26.07.2014

Nowy projekt


Witam, tworzę coś nowego na innym blogu i chciałabym Was na niego zaprosić. Właśnie pojawił się prolog, który trochę zarysuje Wam fabułę, która chodzi mi po głowie od paru dobrych tygodni. To zupełnie inna historia, inny piłkarz, jeszcze nie wiem jakie zakończenie, ale znając mnie coś na bieżąco wymyślę i będzie zaskakujące! Młoda dziewczyna jedzie do Barcelony by spotkać swojego ojca. Co za tym idzie: pozna masę ciekawych ludzi, zawiąże przyjaźnie i nie tylko ;-) Nie miałam motywacji, żeby każdego zadeklarowanego obserwatora tego oto opowiadania, powiadomić o czymś "nowym", stąd oto ta notka. Wszystkich zainteresowanych zapraszam, zachęcam do komentowania - wiadomo jakie to ważne dla kogoś kto pisze i czytając komentarze dostaje mega powera do dalszej pracy. Dodajcie się do obserwowanych, bądź po prostu napiszcie w komentarzu, że chcecie być informowani o nowościach, dodam Was do linków - a później na pewno dodam Wam komentarz z informacją o notce. Dziękuję za chwilę uwagi i jeszcze raz zapraszam ;-)
Mi możecie odmówić, ale tym oczom już nie za badzo :)

22.07.2014

Chapter 24


Widok mamy Marc’a całkowicie mnie zaszokował. Nie spodziewałam się widzieć panią Marię w jego mieszkaniu, do którego udaliśmy się zaraz po wyjściu z plaży. Uśmiechnęłam się do niej na powitanie, choć widziałam dobrze, że i ona nie kryje zaskoczenia z mojej wizyty.
- Mamo, co tu robisz? – spytał brunet , po tym jak uścisnął swoją mamę. Zamknął za nami drzwi wejściowe i złapał w przelocie Ninę, która zaczęła skakać koło jego nóg.
- Wpadłam z wizytą, ale chyba nie trafiłam… - powiedziała i skierowała się do salonu. Trudno mi było odgadnąć jej reakcję, ale na pewno nie tryskała radością z powodu mojego widoku. Usiadłam w fotelu i przysłuchiwałam się rozmowie syna z matką. Nie odzywałam się, bo nie chciałam zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi. – Eric przylatuje jutro. Przyjedziesz na kolację?
- Jutro wieczorem mam mecz. – odpowiedział pospiesznie. Słysząc imię jego brata, poczułam się dziwnie. Jak mogłam być tak głupia i próbować wykorzystać Eric’a, by jego brat poczuł się zazdrosny. To było zawstydzające i nie wyobrażałam sobie, bym mogła go tak po prostu spotkać kiedyś na ulicy i udawać, że wszystko jest ok.
- No, ale po meczu możesz przyjechać. Chyba, że masz już inne plany. – zwróciła wzrok na mnie.
- Będę wolny dopiero koło północy. Nie sądzisz, że to późno jak na odwiedziny?
- Co u Ciebie, Isabell? – zignorowała pytanie swojego syna i skupiła swoją uwagę na mojej osobie.

16.07.2014

Chapter 23


Kiedy Lily zasnęła na ramieniu Marc’a, zdałam sobie sprawę jak późno faktycznie było. Dochodziła jedenasta, a mała miała w zwyczaju pójście spać koło dziewiątej. Brunet pomógł mi ją przetransportować do mojej sypialni i położył ją w łóżku, tuż obok smacznie śpiącego Matteo w swoim nosidełku. Wróciliśmy wspólnie do salonu, gdzie panował nieziemski rozgardiasz. Wszędzie walały się chipsy, które w nerwach podczas gry porozrzucała bratanica.
- Mogę zaoferować Ci kanapę. – uśmiechnęłam się do piłkarza, który sprzątał z podłogi resztki jedzenia.
- Nie chce mi się wracać do siebie. – złapał mnie za rękę i przyciągnął, bym usiadła mu na kolanach.
- To zostań. – pocałowałam go w policzek. – Nie ma w tym nic złego.
Po kąpieli, wskoczyłam w piżamę, która składała się z podkoszulki i krótkich spodenek, i wpełzłam na kanapę między oparcie, a piłkarza. Dziękowałam Bogu, że zdecydowałam się na kupno zjawiskowo szerokiej kanapy i dzięki temu mogliśmy wygodnie spać. Nie przeszkadzało mi wcale, że zasypiałam w ramionach Marc’a.  Przerażało mnie jednak to, że zaczynałam się do tego przyzwyczajać.

