18.03.2014

Chapter 7


Lot zapowiadał się naprawdę interesująco. No tak przynajmniej chciałam to odbierać, bo rzeczywistość spędzenia prawie osiemnastu godzin z bandą dzikusów, którzy skakali, pili, robili sobie sweet focie swoimi smartfonami oraz krzyczeli jakby byli co najmniej pięciolatkami. Chyba faktycznie nie wyprzedzali intelektualnie przeciętnego przedszkolaka, bo ich wybryki naprawdę wołały o pomstę do nieba.
Siedziałam obok brata, który pomiędzy przeczytaniem kolejnej strony jakiejś książki, rozglądał się po pokładzie i śmiał w najlepsze z tego co widział. Ja natomiast zatonęłam w widoku, który rozciągał się za okienkiem oraz w muzyce 30 seconds to Mars. Co chwilę jednak szturchana byłam przez Sergi’ego, który siedział obok mnie i zasypywał mnie przeróżnymi pytaniami, które nie mogły czekać (według niego).
- Jakiej piosenki słuchasz? – spytał  po chwili błogiej ciszy Roberto, który znudził się graniem w jakąś głupią grę na swoim telefonie.
- „Up In the air”. – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Daj posłuchać. – kucnął przy moim fotelu i przysunął się do moich słuchawek. Przez moment przyklejony był do mojego siedzenia, ale został potrącony przez przechodzącego obok Marc’a. Zmierzył nas wzrokiem i usiadł obok Alexis’a.
- A jemu co? – spytałam zdezorientowanego Sergi’ego.
- Nie mam pojęcia. – usiadł z powrotem na swoim miejscu. Założyłam z powrotem słuchawki na uszy i przymknęłam powieki. Nie miałam ochoty roztrząsać dąsów Marc’a.
Udało mi się zasnąć na kilkanaście minut. Obudził mnie przeraźliwy wrzask Thiago, który potknął się o nogę Alexis’a. Podskoczyłam na swoim miejscu i wychyliłam głowę, by zobaczyć co się stało. Natknęłam się na wzrok Marc’a, który przeszył mnie wprost na wylot. Poczułam dreszcze. W dalszym stopniu chciałam się na nim odegrać, ale nie wybrałam żadnej ku temu drogi. Zauważywszy, że popchnął Sergi’ego za to tylko, że opiera się o moje siedzenie, wysnułam wniosek, że prawdopodobnie zabolałoby go najbardziej to, że spotykam się z kimś z jego otoczenia. Nie wyobrażałam sobie jednak bym mogła umawiać się z Roberto lub z którymś z piłkarzy. Znając ich i ich podejście do świata, stwierdzałam, że nie miałabym do tego cierpliwości. Musiałam znaleźć kogoś kto byłby idealnym kandydatem do niezobowiązujących randek. Zaśmiałam się pod nosem co nie uszło uwadze mojego brata. Wytłumaczyłam się od razu, że śmieję się z potknięcia w przejściu pomiędzy fotelami Messi’ego.
Lot był naprawdę męczący. Nie mogłam zasnąć, bo piłkarze coraz głośniej dokazywali. W Pekinie byliśmy o szóstej rano. Nim dojechaliśmy do hotelu zrobiłam parę fotek chłopakom, którzy wychodzili z samolotu. Byli skacowani, a moim zadaniem było ukazanie ich uśmiechniętych buziek. Spisałam się na medal, bo dziwnym przypadkiem ominęłam zataczającego się Puyol’a i w tym czasie skupiłam się na trenerze.
Dojechaliśmy do hotelu Ritz oblepionym autobusem logo klubu. Wejście do środka udokumentował mój brat, ja natomiast przemknęłam przez tłum paparazzich i weszłam do środka tuż za Sergi’m. Dziennikarze mieli pożywkę, bo wizyta tylu wspaniałych piłkarzy w ich kraju ściągała przed TV czy gazety miliony fanów. Zakwaterowanie przebiegło sprawnie i szybko. Mieliśmy do południa czas na doprowadzenie się do porządku, a raczej piłkarze go mieli, bo niektórzy z nich wyglądali naprawdę niekorzystnie.
