22.07.2014

Chapter 24


Widok mamy Marc’a całkowicie mnie zaszokował. Nie spodziewałam się widzieć panią Marię w jego mieszkaniu, do którego udaliśmy się zaraz po wyjściu z plaży. Uśmiechnęłam się do niej na powitanie, choć widziałam dobrze, że i ona nie kryje zaskoczenia z mojej wizyty.
- Mamo, co tu robisz? – spytał brunet , po tym jak uścisnął swoją mamę. Zamknął za nami drzwi wejściowe i złapał w przelocie Ninę, która zaczęła skakać koło jego nóg.
- Wpadłam z wizytą, ale chyba nie trafiłam… - powiedziała i skierowała się do salonu. Trudno mi było odgadnąć jej reakcję, ale na pewno nie tryskała radością z powodu mojego widoku. Usiadłam w fotelu i przysłuchiwałam się rozmowie syna z matką. Nie odzywałam się, bo nie chciałam zwracać na siebie jakiejkolwiek uwagi. – Eric przylatuje jutro. Przyjedziesz na kolację?
- Jutro wieczorem mam mecz. – odpowiedział pospiesznie. Słysząc imię jego brata, poczułam się dziwnie. Jak mogłam być tak głupia i próbować wykorzystać Eric’a, by jego brat poczuł się zazdrosny. To było zawstydzające i nie wyobrażałam sobie, bym mogła go tak po prostu spotkać kiedyś na ulicy i udawać, że wszystko jest ok.
- No, ale po meczu możesz przyjechać. Chyba, że masz już inne plany. – zwróciła wzrok na mnie.
- Będę wolny dopiero koło północy. Nie sądzisz, że to późno jak na odwiedziny?
- Co u Ciebie, Isabell? – zignorowała pytanie swojego syna i skupiła swoją uwagę na mojej osobie.
Ku mojemu całkowitemu przerażeniu. Zawsze tak na mnie działała. Nigdy nie była mi szczególnie przychylna, ale nigdy też nie powiedziała mi niczego złego wprost. Miała tę swoją zapobiegawczą barierę, którą się okrywała i nie pozwalała się bliżej poznać. Może najwyraźniej stwierdzała, że żaden związek jej syna nie przetrwał zbyt długo, więc nie ma sensu się przywiązywać do jednej dziewczyny, skoro niedługo w jego życiu pojawi się kolejna?
- Wszystko w porządku, dziękuję. – odpowiedziałam jak najszybciej się dało. Chciałam, żeby zwróciła ponownie swoją uwagę na syna, a mnie tratowała jak powietrze. To zdecydowanie wychodziło jej najlepiej i tego powinna się jak najczęściej trzymać. Zajęłam się Niną, która domagała się odrobiny uwagi z mojej strony.
Słysząc kolejne nowinki z życia starszego z braci Bartra, byłam coraz bardziej zasmucona. Naprawdę go polubiłam i nawaliłam w tak głupi sposób, że wstydziłam się za siebie. Musiałam z nim porozmawiać i wyznać prawdę, ale bałam się, że nie zrozumie. Jak mogłam posunąć się do tak głupiej intrygi? To przecież w niczym mnie nie przypominało.
Dostałam sms od Leo, który spytał czy wszystko u mnie w porządku. Postanowiłam wykorzystać to jako swoją drogę ucieczki od niezręcznej sytuacji.
- Mam pilne wezwanie do pracowni. Niestety muszę już lecieć. – uśmiechnęłam się przepraszająco do dwójki rozmawiającej ze sobą po drugiej stronie stolika. Odstawiłam Ninę na bok i ruszyłam w kierunku wyjścia. – Miło było panią znów spotkać, pani Mario. – chciałam pożegnać się kulturalnie z matką Marc’a, ona machnęła mi ręką i posłała delikatny uśmiech. Chyba cieszyła się, że wreszcie będzie mnie mieć z głowy i porozmawia z synem na osobności.
- Czekaj. – poczułam dłoń Marc’a, która łapie mnie za nadgarstek, w chwili gdy przekraczałam próg jego mieszkania. Wyszedł ze mną przed drzwi i spojrzał na mnie podejrzliwie. – Pilne wezwanie z pracowni o dwudziestej pierwszej? Co jest?
- Mówię serio. Leo napisał, że potrzebuje pomocy. – brunet położył mi dłonie na ramionach i przyjrzał mi się uważnie. – No dobra. Kłamałam. Nie chciałam wam przeszkadzać w waszych rozmowach „matka-syn”. Nie było to zbyt komfortowe zarówno dla mnie jak i dla Twojej mamy.
- Ale ja chciałem, żebyś została ze mną. Wiem jaka potrafi być moja mama. – uśmiechnął się delikatnie. – Postaram się jakoś jej pozbyć i przyjadę do Ciebie najszybciej jak tylko się da.
- Nie kłopocz się. Pogadacie sobie spokojnie, a my zobaczymy się jutro. – odpowiedziałam z uśmiechem. – Dobranoc, jeszcze raz przeproś mamę.
Marc miał niewyraźną minę. Ucałowałam go szybko na pożegnanie i zbiegłam schodami przed kamienicę, gdzie złapałam taksówkę. Jechałam próbować jakoś złapać myśli. Przed swoją kamienicą spotkałam Alexis’a, który wracał z zakupów do siebie. Objął mnie ramieniem i razem weszliśmy na moje piętro.
- Chcesz wejść? – widziałam, że nie ma nastroju, dlatego zaproponowałam mu coś do picia. Razem usiedliśmy przed telewizorem i w milczeniu oglądaliśmy kolejny odcinek jakiegoś reality show.
To było, aż nienaturalne, że Alexis, który zawsze tryskał energią i radością, był tak smutny i przygnębiony.