13.07.2014

Chapter 22


Podróż samolotem nie trwała długo. Nim się spostrzegłam lądowaliśmy w Monachium. Marc przez całą drogę trzymał mnie za rękę i utwierdzał w przekonaniu, że to nic złego, że chcemy ze sobą być. Zaczynałam zauważać jak bardzo się zmienił. Kiedyś na porządku dziennym były różnego typu docinki, które ja odcinałam tym samym. Byliśmy niczym kot i mysz, które za sobą biegają. Dalej między nami była ta iskra, która jednym spojrzeniem powodowała pożar. Musiałam być pewna w stu procentach co do jego uczuć. Chciałam wierzyć w prawdziwość jego słów, ale gdzieś z tyłu głowy dopadała mnie sytuacja sprzed paru lat.
- Nie zadręczaj się już, Bella. – dotknął nosem mojego policzka. – Weź głęboki wdech i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Wyszliśmy z taksówki, która zawiozła nas prosto przed niewielką knajpę w centrum miasta. Ze środka dochodziły do nas śmiechy i głośna muzyka. Marc mocniej ścisnął moją dłoń i pociągnął za sobą do wejścia.
Oczy każdej możliwej osoby w środku skierowały się na naszą dwójkę. Marc wymienił szerokie uśmiechy z kumplami i objął mnie czym prędzej ramieniem, by dać upust wszystkim szeptom.
- Isabella! – usłyszałam znajomy mi głos Thiago, który objął mnie mocno i wycałował za wszelkie czasy. – Dawno Cię nie widziałem! A tu takie zmiany! – wskazał na w dalszym ciągu moje i Marc’a splecione dłonie.
- Dużo się pozmieniało. Ale widzę, że u Ciebie również. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Chodźcie dalej. Podam Wam jakieś drinki. – usiedliśmy w trójkę przy jednym z wolnych stolików. – Co u Was słychać?
- Wszystko w porządku. Nie widać? – zaśmiał się Marc, który ostentacyjnie podniósł nasze splecione dłonie.
- Jest nawet i lepiej. – przytaknęłam mu ochoczo. Wtuliłam się w ramię Marc’a i słuchałam o nowych przygodach naszego przyjaciela. Byłam strasznie ciekawa jego nowego klubu, nowych kolegów i oczywiście mieszkania w całkiem obcym mieście. Dowiedzieliśmy się, że rozstał się z dziewczyną, która nie mogła pogodzić się z faktem jego transferu. Nie chciała z nim opuścić Hiszpanii i za wszelką cenę nie chciała przenieść się do Niemiec. Nie był jakoś specjalnie tym zasmucony. Widziałam wzrok kilku panienek, które najchętniej już teraz wskoczyłyby mu do łóżka.
- Co u Luki? – pytanie o mojego brata trochę mnie zaskoczyło, ale odpowiedziałam od razu, że ożenił się ze swoją dziewczyną, tuż po tym jak Thiago wyjechał do Niemiec. – A w La Tortura?
- Pracownia funkcjonuje i ma się coraz lepiej. Mamy coraz większe zabieganie, bo jak sam wiesz zaczyna się nowy sezon i musimy zrobić parę sesji zdjęciowych piłkarzom itp., a na placu boju zostałam sama z Leo. Brat wraca dopiero w przyszłym tygodniu.
- Czyli ciągle w swoim żywiole. Praca, praca, praca. – przytaknęłam mu od razu. – Strasznie tęsknię za Barceloną i za wami.
- My za Tobą też. – posłałam mu uśmiech.
- Zaaklimatyzowałeś się już w nowym mieście? – wtrącił Marc, który do tej pory przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
- Można tak powiedzieć, ale jestem tu dopiero tydzień… więc powoli przekonuję się do tego miejsca. – było mi strasznie przykro, że nie będę go już codziennie widywać na stadionie wśród swoich przyjaciół. Miał poznać nowych znajomych, z którymi miał grać w nowych barwach.
Alexis przysiadł się do naszego stolika kilka minut później. Jak zwykle rozluźnił atmosferę, opowiadając parę nieprzyzwoitych żartów. Przywołał do siebie dziewczynę, która kręciła się nieopodal, przedstawiając ją jako Lina.
- Twoja dziewczyna? – szepnęłam mu na ucho. Przytaknął głową i złapał blondynkę za rękę. – Miło mi Cię poznać, Lina. Jestem Isabell. – podałam jej rękę, którą z chęcią uścisnęła. Wymieniłyśmy się uśmiechami, ale musiało minąć trochę czasu bym się do niej przekonała. Przecież jeszcze niedawno temu, zakochany po uszy Alexis, przedstawiał nam swoją ostatnią dziewczynę. Kto jak kto, ale Sanchez był bardzo kochliwy i przebierał w dziewczynach jak w rękawiczkach.
- Myślisz, że ten związek przetrwa tydzień? – szepnął mi na ucho Marc, który nie odstępował mnie nawet na krok przez cały wieczór.
- A Ty myślisz, że nie? – ścisnął mocniej moją dłoń, prowadząc mnie prosto do taksówki, która zatrzymała się przed knajpą.
- Nie jestem przekonany czy to przetrwa dzień, a co dopiero tydzień. – otworzył drzwi samochodu i wsiadł zaraz za mną. Drogę do hotelu spędziliśmy w ciszy. Chciałam wierzyć, że piłkarz nie złamie kolejnego serca, ale nie miałam prawa się wtrącać.
