4.07.2014

Chapter 21


Nie umiałam tak po prostu zapomnieć o przeszłości, rzucić się w ramiona Marc’a i myśleć tylko i wyłącznie o przyszłości. Gdzieś z tyłu głowy miałam tę myśl, że nasze rozstanie w liceum, było winą piłkarza, który bardziej przekładał swoje życie zawodowe nad moje. Nie umiałam tak po prostu o tym zapomnieć i żyć jakby gdyby nic.
Po wspaniałym ślubie mojego brata i Melindy, nadszedł czas na powrót do rzeczywistości. Świeżo upieczeni małżonkowie wyjechali wraz z dziećmi na miesiąc miodowy na Malediwy, przez co na placu boju w pracowni La Tortura zostałam sama z Leonardo. Miałam masę pracy, ale dzięki temu nie miałam czasu, żeby myśleć o Marc’u. Udało mi się obyć bez zbędnych deklaracji. Natomiast Marc wciąż utwierdzał mnie w przekonaniu co do swoich uczuć. Tak bardzo chciałam się otworzyć. Nie mogłam jednak przestać myśleć o Marcelo. Zraniłam go i nie musiał mi nawet tego mówić. Postanowiłam wyśpiewać mu wszystko na jednym wdechu, by nie mieć czasu na jąkanie. Jego wzrok o mało nie wyrwał mi serca i roztrzaskał go na miliony małych kawałeczków. Nie rozpłakałam się, tak jak podejrzewałam wcześniej, ale cierpiałam niemiłosiernie. Wiedziałam dobrze, że zrobiłam mu wielką przykrość, ponieważ zaczynał myśleć, że możemy stworzyć związek, ale nie mogłam go dłużej okłamywać.
W drodze powrotnej do domu, kupiłam paczkę papierosów i wypaliłam od razu jednego. Ręce trzęsły mi się przy każdym kolejnym wdechu, a w głowie miałam nieprawdopodobny mętlik. Skrzywdziłam osobę, która była dla mnie naprawdę dobra. Mogłam stworzyć z nim przyszłość i to wspaniałą. Wolałam jednak ponieść się emocjom i ulec beztroskiemu piłkarzowi. Mimo iż nasza przyszłość wcale nie malowała się w jasnych barwach.
W windzie spotkałam Alexis’a. Przywitał mnie mocnym uściskiem i całusami, którymi zasypał moje policzki.
- Dawno Cię nie widziałem! – objął mnie ramieniem. – Co u Ciebie, księżniczko?
- Pracuję, pracuję… pracuję. Nic nowego, mój drogi. – wymieniliśmy się uśmiechami. – A co u Ciebie?
- Rozstałem się z dziewczyną, ponieważ znalazłem inną… teraz mam małe zamieszanie, ale nie żałuję. Lina jest naprawdę urocza i chyba się zakochałem. – wyszczerzył się szeroko, na co odpowiedziałam mu śmiechem.
- Cieszę się z Twojego szczęścia. Naprawdę! Zasługujesz na to.
- Ty również. – drzwi windy się otworzyły na moim piętrze. Wyszłam na korytarz i odwróciłam się na pięcie. – A jak Twój związek z Marc’iem?
- Nie jesteśmy w związku. – piłkarz zatrzymał zamykające się drzwi własną dłonią i spojrzał na mnie spod byka. – No co?
- Mnie nie oszukasz. Wieści szybko się roznoszą.
- Kto o mnie plotkuje? – spojrzałam na niego podejrzliwie. – Chłopcy z drużyny?
- To przecież jasne. Za dwa tygodnie rozpoczyna się sezon, więc coraz częściej się spotykamy, a że mamy ciekawe tematy…
- To gadacie i o mnie. – dokończyłam za niego, na co zareagował śmiechem. – Wpadnij później na jakiś alkohol. Mam depresyjny nastrój.
- Jasne. – uśmiechnął się do mnie szeroko i wysłał buziaka, tuż przed zamknięciem się windy. Weszłam do mieszkania i zamknęłam drzwi na zamek. Rzuciłam na kanapę torebkę i zabrałam się za parzenie kawy. Miałam niesamowitą migrenę, ochotę na jakikolwiek alkohol w nieograniczonej ilości oraz złamane serce. Tak, miałam złamane serce. Od paru dobrych lat. Rozmowa z Marcelo pogłębiła ranę i nic nie wskazywało na to, by miała kiedykolwiek przestać boleć.
