13.07.2014

Chapter 22


Podróż samolotem nie trwała długo. Nim się spostrzegłam lądowaliśmy w Monachium. Marc przez całą drogę trzymał mnie za rękę i utwierdzał w przekonaniu, że to nic złego, że chcemy ze sobą być. Zaczynałam zauważać jak bardzo się zmienił. Kiedyś na porządku dziennym były różnego typu docinki, które ja odcinałam tym samym. Byliśmy niczym kot i mysz, które za sobą biegają. Dalej między nami była ta iskra, która jednym spojrzeniem powodowała pożar. Musiałam być pewna w stu procentach co do jego uczuć. Chciałam wierzyć w prawdziwość jego słów, ale gdzieś z tyłu głowy dopadała mnie sytuacja sprzed paru lat.
- Nie zadręczaj się już, Bella. – dotknął nosem mojego policzka. – Weź głęboki wdech i wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Wyszliśmy z taksówki, która zawiozła nas prosto przed niewielką knajpę w centrum miasta. Ze środka dochodziły do nas śmiechy i głośna muzyka. Marc mocniej ścisnął moją dłoń i pociągnął za sobą do wejścia.
Oczy każdej możliwej osoby w środku skierowały się na naszą dwójkę. Marc wymienił szerokie uśmiechy z kumplami i objął mnie czym prędzej ramieniem, by dać upust wszystkim szeptom.
- Isabella! – usłyszałam znajomy mi głos Thiago, który objął mnie mocno i wycałował za wszelkie czasy. – Dawno Cię nie widziałem! A tu takie zmiany! – wskazał na w dalszym ciągu moje i Marc’a splecione dłonie.
- Dużo się pozmieniało. Ale widzę, że u Ciebie również. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Chodźcie dalej. Podam Wam jakieś drinki. – usiedliśmy w trójkę przy jednym z wolnych stolików. – Co u Was słychać?
- Wszystko w porządku. Nie widać? – zaśmiał się Marc, który ostentacyjnie podniósł nasze splecione dłonie.
- Jest nawet i lepiej. – przytaknęłam mu ochoczo. Wtuliłam się w ramię Marc’a i słuchałam o nowych przygodach naszego przyjaciela. Byłam strasznie ciekawa jego nowego klubu, nowych kolegów i oczywiście mieszkania w całkiem obcym mieście. Dowiedzieliśmy się, że rozstał się z dziewczyną, która nie mogła pogodzić się z faktem jego transferu. Nie chciała z nim opuścić Hiszpanii i za wszelką cenę nie chciała przenieść się do Niemiec. Nie był jakoś specjalnie tym zasmucony. Widziałam wzrok kilku panienek, które najchętniej już teraz wskoczyłyby mu do łóżka.
- Co u Luki? – pytanie o mojego brata trochę mnie zaskoczyło, ale odpowiedziałam od razu, że ożenił się ze swoją dziewczyną, tuż po tym jak Thiago wyjechał do Niemiec. – A w La Tortura?
- Pracownia funkcjonuje i ma się coraz lepiej. Mamy coraz większe zabieganie, bo jak sam wiesz zaczyna się nowy sezon i musimy zrobić parę sesji zdjęciowych piłkarzom itp., a na placu boju zostałam sama z Leo. Brat wraca dopiero w przyszłym tygodniu.
- Czyli ciągle w swoim żywiole. Praca, praca, praca. – przytaknęłam mu od razu. – Strasznie tęsknię za Barceloną i za wami.
- My za Tobą też. – posłałam mu uśmiech.
- Zaaklimatyzowałeś się już w nowym mieście? – wtrącił Marc, który do tej pory przysłuchiwał się naszej wymianie zdań.
- Można tak powiedzieć, ale jestem tu dopiero tydzień… więc powoli przekonuję się do tego miejsca. – było mi strasznie przykro, że nie będę go już codziennie widywać na stadionie wśród swoich przyjaciół. Miał poznać nowych znajomych, z którymi miał grać w nowych barwach.