W południe wylecieliśmy z powrotem do Barcelony. Cieszyłam się na powrót do obowiązków w pracy, ponieważ byłam bardziej zmęczona weekendem, niż zapracowanym dniem w pracowni.
Wypiłam z Leonardo kawę i zajęliśmy się pracą, której mielimy naprawdę sporo. Miałam do wywołania kilka sesji ślubnych, które pochłonęły kilka godzin. W porze lunchu wyszłam na papierosa przed studio, pijąc kolejną kawę. Już przestawałam odczuwać kofeinę i wcale nie dodawała mi energii. Po południu miałam zjawić się na stadionie, by zrobić piłkarzom sesję zdjęciową przed nowym sezonem. Miałam okazję poznać nowe nabytki i przekonać się, że są całkiem przyjaźnie nastawieni. Neymar wcale nie był takim gburem jak go wszyscy wcześniej opisywali. Pracowało mu się z nim bardzo dobrze, a wszystko za sprawą jego niezliczonych kampanii reklamowych za które zgarniał całkiem okrągłe sumki. Oczywiście brakowało mi Thiago, który zawsze potrafił poprawić mi humor przy robieniu grupowych zdjęć, dlatego później wychodziły zjawiskowo. Pustkę wypełnił mi Alexis, który cierpiał przez kaca i każde jego zdjęcie wyszło jakby miał ochotę zwymiotować wprost w mój obiektyw. Ostatnio częściej widziałam go pod wpływem alkoholu, niż na trzeźwo. Wiem, że miał małe kłopoty związane z przejściem z jednego związku w drugi, ale nie musiał zapominać się przy pomocy niezastąpionej butelki.
Pożegnanie trenera Tito było bardzo wzruszające. Płakałam jak bóbr robiąc zdjęcia ceremonii na stadionie Camp Nou. Chłopcy również nie kryli wzruszenia i kiedy tylko zeszli z murawy ze swoim starym trenerem, łzy płynęły chyba z każdej pary oczu. Wszyscy życzyli Tito szybkiego powrotu do zdrowia i pracy, ale sam stwierdził, że Gerardo Martino da sobie świetnie radę.
Byłam rozkojarzona przez ostatnie wydarzenia. Zresztą chyba tak jak wszyscy, którzy nie spodziewali się, że trener zrezygnuje ze stanowiska tak szybko. Widząc w progu swojego mieszkania Lily oraz Lukę, który trzymał na rękach swojego syna Matteo, byłam lekko mówiąc zamurowana.
- A Wy nie mieliście wracać po weekendzie? – wciągnęłam ich do środka i zamknęłam za nimi drzwi.
- Mieliśmy. Mam prośbę, siostra. – wiedziałam, że coś jest na rzeczy, bo prawie nigdy się tak do mnie nie zwracał. – Mogę podrzucić Ci dzieci na noc? Matilde nie jest najlepszej formie, bo złapała jakiego wirusa na wyspie i próbujemy ją jakoś wyleczyć. Nie chcę, żeby dzieci były w pobliżu.
- No jasne. – odebrałam od niego Matteo, który wtulił się w mój dekolt i obserwowałam jak brat wnosi do mojego mieszkania walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
- A wiesz, że zrobiłam sobie zdjęcie z Bieber’em! – pisnęła Lily, wyciągając z walizki aparat fotograficzny, tuż po tym jak jej tata wyszedł z mieszkania.
- No co Ty. – zaniosłam małego na kanapę do salonu i położyłam na miękkiej poduszce. Spotkanie piosenkarza, który był idolem niejednej nastolatki, było nie lada przeżyciem dla Lily, która wcisnęła mi w dłoń aparat i kazała oglądać jej zdjęcia. – Jadłaś już coś? – mała pokręciła główką i zaciągnęła mnie do kuchni.
- Chcę naleśniki. – zarządziła po chwili zastanowienia. Wysłałam ją do salonu, by miała oko na braciszka, a ja zajęłam się gotowaniem. Podgrzałam mleko i wlałam je do butelki dla Matteo. Kiedy się zajadał, ja mogłam wrócić do przyrządzania kolacji. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nie miałam jak wyrwać się spod panowania patelni. Kiedy usłyszałam, że Lily przekręca klucz w drzwiach, byłam zdenerwowana, ponieważ uczyłam ją, że jest za mała by to robić.
- Marc! – usłyszałam jej pisk. Przewróciłam naleśnika i nalałam mleka do kubka dla bratanicy.
- Jest Twoja ciocia? – piłkarz zwrócił się do Lily, która wskazała na drzwi do kuchni i podbiegła do brata, który wyrzucił na ziemię butelkę z mlekiem.
- Cześć. – poczułam jego ręce na swoich biodrach i delikatny pocałunek, który złożył na moim policzku.
- A no cześć. – odwróciłam się do niego i skradłam mu buziaka. Przerzuciłam ostatni naleśnik na talerz i zwróciłam się w kierunku salonu, by podać je Lily.
- Miałem Ci zrobić wyrzuty, że stałem jak głupi pod kinem, a Ty się nie zjawiłaś… ale teraz widzę, że masz dwa.. powody. – wskazał na dzieciaki.
- Kinem? – powtórzyłam za nim.