- Jak Ci minął lot? – usłyszałam za sobą znany mi dobrze głos. Wyszłam tylko na parę minut z pokoju, by zrobić zdjęcia w pokoju moich sąsiadów: Pique i Pedro, którzy wyrazili na to zgodę.
- Dziękuję, ale lot mógłby być zdecydowanie przyjemniejszy. – odwróciłam się na pięcie i zderzyłam z jego torsem. Nie miałam pojęcia, że znajdował się dosłownie za mną, co zirytowało mnie jeszcze bardziej. W odpowiedzi usłyszałam śmiech.
- Co robisz później? – zatarasował mi drogę, kiedy próbowałam go minąć. Przez moment bujałam się, by wyminąć go i wejść do pokoju sąsiadów, ale kiedy ja robiłam krok, on robił dokładnie to samo.
- Idę na konferencję prasową z trenerem, Pique i Pedro. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Strasznie mnie irytował, że nie pozwolił mi zrobić ani jednego kroku. – Możesz mnie przepuścić?
- A co robisz jeszcze później? – spojrzał na mnie przeszywająco.
- Macie otwarty trening. Chyba dostałeś plan tourne, prawda?
- Oczywiście, że dostałem. Chciałem się tylko dowiedzieć kiedy jesteś wolna.
- To nie Twoja sprawa. – spiorunowałam go wzrokiem. – Możesz mnie przepuścić? – Marc złapał mnie za wolną rękę i przyciągnął do siebie tak, że stykaliśmy się nosami. Próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale był ode mnie zdecydowanie silniejszy. Bałam się, że mnie pocałuje, bo prawdopodobnie nie miałabym na tyle siły woli by go odepchnąć. Nie zrobił tego. Na szczęście.
Usłyszeliśmy chrząknięcie, które dochodziło gdzieś zza pleców Marc’a. Wyrwałam się dzięki chwilowej nieuwadze piłkarza i ujrzałam brata, który stał w progu naszego pokoju.
- Wszystko w porządku? – spytał kierując słowa w moim kierunku.
- Teraz już tak. – zapukałam w drzwi moich sąsiadów i kiedy tylko w progu pojawił się Pedro, o mało nie staranowałam go swoim ciałem. Był wyraźnie zszokowany moim wejściem, ale już po chwili przywitał mnie charakterystycznym uśmiechem.
Z chłopakami uwinęłam się w dwadzieścia minut. Zrobiłam im wiele zdjęć, które wyrażały więcej niż tysiąc słów. Byli tak zabawni, że prawie płakałam przez ich wygłupy. Zdjęcia wyszły naturalnie i to właśnie podobało mi się najbardziej. Wypiłam z nimi kawę i wróciłam do siebie, ponieważ padałam na twarz. Musiałam przespać się choć przez trzy godziny, bo na konferencji prasowej zasnęłabym na stojąco. Wzięłam prysznic i zakopałam się w swojej kołdrze.
Spałam aż do południa. Na obiad obudził mnie brat, który wpadł do pokoju z świeżymi ploteczkami kto ma kaca, kto wymiotuje, a kto podrywa pokojówki. Miałam dość jego niewyparzonego jęzora, więc zamknęłam się w łazience. Założyłam świeże dżinsy i czarną koszulkę z krótkim rękawkiem. Włosy upięłam w wysokiego kucyka, a na nogi wsunęłam Nike. Zrobiłam delikatny makijaż, który miał za zadanie zamaskować podkrążone oczy. Nie byłam mistrzynią wizażu, ale poradziłam sobie z podkładem i pudrem, który zdziałał cuda.
Zeszłam z bratem na pierwsze piętro do restauracji, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Była piękna, okrągłe stoliki, na których postawiona była droga zastawa dodawały jej uroku, a piękne żyrandole dodawały klasy i bogactwa. Zajęłam miejsce obok machającego w moim kierunku Sergi’ego oraz Thiago.
- Tu są nieziemskie panienki. – podsumował swoją długą wypowiedź Jonathan, który siedział dokładnie naprzeciwko mnie.
