24.03.2014

Chapter 8


Widząc jak Marc spogląda na mnie i Eric’a miałam niesamowitą satysfakcję. W duchu cieszyłam się, że tym razem to on miał posępną minę, a nie ja. W końcu mój plan miał za zadanie zemstę i tylko na tym chciałam się skupić. Wymieniłam się ze starszym z braci numerami i pożegnałam buziakiem w policzek.
Spakowałam do torby dwa aparaty, ogarnęłam się mniej więcej i mogłam wsiąść razem z Pique i Pedro do mercedesa, którego nam przysłano. Przez całą podróż śmialiśmy się jak opętani. Chłopcy wywoływali u mnie napady płaczu, ale tylko w pozytywnym sensie. Zboczone żarty Pedrito wypełniały cały samochód, a ja i Pique pokładaliśmy się na siedzeniach i nie mogliśmy już wytrzymać. Kiedy wreszcie podjechaliśmy pod jeden z wieżowców, mogłam wziąć głęboki wdech i doprowadzić się do porządku. Chciałam w końcu wyglądać na profesjonalistkę. Złapałam jeden z aparatów i wybiegłam na zewnątrz razem z chłopakami. W wielkim holu dołączył do nas trener oraz tłumacz, który miał ułatwić komunikację.
- Witam wszystkich na konferencji prasowej zawodników FC Barcelona, Gerarda Pique i Pedro Rodriquez oraz trenera Gerardo Martino. – nad długim biurkiem za którym siedzieli chłopcy, podniósł się starszy mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy. – Chciałbym oficjalnie powitać klub, który dziś rozpoczął swoje tourne po naszym pięknym kraju. Mam nadzieję, że pobyt w Chinach będzie produktywny, zaowocuje dalszą współpracą na linii Chiny-Hiszpania oraz że piłkarze spędzą tutaj wspaniały czas na treningach i nie tylko. – puścił oczko w kierunku fotoreporterów.
Jako iż miałam plakietkę zawieszoną na szyi, miałam dostęp do pierwszego rzędu i mogłam lewitować pomiędzy biurkiem, a dziennikarzami. Czułam się jak VIP, ponieważ miałam dostęp w miejsca, o których inni dziennikarze mogli tylko pomarzyć.
- Po pierwsze chcielibyśmy ogromnie podziękować organizatorom za zaproszenie do tego pięknego kraju. – zaczął niepewnie Pique. Poczekał, aż tłumacz spełni swoją rolę i mógł kontynuować. – To dla nas niesamowite przeżycie, mimo iż jesteśmy tutaj nie pierwszy raz. Chiny za każdym razem inspirują i zaskakują nas coraz bardziej. – zrobił krótką chwilę. – Mamy nadzieję, że to nie ostatnia nasza wizyta tutaj i już nie możemy doczekać się pierwszych meczy z naszymi przyjaciółmi.
- Chciałbym dodać, że przepraszamy za nasz wygląd, ale lecieliśmy ponad 18 godzin. – zaśmiał się głośno Pedrito, przez co wywołał śmiechy pod nosem wśród dziennikarzy.
Fotoreporterzy zalali piłkarzy serią pytań. Czułam się jak na przesłuchaniu, ponieważ wypytywali o najróżniejsze szczegóły z ich życia. Oczywiście prywatnego, a nie zawodowego. Najczęstszym wątkiem był oczywiście związek Pique z Shakirą, co wywoływało szmery wśród dziennikarzy. Pedrito śmiał się jak głupi do sera, co wywoływało szeroki uśmiech na mojej twarzy i wolałam skupiać się na robieniu zdjęć właśnie niemu, niż zażenowanemu Gerardowi. W obronie chłopaka stanął trener, który przypomniał, że konferencja miała na celu przedstawienie planu tourne klubu, a nie trasy koncertowej Shakiry. Bardzo spodobało mi się do zdanie i zareagowałam oklaskami jak część moich sąsiadów z ławki obok.
Trener rzucił kilkoma anegdotkami z ostatnich wizyt na Dalekim Wschodzie i oddał się w ręce ciekawskich dziennikarzy, którzy zasypali go pytaniami. Robiłam zdjęcia troszkę znudzonym już chłopakom, którzy marzyli o łóżku, a nie o konferencji, która trwała zdecydowanie za długo. Po kolejnym pytaniu trener zadecydował o końcu, wymigując się dalszymi obowiązkami. Razem z Gerardem i Pedro odetchnęliśmy z ulgą. Wsiedliśmy do mercedesa i wróciliśmy do hotelu.