- Randka? – spojrzał na mnie zaskoczony. Westchnęłam głośno, przyznając, że całkowicie zapomniałam o naszym spotkaniu. Szczerze powiedziawszy nawet nie przypominałam sobie, żebyśmy coś takiego planowali, albo po prostu widok dzieci w moich drzwiach, całkowicie wyrwał mnie z doczesności.
- Przepraszam. – zobaczyłam jak wyciąga zza siebie bukiet stokrotek, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Na Lily chyba większy, bo o mało nie zadławiła się naleśnikiem. -  Chyba Lily bardziej zasłużyła na kwiaty niż ja.
- Jeszcze nigdy nie dostałam kwiatów od chłopaka! – pisnęła i uściskała mocno piłkarza, który nie krył zdziwienia. – Muszę wrzucić zdjęcie na instagrama! – wrzasnęła. Byłam zatroskana jej wypowiedzią. Niespełna ośmioletnia dziewczynka odnajdywała się w świecie Internetu i najnowszych nowinek lepiej ode mnie. Sama nie posiadałam najpopularniejszych aplikacji i konta na portalach społecznościowych. Za to Marc dogadywał się w tym temacie wyśmienicie. Od razu „zalajkował” jej wpis i dodał ją do znajomych. Nie musiałam  nawet wyobrażać sobie radości małej, ponieważ wyraziła to głośnym piskiem.
Kiedy Matteo zaczął płakać, byłam bezsilna jak małe dziecko. Sama miałam ochotę zacząć wyć do księżyca i rzucić wszystkim w kąt. Nie zajmowałam się dzieciakami na co dzień i nie wiedziałam jak z nimi postępować. Lily była na tyle duża, że sama potrafiła określić czego chce. A bratanek? Płakał i nie zamierzał chyba przestać. Widząc moją całkowitą bezsilność, Marc wziął na ręce płaczącego Matteo i zaczął z nim chodzić po pokoju.
- Córka mojej kuzynki uwielbia gdy się z nią spaceruje. – wytłumaczył pospiesznie. Obserwowałam go z wyraźnym zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia, że potrafi zajmować się niemowlakami, a tu proszę. Pełna współpraca obydwu panów. Matteo po chwili płaczu, zasnął na torsie piłkarza, który wyglądał na wyraźnie zadowolonego z obrotu sprawy. Siedziałam z Lily na kanapie i dziękowałyśmy Bogu za chwilę ciszy.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale dziękuję. – szepnęłam, gdy kładliśmy małego spać na moim łóżku w sypialni. Uśmiechnął się do mnie szeroko i gestem ręki zachęcił mnie do powrotu do salonu. Lily grała w grę na konsoli, która należała do Alexis’a. Zostawił ją kilka tygodni temu i nic nie wskazywało na to by chciał ją z powrotem. Miał po prostu świetny pretekst by wpadać do mnie bez pytania i rozsiadania się na mojej kanapie.
- Mogę z Tobą zagrać? – piłkarz zwrócił się do mojej siostrzenicy, która ochoczo poklepała miejsce obok siebie. W międzyczasie przyniosłam sok z lodówki i podałam go zafascynowanym i pochłoniętym do reszty w grę, najlepszym przyjaciołom. Lily pokochała Marc’a od pierwszego wejrzenia, kiedy nasze relacje nie należały do zbyt owocnych.
Przeglądałam zdjęcia na laptopie z ostatniej sesji zdjęciowej, aby usunąć te zbędne i zostawić te, które wylądować miały na oficjalnej stronie internetowej klubu. Miałam ubaw z niektórych zdjęć, ponieważ Alexis miał przeważnie jedną minę: wymiotującego kota.
- Naprawdę byliśmy dziś umówieni na randkę? – zwróciłam się do Marc’a, który przez moment odwrócił wzrok od telewizora.
- Naprawdę. – przytaknął. - Chyba za dużo pracujesz. – wskazał na laptopa, który od pewnego czasu ciągle mi towarzyszył. Chciałam mu przyznać rację, ale było to sprzeczne z moim światopoglądem, więc kiwnęłam jedynie głową z dezaprobatą. – Mówię poważnie. Powinnaś wziąć sobie parę dni wolnego i np. jechać ze mną za miasto.
- Za miasto? – powtórzyłam za nim. – Nie ma mowy. Mam masę pracy. Zaczyna się sezon i nie ma mowy o żadnym wolnym.
- Niedługo zrobi się luźniej. – puścił mi oczko. – A tak w ogóle to zrobiłaś wielkie wrażenie na kolegach Thiago w Monachium na ostatniej imprezie. Dzwonił do mnie i mówił, że ciągle Cię zachwalają i wypytywali go kim jesteś.
- Serio? – zamknęłam szybko laptopa i uśmiechnęłam się szeroko. – Jak bardzo zachwyceni?
- Bardzo. – puścił mi ponownie oczko. Lily szturchnęła go w bok, by kontynuował grę. Brunet nie miał możliwości wyboru, więc ponownie zatopił się w grze w ukochaną FIFĘ. Poczułam się wyśmienicie, wiedząc, że kumple z nowej drużyny Thiago byli mną zachwyceni. Czułam się jak typowa kobieta, która rumieniła się przez parę komplementów, ale nie miałam przez to wyrzutów sumienia. Marc natomiast był wyraźnie dowartościowany tym, że tylko on trzymał mnie wtedy za rękę. To właśnie temu nie odstępował mnie nawet na krok. Był zazdrosny? Hell yes.

