Lot zapowiadał
się naprawdę interesująco. No tak przynajmniej chciałam to odbierać, bo
rzeczywistość spędzenia prawie osiemnastu godzin z bandą dzikusów, którzy
skakali, pili, robili sobie sweet focie swoimi smartfonami oraz krzyczeli jakby
byli co najmniej pięciolatkami. Chyba faktycznie nie wyprzedzali intelektualnie
przeciętnego przedszkolaka, bo ich wybryki naprawdę wołały o pomstę do nieba.
Siedziałam
obok brata, który pomiędzy przeczytaniem kolejnej strony jakiejś książki,
rozglądał się po pokładzie i śmiał w najlepsze z tego co widział. Ja natomiast
zatonęłam w widoku, który rozciągał się za okienkiem oraz w muzyce 30 seconds
to Mars. Co chwilę jednak szturchana byłam przez Sergi’ego, który siedział obok
mnie i zasypywał mnie przeróżnymi pytaniami, które nie mogły czekać (według
niego).
- Jakiej
piosenki słuchasz? – spytał po chwili
błogiej ciszy Roberto, który znudził się graniem w jakąś głupią grę na swoim
telefonie.
- „Up In the
air”. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Daj
posłuchać. – kucnął przy moim fotelu i przysunął się do moich słuchawek. Przez
moment przyklejony był do mojego siedzenia, ale został potrącony przez
przechodzącego obok Marc’a. Zmierzył nas wzrokiem i usiadł obok Alexis’a.
- A jemu co? –
spytałam zdezorientowanego Sergi’ego.
- Nie mam
pojęcia. – usiadł z powrotem na swoim miejscu. Założyłam z powrotem słuchawki
na uszy i przymknęłam powieki. Nie miałam ochoty roztrząsać dąsów Marc’a.
Udało mi się
zasnąć na kilkanaście minut. Obudził mnie przeraźliwy wrzask Thiago, który
potknął się o nogę Alexis’a. Podskoczyłam na swoim miejscu i wychyliłam głowę,
by zobaczyć co się stało. Natknęłam się na wzrok Marc’a, który przeszył mnie
wprost na wylot. Poczułam dreszcze. W dalszym stopniu chciałam się na nim
odegrać, ale nie wybrałam żadnej ku temu drogi. Zauważywszy, że popchnął
Sergi’ego za to tylko, że opiera się o moje siedzenie, wysnułam wniosek, że
prawdopodobnie zabolałoby go najbardziej to, że spotykam się z kimś z jego
otoczenia. Nie wyobrażałam sobie jednak bym mogła umawiać się z Roberto lub z
którymś z piłkarzy. Znając ich i ich podejście do świata, stwierdzałam, że nie
miałabym do tego cierpliwości. Musiałam znaleźć kogoś kto byłby idealnym
kandydatem do niezobowiązujących randek. Zaśmiałam się pod nosem co nie uszło
uwadze mojego brata. Wytłumaczyłam się od razu, że śmieję się z potknięcia w
przejściu pomiędzy fotelami Messi’ego.
Lot był
naprawdę męczący. Nie mogłam zasnąć, bo piłkarze coraz głośniej dokazywali. W
Pekinie byliśmy o szóstej rano. Nim dojechaliśmy do hotelu zrobiłam parę fotek
chłopakom, którzy wychodzili z samolotu. Byli skacowani, a moim zadaniem było
ukazanie ich uśmiechniętych buziek. Spisałam się na medal, bo dziwnym
przypadkiem ominęłam zataczającego się Puyol’a i w tym czasie skupiłam się na
trenerze.
Dojechaliśmy do
hotelu Ritz oblepionym autobusem logo klubu. Wejście do środka udokumentował
mój brat, ja natomiast przemknęłam przez tłum paparazzich i weszłam do środka
tuż za Sergi’m. Dziennikarze mieli pożywkę, bo wizyta tylu wspaniałych piłkarzy
w ich kraju ściągała przed TV czy gazety miliony fanów. Zakwaterowanie przebiegło
sprawnie i szybko. Mieliśmy do południa czas na doprowadzenie się do porządku,
a raczej piłkarze go mieli, bo niektórzy z nich wyglądali naprawdę
niekorzystnie.