W drodze do swojego pokoju po raz kolejny tego dnia natknęłam się na Marc’a, który zauważył mnie w ostatniej chwili, kiedy koło niego przechodziłam. Wyminęłam go pospiesznie, ale poczułam jego dłoń, która złapała mnie za nadgarstek, przez co nie mogłam zrobić kolejnego kroku.
- Możemy pogadać? – spytał wbijając swój wzrok w moje oczy.
- Nie mamy o czym. – odrzekłam spokojnie próbując wyrwać się z jego uścisku.
- To spotkanie z moim bratem… nie jest najlepszym pomysłem. – zawiesił na chwilę swój głos. Spojrzałam na niego zaskoczona i po chwili zaśmiałam się głośno. – Mówię poważnie. On jest babiarzem, będziesz cierpieć.
- Czyli to cecha rodzinna. – skomentowałam krótko i wyrwałam dłoń z jego mocnego uścisku. Marc spojrzał na mnie nie dowierzając w moje słowa. Chyba miał wrażenie, że ktoś uderza go pięścią w twarz lub oblewa kubłem zimnej wody. Cóż skonfrontowanie się z prawdą bywa naprawdę bolesne. Miałam nieprawdopodobną przyjemność uczestniczyć w tym jakże ciekawym doświadczeniu.
Marc tkwił przez moment w bezruchu, by po chwili złapać mnie za ramiona i przygwoździć do ściany. Torba, którą miałam zawieszoną na ramieniu upadła z hukiem na podłogę, co w ogóle go nie obchodziło.
- Jesteś hipokrytką! – syknął przez zaciśnięte zęby wciąż zaciskając dłonie na moich ramionach. Nie miałam jak się uwolnić, ponieważ był zdecydowanie silniejszy ode mnie. Zresztą nie wiedziałam sama czy chcę uciekać. Wciąż miał to swoje spojrzenie, które przeszywało mnie na wylot i hipnotyzowało za każdym razem gdy nienawidziłam go najbardziej na świecie. Kiedy chciałam wykrzyczeć mu wszystko w twarz, wystarczyło, że na mnie spojrzał. Kolana mimowolnie się pode mną uginały. Byłam zbyt słaba, by z nim walczyć.
- To Ty jesteś największym hipokrytą. Myślisz, że po tylu latach masz coś do powiedzenia w moim życiu? Mam prawo spotykać się z kim chcę i  na pewno nie Ty będziesz decydować czy randka z Twoim bratem to dobry pomysł, czy nie. – zebrałam w sobie dość siły, by go od siebie odepchnąć.
- Przecież to nie randka. – rzucił od niechcenia.
- A może jednak? – zaśmiałam się mu prosto w twarz. Miałam dość tej chorej sytuacji. Tak bardzo chciałam zemsty, że cała się w niej zatracałam. Z jednej strony chciałam aby cierpiał, z drugiej nie dopuszczałam do tego. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Wyminęłam go czym prędzej, bym nie musiała już na niego patrzeć. Brakowało ułamka sekundy, a wylądowałabym w jego ramionach.
Czułam się fatalnie. Nie miałam ochoty na wychodzenie ze swojego pokoju, ale umówiona byłam z Eric’iem, który w sms’ie przysłał mi dokładne współrzędne miejsca w którym mieliśmy się spotkać. Luka nie chciał puścić mnie samą, by włóczyć się po zupełnie obcym mi mieście. Zamówiłam jednak taksówkę i wyszłam mimo jego wyraźnego sprzeciwu.
Aparat po raz pierwszy w życiu ciążył mi na ramieniu. Gdyby nie fakt, że już zbyt daleko zabrnęłam w swoim chorym planie, to napisałabym chłopakowi, że nie mam ochoty na spotkanie. Jednak możliwość wbicia Marc’owi szpilki prosto w jego serce, była bardziej kusząca.
Eric przywitał mnie szerokim uśmiechem na twarzy. Był strasznie podobny do swojego brata, a to za sprawą tego, że był starszy od niego o jakieś pięć minut. Uśmiechał się w identyczny sposób, miał tę samą flirciarską naturę i nieziemskie oczy.
- W dalszym stopniu nie wiem jak to się stało, że zostałeś modelem! – pstryknęłam mu kilka zdjęć z zaskoczenia, co wyraźnie mu się spodobało. – Casting?
- Po skończeniu liceum pojechałem do Stanów. Chciałem zacząć tam studia, ale pewnego mroźnego, grudniowego dnia… spotkałem Thomasa Clarc’a z agencji Next. Zaproponował mi współpracę przy jednej z sesji zdjęciowych dla Elle. Stwierdziłem, że nic mi nie szkodzi, a mogę sobie w ten sposób dorobić. Zrobiłem jedną sesję, kilka dni później kolejną i tak się wkręciłem na dobre. Podpisałem umowę z agencją i latam tu i tam, mam mnóstwo roboty, bo chyba sama dobrze wiesz na czym to wszystko polega.
- Miałam okazję robić sesję dla gazety i podziękowałam równie szybko co zaczęłam. Musisz zrobić kilkanaście świetnych zdjęć, które w rezultacie i tak wylądują w koszu, bo wydawca zdecyduje się na jedno, góra dwa.
- Dlaczego zrezygnowałaś? Dorobiłabyś się na tym niezłej sumki. – usiadł na murku z rękoma skrzyżowanymi na torsie.
- Pewnie tak, ale jestem zbyt nerwowa na pracę z tyloma ludźmi, którzy skaczą mi koło głowy. Jestem indywidualistką i nie lubię, gdy ktoś wyraża opinię o moich zdjęciach. – chłopak odpowiedział mi uśmiechem. – Nie wykluczam, że kiedyś do tego wrócę, ale póki co zaczęłam pracę z klubem i muszę się nad tym skupić.
- Masz studio?
- Tak, „La Tortura”. – odpowiedział mi głośnym śmiechem. – No co? Lepiej, żeby klienci od razu wiedzieli z kim mają do czynienia i zastanowili się dwa razy nim przekroczą próg. – puściłam mu oczko.
- Nazwa chwytliwa. – zrobił na chwilę pauzę, by spojrzeć wprost w obiektyw co uchwyciłam sekundę później na zdjęciu. – Marc nie był zachwycony tym, że robisz mi zdjęcia.
- Dlaczego? – spytałam nie odwracając wzroku od wyświetlacza aparatu. Nie chciałam pokazać mu swoich ust, które delikatnie wykrzywiły się mimowolnie w uśmiech.
- Stwierdził, że odciągam się od klubu, a przecież to z nimi masz umowę, a nie ze mną. – zaśmiał się. – No, ale moim zdaniem jest zazdrosny.
- Zwariowałeś. O mnie? – prychnęłam pod nosem. – On jest zazdrosny tylko i wyłącznie o siebie. – wróciłam wzrokiem do obiektywu.
- Zawsze był o Ciebie zazdrosny. Nawet po waszym zerwaniu. – nie chciałam spędzić wieczoru na wspomnieniach o moim dawnym związku, ale chyba Eric miał inne plany. – Zawsze miałem wrażenie, że porównywał każdą kolejną dziewczynę do Ciebie.
- Możesz już przestać? – zdecydowanie zepsuł mi się humor. Chciałam wracać, ale chłopak od razu przeprosił mnie za swoje nieznośnie zachowanie. Przez resztę wieczoru skupiliśmy się na robieniu zdjęć. Byłam z nich szczególnie zadowolona, bo były bardzo naturalne. Eric wyglądał czarująco, jak to zawsze miał w zwyczaju i posyłał mi uśmiechy, które tak bardzo przypominały jego młodszego brata.
Odprowadził mnie pod hotel i pożegnał buziakiem w policzek. Przemknęłam jak duch przez hol i wyjechałam windą na piętnaste piętro. Na korytarzu na całe szczęście nie spotkałam Marc’a, który zapewne wypytywałby mnie o spotkanie. W pokoju zastałam brata wiszącego na skype. Przywitałam się z Lilli i Matilde, które pomachały do mnie przez kamerkę internetową. Wzięłam długi prysznic, który postawił mnie na nogi i wróciłam do pokoju. Brat przeglądnął zdjęcia, które zrobiłam Eric’owi i stwierdził, że faktycznie ma „modelową urodę”. Cóż, nie mogłam się z nim nie zgodzić. Nawet jego styl poruszania się był specyficzny, wyglądał jakby urwał się z wybiegu.
Jego brat był w tym przypadku zupełnie inny. W wielu sprawach nie różnili się od siebie w ogóle, ale młodszy z braci miał w sobie to coś. Nie mogłam tego określić, po prostu „to coś”. Chciałam wybić go sobie z głowy, ale nie potrafiłam. Wielokrotnie próbowałam zaprzątnąć sobie myśli kimś innym, ale na próżno.
Dla mnie nawet zemsta była zbyt trudna. Coraz częściej zastanawiałam się nad tym czy miała w ogóle jakikolwiek sens. Rozkochanie go w sobie, wykorzystanie i porzucenie? To przecież nie był mój styl. Nigdy taka nie byłam. Nie byłam mściwa. Złamane serce naprawdę potrafi namieszać. W życiu, w myślach, we wszystkim. Ale czego mogłam się spodziewać? Kilka słodkich minek, uśmiechów i miałby być mój? Zbyt mocno wierzyłam w swoje zdolności i zaczynałam po raz pierwszy mieć poważne wątpliwości. Lepiej późno niż wcale.