Naszykowałam w salonie butelkę tequili, cytrynę oraz sól. Miałam ochotę na zapomnienie, a alkohol w piątkowy wieczór był idealnym rozwiązaniem. Zaczekałam na Alexis’a, by nie pić w samotności.
- Nalej jeszcze. – zarządził piłkarz, który rozłożył się na mojej kanapie, niczym rzymski dostojnik na uczcie u Nerona. – I lej więcej niż do tej pory.
- Weź nie ględź tyle, bo mnie boli głowa. – nalałam mu tequili do kieliszka i podałam mu prosto do ręki. Siedziałam na włochatym dywanie, próbując uciszyć wyrzuty sumienia. Picie z Alexis’em wcale nie poprawiało mi humoru. Co jakiś czas miałam ochotę wybuchnąć głośnym płaczem i wyć do poduszki. Piłkarz pocieszał mnie jak potrafił. Robił śmieszne miny, opowiadał dowcipy, a nawet próbował kankana. Godzinę później dołączył do nas Leonardo, który również nie miał co ze sobą zrobić w piątkowy wieczór. Nie wypaliła mu randka i również nie miał zbyt radosnego humoru. Siedzieliśmy wspólnie, słuchając żartów Alexis’a, który wypił zdecydowanie za dużo. Skakał po całym salonie udając, że tańczy taniec towarzyski z moją miotłą. Płakałam ze śmiechu, kiedy wywrócił się i uderzył kostką o kant stołu. Nie było to śmieszne, ale w tamtym momencie płakałam jak dziecko. Byłam rozchwiana emocjonalnie, a zdjęcie Marc’a, które wyświetliło mi się jakiś czas później na ekranie telefonu, tylko dolało oliwy do ognia.
- Może odbierzesz wreszcie? – spytał Leo wskazując na ponownie podświetlony wyświetlacz mojego telefonu. – Nie będzie z Tobą teraz rozmawiać, ponieważ ma niesamowitą randkę z dwoma przystojniakami… - powiedział jednym tchem do komórki. Podniosłam się momentalnie na jego słowa i pokiwałam jedynie głową, mając nadzieję, że nie zrobił tego co zrobił. – Tak to ja… No wiem przecież… - zaśmiał się do telefonu. Miałam ochotę go zamordować własnymi rękoma. Jak on mógł tak po prostu odebrać moją komórkę i wygadywać głupoty? – Jest z nami Alexis… - Czy on właśnie mu się tłumaczył? Jeszcze nie upadłam do końca na głowę, żeby komukolwiek tłumaczyć się ze swoich czynów a Leonardo jakby nigdy nic spowiadał się Marc’owi i nic sobie z tego nie robił. – Do zobaczenia w takim razie niebawem... Ok., przekażę… - ponownie zaśmiał się do telefonu i kiedy przycisnął czerwoną słuchawkę uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Zwariowałeś? – syknęłam w jego stronę.
- No, co?
- Jak mogłeś tak po prostu odebrać mój telefon, nie pytając mnie wcześniej o zdanie. Przecież tak naprawdę nikt nie wie co się między nami dzieje… - spojrzałam na Alexis’a, ale miałam pewność, że niczego się nie domyśli, ponieważ spoglądał rozmarzonym wzrokiem na telewizor, gdzie leciała akurat powtórka „Czarodziejki z księżyca”.
- Izz, strasznie dramatyzujesz, wiesz? – pokręcił głową. – Przecież nic takiego się nie stało. Jestem Twoim kumplem i mam prawo wiedzieć takie rzeczy, jak np. z kim się umawiasz. To przecież nic złego.
- Jesteś moim przyjacielem. – zaakcentowałam od razu.
- Tak, więc o co chodzi? – przyjrzał mi się uważnie.
- Nie wiem czego tak naprawdę chcę. Nie wiem czy chcę być z nim, czy nie. Mam mętlik w głowie. – złapałam się obiema dłońmi za skronie. – Co mi radzisz?