- Moim zdaniem w Barcelonie są o wiele lepsze. – odpowiedział mi Sergi, na co reszta piłkarzy siedzących przy naszym stoliku przytaknęła. Nie wiedziałam jak się odnieść do jego słów, więc nie kontynuowałam tego jakże frapującego tematu. Jadłam w ciszy swoje Pesto, które było wprost nieziemskie. Wciąż czułam na sobie wzrok Marc’a, który siedział gdzieś po drugiej stronie pomieszczenia. Chodziło mi po głowie kto mógłby być tym, który pomoże mi w zemście. Przeanalizowałam chyba każdą możliwą opcję, ale nikt konkretny nie przyszedł mi do głowy.
Wtem do restauracji wszedł Eric. Nie miałam zielonego pojęcia co w Pekinie mógł robić brat Marc’a, ale od razu przez myśl przeszła mnie intrygująca rzecz. On byłby idealny. Pasował do mojego planu jak nikt inny, a co mogłoby zaboleć Marc’a bardziej niż mój związek z jego bratem bliźniakiem?
Westchnęłam zadowolona z siebie co nie uszło uwadze moim towarzyszom. Wypytałam od razu Sergi’ego, który prawdopodobnie miał większe rozeznanie w życiu braci Bartra, co starszy z nich robi w Chinach. Dowiedziałam się, że ma sesję zdjęciową i postanowił się przywitać.
Nie widziałam go od lat. Chodził do tego samego liceum, ale innej klasy, a później wyprowadził się do Stanów Zjednoczonych. Miałam jednak cichą nadzieję, że mnie pamięta, ponieważ ja wspominałam go zaskakująco dobrze. Zawsze miałam z nim dobry kontakt, ale jedynie przyjacielski. Żeby zechciał zaprosić mnie na randkę musiałam mu się przypomnieć i wywrzeć na nim jakieś wrażenie. Nie musiałam jednak długo czekać na jakikolwiek znak z jego strony. Jego brat już po chwili wskazał na mnie palcem, przez co czułam na sobie ich wzrok. Nie powiem, podobało mi się to, bo miałam pewność, że zauważył moją obecność. Musiałam jedynie jakoś do niego zagaić i zacząć wspominać wspólnie spędzony czas na korcie tenisowym, gdzie razem trenowaliśmy. Spędziłam z nim dwa miesiące przygotowując się do zawodów szkolnych. Równie szybko co  przystąpiliśmy do kwalifikacji, odpadliśmy. Ale mieliśmy kupę zabawy. Kiedy ja zajęta byłam uganianiem za Marc’iem, on natomiast skupiony był na sporcie. Kontuzja jaką nabawił się podczas jednego z meczy, przekreśliła jego karierę zawodową.
Podniosłam się z krzesła po skończonym posiłku i niby przez całkowity przypadek przeszłam tuż obok stolika braci, którzy zajęci byli rozmową. Na mój widok starszy z nich skoczył od razu z miejsca i złapał mnie za łokieć.
- Isabell? – odwróciłam się na pięcie z udawanym zaskoczeniem, ale po chwili uśmiechnęłam się szeroko na widok chłopaka.
- Eric! O mój Boże. Nie widziałam Cię wieki! – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Objęłam go za szyję i poczułam na policzku jego usta. Poszło lepiej niż się tego spodziewałam, ponieważ Marc wyglądał na zniesmaczonego.
Pierwszy punkt z mojego planu mogłam odhaczyć. Wymieniałam się uśmiechami z Eric’iem, który wyglądał na zadowolonego z naszego całkiem przypadkowego spotkania.
- Jak długo będziesz w Pekinie? – spytałam po chwili.
- Mam dwa dni zdjęciowe, a w piątek wylatuję do Tokio. – spojrzałam na niego zaskoczona. – Jestem modelem. Mam sesję dla Vogue.
- Żartujesz! – pisnęłam na wieść o biblii mody, w której zdjęcia Erica miały wyścielać kilka ważnych stron. – Nie wiedziałam, że pracujesz jako model.
- A ja nie wiedziałem, że jesteś fotografem! Marc przed chwilą powiedział mi, że pracujesz z nimi od niedawna.