************************************* 

Witam wszystkich bardzo serdecznie! Troszkę nadrobiłam jeśli chodzi o mojego drugiego bloga, co zaowocowało tym, że jestem do tyłu z tym blogiem! I tak źle i tak niedobrze :-)

18.03.2014

Chapter 7


Lot zapowiadał się naprawdę interesująco. No tak przynajmniej chciałam to odbierać, bo rzeczywistość spędzenia prawie osiemnastu godzin z bandą dzikusów, którzy skakali, pili, robili sobie sweet focie swoimi smartfonami oraz krzyczeli jakby byli co najmniej pięciolatkami. Chyba faktycznie nie wyprzedzali intelektualnie przeciętnego przedszkolaka, bo ich wybryki naprawdę wołały o pomstę do nieba.
Siedziałam obok brata, który pomiędzy przeczytaniem kolejnej strony jakiejś książki, rozglądał się po pokładzie i śmiał w najlepsze z tego co widział. Ja natomiast zatonęłam w widoku, który rozciągał się za okienkiem oraz w muzyce 30 seconds to Mars. Co chwilę jednak szturchana byłam przez Sergi’ego, który siedział obok mnie i zasypywał mnie przeróżnymi pytaniami, które nie mogły czekać (według niego).
- Jakiej piosenki słuchasz? – spytał  po chwili błogiej ciszy Roberto, który znudził się graniem w jakąś głupią grę na swoim telefonie.
- „Up In the air”. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Daj posłuchać. – kucnął przy moim fotelu i przysunął się do moich słuchawek. Przez moment przyklejony był do mojego siedzenia, ale został potrącony przez przechodzącego obok Marc’a. Zmierzył nas wzrokiem i usiadł obok Alexis’a.
- A jemu co? – spytałam zdezorientowanego Sergi’ego.
- Nie mam pojęcia. – usiadł z powrotem na swoim miejscu. Założyłam z powrotem słuchawki na uszy i przymknęłam powieki. Nie miałam ochoty roztrząsać dąsów Marc’a.
Udało mi się zasnąć na kilkanaście minut. Obudził mnie przeraźliwy wrzask Thiago, który potknął się o nogę Alexis’a. Podskoczyłam na swoim miejscu i wychyliłam głowę, by zobaczyć co się stało. Natknęłam się na wzrok Marc’a, który przeszył mnie wprost na wylot. Poczułam dreszcze. W dalszym stopniu chciałam się na nim odegrać, ale nie wybrałam żadnej ku temu drogi. Zauważywszy, że popchnął Sergi’ego za to tylko, że opiera się o moje siedzenie, wysnułam wniosek, że prawdopodobnie zabolałoby go najbardziej to, że spotykam się z kimś z jego otoczenia. Nie wyobrażałam sobie jednak bym mogła umawiać się z Roberto lub z którymś z piłkarzy. Znając ich i ich podejście do świata, stwierdzałam, że nie miałabym do tego cierpliwości. Musiałam znaleźć kogoś kto byłby idealnym kandydatem do niezobowiązujących randek. Zaśmiałam się pod nosem co nie uszło uwadze mojego brata. Wytłumaczyłam się od razu, że śmieję się z potknięcia w przejściu pomiędzy fotelami Messi’ego.
Lot był naprawdę męczący. Nie mogłam zasnąć, bo piłkarze coraz głośniej dokazywali. W Pekinie byliśmy o szóstej rano. Nim dojechaliśmy do hotelu zrobiłam parę fotek chłopakom, którzy wychodzili z samolotu. Byli skacowani, a moim zadaniem było ukazanie ich uśmiechniętych buziek. Spisałam się na medal, bo dziwnym przypadkiem ominęłam zataczającego się Puyol’a i w tym czasie skupiłam się na trenerze.
Dojechaliśmy do hotelu Ritz oblepionym autobusem logo klubu. Wejście do środka udokumentował mój brat, ja natomiast przemknęłam przez tłum paparazzich i weszłam do środka tuż za Sergi’m. Dziennikarze mieli pożywkę, bo wizyta tylu wspaniałych piłkarzy w ich kraju ściągała przed TV czy gazety miliony fanów. Zakwaterowanie przebiegło sprawnie i szybko. Mieliśmy do południa czas na doprowadzenie się do porządku, a raczej piłkarze go mieli, bo niektórzy z nich wyglądali naprawdę niekorzystnie.
- Jak Ci minął lot? – usłyszałam za sobą znany mi dobrze głos. Wyszłam tylko na parę minut z pokoju, by zrobić zdjęcia w pokoju moich sąsiadów: Pique i Pedro, którzy wyrazili na to zgodę.
- Dziękuję, ale lot mógłby być zdecydowanie przyjemniejszy. – odwróciłam się na pięcie i zderzyłam z jego torsem. Nie miałam pojęcia, że znajdował się dosłownie za mną, co zirytowało mnie jeszcze bardziej. W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
- Co robisz później? – zatarasował mi drogę, kiedy próbowałam go minąć. Przez moment bujałam się, by wyminąć go i wejść do pokoju sąsiadów, ale kiedy ja robiłam krok, on robił dokładnie to samo.
- Idę na konferencję prasową z trenerem, Pique i Pedro. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Strasznie mnie irytował, że nie pozwolił mi zrobić ani jednego kroku. – Możesz mnie przepuścić?
- A co robisz jeszcze później? – spojrzał na mnie przeszywająco.
- Macie otwarty trening. Chyba dostałeś plan tourne, prawda?
- Oczywiście, że dostałem. Chciałem się tylko dowiedzieć kiedy jesteś wolna.
- To nie Twoja sprawa. – spiorunowałam go wzrokiem. – Możesz mnie przepuścić? – Marc złapał mnie za wolną rękę i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się nosami. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale był ode mnie zdecydowanie silniejszy. Bałam się, że mnie pocałuje, bo prawdopodobnie nie miałabym na tyle siły woli by go odepchnąć. Nie zrobił tego. Na szczęście.
Usłyszeliśmy chrząknięcie, które dochodziło gdzieś zza pleców Marc’a. Wyrwałam się dzięki chwilowej nieuwadze piłkarza i ujrzałam brata, który stał w progu naszego pokoju.
- Wszystko w porządku? – spytał kierując słowa w moim kierunku.
- Teraz już tak. – zapukałam w drzwi moich sąsiadów i kiedy tylko w progu pojawił się Pedro, o mało nie staranowałam go swoim ciałem. Był wyraźnie zszokowany moim wejściem, ale już po chwili przywitał mnie charakterystycznym uśmiechem.
Z chłopakami uwinęłam się w dwadzieścia minut. Zrobiłam im wiele zdjęć, które wyrażały więcej niż tysiąc słów. Byli tak zabawni, że prawie płakałam przez ich wygłupy. Zdjęcia wyszły naturalnie i to właśnie podobało mi się najbardziej. Wypiłam z nimi kawę i wróciłam do siebie, ponieważ padałam na twarz. Musiałam przespać się choć przez trzy godziny, bo na konferencji prasowej zasnęłabym na stojąco. Wzięłam prysznic i zakopałam się w swojej kołdrze.