- Jesteś w nim zakochana od lat. On w Tobie też. Czemu sobie tak komplikujesz życie? – zwrócił uwagę na Alexis’a, który zaśmiał się głośno z dialogu czarodziejek. – Oddaj się temu uczuciu. To nic złego być szczęśliwym.
- Zraniłam Marcelo. On naprawdę mnie lubił… ja jego też. Mógł być z tego związek o jakim marzyłam.
- Przecież Ty nie marzysz o sielankowym życiu. Chcesz żyć pełnią życia, a to właśnie On sprawia, że chce Ci się rano wstać z łóżka. Czy tak nie jest? – kiwnęłam jedynie głową jako odpowiedź. – Więc przestań wreszcie pieprzyć i daj mu się kochać.
- Tak właśnie byś zrobił?
- Wiesz dobrze, że to niezły przystojniak i gdyby tylko był gejem… - zaśmiał się. – Ale nie jest, więc jest cały Twój.
- Od kiedy macie taki dobry kontakt? – spojrzał na mnie podejrzliwie. – Rozmawiałeś z nim przez telefon jak z dobrym znajomym, a kiedyś nawet nie zamienialiście ze sobą zdania. – wytłumaczyłam się od razu.
- Był parę razy w La Tortura. Miał parę zdjęć do wywołania, a że Ciebie nie było, to zająłem się pracą. To nic złego. Pogadaliśmy, on próbował wybadać mnie o Ciebie… sama rozumiesz.
- Plotkowaliście o mnie?
- Od razu plotkowaliśmy… - podniósł ręce w geście poddania. – Wymieniliśmy kilka zdań. To nic wielkiego, Izz. Nic co by Cię mogło zaniepokoić.
- Ok., w takim razie nie pytam dalej. – wzruszyłam ramionami i nalałam alkohol do kieliszka.
Marc dzwonił do mnie jeszcze kilka razy, aż wreszcie pojawił się w moich drzwiach. Spojrzał na moich współtowarzyszy i skierował się w moim kierunku.
- Dobrze się czujesz? – spojrzał na mnie zaintrygowany i złapał mnie za ramiona. – Może już starczy tej tequili?
- Znieczulam się. – odpowiedziałam. Alexis podniósł się z miejsca, ale miał spore problemy z zachowaniem równowagi. Marc pognał mu z pomocą, ponieważ o mały włos, a wylądowałby na moim szklanym stoliku. Niewiele brakowało by rozsypał się w drobny mak, a piłkarz byłby nieprawdopodobnie poraniony. Zaprowadził go do swojego mieszkania, ponieważ nie był już w stanie ustać na własnych nogach. Zamówił, chwiejącemu się na nogach, Leonardowi taksówkę, do której go zaprowadził, mimo jego wyraźnych sprzeciwów. Wrócił do mojego mieszkania po paru minutach i zatopił swoje usta w moich. Odpowiedziałam na każdy pocałunek, który roztapiał mnie niczym masło. Przwiesiłam swoje ręce przez jego ramiona i oparłam czoło o jego tors. Czułam, że zasypiam na stojąco, więc zaprowadził mnie od razu do sypialni. Przebrałam się w piżamę i przykryłam szczelnie kołdrą.
- Już nigdy więcej nie tknę alkoholu. – jęknęłam zakrywając głowę miękką poduszką.
- Jakoś Ci nie wierzę. – oparł się lewą ręką o łóżko, tak że nachylał się nad moją głową. – Przyniosłem Ci wodę mineralną, którą zapewne będziesz potrzebować z samego rana i aspirynę.
- Zostaniesz ze mną? – nie musiałam czekać na jego reakcję. Uśmiechnął się i zniknął na chwilę w łazience. Powrócił do mnie i położył się obok mnie.
- Jutro robimy małą imprezę pożegnalną dla Thiago. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć. – objął mnie ramieniem i wtulił głowę w miękką poduszkę.