Alexis przysiadł się do naszego stolika kilka minut później. Jak zwykle rozluźnił atmosferę, opowiadając parę nieprzyzwoitych żartów. Przywołał do siebie dziewczynę, która kręciła się nieopodal, przedstawiając ją jako Lina.
- Twoja dziewczyna? – szepnęłam mu na ucho. Przytaknął głową i złapał blondynkę za rękę. – Miło mi Cię poznać, Lina. Jestem Isabell. – podałam jej rękę, którą z chęcią uścisnęła. Wymieniłyśmy się uśmiechami, ale musiało minąć trochę czasu bym się do niej przekonała. Przecież jeszcze niedawno temu, zakochany po uszy Alexis, przedstawiał nam swoją ostatnią dziewczynę. Kto jak kto, ale Sanchez był bardzo kochliwy i przebierał w dziewczynach jak w rękawiczkach.
- Myślisz, że ten związek przetrwa tydzień? – szepnął mi na ucho Marc, który nie odstępował mnie nawet na krok przez cały wieczór.
- A Ty myślisz, że nie? – ścisnął mocniej moją dłoń, prowadząc mnie prosto do taksówki, która zatrzymała się przed knajpą.
- Nie jestem przekonany czy to przetrwa dzień, a co dopiero tydzień. – otworzył drzwi samochodu i wsiadł zaraz za mną. Drogę do hotelu spędziliśmy w ciszy. Chciałam wierzyć, że piłkarz nie złamie kolejnego serca, ale nie miałam prawa się wtrącać.
W południe wylecieliśmy z powrotem do Barcelony. Cieszyłam się na powrót do obowiązków w pracy, ponieważ byłam bardziej zmęczona weekendem, niż zapracowanym dniem w pracowni.
Wypiłam z Leonardo kawę i zajęliśmy się pracą, której mielimy naprawdę sporo. Miałam do wywołania kilka sesji ślubnych, które pochłonęły kilka godzin. W porze lunchu wyszłam na papierosa przed studio, pijąc kolejną kawę. Już przestawałam odczuwać kofeinę i wcale nie dodawała mi energii. Po południu miałam zjawić się na stadionie, by zrobić piłkarzom sesję zdjęciową przed nowym sezonem. Miałam okazję poznać nowe nabytki i przekonać się, że są całkiem przyjaźnie nastawieni. Neymar wcale nie był takim gburem jak go wszyscy wcześniej opisywali. Pracowało mu się z nim bardzo dobrze, a wszystko za sprawą jego niezliczonych kampanii reklamowych za które zgarniał całkiem okrągłe sumki. Oczywiście brakowało mi Thiago, który zawsze potrafił poprawić mi humor przy robieniu grupowych zdjęć, dlatego później wychodziły zjawiskowo. Pustkę wypełnił mi Alexis, który cierpiał przez kaca i każde jego zdjęcie wyszło jakby miał ochotę zwymiotować wprost w mój obiektyw. Ostatnio częściej widziałam go pod wpływem alkoholu, niż na trzeźwo. Wiem, że miał małe kłopoty związane z przejściem z jednego związku w drugi, ale nie musiał zapominać się przy pomocy niezastąpionej butelki.
Pożegnanie trenera Tito było bardzo wzruszające. Płakałam jak bóbr robiąc zdjęcia ceremonii na stadionie Camp Nou. Chłopcy również nie kryli wzruszenia i kiedy tylko zeszli z murawy ze swoim starym trenerem, łzy płynęły chyba z każdej pary oczu. Wszyscy życzyli Tito szybkiego powrotu do zdrowia i pracy, ale sam stwierdził, że Gerardo Martino da sobie świetnie radę.
Byłam rozkojarzona przez ostatnie wydarzenia. Zresztą chyba tak jak wszyscy, którzy nie spodziewali się, że trener zrezygnuje ze stanowiska tak szybko. Widząc w progu swojego mieszkania Lily oraz Lukę, który trzymał na rękach swojego syna Matteo, byłam lekko mówiąc zamurowana.