Spałam aż do południa. Na obiad obudził mnie brat, który wpadł do pokoju z świeżymi ploteczkami kto ma kaca, kto wymiotuje, a kto podrywa pokojówki. Miałam dość jego niewyparzonego jęzora, więc zamknęłam się w łazience. Założyłam świeże dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Włosy upięłam w wysokiego kucyka, a na nogi wsunęłam Nike. Zrobiłam delikatny makijaż, który miał za zadanie zamaskować podkrążone oczy. Nie byłam mistrzynią wizażu, ale poradziłam sobie z podkładem i pudrem, który zdziałał cuda.
Zeszłam z bratem na pierwsze piętro do restauracji, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była piękna, okrągłe stoliki, na których postawiona była droga zastawa dodawały jej uroku, a piękne żyrandole dodawały klasy i bogactwa. Zajęłam miejsce obok machającego w moim kierunku Sergi’ego oraz Thiago.
- Tu są nieziemskie panienki. – podsumował swoją długą wypowiedź Jonathan, który siedział dokładnie naprzeciwko mnie.
- Moim zdaniem w Barcelonie są o wiele lepsze. – odpowiedział mi Sergi, na co reszta piłkarzy siedzących przy naszym stoliku przytaknęła. Nie wiedziałam jak się odnieść do jego słów, więc nie kontynuowałam tego jakże frapującego tematu. Jadłam w ciszy swoje Pesto, które było wprost nieziemskie. Wciąż czułam na sobie wzrok Marc’a, który siedział gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia. Chodziło mi po głowie kto mógłby być tym, który pomoże mi w zemście. Przeanalizowałam chyba każdą możliwą opcję, ale nikt konkretny nie przyszedł mi do głowy.
Wtem do restauracji wszedł Eric. Nie miałam zielonego pojęcia co w Pekinie mógł robić brat Marc’a, ale od razu przez myśl przeszła mnie intrygująca rzecz. On byłby idealny. Pasował do mojego planu jak nikt inny, a co mogłoby zaboleć Marc’a bardziej niż mój związek z jego bratem bliźniakiem?
Westchnęłam zadowolona z siebie co nie uszło uwadze moim towarzyszom. Wypytałam od razu Sergi’ego, który prawdopodobnie miał większe rozeznanie w życiu braci Bartra, co starszy z nich robi w Chinach. Dowiedziałam się, że ma sesję zdjęciową i postanowił się przywitać.
Nie widziałam go od lat. Chodził do tego samego liceum, ale innej klasy, a później wyprowadził się do Stanów Zjednoczonych. Miałam jednak cichą nadzieję, że mnie pamięta, ponieważ ja wspominałam go zaskakująco dobrze. Zawsze miałam z nim dobry kontakt, ale jedynie przyjacielski. Żeby zechciał zaprosić mnie na randkę musiałam mu się przypomnieć i wywrzeć na nim jakieś wrażenie. Nie musiałam jednak długo czekać na jakikolwiek znak z jego strony. Jego brat już po chwili wskazał na mnie palcem, przez co czułam na sobie ich wzrok. Nie powiem, podobało mi się to, bo miałam pewność, że zauważył moją obecność. Musiałam jedynie jakoś do niego zagaić i zacząć wspominać wspólnie spędzony czas na korcie tenisowym, gdzie razem trenowaliśmy. Spędziłam z nim dwa miesiące przygotowując się do zawodów szkolnych. Równie szybko co  przystąpiliśmy do kwalifikacji, odpadliśmy. Ale mieliśmy kupę zabawy. Kiedy ja zajęta byłam uganianiem za Marc’iem, on natomiast skupiony był na sporcie. Kontuzja jaką nabawił się podczas jednego z meczy, przekreśliła jego karierę zawodową.
Podniosłam się z krzesła po skończonym posiłku i niby przez całkowity przypadek przeszłam tuż obok stolika braci, którzy zajęci byli rozmową. Na mój widok starszy z nich skoczył od razu z miejsca i złapał mnie za łokieć.
- Isabell? – odwróciłam się na pięcie z udawanym zaskoczeniem, ale po chwili uśmiechnęłam się szeroko na widok chłopaka.
- Eric! O mój Boże. Nie widziałam Cię wieki! – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Objęłam go za szyję i poczułam na policzku jego usta. Poszło lepiej niż się tego spodziewałam, ponieważ Marc wyglądał na zniesmaczonego.
Pierwszy punkt z mojego planu mogłam odhaczyć. Wymieniałam się uśmiechami z Eric’iem, który wyglądał na zadowolonego z naszego całkiem przypadkowego spotkania.
- Jak długo będziesz w Pekinie? – spytałam po chwili.
- Mam dwa dni zdjęciowe, a w piątek wylatuję do Tokio. – spojrzałam na niego zaskoczona. – Jestem modelem. Mam sesję dla Vogue.
- Żartujesz! – pisnęłam na wieść o biblii mody, w której zdjęcia Erica miały wyścielać kilka ważnych stron. – Nie wiedziałam, że pracujesz jako model.
- A ja nie wiedziałem, że jesteś fotografem! Marc przed chwilą powiedział mi, że pracujesz z nimi od niedawna.
- Tak, to prawda. Mam umowę z klubem i dzięki temu się spotkaliśmy. – znów wymieniliśmy się uśmiechami.
- Wiesz moje portfolio, aż prosi się o kilka nowych zdjęć. Mogłabyś mi zrobić małą sesję zdjęciową, kiedy znajdziesz czas? – spojrzał na mnie zawadiacko. Zawsze miał w sobie pierwiastek Casanovy, co nie spodobało się chyba jego bratu, który chrząknął na jego słowa.
- Bella jest zawalona pracą. Musi być stale z nami, bo w końcu to nam ma robić zdjęcia. – wtrącił się Marc, ale jego brat od razu zbył go wzrokiem.
- Na pewno znajdę czas. Może nawet dziś wieczorem? – uśmiechnęłam się szeroko i kątem oka próbowałam dostrzec reakcję Marc’a.
- Mi mówiłaś, że dziś wieczorem jesteś zajęta. – burknął pod nosem młodszy z braci.
- Właśnie zmieniłam plany. Zakupy mogą poczekać. – brat piłkarza zaśmiał się głośno na moje słowa i ponownie mnie do siebie przytulił.
- W takim razie jesteśmy umówieni. Może dwudziesta? – spojrzałam na zegarek, który wskazywał 13:15. Miałam godzinę do konferencji prasowej, która miała potrwać kilkanaście minut.  Miałam dużo czasu, by przygotować się na randkę, więc ochoczo zgodziłam się na zaproponowaną przez niego godzinę.
Marc siedział przy stoliku z założonymi na torsie rękoma i spoglądał na nas naburmuszony. Mój plan zaczął się ziszczać i to właśnie najbardziej mi się podobało. Chciałam to pociągnąć jeszcze bardziej, by chłopak poczuł to co czułam kiedy flirtował na moich oczach z innymi panienkami. Role na szczęście się odwróciły i to ja miałam wyjść z tego z tarczą, a on na tarczy.