*************************************

Za błędy i nudę przepraszam. Po prostu bardzo zależało mi na tym by dodać notkę dziś. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za słowa otuchy pod poprzednim postem. Jesteście najlepsi :-)

4.07.2014

Chapter 21


Nie umiałam tak po prostu zapomnieć o przeszłości, rzucić się w ramiona Marc’a i myśleć tylko i wyłącznie o przyszłości. Gdzieś z tyłu głowy miałam tę myśl, że nasze rozstanie w liceum, było winą piłkarza, który bardziej przekładał swoje życie zawodowe nad moje. Nie umiałam tak po prostu o tym zapomnieć i żyć jakby gdyby nic.
Po wspaniałym ślubie mojego brata i Melindy, nadszedł czas na powrót do rzeczywistości. Świeżo upieczeni małżonkowie wyjechali wraz z dziećmi na miesiąc miodowy na Malediwy, przez co na placu boju w pracowni La Tortura zostałam sama z Leonardo. Miałam masę pracy, ale dzięki temu nie miałam czasu, żeby myśleć o Marc’u. Udało mi się obyć bez zbędnych deklaracji. Natomiast Marc wciąż utwierdzał mnie w przekonaniu co do swoich uczuć. Tak bardzo chciałam się otworzyć. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Marcelo. Zraniłam go i nie musiał mi nawet tego mówić. Postanowiłam wyśpiewać mu wszystko na jednym wdechu, by nie mieć czasu na jąkanie. Jego wzrok o mało nie wyrwał mi serca i roztrzaskał go na miliony małych kawałeczków. Nie rozpłakałam się, tak jak podejrzewałam wcześniej, ale cierpiałam niemiłosiernie. Wiedziałam dobrze, że zrobiłam mu wielką przykrość, ponieważ zaczynał myśleć, że możemy stworzyć związek, ale nie mogłam go dłużej okłamywać.
W drodze powrotnej do domu, kupiłam paczkę papierosów i wypaliłam od razu jednego. Ręce trzęsły mi się przy każdym kolejnym wdechu, a w głowie miałam nieprawdopodobny mętlik. Skrzywdziłam osobę, która była dla mnie naprawdę dobra. Mogłam stworzyć z nim przyszłość i to wspaniałą. Wolałam jednak ponieść się emocjom i ulec beztroskiemu piłkarzowi. Mimo iż nasza przyszłość wcale nie malowała się w jasnych barwach.
W windzie spotkałam Alexis’a. Przywitał mnie mocnym uściskiem i całusami, którymi zasypał moje policzki.
- Dawno Cię nie widziałem! – objął mnie ramieniem. – Co u Ciebie, księżniczko?
- Pracuję, pracuję… pracuję. Nic nowego, mój drogi. – wymieniliśmy się uśmiechami. – A co u Ciebie?
- Rozstałem się z dziewczyną, ponieważ znalazłem inną… teraz mam małe zamieszanie, ale nie żałuję. Lina jest naprawdę urocza i chyba się zakochałem. – wyszczerzył się szeroko, na co odpowiedziałam mu śmiechem.
- Cieszę się z Twojego szczęścia. Naprawdę! Zasługujesz na to.
- Ty również. – drzwi windy się otworzyły na moim piętrze. Wyszłam na korytarz i odwróciłam się na pięcie. – A jak Twój związek z Marc’iem?
- Nie jesteśmy w związku. – piłkarz zatrzymał zamykające się drzwi własną dłonią i spojrzał na mnie spod byka. – No co?
- Mnie nie oszukasz. Wieści szybko się roznoszą.
- Kto o mnie plotkuje? – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Chłopcy z drużyny?
- To przecież jasne. Za dwa tygodnie rozpoczyna się sezon, więc coraz częściej się spotykamy, a że mamy ciekawe tematy…
- To gadacie i o mnie. – dokończyłam za niego, na co zareagował śmiechem. – Wpadnij później na jakiś alkohol. Mam depresyjny nastrój.