- Chcesz się oficjalnie pokazać? – podniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego uważnie. Dotknął dłonią mojego policzka i kiwnął głową jako odpowiedź. Byłam zaskoczona jego niemą deklaracją. Pamiętam jak dziś, kiedy byliśmy w liceum i byliśmy parą. Spotykaliśmy się jedynie w ukryciu, a mimo to byłam najszczęśliwszą dziewczyną pod słońcem. Nie chciał się ujawnić, nie chciał się ze mną pokazywać publicznie, dlaczego? Piłka była dla niego ważniejsza, no i uganianie się za spódniczkami. Wiele razy mnie zawiódł, ale nasze rozstanie rozbiło mnie na malutkie kawałeczki.
Kiedy teraz chciał pojawić się na przyjęciu pożegnalnym swojego przyjaciela, który wyjeżdżał do Niemiec do nowego klubu, byłam zszokowana. Ba! Byłam przerażona jak nigdy dotąd. Serce biło mi jak oszalałe i chciało bym krzyknęła „tak!”. Rozum podpowiadał zupełnie co innego.
- Dobrze. – wzięłam do siebie słowa Leonardo, który przez parę godzin próbował przekonać mnie co do uczuć piłkarza. – Pójdę z Tobą.
Marc ucałował mnie w czoło i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Próbowałam zasnąć w jego ramionach, ale nie mogłam. Wierciłam się przez większość czasu, próbując zamknąć oczy. Brunet spał wtulony w moją poduszkę. Był jeszcze przystojniejszy niż zawsze. Miałam wrażenie, że z każdym kolejnym dniem wygląda coraz bardziej ponętnie, albo to były tylko moje odczucia.
Obudziłam się po dziewiątej. Ból głowy nie dawał mi możliwości zrobienia żadnego ruchu. Jęknęłam głośno i złapałam się mimowolnie za pulsujące skronie. Podniosłam się na łokciach, mimo wyraźnego sprzeciwu całego swojego ciała, i sięgnęłam po butelkę stojącą tuż przy moim łóżku.
- Dzień dobry. – usłyszałam tuż za sobą znajomy mi głos. Napiłam się łapczywie wody, która wcale nie polepszyła mojego stanu. – Widzę, że ktoś tu ma kaca. – odwrócił się i podał mi aspirynę, która leżała na szafce przy jego stronie łóżka.
- Dziękuję. – połknęłam tabletkę i próbowałam wstać, ale po chwili opadłam z powrotem na łóżko. Marc wykorzystał okazję i przyciągnął mnie do siebie. – Muszę lecieć do pracy. Leo mnie zabije, że nie otworzyłam jeszcze pracowni.
- Jest dopiero dziewiąta. – przyciągnął mnie jeszcze bliżej. – Nie możemy spędzić całego dnia w łóżku?
- A czy Ty nie masz jakiegoś treningu czy coś? Wakacje się przecież skończyły.
- Jutro oficjalna konferencja prasowa i rozpoczęcie nowego sezonu. Dziś mam jeszcze wakacje. I Ty też… - złożył pocałunek na moim policzku. – Zadzwonię do Leo i poproszę o dzień wolny dla najlepszej pani fotograf jaką znam.
- Nie da się urobić, nawet Tobie. Dziś ma randkę poza miastem i pewnie właśnie się na nią szykuje.
- A co z Luką?
- Jeszcze nie wrócił z miesiąca miodowego. – odwróciłam się do niego przodem. Pocałował mnie w usta czym prędzej, jakbym miała mu szybko uciec. – A jeżeli chodzi o to przyjęcie dla Thiago to znów robicie je w tej knajpie za rogiem?
- Nie, tym razem nie. Robimy je w Monachium, niedaleko nowego mieszkania Thiago. Mógłbym przysiąc, że Ci o tym mówiłem. – zawahał się przez moment. – Nieważne gdzie. Ważne, że jedziesz ze mną i będę mógł wreszcie złapać Cię za rękę przy przyjaciołach.
Uśmiechnęłam się na jego słowa. Wtuliłam się z powrotem w poduszkę tuż obok niego. Trochę mi ulżyło, ale nie na tyle, bym jechała do Monachium w stu procentach przekonana o słuszności swojego wyboru. A już go podjęłam. I chciałam wierzyć, że Marc to wybór właściwy i jedyny.

