Miałam
całkowicie zmieszane uczucia. Chciałam się zemścić na Marc’u, a kiedy tylko na
niego patrzyłam, moje serce szalało i nie pozwalało go skrzywdzić w żaden
sposób. Musiałam jednak wziąć się w garść i uciszyć sumienie. Nie mogłam
pozwolić, by znów zawracał mi w głowie i bez żadnych konsekwencji za
przeszłość, myślał, że może znów mnie mieć. Co to, to nie.
Następny dzień
spędziłam w towarzystwie Leo, który zagłębiał się w tajniki naszej firmy. Miał
wiele pytań, na które cierpliwie odpowiadałam, ale nie sprawiało mi to jakiejś
wielkiej męczarni. Polubiłam go od razu.
- I mówię Ci…
spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby chciał mnie zamordować! – z przejęciem
dokończył historię o swoim najgorszym modelu podczas sesji zdjęciowej i podał
mi filiżankę herbaty, którą przed momentem zaparzył.
- Miałeś
ciekawe przygody. Mi raz klientka zwymiotowała podczas pleneru i uświniła cały
sprzęt. – zaśmiałam się. – Do dziś mam traumę.
- Miałaś już
sesje na stadionie?
- Nie,
mieliśmy portretówki na ich stronę internetową, a w przyszłym tygodniu jedziemy
z nimi w tournee i mamy się wykazać podczas kilku sesji zdjęciowych. – spojrzał
na mnie rozmarzonym wzrokiem. – No co?
- Tylku
przystojniaków… zazdroszczę. – uśmiechnął się szeroko. – A w studio jakieś
rewelacje się szykują?
- Poprzekładaliśmy
kilka plenerów na nasz powrót, jedynie czym się będziesz zajmować to
wywoływanie zdjęć na bieżąco i jeżeli ktoś przyjdzie zrobić fotkę do
dokumentów, czy coś w tym stylu. Nic trudnego, ale naprawdę użeranie się z
ludźmi potrafi być męczące.
- Będę tu sam?
- Moja
szwagierka Matilde ma urlop i będzie doglądać spraw papierkowych, a Ty rób
zdjęcia. – uśmiechnęłam się do niego. – Masz jeszcze jakieś pytania? Jak nie to
ja spadam podpisać umowę z klubem.
- Nie, nie
mam. Powodzenia. – ucałował mnie w policzek na pożegnanie i zamknął za mną
drzwi do „La Tortura”. Wsiadłam do taksówki, która zawiozła mnie na miejsce i z
szerokim uśmiechem na twarzy weszłam do gabinetu pana Alejandro. Mój brat już
tam był i uzgadniał szczegóły kontraktu. Kiedy wszystko było już jasne,
mogliśmy podpisać się na umowie i uścisnąć dłoń naszego nowego szefa.
Dziwnie czułam
się ze świadomością, że zaczynam pracę z takimi gwiazdami. Poznałam ich
osobiście, ale miałam gdzieś z tyłu głowy to, że cały świat patrzył właśnie na
nich, a ja miałam być razem z nimi i towarzyszyć w ważnych chwilach ich
kariery. Być niedaleko boku Marc’a… właśnie tego najbardziej się bałam.
Wieczorem Luka
i Matilde zorganizowali małe przyjęcie z okazji podpisania naszej umowy z
Barceloną. Zaprosili swoich przyjaciół, Leo oraz rodziców. Po raz pierwszy od
dawna dobrze się bawiłam i uśmiech nie schodził z mojej twarzy. No może tylko
wtedy, kiedy musiałam wytłumaczyć się bratu z wczorajszej wizyty kilku
piłkarzy. Lilly była wprost zachwycona i chciała ich znów zaprosić.
Niedoczekanie moje!
Rodzice byli z
nas dumni. Mama odebrała to jako wielkie wyróżnienie, a tata o mało się nie
popłakał ze względu tego, iż był chyba największym fanem Katalończyków. Fakt,
że jego dzieci miały robić zdjęcia jego idolom wprawiał go w szybsze bicie
serca. Ja natomiast najbardziej bałam się wyjazdu do Chin i zostawienia Leo z
naszym studiem. Wiedziałam, że sobie poradzi i miał w razie czego do pomocy
Matilde, ale mimo wszystko miałam wyrzuty sumienia. Leciałam na drugi koniec
świata, by zarobić tyle, ile wyciągaliśmy w „La Tortura” przez jakieś dwa
miesiące ciężkiej harówki. To był naprawdę niezły zastrzyk gotówki, a ja coraz
częściej myślałam o wyprowadzce się od brata i jego rodziny. Chciałam coś
wynająć, niewielkiego jak na początek, ale własnego.