- Jasne. – uśmiechnął się do mnie szeroko i wysłał buziaka, tuż przed zamknięciem się windy. Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na zamek. Rzuciłam na kanapę torebkę i zabrałam się za parzenie kawy. Miałam niesamowitą migrenę, ochotę na jakikolwiek alkohol w nieograniczonej ilości oraz złamane serce. Tak, miałam złamane serce. Od paru dobrych lat. Rozmowa z Marcelo pogłębiła ranę i nic nie wskazywało na to, by miała kiedykolwiek przestać boleć.
Naszykowałam w salonie butelkę tequili, cytrynę oraz sól. Miałam ochotę na zapomnienie, a alkohol w piątkowy wieczór był idealnym rozwiązaniem. Zaczekałam na Alexis’a, by nie pić w samotności.
- Nalej jeszcze. – zarządził piłkarz, który rozłożył się na mojej kanapie, niczym rzymski dostojnik na uczcie u Nerona. – I lej więcej niż do tej pory.
- Weź nie ględź tyle, bo mnie boli głowa. – nalałam mu tequili do kieliszka i podałam mu prosto do ręki. Siedziałam na włochatym dywanie, próbując uciszyć wyrzuty sumienia. Picie z Alexis’em wcale nie poprawiało mi humoru. Co jakiś czas miałam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem i wyć do poduszki. Piłkarz pocieszał mnie jak potrafił. Robił śmieszne miny, opowiadał dowcipy, a nawet próbował kankana. Godzinę później dołączył do nas Leonardo, który również nie miał co ze sobą zrobić w piątkowy wieczór. Nie wypaliła mu randka i również nie miał zbyt radosnego humoru. Siedzieliśmy wspólnie, słuchając żartów Alexis’a, który wypił zdecydowanie za dużo. Skakał po całym salonie udając, że tańczy taniec towarzyski z moją miotłą. Płakałam ze śmiechu, kiedy wywrócił się i uderzył kostką o kant stołu. Nie było to śmieszne, ale w tamtym momencie płakałam jak dziecko. Byłam rozchwiana emocjonalnie, a zdjęcie Marc’a, które wyświetliło mi się jakiś czas później na ekranie telefonu, tylko dolało oliwy do ognia.
- Może odbierzesz wreszcie? – spytał Leo wskazując na ponownie podświetlony wyświetlacz mojego telefonu. – Nie będzie z Tobą teraz rozmawiać, ponieważ ma niesamowitą randkę z dwoma przystojniakami… - powiedział jednym tchem do komórki. Podniosłam się momentalnie na jego słowa i pokiwałam jedynie głową, mając nadzieję, że nie zrobił tego co zrobił. – Tak to ja… No wiem przecież… - zaśmiał się do telefonu. Miałam ochotę go zamordować własnymi rękoma. Jak on mógł tak po prostu odebrać moją komórkę i wygadywać głupoty? – Jest z nami Alexis… - Czy on właśnie mu się tłumaczył? Jeszcze nie upadłam do końca na głowę, żeby komukolwiek tłumaczyć się ze swoich czynów a Leonardo jakby nigdy nic spowiadał się Marc’owi i nic sobie z tego nie robił. – Do zobaczenia w takim razie niebawem... Ok., przekażę… - ponownie zaśmiał się do telefonu i kiedy przycisnął czerwoną słuchawkę uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Zwariowałeś? – syknęłam w jego stronę.
- No, co?
- Jak mogłeś tak po prostu odebrać mój telefon, nie pytając mnie wcześniej o zdanie. Przecież tak naprawdę nikt nie wie co się między nami dzieje… - spojrzałam na Alexis’a, ale miałam pewność, że niczego się nie domyśli, ponieważ spoglądał rozmarzonym wzrokiem na telewizor, gdzie leciała akurat powtórka „Czarodziejki z księżyca”.
- Izz, strasznie dramatyzujesz, wiesz? – pokręcił głową. – Przecież nic takiego się nie stało. Jestem Twoim kumplem i mam prawo wiedzieć takie rzeczy, jak np. z kim się umawiasz. To przecież nic złego.
- Jesteś moim przyjacielem. – zaakcentowałam od razu.
- Tak, więc o co chodzi? – przyjrzał mi się uważnie.
- Nie wiem czego tak naprawdę chcę. Nie wiem czy chcę być z nim, czy nie. Mam mętlik w głowie. – złapałam się obiema dłońmi za skronie. – Co mi radzisz?