- A Wy nie mieliście wracać po weekendzie? – wciągnęłam ich do środka i zamknęłam za nimi drzwi.
- Mieliśmy. Mam prośbę, siostra. – wiedziałam, że coś jest na rzeczy, bo prawie nigdy się tak do mnie nie zwracał. – Mogę podrzucić Ci dzieci na noc? Matilde nie jest najlepszej formie, bo złapała jakiego wirusa na wyspie i próbujemy ją jakoś wyleczyć. Nie chcę, żeby dzieci były w pobliżu.
- No jasne. – odebrałam od niego Matteo, który wtulił się w mój dekolt i obserwowałam jak brat wnosi do mojego mieszkania walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
- A wiesz, że zrobiłam sobie zdjęcie z Bieber’em! – pisnęła Lily, wyciągając z walizki aparat fotograficzny, tuż po tym jak jej tata wyszedł z mieszkania.
- No co Ty. – zaniosłam małego na kanapę do salonu i położyłam na miękkiej poduszce. Spotkanie piosenkarza, który był idolem niejednej nastolatki, było nie lada przeżyciem dla Lily, która wcisnęła mi w dłoń aparat i kazała oglądać jej zdjęcia. – Jadłaś już coś? – mała pokręciła główką i zaciągnęła mnie do kuchni.
- Chcę naleśniki. – zarządziła po chwili zastanowienia. Wysłałam ją do salonu, by miała oko na braciszka, a ja zajęłam się gotowaniem. Podgrzałam mleko i wlałam je do butelki dla Matteo. Kiedy się zajadał, ja mogłam wrócić do przyrządzania kolacji. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nie miałam jak wyrwać się spod panowania patelni. Kiedy usłyszałam, że Lily przekręca klucz w drzwiach, byłam zdenerwowana, ponieważ uczyłam ją, że jest za mała by to robić.
- Marc! – usłyszałam jej pisk. Przewróciłam naleśnika i nalałam mleka do kubka dla bratanicy.
- Jest Twoja ciocia? – piłkarz zwrócił się do Lily, która wskazała na drzwi do kuchni i podbiegła do brata, który wyrzucił na ziemię butelkę z mlekiem.
- Cześć. – poczułam jego ręce na swoich biodrach i delikatny pocałunek, który złożył na moim policzku.
- A no cześć. – odwróciłam się do niego i skradłam mu buziaka. Przerzuciłam ostatni naleśnik na talerz i zwróciłam się w kierunku salonu, by podać je Lily.
- Miałem Ci zrobić wyrzuty, że stałem jak głupi pod kinem, a Ty się nie zjawiłaś… ale teraz widzę, że masz dwa.. powody. – wskazał na dzieciaki.
- Kinem? – powtórzyłam za nim.
- Randka? – spojrzał na mnie zaskoczony. Westchnęłam głośno, przyznając, że całkowicie zapomniałam o naszym spotkaniu. Szczerze powiedziawszy nawet nie przypominałam sobie, żebyśmy coś takiego planowali, albo po prostu widok dzieci w moich drzwiach, całkowicie wyrwał mnie z doczesności.
- Przepraszam. – zobaczyłam jak wyciąga zza siebie bukiet stokrotek, które wywołały szeroki uśmiech na mojej twarzy. Na Lily chyba większy, bo o mało nie zadławiła się naleśnikiem. -  Chyba Lily bardziej zasłużyła na kwiaty niż ja.
- Jeszcze nigdy nie dostałam kwiatów od chłopaka! – pisnęła i uściskała mocno piłkarza, który nie krył zdziwienia. – Muszę wrzucić zdjęcie na instagrama! – wrzasnęła. Byłam zatroskana jej wypowiedzią. Niespełna ośmioletnia dziewczynka odnajdywała się w świecie Internetu i najnowszych nowinek lepiej ode mnie. Sama nie posiadałam najpopularniejszych aplikacji i konta na portalach społecznościowych. Za to Marc dogadywał się w tym temacie wyśmienicie. Od razu „zalajkował” jej wpis i dodał ją do znajomych. Nie musiałam  nawet wyobrażać sobie radości małej, ponieważ wyraziła to głośnym piskiem.
