w komentarzach Izabellę i jej charakter, ale gwarantuję Wam, że takie przeżycia są naprawdę trudne do zniesienia. I wiem co mówię. Postaram się napisać coś bardziej optymistycznego. Ten rozdział trochę pisany był z własnych pobudek, ale nie miejcie mi tego za złe. Wykreowałam taką postać, a nie inną. A wszyscy mają prawo do szczęścia :-) Sama nie wiem, w którą stronę mam uderzyć, a każde rozwiązanie jest dla mnie kijowe. Nie chcę zrobić z tego telenoweli, a wszystko co przychodzi mi do głowy, właśnie takie jest. Nudne i przewidywalne. Postaram się czymś Was zaskoczyć. Pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. ja tam Isabell lubię, a rozdział jak zawsze bardzo mi się podoba. Wciąż czekam aż Marc będzie w końcu szczęśliwy z naszą bohaterką. Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*
    p.s. Serdecznie zapraszam na prolog, który pojawił się na http://pamietnik-umierajacej.blogspot.com/ pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. ja czekam aż ona wyzna mu miłość i love forever, hahah
    ale ja to ja xD
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na pierwszy rozdział: http://la-muerte-no-es-ell-final.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Marca w tym opowiadaniu. Potrafi w być wredny, arogancki ale i miły i uroczy. Dodaje mu to w 100% uroku! Ciekawa jestem czy Isabell wyjawi mu swoje uczucia! A co ciekawe czy Marc w końcu też się odważy powiedzieć to co czuje! Alexis jest mega kumplem, szczególnie po takich imprezach jak urodziny Isy. :D Nic czekam na kolejny oraz serdecznie zapraszam na jedyneczkę http://estoy-enamoradoo.blogspot.com Przepraszam za spam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy ty ich połączysz, hm ? :D Czekam czekam na pozytywny rozwój wydarzen :D
    P.S
    http://the-gunners-love-and-other-drugs.blogspot.com/2014/05/liebster-awards.html NOMINACJA! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na drugi rozdział: http://la-muerte-no-es-ell-final.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************