- Tak, to prawda. Mam umowę z klubem i dzięki temu się spotkaliśmy. – znów wymieniliśmy się uśmiechami.
- Wiesz moje portfolio, aż prosi się o kilka nowych zdjęć. Mogłabyś mi zrobić małą sesję zdjęciową, kiedy znajdziesz czas? – spojrzał na mnie zawadiacko. Zawsze miał w sobie pierwiastek Casanovy, co nie spodobało się chyba jego bratu, który chrząknął na jego słowa.
- Bella jest zawalona pracą. Musi być stale z nami, bo w końcu to nam ma robić zdjęcia. – wtrącił się Marc, ale jego brat od razu zbył go wzrokiem.
- Na pewno znajdę czas. Może nawet dziś wieczorem? – uśmiechnęłam się szeroko i kątem oka próbowałam dostrzec reakcję Marc’a.
- Mi mówiłaś, że dziś wieczorem jesteś zajęta. – burknął pod nosem młodszy z braci.
- Właśnie zmieniłam plany. Zakupy mogą poczekać. – brat piłkarza zaśmiał się głośno na moje słowa i ponownie mnie do siebie przytulił.
- W takim razie jesteśmy umówieni. Może dwudziesta? – spojrzałam na zegarek, który wskazywał 13:15. Miałam godzinę do konferencji prasowej, która miała potrwać kilkanaście minut.  Miałam dużo czasu, by przygotować się na randkę, więc ochoczo zgodziłam się na zaproponowaną przez niego godzinę.
Marc siedział przy stoliku z założonymi na torsie rękoma i spoglądał na nas naburmuszony. Mój plan zaczął się ziszczać i to właśnie najbardziej mi się podobało. Chciałam to pociągnąć jeszcze bardziej, by chłopak poczuł to co czułam kiedy flirtował na moich oczach z innymi panienkami. Role na szczęście się odwróciły i to ja miałam wyjść z tego z tarczą, a on na tarczy.


*******************************
Hej ;-) Lubię ten rozdział! Jestem do tyłu z pisaniem, ale przez weekend postaram się coś nadrobić. Pozdrawiam Was serdecznie ;*

5 komentarzy:

  1. za piosenkę Marsów masz ogromnego plusa!haha :D
    i co do planów, kobieta zmienną przecież jest, prawda? :D
    Niech Marc ma za swoje, ot co! nalezy mu się taka ignorancja z jej strony. Eric zawsze spoko, choć to Marc jest przystojniejszy ^^
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. na początku to muszę Cię przeprosić, bo nie komentowałam wcześniej, jednak na pewno wiesz jak to czasami bywa z czasem, nie? ale nie ważne, bo już jestem! rozdziały naprawde mistrzowskie, szczególnie ten. plany Isabell powoli zaczynają się ziszczac. Eric pojawił sie niemal jak na zawołanie. nie mógł wybrać sobie lepszego momentu a i Bella wpadła na niezły pomysł tylko, że... różnie to bywa. tak się teraz trochę martwię bo jak Eric się w to mocniej zaangażuje i dowie prawdy to na koniec wyjdzie na to, że Isabell "skrzywdzi nie tego brata co trzeba". moze jednak tak nie bedzie. czekam z niecierpliwoscia na kolejny! pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział <3 Hm, co do Erica też nie mam zbyt dobrego przeczucia jak Claudia Gomez, ale mam nadzieję, że wszytsko będzie dobrze i Isabell trochę zabawi się Marciem, jak to on miał w zwyczaju robić. Ale i tak go kocham! Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na piątkę na http://he-was-gone.blogspot.com/

      Usuń
  4. Przepraszam, że tak póżno piszę ale nie mam zbyt wiele wolnego czasu i jeszcze do tego te problemy z ręką :c To, że nie komentuję, nie oznacza, że nie czytam c: Bo czytam c: Ogromna radość w związku z piosenką Marsów XD fajnie, że właczyłaś coś takiego do opowiadania c: Isabell <3 mam nadzieję, że jej plany się ziszczą c: a nawet jeśli nie to i tak będzie moją ulubioną bohaterką c: Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************