- Co się stało? Mi możesz powiedzieć. – oparłam głowę o jego ramię i przyciszyłam trochę telewizor.
- Nic się nie stało. – westchnął głośno. – Mam depresję.
- Depresję? – powtórzyłam za nim i zaśmiałam się na jego słowa. – Ty i depresja? Żartujesz? Nie znam nikogo bardziej wesołego i zadowolonego z życia niż Ty.
- A widzisz, jednak nie jestem tak wesoły na jakiego wyglądam. Znowu rzuciła mnie dziewczyna. – powiedział jednym tchem.
- Znowu? Przecież ostatnio to Ty rzuciłeś dziewczynę, bo poznałeś „miłość swojego życia”. Czy nie tak było? – szturchnęłam go w bok, by na mnie spojrzał, ale on beznamiętnie wbijał swój wzrok w ekran telewizora. – No, Alexis! Uśmiechnij się, trochę życia!
- Masz coś słodkiego? – podniósł swój wzrok, na co zaśmiałam się głośno. Przyniosłam z zamrażarki duże opakowanie lodów truskawkowych i dwie łyżki. Czułam się jak z koleżanką, którą rzucił chłopak. Rozbawiała mnie ta sytuacja, ponieważ Alex nigdy nie postępował w ten sposób. Śmiał się z wszystkiego i wszystkich, a żeby się smucić? Kto jak kto, ale na pewno nie on.
Telefon Sanchez’a parę razy dzwonił. Kumple próbowali go wyciągnąć na jakąś imprezę, ale się nie skusił. Musiałam go dosłownie wypchnąć ze swojego mieszkania, żeby cokolwiek ze sobą zrobił. Rozsiedział się na mojej kanapie do północy i nie miał zamiaru wyjść, a mieszkał kilka pięter nade mną.
Posprzątałam bałagan, który zaserwował mi przyjaciel i kiedy już zbierałam się do łóżka, usłyszałam pukanie do drzwi. Zarzuciłam na siebie szlafrok i otworzyłam.
- Marc? – spojrzałam na niego zaskoczona. – Co tu robisz o tej porze?
- Odwiozłem mamę i przejeżdżałem obok. Widziałem, że świeci się u Ciebie światło, więc postanowiłem zajrzeć czy wszystko jest ok. – pociągnęłam go do środka za rękę i zamknęłam za nim drzwi.
- Siedział u mnie Alexis, był strasznie załamany, bo rzuciła go dziewczyna. Mówię Ci… tragedia. – usiedliśmy razem na kanapie.
- To przecież nie ostatni raz.
- Ale chyba on ją naprawdę kochał. Zabolało go to wszystko i chciał się komuś wyżalić. Wypędziłam go może z dwadzieścia minut temu. – zdjął z siebie bluzę i rzucił na fotel obok. – Jak po wizycie mamy?
- Była zaskoczona, że tak szybko uciekłaś, bo chciała z Tobą pogadać.
- O czym?
- O nas? – spojrzał na mnie zaskoczony. – Wiem jaka ona potrafi być nieznośna… ma te swoje humorki i mordercze spojrzenia, ale to moja mama.
- Tak, wiem to. Było mi trochę głupio tak siedzieć i słuchać o czym mówicie. Wyszłam i dobrze zrobiłam.
- Rozmawiałem z mamą o Tobie.
- Domyślam się. – złapał mnie za rękę. – Ale wszystko ok., tak?
- Miałem z nią małe spięcie, ale nie przejmuj się. Po prostu ona chce jak najlepiej dla mnie i czasami zbyt dramatyzuje.
- Ale co Ci powiedziała dokładnie? – poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Nie myślałam, że mama chłopaka mnie aż tak nie lubi, żeby dawać mu jakieś warunki czy cos podobnego.
- Powiedziała, że jestem zbyt młody, żeby wiedzieć czego tak naprawdę chcę w życiu. – to zdanie mnie dobiło. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie dałam tego po sobie znać. – Ale… - ujął delikatnie moją dłoń. - …powiedziałem jej co tak naprawdę do Ciebie czuję, Bella.
- Tak?
- Powiedziałem, że chcę być z Tobą, niezależnie od tego co ona myśli. Dlatego też mam coś dla Ciebie, co powinno Cię utwierdzić w tym przekonaniu.
Słowo „panika” nie odzwierciedlało mojego stanu w tamtym momencie. Miałam wrażenie, że zemdleję i powtarzałam w myślach: oby to nie był pierścionek, oby to nie był pierścionek! Nie wiem czemu tak zareagowałam, ale byłam po prostu wystraszona.
- Otwórz. – podał mi niewielki pudełeczko i uśmiechnął się szeroko na wyraz mojej twarzy. Odebrałam od niego czarne pudełeczko i z wielkim łomotem serca uniosłam wieczko do góry.
- To… - zaśmiałam się głośno na widok złotego, pobłyskującego klucza, który należał do Marc’a. - …to naprawdę najsłodsza rzecz jaką kiedykolwiek dla mnie zrobiłeś.
- Chcę, żebyś miała ten klucz, ponieważ jesteśmy razem i nie mam przed Tobą tajemnic. Możesz wejść o każdej porze dnia i nocy i czuć się jak u siebie.
Wytarłam łzę, która spłynęła mi po policzku i rzuciłam się mu na szyję. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach, a jego słowa tylko utwierdziły mnie w przekonaniu jak ważna jestem dla niego. To naprawdę niesamowite, słyszeć coś takiego, od osoby na której mi zależy. Myślałam, że popłaczę się na dobre, ale brunet ucałował mnie w usta, dzięki czemu zapomniałam o całym bożym świecie.