**************************************
Kolejny rozdział. Trochę smętny jak dla mnie, ale ocenę jak zawsze pozostawiam Wam. Pozdrawiam ;-)

8 komentarzy:

  1. Wcale nie jest smętny, lecz ciekawy! Marc jest tutaj cuuuuudowny! Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem wręcz zachwycona zachowaniem Marca, choć na początku nieco żałowałam, że tak mało się go w rozdziale pojawiło. No, ale z drugiej strony rozumiem, Isabell musiała mieć czas, żeby pozamykać dawne rozdziały, a dopiero rozpoczynać nowy.
    Co ja jeszcze chciałam, aha, jestem fanką twojej koncepcji, w której główna bohaterka nie pada od razu w ramiona Bartry, ale ma pewne "ale", targają nią niepewności, po części całkowicie zrozumiałe, bo nie można zaprzeczyć, że chłopak zachował się za czasów szkolny jak dupek, przepraszam za określenie, ale to prawda. Okres dojrzewania meżczyzn jest paskudny i pewnie właśnie nim chciałby się tłumaczyć, ale ja jakoś tego nie kupuję i na miejscu Isabell wymagałabym od niego tego, żeby mocno o nią zabiegał i się starał. Mieć serce złamane po raz drugi przez tę samą osobę to zapewne niezbyt przyjemne uczucie, dlatego zanim wskoczy w wir tej miłości powinna zastanowić się, czy naprawdę warto, czy Marc dorósł na tyle, by wziąc odpowiedzialność za wszystkie swoje czyny, czy nie powtórzy popełnianych błędów. Patrząc jednak tak na jego zachowanie mogę chyba przyznać, że coś w nim drgnęło i nie jest już wobec niej równie bezczelny, co na początku historii, to z pewnością duży plus, co więcej, samo to, że przyszedł, że pomógł zebrać zwłoki kolegów, że zaopiekował się nią świadczy, iż jednak mu chyba zależy i że to nie jest kolejny przelotny kaprys, przelotne widzimisię, czy kilkutygodniowy romans.Jestem z pana dumna, panie Bartra. Isabell też to na pewno dostrzeże i oby się nie zawiodła.
    A co do reszty rozdziału to cóż, na pewno szkoda mi Marcelo, nie mogę powiedzieć, że nie, bo chłopak zaangażował się w relację z Isabell i widać było, że miał nadzieję na coś więcej, w końcu wzięła go nawet na ślub brata, ale z drugiej strony dziewczyna słusznie postąpiła tłumacząc mu wszystko. Dała szansę na znalezienie prawdziwej miłości i nie wodziła go niepotrzebnie za nos.
    Za to Alexis, cóż ja mogę. Alexis jest Alexisem trochę taką perełką, pogodnym duszkiem, z którym zawsze można się pośmiać. Widzę, że Isabell postrzega go podobnie, jako dobrego kolegę, kompana do płaczu, kieliszka i śmiechu. Chociaż nie chciałabym się domyślać, w jakim stanie byłoby mieszkanie, gdyby Marc nie przybył niejako z ratunkiem i czy Alexis nie wylądowałby tej nocy na ostrym dyżurze z rozharataną głową.
    Na koniec zrobiło się trochę słodko, ale przyjemnie słodko. Na początku obstawiałam, że Marc jednak nie zostanie na noc, jednak miło się rozczarowałam. Podoba mi się kierunek, w którym idzie ich relacja. Wreszcie chcą się pokazać razem, to dobry znak, chociaż zapewne padną ofiarą szatniowych ploteczek. Piłkarze są gorsi niż baby!
    Jestem pod wrażeniem. :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny, a gdybyś miała ochotę poczytać coś o Marcu, serdecznie zapraszam do siebie, jako iż właśnie ruszyłam - przepraszam za takie nieładne reklamowanie się.
    http://si-estuvieras.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja uwielbiam Twoje komentarze! ;-) Są dłuższe od moich rozdziałów!! :P
      Dziękuję za słowa otuchy i za każdym razem dodawanie mi weny :*

      Usuń
    2. Przepraszam, ja już tak mam, jestem gadułą i nie umiem zamknąć się z opinią w czterech - pięciu zdaniach, a poza tym uważam, patrząc po sobie, że gdy autor widzi, że jest naprawdę doceniany, od razu łatwiej i chętniej zabierać mu się do pisania. Jak ktoś skomentuje mi dłużej od razu wiem, że naprawdę poświęcił swój czas zarówno na przeczytanie całego rozdziału, w który ja włożyłam dużo pracy, jak i docenienie tego mojego trudu komentarzem. Także musisz się przyzwyczaić do takich moich długich wywodów :)

      Usuń
  3. Zapraszam na ostatni rozdział na moim blogu dopoki-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. nie ładnie się tak reklamowac, dlatego z góry Cię przepraszam :*
      zapraszam na mojego bloga http://loveme-or-hatemexxx.blogspot.com/ dopiero zaczynam, a miło mi będzie jeżeli wpadniesz i czasem coś skomentujesz. ;)
      Jeszcze raz przepraszam za spam.

      Usuń
  5. Poznają się w Rio di Janerio. Wydaje się, że są dla siebie stworzeni. Potem pojawia się ktoś jeszcze.. i już nic nie jest takie pewne. Zapraszam na nowy blog o Alexisie i Ramosie - "Bez Ciebie nie istnieję" http://sin-tu-no-existo.blogspot.com ;))

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************