- Jesteś w nim zakochana od lat. On w Tobie też. Czemu sobie tak komplikujesz życie? – zwrócił uwagę na Alexis’a, który zaśmiał się głośno z dialogu czarodziejek. – Oddaj się temu uczuciu. To nic złego być szczęśliwym.
- Zraniłam Marcelo. On naprawdę mnie lubił… ja jego też. Mógł być z tego związek o jakim marzyłam.
- Przecież Ty nie marzysz o sielankowym życiu. Chcesz żyć pełnią życia, a to właśnie On sprawia, że chce Ci się rano wstać z łóżka. Czy tak nie jest? – kiwnęłam jedynie głową jako odpowiedź. – Więc przestań wreszcie pieprzyć i daj mu się kochać.
- Tak właśnie byś zrobił?
- Wiesz dobrze, że to niezły przystojniak i gdyby tylko był gejem… - zaśmiał się. – Ale nie jest, więc jest cały Twój.
- Od kiedy macie taki dobry kontakt? – spojrzał na mnie podejrzliwie. – Rozmawiałeś z nim przez telefon jak z dobrym znajomym, a kiedyś nawet nie zamienialiście ze sobą zdania. – wytłumaczyłam się od razu.
- Był parę razy w La Tortura. Miał parę zdjęć do wywołania, a że Ciebie nie było, to zająłem się pracą. To nic złego. Pogadaliśmy, on próbował wybadać mnie o Ciebie… sama rozumiesz.
- Plotkowaliście o mnie?
- Od razu plotkowaliśmy… - podniósł ręce w geście poddania. – Wymieniliśmy kilka zdań. To nic wielkiego, Izz. Nic co by Cię mogło zaniepokoić.
- Ok., w takim razie nie pytam dalej. – wzruszyłam ramionami i nalałam alkohol do kieliszka.
Marc dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, aż wreszcie pojawił się w moich drzwiach. Spojrzał na moich współtowarzyszy i skierował się w moim kierunku.
- Dobrze się czujesz? – spojrzał na mnie zaintrygowany i złapał mnie za ramiona. – Może już starczy tej tequili?
- Znieczulam się. – odpowiedziałam. Alexis podniósł się z miejsca, ale miał spore problemy z zachowaniem równowagi. Marc pognał mu z pomocą, ponieważ o mały włos, a wylądowałby na moim szklanym stoliku. Niewiele brakowało by rozsypał się w drobny mak, a piłkarz byłby nieprawdopodobnie poraniony. Zaprowadził go do swojego mieszkania, ponieważ nie był już w stanie ustać na własnych nogach. Zamówił, chwiejącemu się na nogach, Leonardowi taksówkę, do której go zaprowadził, mimo jego wyraźnych sprzeciwów. Wrócił do mojego mieszkania po paru minutach i zatopił swoje usta w moich. Odpowiedziałam na każdy pocałunek, który roztapiał mnie niczym masło. Przwiesiłam swoje ręce przez jego ramiona i oparłam czoło o jego tors. Czułam, że zasypiam na stojąco, więc zaprowadził mnie od razu do sypialni. Przebrałam się w piżamę i przykryłam szczelnie kołdrą.
- Już nigdy więcej nie tknę alkoholu. – jęknęłam zakrywając głowę miękką poduszką.
- Jakoś Ci nie wierzę. – oparł się lewą ręką o łóżko, tak że nachylał się nad moją głową. – Przyniosłem Ci wodę mineralną, którą zapewne będziesz potrzebować z samego rana i aspirynę.
- Zostaniesz ze mną? – nie musiałam czekać na jego reakcję. Uśmiechnął się i zniknął na chwilę w łazience. Powrócił do mnie i położył się obok mnie.
- Jutro robimy małą imprezę pożegnalną dla Thiago. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć. – objął mnie ramieniem i wtulił głowę w miękką poduszkę.
- Chcesz się oficjalnie pokazać? – podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego uważnie. Dotknął dłonią mojego policzka i kiwnął głową jako odpowiedź. Byłam zaskoczona jego niemą deklaracją. Pamiętam jak dziś, kiedy byliśmy w liceum i byliśmy parą. Spotykaliśmy się jedynie w ukryciu, a mimo to byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Nie chciał się ujawnić, nie chciał się ze mną pokazywać publicznie, dlaczego? Piłka była dla niego ważniejsza, no i uganianie się za spódniczkami. Wiele razy mnie zawiódł, ale nasze rozstanie rozbiło mnie na malutkie kawałeczki.