Kiedy Matteo zaczął płakać, byłam bezsilna jak małe dziecko. Sama miałam ochotę zacząć wyć do księżyca i rzucić wszystkim w kąt. Nie zajmowałam się dzieciakami na co dzień i nie wiedziałam jak z nimi postępować. Lily była na tyle duża, że sama potrafiła określić czego chce. A bratanek? Płakał i nie zamierzał chyba przestać. Widząc moją całkowitą bezsilność, Marc wziął na ręce płaczącego Matteo i zaczął z nim chodzić po pokoju.
- Córka mojej kuzynki uwielbia gdy się z nią spaceruje. – wytłumaczył pospiesznie. Obserwowałam go z wyraźnym zaskoczeniem. Nie miałam pojęcia, że potrafi zajmować się niemowlakami, a tu proszę. Pełna współpraca obydwu panów. Matteo po chwili płaczu, zasnął na torsie piłkarza, który wyglądał na wyraźnie zadowolonego z obrotu sprawy. Siedziałam z Lily na kanapie i dziękowałyśmy Bogu za chwilę ciszy.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale dziękuję. – szepnęłam, gdy kładliśmy małego spać na moim łóżku w sypialni. Uśmiechnął się do mnie szeroko i gestem ręki zachęcił mnie do powrotu do salonu. Lily grała w grę na konsoli, która należała do Alexis’a. Zostawił ją kilka tygodni temu i nic nie wskazywało na to by chciał ją z powrotem. Miał po prostu świetny pretekst by wpadać do mnie bez pytania i rozsiadania się na mojej kanapie.
- Mogę z Tobą zagrać? – piłkarz zwrócił się do mojej siostrzenicy, która ochoczo poklepała miejsce obok siebie. W międzyczasie przyniosłam sok z lodówki i podałam go zafascynowanym i pochłoniętym do reszty w grę, najlepszym przyjaciołom. Lily pokochała Marc’a od pierwszego wejrzenia, kiedy nasze relacje nie należały do zbyt owocnych.
Przeglądałam zdjęcia na laptopie z ostatniej sesji zdjęciowej, aby usunąć te zbędne i zostawić te, które wylądować miały na oficjalnej stronie internetowej klubu. Miałam ubaw z niektórych zdjęć, ponieważ Alexis miał przeważnie jedną minę: wymiotującego kota.
- Naprawdę byliśmy dziś umówieni na randkę? – zwróciłam się do Marc’a, który przez moment odwrócił wzrok od telewizora.
- Naprawdę. – przytaknął. - Chyba za dużo pracujesz. – wskazał na laptopa, który od pewnego czasu ciągle mi towarzyszył. Chciałam mu przyznać rację, ale było to sprzeczne z moim światopoglądem, więc kiwnęłam jedynie głową z dezaprobatą. – Mówię poważnie. Powinnaś wziąć sobie parę dni wolnego i np. jechać ze mną za miasto.
- Za miasto? – powtórzyłam za nim. – Nie ma mowy. Mam masę pracy. Zaczyna się sezon i nie ma mowy o żadnym wolnym.
- Niedługo zrobi się luźniej. – puścił mi oczko. – A tak w ogóle to zrobiłaś wielkie wrażenie na kolegach Thiago w Monachium na ostatniej imprezie. Dzwonił do mnie i mówił, że ciągle Cię zachwalają i wypytywali go kim jesteś.
- Serio? – zamknęłam szybko laptopa i uśmiechnęłam się szeroko. – Jak bardzo zachwyceni?