*******************************
Hej ;-) Lubię ten rozdział! Jestem do tyłu z pisaniem, ale przez weekend postaram się coś nadrobić. Pozdrawiam Was serdecznie ;*

12.03.2014

Chapter 6


Miałam całkowicie zmieszane uczucia. Chciałam się zemścić na Marc’u, a kiedy tylko na niego patrzyłam, moje serce szalało i nie pozwalało go skrzywdzić w żaden sposób. Musiałam jednak wziąć się w garść i uciszyć sumienie. Nie mogłam pozwolić, by znów zawracał mi w głowie i bez żadnych konsekwencji za przeszłość, myślał, że może znów mnie mieć. Co to, to nie.
Następny dzień spędziłam w towarzystwie Leo, który zagłębiał się w tajniki naszej firmy. Miał wiele pytań, na które cierpliwie odpowiadałam, ale nie sprawiało mi to jakiejś wielkiej męczarni. Polubiłam go od razu.
- I mówię Ci… spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zamordować! – z przejęciem dokończył historię o swoim najgorszym modelu podczas sesji zdjęciowej i podał mi filiżankę herbaty, którą przed momentem zaparzył.
- Miałeś ciekawe przygody. Mi raz klientka zwymiotowała podczas pleneru i uświniła cały sprzęt. – zaśmiałam się. – Do dziś mam traumę.
- Miałaś już sesje na stadionie?
- Nie, mieliśmy portretówki na ich stronę internetową, a w przyszłym tygodniu jedziemy z nimi w tournee i mamy się wykazać podczas kilku sesji zdjęciowych. – spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem. – No co?
- Tylku przystojniaków… zazdroszczę. – uśmiechnął się szeroko. – A w studio jakieś rewelacje się szykują?
- Poprzekładaliśmy kilka plenerów na nasz powrót, jedynie czym się będziesz zajmować to wywoływanie zdjęć na bieżąco i jeżeli ktoś przyjdzie zrobić fotkę do dokumentów, czy coś w tym stylu. Nic trudnego, ale naprawdę użeranie się z ludźmi potrafi być męczące.
- Będę tu sam?
- Moja szwagierka Matilde ma urlop i będzie doglądać spraw papierkowych, a Ty rób zdjęcia. – uśmiechnęłam się do niego. – Masz jeszcze jakieś pytania? Jak nie to ja spadam podpisać umowę z klubem.
- Nie, nie mam. Powodzenia. – ucałował mnie w policzek na pożegnanie i zamknął za mną drzwi do „La Tortura”. Wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie na miejsce i z szerokim uśmiechem na twarzy weszłam do gabinetu pana Alejandro. Mój brat już tam był i uzgadniał szczegóły kontraktu. Kiedy wszystko było już jasne, mogliśmy podpisać się na umowie i uścisnąć dłoń naszego nowego szefa.
Dziwnie czułam się ze świadomością, że zaczynam pracę z takimi gwiazdami. Poznałam ich osobiście, ale miałam gdzieś z tyłu głowy to, że cały świat patrzył właśnie na nich, a ja miałam być razem z nimi i towarzyszyć w ważnych chwilach ich kariery. Być niedaleko boku Marc’a… właśnie tego najbardziej się bałam.