- Jak Ci minął
lot? – usłyszałam za sobą znany mi dobrze głos. Wyszłam tylko na parę minut z
pokoju, by zrobić zdjęcia w pokoju moich sąsiadów: Pique i Pedro, którzy
wyrazili na to zgodę.
- Dziękuję,
ale lot mógłby być zdecydowanie przyjemniejszy. – odwróciłam się na pięcie i
zderzyłam z jego torsem. Nie miałam pojęcia, że znajdował się dosłownie za mną,
co zirytowało mnie jeszcze bardziej. W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
- Co robisz
później? – zatarasował mi drogę, kiedy próbowałam go minąć. Przez moment
bujałam się, by wyminąć go i wejść do pokoju sąsiadów, ale kiedy ja robiłam
krok, on robił dokładnie to samo.
- Idę na
konferencję prasową z trenerem, Pique i Pedro. – odpowiedziałam zgodnie z
prawdą. Strasznie mnie irytował, że nie pozwolił mi zrobić ani jednego kroku. –
Możesz mnie przepuścić?
- A co robisz
jeszcze później? – spojrzał na mnie przeszywająco.
- Macie
otwarty trening. Chyba dostałeś plan tourne, prawda?
- Oczywiście,
że dostałem. Chciałem się tylko dowiedzieć kiedy jesteś wolna.
- To nie Twoja
sprawa. – spiorunowałam go wzrokiem. – Możesz mnie przepuścić? – Marc złapał
mnie za wolną rękę i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się nosami.
Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale był ode mnie zdecydowanie silniejszy.
Bałam się, że mnie pocałuje, bo prawdopodobnie nie miałabym na tyle siły woli
by go odepchnąć. Nie zrobił tego. Na szczęście.
Usłyszeliśmy
chrząknięcie, które dochodziło gdzieś zza pleców Marc’a. Wyrwałam się dzięki
chwilowej nieuwadze piłkarza i ujrzałam brata, który stał w progu naszego
pokoju.
- Wszystko w porządku?
– spytał kierując słowa w moim kierunku.
- Teraz już
tak. – zapukałam w drzwi moich sąsiadów i kiedy tylko w progu pojawił się
Pedro, o mało nie staranowałam go swoim ciałem. Był wyraźnie zszokowany moim
wejściem, ale już po chwili przywitał mnie charakterystycznym uśmiechem.
Z chłopakami
uwinęłam się w dwadzieścia minut. Zrobiłam im wiele zdjęć, które wyrażały
więcej niż tysiąc słów. Byli tak zabawni, że prawie płakałam przez ich wygłupy.
Zdjęcia wyszły naturalnie i to właśnie podobało mi się najbardziej. Wypiłam z
nimi kawę i wróciłam do siebie, ponieważ padałam na twarz. Musiałam przespać
się choć przez trzy godziny, bo na konferencji prasowej zasnęłabym na stojąco.
Wzięłam prysznic i zakopałam się w swojej kołdrze.
Spałam aż do
południa. Na obiad obudził mnie brat, który wpadł do pokoju z świeżymi
ploteczkami kto ma kaca, kto wymiotuje, a kto podrywa pokojówki. Miałam dość
jego niewyparzonego jęzora, więc zamknęłam się w łazience. Założyłam świeże
dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Włosy upięłam w wysokiego kucyka,
a na nogi wsunęłam Nike. Zrobiłam delikatny makijaż, który miał za zadanie
zamaskować podkrążone oczy. Nie byłam mistrzynią wizażu, ale poradziłam sobie z
podkładem i pudrem, który zdziałał cuda.
Zeszłam z
bratem na pierwsze piętro do restauracji, która zrobiła na mnie ogromne
wrażenie. Była piękna, okrągłe stoliki, na których postawiona była droga
zastawa dodawały jej uroku, a piękne żyrandole dodawały klasy i bogactwa.
Zajęłam miejsce obok machającego w moim kierunku Sergi’ego oraz Thiago.
- Tu są
nieziemskie panienki. – podsumował swoją długą wypowiedź Jonathan, który
siedział dokładnie naprzeciwko mnie.