- Bardzo. – puścił mi ponownie oczko. Lily szturchnęła go w bok, by kontynuował grę. Brunet nie miał możliwości wyboru, więc ponownie zatopił się w grze w ukochaną FIFĘ. Poczułam się wyśmienicie, wiedząc, że kumple z nowej drużyny Thiago byli mną zachwyceni. Czułam się jak typowa kobieta, która rumieniła się przez parę komplementów, ale nie miałam przez to wyrzutów sumienia. Marc natomiast był wyraźnie dowartościowany tym, że tylko on trzymał mnie wtedy za rękę. To właśnie temu nie odstępował mnie nawet na krok. Był zazdrosny? Hell yes.

*************************************

Za błędy i nudę przepraszam. Po prostu bardzo zależało mi na tym by dodać notkę dziś. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za słowa otuchy pod poprzednim postem. Jesteście najlepsi :-)

4 komentarze:

  1. Z góry bardzo przepraszam za to, że mój dzisiejszy komentarz zapewne nie będzie przypominał tego mojego "typowego" komentarza, ale rozchorowałam się i nie mam prawie siły, ale z drugiej strony nie mogłam zostawić rozdziału bez opinii.
    Bardzo się cieszę z postawy Marca. Wreszcie zdaje się, że dojrzał, przejrzał na oczy i zachowuje się jak na dorosłego mężczyznę przystało, pokazując kobiecie, którą niezaprzeczalnie kocha, że naprawdę mu zależy. Bo jak już w którymś komentarzu zapewne mowiłam, nie podobały mi się te docinki, te głupie żarty i dwuznaczne komentarze. Był to poziom co najwyżej gimnazjum, a nie kogoś, kto ma 23 lata.
    Na spotkaniu z Thiago w Monachium myślę, iż Marc był nieco zazdrosny, co później się okazało prawdą, gdy usłyszał, że Isabell zrobiła duże wrażenie na kolegach Thiago. Marc to jednak taki typowy Hiszpan, zazdrosny i zadowolony, gdy inni widzą, iż jakaś dziewczyna należy tylko i wyłącznie do niego, to na pewno połechtało jego męskie ego.
    Dobrze, że Thiago jakoś układa sobie w życie w nowym mieście, szkoda, ze jego dziewczyna postąpiła tak, a nie inaczej i że zabraknie go w Barcelonie, ale tak juz jest niestety. Ważne, że pojechali do Monachium i okazali wsparcie i że o nim nie zapomnieli.
    Co do Alexisa .. hm, no może nie trzeba być aż tak niewierzącym w niego, może akurat ta dziewczyna jest właśnie jedyną? Kto wie, czy nie stanie się coś takiego i Alexisa nie odda jej serca na zawsze? :)
    Za to popieram Marca. Isabell faktycznie cały czas pracuje, a to nie za dobrze. Skoro nawet zapomniała o randce! Z drugiej strony nie ma się co dziwić, dzięki kontraktowi z klubem ma więcej do zrobienia, to było wiadome już od początku. A brak brata jest tym bardziej odczuwalny. W każdym razie powinna pomyśleć trochę o sobie. :)
    Mała Lily jest urocza, chociaż nie powiem, że przeraża mnie nieco myśl, że ośmiolatki są tak obeznane w Internecie i wszystkich technologicznych nowinkach - nawet lepiej niż ja zapewne. Widać, że wujek Marc to jednak wujek Marc i bardzo go sobie ulubiła, zresztą Matteo chyba również, skoro tak ochoczo zasnął mu w ramionach. Czego jak czego, ale jednak tego się po nim nie spodziewałam. Nie dość, że utalentowana i przystojna z niego bestia, to jeszcze wie, jak radzić sobie z dziećmi! Cud nie facet :)
    Isabell nie ma wyjścia, Marc musi zostać.
    Buziaki :*
    i jeszcze raz przepraszam

    OdpowiedzUsuń
  2. jak ja lubie gdy Marc zajmuje się dziećmi, ma takie magiczne moce że wszystkie od razu się uspokajają <3
    I THIAGOOOOOOO *.*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************