*************************************

Wiem, że rozdział zaskakująco krótki, ale nie chciałam go bardziej rozbudowywać. Zawarłam w nim wszystko to co chciałam i mam nadzieję, że rozumiecie. Ponadto został nam już tylko epilog :-)

4 komentarze:

  1. Nawet będąc na wyjeździe nie mogę powstrzymać się, żeby nie przeczytać twojego opowiadania, chociaż, nie powiem, mocno zszokowałaś mnie informacją, że pozostał już tylko epilog. Akcja dopiero co się rozpoczynała, myślałam, że jeszcze co najmniej kilkanaście odcinków. Cieszę się jednak, że nie kończysz z pisaniem, oglądałam już twojego kolejnego bloga i od razu piszę się na stałą czytelniczkę. Co do tego rozdziału (muszę się streszczać niestety), mama Marca faktycznie trzyma jakiś dystans i wydaje się być dość chłodna. Nie wiem, dlaczego, ale przed oczyma od razu stanął mi obraz dystyngowanej pani prezes, chociaż z drugiej strony może to Isabell miała rację i Maria zwyczajnie nie chciała się przywiązywać do kolejnych dziewczyn syna właśnie zważając na ich ilość. W każdym razie gdybym była na miejscu Isabell prawdopodobnie zrobiłabym to samo i łapała się każdego sposobu, który tylko pozwoliłby mi opuścić mieszkanie piłkarza.
    Co do Alexisa to faktycznie zaskoczył mnie, taka zmiana była aż nienaturalna. To on był zawsze duszą towarzystwa, więc widok jego smutnego aż złapał mnie za serce. Może faktycznie mocno się zakochał, jak to mówią, serce nie sługa.
    Za to ostatnia scena była przecudna, łzy stanęły mi w oczach, kiedy Marc mówił o swoich uczuciach do Isabell i dał jej klucz do mieszkania. To pozornie tylko maly gest, ale jak ważny, będący obietnicą i potwierdzeniem, że to, co pokazywał było faktycznie prawdą. Chociaż na początku, zreszta chyba tak, jak i dziewczyna, pomyślałam o pierścionku. To już chyba zboczenie, że widząc czarne pudełeczko dziewczynie zapala się lampka. :D
    Przepraszam, że bardzo króciutko, na wakacjach nie mam głowy do pisania komentarzy. :(
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz, jak zwykle poprawił mi humor :-)

      Usuń
  2. Jestem już po wyjeździe i zabieram się za nadrabianie zaległości, zaczęłam u Ciebie, kochana ;*
    Współczuję Belli, szkoda że mama Marca ma do nij taki dystans, dziewczyna się przecież stara, chociaż z drugiej strony co się dziwić. Mark był w prost uroczy, kiedy dał jej te klucze i tak słodko mówił *.*
    Czekam na epilog - szkoda, że to już ;c
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jestem w trakcie pisania czegoś nowego, także to jeszcze nie koniec :-)

      Usuń

***********************************************************

***********************************************************