12.03.2014

Chapter 6


Miałam całkowicie zmieszane uczucia. Chciałam się zemścić na Marc’u, a kiedy tylko na niego patrzyłam, moje serce szalało i nie pozwalało go skrzywdzić w żaden sposób. Musiałam jednak wziąć się w garść i uciszyć sumienie. Nie mogłam pozwolić, by znów zawracał mi w głowie i bez żadnych konsekwencji za przeszłość, myślał, że może znów mnie mieć. Co to, to nie.
Następny dzień spędziłam w towarzystwie Leo, który zagłębiał się w tajniki naszej firmy. Miał wiele pytań, na które cierpliwie odpowiadałam, ale nie sprawiało mi to jakiejś wielkiej męczarni. Polubiłam go od razu.
- I mówię Ci… spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zamordować! – z przejęciem dokończył historię o swoim najgorszym modelu podczas sesji zdjęciowej i podał mi filiżankę herbaty, którą przed momentem zaparzył.
- Miałeś ciekawe przygody. Mi raz klientka zwymiotowała podczas pleneru i uświniła cały sprzęt. – zaśmiałam się. – Do dziś mam traumę.
- Miałaś już sesje na stadionie?
- Nie, mieliśmy portretówki na ich stronę internetową, a w przyszłym tygodniu jedziemy z nimi w tournee i mamy się wykazać podczas kilku sesji zdjęciowych. – spojrzał na mnie rozmarzonym wzrokiem. – No co?
- Tylku przystojniaków… zazdroszczę. – uśmiechnął się szeroko. – A w studio jakieś rewelacje się szykują?
- Poprzekładaliśmy kilka plenerów na nasz powrót, jedynie czym się będziesz zajmować to wywoływanie zdjęć na bieżąco i jeżeli ktoś przyjdzie zrobić fotkę do dokumentów, czy coś w tym stylu. Nic trudnego, ale naprawdę użeranie się z ludźmi potrafi być męczące.
- Będę tu sam?
- Moja szwagierka Matilde ma urlop i będzie doglądać spraw papierkowych, a Ty rób zdjęcia. – uśmiechnęłam się do niego. – Masz jeszcze jakieś pytania? Jak nie to ja spadam podpisać umowę z klubem.
- Nie, nie mam. Powodzenia. – ucałował mnie w policzek na pożegnanie i zamknął za mną drzwi do „La Tortura”. Wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie na miejsce i z szerokim uśmiechem na twarzy weszłam do gabinetu pana Alejandro. Mój brat już tam był i uzgadniał szczegóły kontraktu. Kiedy wszystko było już jasne, mogliśmy podpisać się na umowie i uścisnąć dłoń naszego nowego szefa.
Dziwnie czułam się ze świadomością, że zaczynam pracę z takimi gwiazdami. Poznałam ich osobiście, ale miałam gdzieś z tyłu głowy to, że cały świat patrzył właśnie na nich, a ja miałam być razem z nimi i towarzyszyć w ważnych chwilach ich kariery. Być niedaleko boku Marc’a… właśnie tego najbardziej się bałam.

Wieczorem Luka i Matilde zorganizowali małe przyjęcie z okazji podpisania naszej umowy z Barceloną. Zaprosili swoich przyjaciół, Leo oraz rodziców. Po raz pierwszy od dawna dobrze się bawiłam i uśmiech nie schodził z mojej twarzy. No może tylko wtedy, kiedy musiałam wytłumaczyć się bratu z wczorajszej wizyty kilku piłkarzy. Lilly była wprost zachwycona i chciała ich znów zaprosić. Niedoczekanie moje!
Rodzice byli z nas dumni. Mama odebrała to jako wielkie wyróżnienie, a tata o mało się nie popłakał ze względu tego, iż był chyba największym fanem Katalończyków. Fakt, że jego dzieci miały robić zdjęcia jego idolom wprawiał go w szybsze bicie serca. Ja natomiast najbardziej bałam się wyjazdu do Chin i zostawienia Leo z naszym studiem. Wiedziałam, że sobie poradzi i miał w razie czego do pomocy Matilde, ale mimo wszystko miałam wyrzuty sumienia. Leciałam na drugi koniec świata, by zarobić tyle, ile wyciągaliśmy w „La Tortura” przez jakieś dwa miesiące ciężkiej harówki. To był naprawdę niezły zastrzyk gotówki, a ja coraz częściej myślałam o wyprowadzce się od brata i jego rodziny. Chciałam coś wynająć, niewielkiego jak na początek, ale własnego.