Wieczorem Luka i Matilde zorganizowali małe przyjęcie z okazji podpisania naszej umowy z Barceloną. Zaprosili swoich przyjaciół, Leo oraz rodziców. Po raz pierwszy od dawna dobrze się bawiłam i uśmiech nie schodził z mojej twarzy. No może tylko wtedy, kiedy musiałam wytłumaczyć się bratu z wczorajszej wizyty kilku piłkarzy. Lilly była wprost zachwycona i chciała ich znów zaprosić. Niedoczekanie moje!
Rodzice byli z nas dumni. Mama odebrała to jako wielkie wyróżnienie, a tata o mało się nie popłakał ze względu tego, iż był chyba największym fanem Katalończyków. Fakt, że jego dzieci miały robić zdjęcia jego idolom wprawiał go w szybsze bicie serca. Ja natomiast najbardziej bałam się wyjazdu do Chin i zostawienia Leo z naszym studiem. Wiedziałam, że sobie poradzi i miał w razie czego do pomocy Matilde, ale mimo wszystko miałam wyrzuty sumienia. Leciałam na drugi koniec świata, by zarobić tyle, ile wyciągaliśmy w „La Tortura” przez jakieś dwa miesiące ciężkiej harówki. To był naprawdę niezły zastrzyk gotówki, a ja coraz częściej myślałam o wyprowadzce się od brata i jego rodziny. Chciałam coś wynająć, niewielkiego jak na początek, ale własnego.

Dni mijały mi w zawrotnym tempie, ale to dobrze, bo lubiłam gdy coś się dzieje. Pakowanie walizki zajęło mi prawie cały wieczór, ale nie miałam pojęcia czego spodziewać się po wyjeździe, więc musiałam być przygotowana na każdą możliwość. Rozbawiło mnie to, że brat zdołał spakować się do walizki autentycznie mniejszej od mojej o połowę! Wytknął mi przy tym, że jestem typową babą, ale co tam. Nie miałam pewności czy w hotelu będzie suszarka. Albo czy nie będę potrzebować stroju kąpielowego. Zabezpieczyłam się na dosłownie wszystko.
Matilde odwiozła nas na lotnisko, gdzie zbierała się powoli cała ekipa, włączając w to cały sztab, zespół medyczny, trenerski itp. Odmachałam Sergi’emu, który jak na znak przybiegł do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak samopoczucie? – spytał nie zważając na pytający wzrok mojego brata.
-  Trochę się boję lotu, ale ogólnie nie narzekam. – odpowiedziałam mu uśmiechem i rozejrzałam się w sama nie wiem jakim celu. Wypatrywałam szarych oczu, które zamigotały mi gdzieś po drugiej stronie wielkiego holu, ale udałam, że ich nie dostrzegłam. Nie chciałam za nic w świecie, żeby do nas podszedł. Jednak chyba sama siebie okłamywałam, bo ciągle zerkałam ukradkowo na jego wymachiwanie rękoma przy tłumaczeniu koledze jakiejś wielce zabawnej historyjki. Plecak na jego ramionach podskakiwał, za każdym razem, gdy robił nieoczekiwany unik podczas wymiany zdań z Alexisem. Nie, nie chcieli się bić. Dokuczali sobie nawzajem i szturchali na żarty.
Wyjęłam aparat z futerału i zaczęłam robić zdjęcia, by uwiecznić moment wchodzenia chłopców na pokład Emirates Airlines. Miałam zrobić mini kronikę, a w między czasie brat brał odpowiedzialność za nasz sprzęt, który kosztował fortunę. Musiał dopilnować, by wszystko dotarło w całości na drugi kraniec świata. Ja cykałam fotki każdemu po kolei i stojąc pod schodami, które prowadziły na pokład, odprowadzałam ich wzrokiem. Nie wiedziałam o co chodziło w podnoszeniu za każdym razem kciuka do góry, kiedy tylko zobaczyli obiektyw. Z czasem po prostu się do tego przyzwyczaiłam. Kiedy jako ostatni wybiegł trener, mogłam za nim ruszyć do środka. Zajęłam miejsce obok brata, który siedział już wygodnie w swoim fotelu i zapięłam pas, przygotowując się do startu. Stewardessa zaczęła swój pokaz, co towarzyszyło głośnym śmiechom i żartom wśród piłkarzy. Współczułam jej, bo ona tylko wykonywała swoją pracę, a musiała wysłuchiwać ich docinków i uśmieszek. Kiedy skończyła pojawił się komunikat o zapięciu pasów, ale ja już miałam to za sobą. Bałam się lotu i kurczowo trzymałam się siedzenia. Gdy byliśmy już w powietrzu, trochę się uspokoiłam. Ale czekał nas wielogodzinny lot z dzikusami na pokładzie. Nic tylko pozazdrościć.

****************************

Bardzo, bardzo krótki. Wiem :( Ale studia pochłonęły mnie całkowicie, a chciałam jakoś kontynuować historię. Dodatkowo w weekend wyjeżdżam za granicę i nie mam możliwości dodania czegoś nowego. Postaram się nadrobić zaległości u Was jak najszybciej się da! Obiecuję, że kolejny rozdział będzie o wiele dłuższy od tego. Pozdrawiam serdecznie ;*