Dni mijały mi
w zawrotnym tempie, ale to dobrze, bo lubiłam gdy coś się dzieje. Pakowanie
walizki zajęło mi prawie cały wieczór, ale nie miałam pojęcia czego spodziewać
się po wyjeździe, więc musiałam być przygotowana na każdą możliwość. Rozbawiło
mnie to, że brat zdołał spakować się do walizki autentycznie mniejszej od mojej
o połowę! Wytknął mi przy tym, że jestem typową babą, ale co tam. Nie miałam
pewności czy w hotelu będzie suszarka. Albo czy nie będę potrzebować stroju
kąpielowego. Zabezpieczyłam się na dosłownie wszystko.
Matilde
odwiozła nas na lotnisko, gdzie zbierała się powoli cała ekipa, włączając w to
cały sztab, zespół medyczny, trenerski itp. Odmachałam Sergi’emu, który jak na
znak przybiegł do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jak
samopoczucie? – spytał nie zważając na pytający wzrok mojego brata.
- Trochę się boję lotu, ale ogólnie nie
narzekam. – odpowiedziałam mu uśmiechem i rozejrzałam się w sama nie wiem jakim
celu. Wypatrywałam szarych oczu, które zamigotały mi gdzieś po drugiej stronie
wielkiego holu, ale udałam, że ich nie dostrzegłam. Nie chciałam za nic w
świecie, żeby do nas podszedł. Jednak chyba sama siebie okłamywałam, bo ciągle
zerkałam ukradkowo na jego wymachiwanie rękoma przy tłumaczeniu koledze jakiejś
wielce zabawnej historyjki. Plecak na jego ramionach podskakiwał, za każdym
razem, gdy robił nieoczekiwany unik podczas wymiany zdań z Alexisem. Nie, nie
chcieli się bić. Dokuczali sobie nawzajem i szturchali na żarty.
Wyjęłam aparat
z futerału i zaczęłam robić zdjęcia, by uwiecznić moment wchodzenia chłopców na
pokład Emirates Airlines. Miałam zrobić mini kronikę, a w między czasie brat brał
odpowiedzialność za nasz sprzęt, który kosztował fortunę. Musiał dopilnować, by
wszystko dotarło w całości na drugi kraniec świata. Ja cykałam fotki każdemu po
kolei i stojąc pod schodami, które prowadziły na pokład, odprowadzałam ich
wzrokiem. Nie wiedziałam o co chodziło w podnoszeniu za każdym razem kciuka do
góry, kiedy tylko zobaczyli obiektyw. Z czasem po prostu się do tego
przyzwyczaiłam. Kiedy jako ostatni wybiegł trener, mogłam za nim ruszyć do
środka. Zajęłam miejsce obok brata, który siedział już wygodnie w swoim fotelu
i zapięłam pas, przygotowując się do startu. Stewardessa zaczęła swój pokaz, co
towarzyszyło głośnym śmiechom i żartom wśród piłkarzy. Współczułam jej, bo ona
tylko wykonywała swoją pracę, a musiała wysłuchiwać ich docinków i uśmieszek.
Kiedy skończyła pojawił się komunikat o zapięciu pasów, ale ja już miałam to za
sobą. Bałam się lotu i kurczowo trzymałam się siedzenia. Gdy byliśmy już w
powietrzu, trochę się uspokoiłam. Ale czekał nas wielogodzinny lot z dzikusami
na pokładzie. Nic tylko pozazdrościć.
****************************
Bardzo, bardzo
krótki. Wiem :( Ale studia pochłonęły mnie całkowicie, a chciałam jakoś kontynuować historię. Dodatkowo w weekend
wyjeżdżam za granicę i nie mam możliwości dodania czegoś nowego. Postaram się
nadrobić zaległości u Was jak najszybciej się da! Obiecuję, że kolejny rozdział
będzie o wiele dłuższy od tego. Pozdrawiam serdecznie ;*
No niby krótki, ale za to jakiej jakości! Nie działo się zbyt dużo, ale bardzo mi się podobał. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się tego tournee, na pewno będzie zabawnie :D
OdpowiedzUsuńJak ja doskonale rozumiem brak czasu na wszystko. U mnie niestety jest tak, że chemia jest teraz moją zmorą i w trzy miesiące musimy przerobić cały semestr.
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie:
http://deniaal.blogspot.com
haha, lot z dzikusami, lubię to :D
OdpowiedzUsuńrozdział króciutki, ale fajny :D wycieczka do Chin, hihi
+zapraszam na pierwszy rozdział o Casillasie pt. High hopes na www.like--never--before.blogspot.com :*