- Moim zdaniem
w Barcelonie są o wiele lepsze. – odpowiedział mi Sergi, na co reszta piłkarzy
siedzących przy naszym stoliku przytaknęła. Nie wiedziałam jak się odnieść do
jego słów, więc nie kontynuowałam tego jakże frapującego tematu. Jadłam w ciszy
swoje Pesto, które było wprost nieziemskie. Wciąż czułam na sobie wzrok Marc’a,
który siedział gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia. Chodziło mi po głowie
kto mógłby być tym, który pomoże mi w zemście. Przeanalizowałam chyba każdą
możliwą opcję, ale nikt konkretny nie przyszedł mi do głowy.
Wtem do
restauracji wszedł Eric. Nie miałam zielonego pojęcia co w Pekinie mógł robić
brat Marc’a, ale od razu przez myśl przeszła mnie intrygująca rzecz. On byłby
idealny. Pasował do mojego planu jak nikt inny, a co mogłoby zaboleć Marc’a
bardziej niż mój związek z jego bratem bliźniakiem?
Westchnęłam
zadowolona z siebie co nie uszło uwadze moim towarzyszom. Wypytałam od razu
Sergi’ego, który prawdopodobnie miał większe rozeznanie w życiu braci Bartra,
co starszy z nich robi w Chinach. Dowiedziałam się, że ma sesję zdjęciową i
postanowił się przywitać.
Nie widziałam
go od lat. Chodził do tego samego liceum, ale innej klasy, a później
wyprowadził się do Stanów Zjednoczonych. Miałam jednak cichą nadzieję, że mnie
pamięta, ponieważ ja wspominałam go zaskakująco dobrze. Zawsze miałam z nim
dobry kontakt, ale jedynie przyjacielski. Żeby zechciał zaprosić mnie na randkę
musiałam mu się przypomnieć i wywrzeć na nim jakieś wrażenie. Nie musiałam
jednak długo czekać na jakikolwiek znak z jego strony. Jego brat już po chwili
wskazał na mnie palcem, przez co czułam na sobie ich wzrok. Nie powiem,
podobało mi się to, bo miałam pewność, że zauważył moją obecność. Musiałam
jedynie jakoś do niego zagaić i zacząć wspominać wspólnie spędzony czas na
korcie tenisowym, gdzie razem trenowaliśmy. Spędziłam z nim dwa miesiące
przygotowując się do zawodów szkolnych. Równie szybko co przystąpiliśmy do kwalifikacji, odpadliśmy.
Ale mieliśmy kupę zabawy. Kiedy ja zajęta byłam uganianiem za Marc’iem, on
natomiast skupiony był na sporcie. Kontuzja jaką nabawił się podczas jednego z
meczy, przekreśliła jego karierę zawodową.
Podniosłam się
z krzesła po skończonym posiłku i niby przez całkowity przypadek przeszłam tuż
obok stolika braci, którzy zajęci byli rozmową. Na mój widok starszy z nich
skoczył od razu z miejsca i złapał mnie za łokieć.
- Isabell? –
odwróciłam się na pięcie z udawanym zaskoczeniem, ale po chwili uśmiechnęłam
się szeroko na widok chłopaka.
- Eric! O mój
Boże. Nie widziałam Cię wieki! – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
Objęłam go za szyję i poczułam na policzku jego usta. Poszło lepiej niż się
tego spodziewałam, ponieważ Marc wyglądał na zniesmaczonego.
Pierwszy punkt
z mojego planu mogłam odhaczyć. Wymieniałam się uśmiechami z Eric’iem, który
wyglądał na zadowolonego z naszego całkiem przypadkowego spotkania.
- Jak długo
będziesz w Pekinie? – spytałam po chwili.
- Mam dwa dni
zdjęciowe, a w piątek wylatuję do Tokio. – spojrzałam na niego zaskoczona. –
Jestem modelem. Mam sesję dla Vogue.
- Żartujesz! –
pisnęłam na wieść o biblii mody, w której zdjęcia Erica miały wyścielać kilka
ważnych stron. – Nie wiedziałam, że pracujesz jako model.
- A ja nie
wiedziałem, że jesteś fotografem! Marc przed chwilą powiedział mi, że pracujesz
z nimi od niedawna.