2.03.2014

Chapter 5


Przez resztę dnia byliśmy całkowicie roztargnieni. Praca w klubie była dla nas wielką okazją do zaistnienia na szerszym rynku, ale wiązała się też z dużą odpowiedzialnością. Przejmowaliśmy pałeczkę po wieloletnim fotografie zespołu, Jorge, który zyskał szacunek i uznanie wśród całej ekipy. Na coś takiego pracuje się latami.
Luka postanowił zrobić casting na współpracownika w naszym studio. Rozgłosił to na kilku stronach internetowych, ponieważ to była najszybsza droga do potencjalnych pracowników. Musieliśmy kogoś znaleźć i to na gwałt. Mieliśmy tydzień na uporządkowanie wszystkich spraw w kraju przed wyjazdem do Chin. Przenieśliśmy plenery na najbliższy możliwy termin i nadgoniliśmy pracę, którą chcieliśmy dokończyć przed wylotem. Byłam coraz bardziej przekonana do tego, że przydałaby się osoba, której moglibyśmy zaufać w poprowadzeniu „La Tortura”. To było nasze dziecko, które stworzyliśmy od podstaw i musiało w dalszym stopniu się rozwijać, nie zważając na to, że zaczynamy pracę na Camp Nou, czy nie.
- Hej, słonko. – usłyszałam głos nieznajomego mi chłopaka, który od kilku minut przeglądał nasze zdjęcia zawieszone na głównej ścianie studio. Wypełniały one praktycznie każdy najmniejszy jej skrawek, przez to można było dostać czasami zawrotu głowy. – Wiesz, że ta sukienka optycznie powiększa Twoją pupę?
- Mam to uznać za komplement? – podniosłam wzrok znad sterty papierów, które miałam przejrzeć i podpisać. Zaintrygował mnie jego ton głosu oraz to, że patrzył prosto w moje oczy. Nie zawstydził się ani na moment, a ja nie pozostałam mu dłużna.
- Przy Twojej drobnej budowie ciała, to raczej nie komplement. – przeciągnął kilka głosek, co od razu wychwyciłam. Jego granatowy garnitur, czarna muszka i koszula w paski dodawała mu nonszalanckiego uroku, ale chyba celował w zainteresowanie płci mi przeciwnej. – Tak w ogóle to przyszedłem do Twojego szefa. Jestem Leo, mam spotkanie w sprawie pracy. – rozłożył swoje portfolio na ladzie i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Że co proszę? – zamknęłam teczkę, w której segregowałam dokumenty i zaśmiałam się głośno. – Do kogo przyszedłeś? – spytałam ponownie. Byłam rozbawiona, ale nie chciałam przerywać mu monologu.
- Szefa? Luka Alonso Miramontes? Zawołasz? – spojrzał na mnie wyczekująco i przewrócił teatralnie oczyma. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Chłopak rozbawił mnie prawie do łez. Na szczęście z opresji wyrwał mnie brat, który wszedł do studia z wielkim pudełkiem w dłoniach, które odstawił na bok i podszedł natychmiastowo do nas.
- Ty jesteś Leo, tak? – chłopak kiwnął głową. – Luka Alonso. Poznałeś już moją siostrę i wspólniczkę?
Twarz Leo diametralnie zmieniła swój wygląd. Z rozbawionej w przerażoną. Ja natomiast bawiłam się znakomicie i obserwowałam jego reakcję z drugiej strony lady. Położyłam teczkę na regale, który wypełniony był innymi segregatorami i powróciłam wzrokiem na mojego rozmówcę.
- Chyba nie zrobiłem na Tobie najlepszego wrażenia, co? – spytał po chwili.
- Nikt mnie tak dawno nie rozbawił. – przyznałam mu. - Jestem Isabell. – podałam mu rękę, którą uścisnął. – Pokaż swoje portfolio. – złapałam obszerną książkę i razem z bratem zaczęłam ją przeglądać.
- Powiedz coś o sobie. Od kiedy zajmujesz się fotografią? – spytał Luka, który nie krył zachwycenia podczas oglądania dzieł naszego rozmówcy. Były zdecydowanie inne niż zazwyczaj oglądałam, miały w sobie coś niesamowitego. Przepełnione kolorami, radością, a z drugiej strony intrygujące i buntownicze.
- Niedawno wróciłem z Australii. Skończyłem akademię sztuk pięknych i wiele kursów fotograficznych. Pracowałem podczas sesji zdjęciowych dla magazynów modowych. Mam też na koncie kilka prestiżowych nagród, ale… - zawiesił na chwilę głos. – Bardzo mi przykro, że wziąłem Cię za sekretarkę. – spojrzał na mnie przepraszająco.
- My nawet nie mamy takowej, a przydałaby się. – powiedziałam i machnęłam ręką, aby dał już sobie spokój z dalszym przepraszaniem. – Mieszkasz na stałe w Barcelonie?
- Tak, wynajmuję mieszkanie w centrum.
- Mając takie doświadczenie i talent, dlaczego chciałbyś pracować na etat w studiu fotograficznym? Nie wolałbyś być wolnym strzelcem jak większość artystów? – spytał brat.
- Znudziło mi się mieszkanie na walizkach. Chciałbym wreszcie osiąść w jednym miejscu. Dostałem kilka propozycji z Madrytu, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się w Barcelonie.
- W to nie wątpię! – przytaknęłam mu od razu. Chłopak wydawał się być miły i pasował do naszego teamu, ale nie chcieliśmy brać go w ciemno.
Po kilkunastu ciekawych rozmowach z innymi kandydatami, postanowiliśmy, że damy szansę Leo. Oczywiście nie na stałe, ale na okres próbny. Przez tydzień pracowałby z moim bratem, który wtajemniczyłby go w tajniki naszej firmy i jeżeliby sprostał zadaniu to nie widziałam przeciwności, by nie został u nas na stałe. Podobała mi się jego szczerość i charyzma. I ten garnitur od Kleina!
Leonardo nie zrobił na mnie najlepszego pierwszego wrażenia, ale już po paru godzinach spędzonych razem, wprost go uwielbiałam. Byliśmy do siebie strasznie podobni, oglądaliśmy te same seriale, jadaliśmy te same śmieciowe żarcie i robiliśmy podobne zdjęcia. Rozmawiało mi się z nim na tyle swobodnie, że zapomniałam o szybko płynącym czasie, a nie miałam go ostatnio zbyt wiele do zmarnowania.