Kiedy teraz chciał pojawić się na przyjęciu pożegnalnym swojego przyjaciela, który wyjeżdżał do Niemiec do nowego klubu, byłam zszokowana. Ba! Byłam przerażona jak nigdy dotąd. Serce biło mi jak oszalałe i chciało bym krzyknęła „tak!”. Rozum podpowiadał zupełnie co innego.
- Dobrze. – wzięłam do siebie słowa Leonardo, który przez parę godzin próbował przekonać mnie co do uczuć piłkarza. – Pójdę z Tobą.
Marc ucałował mnie w czoło i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Próbowałam zasnąć w jego ramionach, ale nie mogłam. Wierciłam się przez większość czasu, próbując zamknąć oczy. Brunet spał wtulony w moją poduszkę. Był jeszcze przystojniejszy niż zawsze. Miałam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem wygląda coraz bardziej ponętnie, albo to były tylko moje odczucia.
Obudziłam się po dziewiątej. Ból głowy nie dawał mi możliwości zrobienia żadnego ruchu. Jęknęłam głośno i złapałam się mimowolnie za pulsujące skronie. Podniosłam się na łokciach, mimo wyraźnego sprzeciwu całego swojego ciała, i sięgnęłam po butelkę stojącą tuż przy moim łóżku.
- Dzień dobry. – usłyszałam tuż za sobą znajomy mi głos. Napiłam się łapczywie wody, która wcale nie polepszyła mojego stanu. – Widzę, że ktoś tu ma kaca. – odwrócił się i podał mi aspirynę, która leżała na szafce przy jego stronie łóżka.
- Dziękuję. – połknęłam tabletkę i próbowałam wstać, ale po chwili opadłam z powrotem na łóżko. Marc wykorzystał okazję i przyciągnął mnie do siebie. – Muszę lecieć do pracy. Leo mnie zabije, że nie otworzyłam jeszcze pracowni.
- Jest dopiero dziewiąta. – przyciągnął mnie jeszcze bliżej. – Nie możemy spędzić całego dnia w łóżku?
- A czy Ty nie masz jakiegoś treningu czy coś? Wakacje się przecież skończyły.
- Jutro oficjalna konferencja prasowa i rozpoczęcie nowego sezonu. Dziś mam jeszcze wakacje. I Ty też… - złożył pocałunek na moim policzku. – Zadzwonię do Leo i poproszę o dzień wolny dla najlepszej pani fotograf jaką znam.
- Nie da się urobić, nawet Tobie. Dziś ma randkę poza miastem i pewnie właśnie się na nią szykuje.
- A co z Luką?
- Jeszcze nie wrócił z miesiąca miodowego. – odwróciłam się do niego przodem. Pocałował mnie w usta czym prędzej, jakbym miała mu szybko uciec. – A jeżeli chodzi o to przyjęcie dla Thiago to znów robicie je w tej knajpie za rogiem?
- Nie, tym razem nie. Robimy je w Monachium, niedaleko nowego mieszkania Thiago. Mógłbym przysiąc, że Ci o tym mówiłem. – zawahał się przez moment. – Nieważne gdzie. Ważne, że jedziesz ze mną i będę mógł wreszcie złapać Cię za rękę przy przyjaciołach.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Wtuliłam się z powrotem w poduszkę tuż obok niego. Trochę mi ulżyło, ale nie na tyle, bym jechała do Monachium w stu procentach przekonana o słuszności swojego wyboru. A już go podjęłam. I chciałam wierzyć, że Marc to wybór właściwy i jedyny.

**************************************
Kolejny rozdział. Trochę smętny jak dla mnie, ale ocenę jak zawsze pozostawiam Wam. Pozdrawiam ;-)

***********************************************************

***********************************************************