Dni mijały mi w zawrotnym tempie, ale to dobrze, bo lubiłam gdy coś się dzieje. Pakowanie walizki zajęło mi prawie cały wieczór, ale nie miałam pojęcia czego spodziewać się po wyjeździe, więc musiałam być przygotowana na każdą możliwość. Rozbawiło mnie to, że brat zdołał spakować się do walizki autentycznie mniejszej od mojej o połowę! Wytknął mi przy tym, że jestem typową babą, ale co tam. Nie miałam pewności czy w hotelu będzie suszarka. Albo czy nie będę potrzebować stroju kąpielowego. Zabezpieczyłam się na dosłownie wszystko.
Matilde odwiozła nas na lotnisko, gdzie zbierała się powoli cała ekipa, włączając w to cały sztab, zespół medyczny, trenerski itp. Odmachałam Sergi’emu, który jak na znak przybiegł do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak samopoczucie? – spytał nie zważając na pytający wzrok mojego brata.
-  Trochę się boję lotu, ale ogólnie nie narzekam. – odpowiedziałam mu uśmiechem i rozejrzałam się w sama nie wiem jakim celu. Wypatrywałam szarych oczu, które zamigotały mi gdzieś po drugiej stronie wielkiego holu, ale udałam, że ich nie dostrzegłam. Nie chciałam za nic w świecie, żeby do nas podszedł. Jednak chyba sama siebie okłamywałam, bo ciągle zerkałam ukradkowo na jego wymachiwanie rękoma przy tłumaczeniu koledze jakiejś wielce zabawnej historyjki. Plecak na jego ramionach podskakiwał, za każdym razem, gdy robił nieoczekiwany unik podczas wymiany zdań z Alexisem. Nie, nie chcieli się bić. Dokuczali sobie nawzajem i szturchali na żarty.
Wyjęłam aparat z futerału i zaczęłam robić zdjęcia, by uwiecznić moment wchodzenia chłopców na pokład Emirates Airlines. Miałam zrobić mini kronikę, a w między czasie brat brał odpowiedzialność za nasz sprzęt, który kosztował fortunę. Musiał dopilnować, by wszystko dotarło w całości na drugi kraniec świata. Ja cykałam fotki każdemu po kolei i stojąc pod schodami, które prowadziły na pokład, odprowadzałam ich wzrokiem. Nie wiedziałam o co chodziło w podnoszeniu za każdym razem kciuka do góry, kiedy tylko zobaczyli obiektyw. Z czasem po prostu się do tego przyzwyczaiłam. Kiedy jako ostatni wybiegł trener, mogłam za nim ruszyć do środka. Zajęłam miejsce obok brata, który siedział już wygodnie w swoim fotelu i zapięłam pas, przygotowując się do startu. Stewardessa zaczęła swój pokaz, co towarzyszyło głośnym śmiechom i żartom wśród piłkarzy. Współczułam jej, bo ona tylko wykonywała swoją pracę, a musiała wysłuchiwać ich docinków i uśmieszek. Kiedy skończyła pojawił się komunikat o zapięciu pasów, ale ja już miałam to za sobą. Bałam się lotu i kurczowo trzymałam się siedzenia. Gdy byliśmy już w powietrzu, trochę się uspokoiłam. Ale czekał nas wielogodzinny lot z dzikusami na pokładzie. Nic tylko pozazdrościć.

****************************

Bardzo, bardzo krótki. Wiem :( Ale studia pochłonęły mnie całkowicie, a chciałam jakoś kontynuować historię. Dodatkowo w weekend wyjeżdżam za granicę i nie mam możliwości dodania czegoś nowego. Postaram się nadrobić zaległości u Was jak najszybciej się da! Obiecuję, że kolejny rozdział będzie o wiele dłuższy od tego. Pozdrawiam serdecznie ;*

3 komentarze:

  1. No niby krótki, ale za to jakiej jakości! Nie działo się zbyt dużo, ale bardzo mi się podobał. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę doczekać się tego tournee, na pewno będzie zabawnie :D
    Jak ja doskonale rozumiem brak czasu na wszystko. U mnie niestety jest tak, że chemia jest teraz moją zmorą i w trzy miesiące musimy przerobić cały semestr.
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie:
    http://deniaal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. haha, lot z dzikusami, lubię to :D
    rozdział króciutki, ale fajny :D wycieczka do Chin, hihi
    +zapraszam na pierwszy rozdział o Casillasie pt. High hopes na www.like--never--before.blogspot.com :*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************