Po pracy zajmowałam się Lilly, która rozrabiała za pięcioro innych dzieci. Matilde i Luka wybrali się do kina na romantyczną randkę, którą planowali od dawna, ponieważ wypadła im jakaś rocznica. Zamówiłam pizzę dla naszej dwójki i zakopałam się pod grubym kocem przed telewizorem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Początkowo pomyślałam o dostawcy pizzy, ale osobę którą zobaczyłam w drzwiach, zdecydowanie nie chciałam zobaczyć.
- Co Ty tu robisz? – syknęłam na widok szeroko uśmiechniętego Marc’a w towarzystwie kilku kolegów z drużyny.
- Byliśmy w okolicy i postanowiliśmy wpaść. – odpowiedział machając przy okazji czteropakiem piwa.
- Czy ja się przesłyszałam? – próbowałam zamknąć z powrotem drzwi, ale chłopcy byli szybsi. Zajęli miejsca na kanapie i od razu złapali świetny kontakt z Lilly, która zaczęła im przedstawiać swoje lalki. – Nie pozwoliłam Wam wejść do środka! – podniosłam swój głos, ale Marc w odpowiedzi posłał mi jedynie szeroki uśmiech. Od razu znaleźli play-station mojego brata, które leżało gdzieś obok telewizora i zaczęli grać w mecz. Myślałam, że oszaleję.
- Tak w ogóle to jestem Thiago. – podał mi rękę jeden z chłopaków. Uścisnęłam ją, choć niechętnie. – Tamten to Marc Muniesa, później Alexis… - chłopak pomachał mi i uśmiechnął się szeroko. – I Sergi Roberto.
- Kojarzę Was z ostatniej sesji. – powiedziałam już spokojniej. Oparłam się o zagłówek fotela, na którym siedziała Lilly i spojrzałam zrezygnowana na chłopaków.
- My Ciebie też. Ogólnie super nam się z Tobą współpracowało i dziękujemy za zaproszenie… byliśmy z początku trochę zdziwieni, ale stwierdziliśmy, że chcemy Cię lepiej poznać. – wtrącił się Sergi.
- Zaproszenie? – spytałam zaskoczona. Przeniosłam wzrok na Marc’a, który uśmiechał się szeroko i wzruszył jedynie ramionami.
- Musiałem Cię źle zrozumieć. – zasłonił usta dłonią i zrobił niewinną minę. Myślałam, że go zamorduję.
- Wtedy gdy mówiłam, że nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia? – syknęłam w jego stronę.
- Pomiędzy „nie pójdę z Tobą na kawę”, a „nie chcę z Tobą współpracować”. – puścił mi oczko.
Dosłownie wszystko się we mnie gotowało. Nie chciałam robić mu sceny przy Lilly, która bardzo polubiła Marc’a. Siedziała mu na kolanach, a on jakby na złość cały czas nią zagadywał. Chyba cieszył się z tego, że jestem zdenerwowana, a nie wiedziałam jaki ma w tym cel.

Dochodziła dwudziesta druga, mojego brata wciąż nie było i nie wiedziałam kto może wyrwać mnie z opresji. Nie miałam jak ich wygonić, bo było ich pięciu, a ja sama. W dodatku z usypiającą mi w ramionach Lilly.
- Daj, zaniosę ją do pokoju. – poczułam dłoń Marc’a na ramieniu i serce podskoczyło mi aż do gardła. Stwierdziłam, że to nawet miłe z jego strony, ale w dalszym stopniu nienawidziłam go z całego serca. Brunet złapał małą na ręce i bez żadnego wysiłku podążył za mną po schodach do jej pokoju. Położył ją na jej łóżeczku, ja natomiast przykryłam ją kołdrą i zgasiłam światło. Już dawno powinna być w łóżku, ale sytuacja zmusiła mnie do pozostania w pogotowiu, by czasami towarzystwo nie chciało spalić domu mojego brata. Nie wiedziałam co może im wpaść do durnych łepetyn, a znając Marc’a od bardzo dawna, wiedziałam, że można się po nim spodziewać najróżniejszych rzeczy.
Marc próbował zatrzymać mnie w korytarzu, który prowadził do klatki schodowej, ale zwinnie mu się wyrwałam. Nie chciałam z nim jakiejkolwiek konfrontacji. Nie na osobności. Nie patrząc w jego wspaniałe oczy. Zero litości.
- Hej… poczekaj… - złapał mnie za dłoń, ale ponownie go od siebie odepchnęłam. – Co jest?
- A co ma być? Daj mi spokój. – syknęłam i próbowałam go wyminąć, ale zasłonił mi przejście swoim własnym ciałem.
- Zmieniłaś się. – zauważył do razu. – W sumie jeszcze bardziej na mnie działasz. Ten Twój charakterek jest niezastąpiony w łóżku. – zaśmiał się mi prosto w twarz. – popchnęłam go mocno i wyminęłam. Ponownie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Kiedyś zamknęłabyś się ze mną w pokoju i nie zważała na to, czy moi kumple są na dole czy nie. - nie zamierzałam kontynuować tej wymiany niedorzecznych zdań. On próbował mi czymś dociąć, ja próbowałam mu odgryźć. Do czego to miało prowadzić? Do bójki? Chyba jedynie.
Odepchnęłam go z całej siły, kiedy próbował złożyć na moim policzku całusa i zbiegłam po schodach do salonu. Znalazłam pilota, który leżał gdzieś na podłodze i spojrzałam wyczekująco na chłopaków, którzy pochłonięci byli grą.
- Czas na Was. – rzekłam spokojnie wyłączając telewizor. Usłyszałam w odpowiedzi jęk zawodu, ale po chwili wszyscy byli gotowi do wyjścia. Marc posłał mi całusa na do widzenia, na co odpowiedziałam udawanym odruchem wymiotnym i zamknęłam za nimi drzwi.
Nie wiedziałam skąd mógł znać nasz adres. Wprowadziłam się do brata zaraz po zakończeniu liceum. Nie chciałam jednak rozmyślać o piłkarzu i o naszej skomplikowanej przeszłości. Nie było dla nas żadnej przyszłości i tego zamierzałam się trzymać. Miał zapłacić za moje łzy, które prawdopodobnie wypełniłyby dwa baseny olimpijskie oraz za to, że miał mnie totalnie gdzieś. Ja zaangażowałam się całą sobą, a on? Król liceum i boiska sportowego, wolał mieć inne. W porządku. Też mogłam być taka jak on. Mogłam być jeszcze gorsza. Najlepsze w tym wszystkim było to, że miał poznać moje ciemniejsze oblicze i to dokładnie w najbliższej przyszłości.


*********************************
Witajcie! Trochę nadgoniłam z rozdziałami i kolejny może pojawić się już w przyszły weekend. Próbuję jeszcze bardziej zagmatwać historię Marc’a i Isabell, co z tego wyjdzie? Przeczytacie niedługo ;*

***********************************************************

***********************************************************