- Tak, to
prawda. Mam umowę z klubem i dzięki temu się spotkaliśmy. – znów wymieniliśmy
się uśmiechami.
- Wiesz moje
portfolio, aż prosi się o kilka nowych zdjęć. Mogłabyś mi zrobić małą sesję
zdjęciową, kiedy znajdziesz czas? – spojrzał na mnie zawadiacko. Zawsze miał w
sobie pierwiastek Casanovy, co nie spodobało się chyba jego bratu, który chrząknął
na jego słowa.
- Bella jest
zawalona pracą. Musi być stale z nami, bo w końcu to nam ma robić zdjęcia. –
wtrącił się Marc, ale jego brat od razu zbył go wzrokiem.
- Na pewno
znajdę czas. Może nawet dziś wieczorem? – uśmiechnęłam się szeroko i kątem oka
próbowałam dostrzec reakcję Marc’a.
- Mi mówiłaś,
że dziś wieczorem jesteś zajęta. – burknął pod nosem młodszy z braci.
- Właśnie
zmieniłam plany. Zakupy mogą poczekać. – brat piłkarza zaśmiał się głośno na
moje słowa i ponownie mnie do siebie przytulił.
- W takim
razie jesteśmy umówieni. Może dwudziesta? – spojrzałam na zegarek, który
wskazywał 13:15. Miałam godzinę do konferencji prasowej, która miała potrwać
kilkanaście minut. Miałam dużo czasu, by
przygotować się na randkę, więc ochoczo zgodziłam się na zaproponowaną przez
niego godzinę.
Marc siedział
przy stoliku z założonymi na torsie rękoma i spoglądał na nas naburmuszony. Mój
plan zaczął się ziszczać i to właśnie najbardziej mi się podobało. Chciałam to
pociągnąć jeszcze bardziej, by chłopak poczuł to co czułam kiedy flirtował na
moich oczach z innymi panienkami. Role na szczęście się odwróciły i to ja
miałam wyjść z tego z tarczą, a on na tarczy.
*******************************
Hej ;-) Lubię ten rozdział! Jestem do tyłu z pisaniem, ale przez weekend postaram się coś nadrobić. Pozdrawiam Was serdecznie ;*
za piosenkę Marsów masz ogromnego plusa!haha :D
OdpowiedzUsuńi co do planów, kobieta zmienną przecież jest, prawda? :D
Niech Marc ma za swoje, ot co! nalezy mu się taka ignorancja z jej strony. Eric zawsze spoko, choć to Marc jest przystojniejszy ^^
Buziaki :*
na początku to muszę Cię przeprosić, bo nie komentowałam wcześniej, jednak na pewno wiesz jak to czasami bywa z czasem, nie? ale nie ważne, bo już jestem! rozdziały naprawde mistrzowskie, szczególnie ten. plany Isabell powoli zaczynają się ziszczac. Eric pojawił sie niemal jak na zawołanie. nie mógł wybrać sobie lepszego momentu a i Bella wpadła na niezły pomysł tylko, że... różnie to bywa. tak się teraz trochę martwię bo jak Eric się w to mocniej zaangażuje i dowie prawdy to na koniec wyjdzie na to, że Isabell "skrzywdzi nie tego brata co trzeba". moze jednak tak nie bedzie. czekam z niecierpliwoscia na kolejny! pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3 Hm, co do Erica też nie mam zbyt dobrego przeczucia jak Claudia Gomez, ale mam nadzieję, że wszytsko będzie dobrze i Isabell trochę zabawi się Marciem, jak to on miał w zwyczaju robić. Ale i tak go kocham! Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na piątkę na http://he-was-gone.blogspot.com/
UsuńPrzepraszam, że tak póżno piszę ale nie mam zbyt wiele wolnego czasu i jeszcze do tego te problemy z ręką :c To, że nie komentuję, nie oznacza, że nie czytam c: Bo czytam c: Ogromna radość w związku z piosenką Marsów XD fajnie, że właczyłaś coś takiego do opowiadania c: Isabell <3 mam nadzieję, że jej plany się ziszczą c: a nawet jeśli nie to i tak będzie moją ulubioną bohaterką c: Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń