2.03.2014

Chapter 5


Przez resztę dnia byliśmy całkowicie roztargnieni. Praca w klubie była dla nas wielką okazją do zaistnienia na szerszym rynku, ale wiązała się też z dużą odpowiedzialnością. Przejmowaliśmy pałeczkę po wieloletnim fotografie zespołu, Jorge, który zyskał szacunek i uznanie wśród całej ekipy. Na coś takiego pracuje się latami.
Luka postanowił zrobić casting na współpracownika w naszym studio. Rozgłosił to na kilku stronach internetowych, ponieważ to była najszybsza droga do potencjalnych pracowników. Musieliśmy kogoś znaleźć i to na gwałt. Mieliśmy tydzień na uporządkowanie wszystkich spraw w kraju przed wyjazdem do Chin. Przenieśliśmy plenery na najbliższy możliwy termin i nadgoniliśmy pracę, którą chcieliśmy dokończyć przed wylotem. Byłam coraz bardziej przekonana do tego, że przydałaby się osoba, której moglibyśmy zaufać w poprowadzeniu „La Tortura”. To było nasze dziecko, które stworzyliśmy od podstaw i musiało w dalszym stopniu się rozwijać, nie zważając na to, że zaczynamy pracę na Camp Nou, czy nie.
- Hej, słonko. – usłyszałam głos nieznajomego mi chłopaka, który od kilku minut przeglądał nasze zdjęcia zawieszone na głównej ścianie studio. Wypełniały one praktycznie każdy najmniejszy jej skrawek, przez to można było dostać czasami zawrotu głowy. – Wiesz, że ta sukienka optycznie powiększa Twoją pupę?
- Mam to uznać za komplement? – podniosłam wzrok znad sterty papierów, które miałam przejrzeć i podpisać. Zaintrygował mnie jego ton głosu oraz to, że patrzył prosto w moje oczy. Nie zawstydził się ani na moment, a ja nie pozostałam mu dłużna.
- Przy Twojej drobnej budowie ciała, to raczej nie komplement. – przeciągnął kilka głosek, co od razu wychwyciłam. Jego granatowy garnitur, czarna muszka i koszula w paski dodawała mu nonszalanckiego uroku, ale chyba celował w zainteresowanie płci mi przeciwnej. – Tak w ogóle to przyszedłem do Twojego szefa. Jestem Leo, mam spotkanie w sprawie pracy. – rozłożył swoje portfolio na ladzie i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Że co proszę? – zamknęłam teczkę, w której segregowałam dokumenty i zaśmiałam się głośno. – Do kogo przyszedłeś? – spytałam ponownie. Byłam rozbawiona, ale nie chciałam przerywać mu monologu.
- Szefa? Luka Alonso Miramontes? Zawołasz? – spojrzał na mnie wyczekująco i przewrócił teatralnie oczyma. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Chłopak rozbawił mnie prawie do łez. Na szczęście z opresji wyrwał mnie brat, który wszedł do studia z wielkim pudełkiem w dłoniach, które odstawił na bok i podszedł natychmiastowo do nas.
- Ty jesteś Leo, tak? – chłopak kiwnął głową. – Luka Alonso. Poznałeś już moją siostrę i wspólniczkę?
Twarz Leo diametralnie zmieniła swój wygląd. Z rozbawionej w przerażoną. Ja natomiast bawiłam się znakomicie i obserwowałam jego reakcję z drugiej strony lady. Położyłam teczkę na regale, który wypełniony był innymi segregatorami i powróciłam wzrokiem na mojego rozmówcę.
- Chyba nie zrobiłem na Tobie najlepszego wrażenia, co? – spytał po chwili.
- Nikt mnie tak dawno nie rozbawił. – przyznałam mu. - Jestem Isabell. – podałam mu rękę, którą uścisnął. – Pokaż swoje portfolio. – złapałam obszerną książkę i razem z bratem zaczęłam ją przeglądać.
- Powiedz coś o sobie. Od kiedy zajmujesz się fotografią? – spytał Luka, który nie krył zachwycenia podczas oglądania dzieł naszego rozmówcy. Były zdecydowanie inne niż zazwyczaj oglądałam, miały w sobie coś niesamowitego. Przepełnione kolorami, radością, a z drugiej strony intrygujące i buntownicze.
- Niedawno wróciłem z Australii. Skończyłem akademię sztuk pięknych i wiele kursów fotograficznych. Pracowałem podczas sesji zdjęciowych dla magazynów modowych. Mam też na koncie kilka prestiżowych nagród, ale… - zawiesił na chwilę głos. – Bardzo mi przykro, że wziąłem Cię za sekretarkę. – spojrzał na mnie przepraszająco.
- My nawet nie mamy takowej, a przydałaby się. – powiedziałam i machnęłam ręką, aby dał już sobie spokój z dalszym przepraszaniem. – Mieszkasz na stałe w Barcelonie?
- Tak, wynajmuję mieszkanie w centrum.
- Mając takie doświadczenie i talent, dlaczego chciałbyś pracować na etat w studiu fotograficznym? Nie wolałbyś być wolnym strzelcem jak większość artystów? – spytał brat.
- Znudziło mi się mieszkanie na walizkach. Chciałbym wreszcie osiąść w jednym miejscu. Dostałem kilka propozycji z Madrytu, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się w Barcelonie.
- W to nie wątpię! – przytaknęłam mu od razu. Chłopak wydawał się być miły i pasował do naszego teamu, ale nie chcieliśmy brać go w ciemno.
Po kilkunastu ciekawych rozmowach z innymi kandydatami, postanowiliśmy, że damy szansę Leo. Oczywiście nie na stałe, ale na okres próbny. Przez tydzień pracowałby z moim bratem, który wtajemniczyłby go w tajniki naszej firmy i jeżeliby sprostał zadaniu to nie widziałam przeciwności, by nie został u nas na stałe. Podobała mi się jego szczerość i charyzma. I ten garnitur od Kleina!
Leonardo nie zrobił na mnie najlepszego pierwszego wrażenia, ale już po paru godzinach spędzonych razem, wprost go uwielbiałam. Byliśmy do siebie strasznie podobni, oglądaliśmy te same seriale, jadaliśmy te same śmieciowe żarcie i robiliśmy podobne zdjęcia. Rozmawiało mi się z nim na tyle swobodnie, że zapomniałam o szybko płynącym czasie, a nie miałam go ostatnio zbyt wiele do zmarnowania.

Po pracy zajmowałam się Lilly, która rozrabiała za pięcioro innych dzieci. Matilde i Luka wybrali się do kina na romantyczną randkę, którą planowali od dawna, ponieważ wypadła im jakaś rocznica. Zamówiłam pizzę dla naszej dwójki i zakopałam się pod grubym kocem przed telewizorem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Początkowo pomyślałam o dostawcy pizzy, ale osobę którą zobaczyłam w drzwiach, zdecydowanie nie chciałam zobaczyć.
- Co Ty tu robisz? – syknęłam na widok szeroko uśmiechniętego Marc’a w towarzystwie kilku kolegów z drużyny.
- Byliśmy w okolicy i postanowiliśmy wpaść. – odpowiedział machając przy okazji czteropakiem piwa.
- Czy ja się przesłyszałam? – próbowałam zamknąć z powrotem drzwi, ale chłopcy byli szybsi. Zajęli miejsca na kanapie i od razu złapali świetny kontakt z Lilly, która zaczęła im przedstawiać swoje lalki. – Nie pozwoliłam Wam wejść do środka! – podniosłam swój głos, ale Marc w odpowiedzi posłał mi jedynie szeroki uśmiech. Od razu znaleźli play-station mojego brata, które leżało gdzieś obok telewizora i zaczęli grać w mecz. Myślałam, że oszaleję.
- Tak w ogóle to jestem Thiago. – podał mi rękę jeden z chłopaków. Uścisnęłam ją, choć niechętnie. – Tamten to Marc Muniesa, później Alexis… - chłopak pomachał mi i uśmiechnął się szeroko. – I Sergi Roberto.
- Kojarzę Was z ostatniej sesji. – powiedziałam już spokojniej. Oparłam się o zagłówek fotela, na którym siedziała Lilly i spojrzałam zrezygnowana na chłopaków.
- My Ciebie też. Ogólnie super nam się z Tobą współpracowało i dziękujemy za zaproszenie… byliśmy z początku trochę zdziwieni, ale stwierdziliśmy, że chcemy Cię lepiej poznać. – wtrącił się Sergi.
- Zaproszenie? – spytałam zaskoczona. Przeniosłam wzrok na Marc’a, który uśmiechał się szeroko i wzruszył jedynie ramionami.
- Musiałem Cię źle zrozumieć. – zasłonił usta dłonią i zrobił niewinną minę. Myślałam, że go zamorduję.
- Wtedy gdy mówiłam, że nie chcę mieć z Tobą nic do czynienia? – syknęłam w jego stronę.
- Pomiędzy „nie pójdę z Tobą na kawę”, a „nie chcę z Tobą współpracować”. – puścił mi oczko.
Dosłownie wszystko się we mnie gotowało. Nie chciałam robić mu sceny przy Lilly, która bardzo polubiła Marc’a. Siedziała mu na kolanach, a on jakby na złość cały czas nią zagadywał. Chyba cieszył się z tego, że jestem zdenerwowana, a nie wiedziałam jaki ma w tym cel.

Dochodziła dwudziesta druga, mojego brata wciąż nie było i nie wiedziałam kto może wyrwać mnie z opresji. Nie miałam jak ich wygonić, bo było ich pięciu, a ja sama. W dodatku z usypiającą mi w ramionach Lilly.
- Daj, zaniosę ją do pokoju. – poczułam dłoń Marc’a na ramieniu i serce podskoczyło mi aż do gardła. Stwierdziłam, że to nawet miłe z jego strony, ale w dalszym stopniu nienawidziłam go z całego serca. Brunet złapał małą na ręce i bez żadnego wysiłku podążył za mną po schodach do jej pokoju. Położył ją na jej łóżeczku, ja natomiast przykryłam ją kołdrą i zgasiłam światło. Już dawno powinna być w łóżku, ale sytuacja zmusiła mnie do pozostania w pogotowiu, by czasami towarzystwo nie chciało spalić domu mojego brata. Nie wiedziałam co może im wpaść do durnych łepetyn, a znając Marc’a od bardzo dawna, wiedziałam, że można się po nim spodziewać najróżniejszych rzeczy.
Marc próbował zatrzymać mnie w korytarzu, który prowadził do klatki schodowej, ale zwinnie mu się wyrwałam. Nie chciałam z nim jakiejkolwiek konfrontacji. Nie na osobności. Nie patrząc w jego wspaniałe oczy. Zero litości.
- Hej… poczekaj… - złapał mnie za dłoń, ale ponownie go od siebie odepchnęłam. – Co jest?
- A co ma być? Daj mi spokój. – syknęłam i próbowałam go wyminąć, ale zasłonił mi przejście swoim własnym ciałem.
- Zmieniłaś się. – zauważył do razu. – W sumie jeszcze bardziej na mnie działasz. Ten Twój charakterek jest niezastąpiony w łóżku. – zaśmiał się mi prosto w twarz. – popchnęłam go mocno i wyminęłam. Ponownie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Kiedyś zamknęłabyś się ze mną w pokoju i nie zważała na to, czy moi kumple są na dole czy nie. - nie zamierzałam kontynuować tej wymiany niedorzecznych zdań. On próbował mi czymś dociąć, ja próbowałam mu odgryźć. Do czego to miało prowadzić? Do bójki? Chyba jedynie.
Odepchnęłam go z całej siły, kiedy próbował złożyć na moim policzku całusa i zbiegłam po schodach do salonu. Znalazłam pilota, który leżał gdzieś na podłodze i spojrzałam wyczekująco na chłopaków, którzy pochłonięci byli grą.
- Czas na Was. – rzekłam spokojnie wyłączając telewizor. Usłyszałam w odpowiedzi jęk zawodu, ale po chwili wszyscy byli gotowi do wyjścia. Marc posłał mi całusa na do widzenia, na co odpowiedziałam udawanym odruchem wymiotnym i zamknęłam za nimi drzwi.
Nie wiedziałam skąd mógł znać nasz adres. Wprowadziłam się do brata zaraz po zakończeniu liceum. Nie chciałam jednak rozmyślać o piłkarzu i o naszej skomplikowanej przeszłości. Nie było dla nas żadnej przyszłości i tego zamierzałam się trzymać. Miał zapłacić za moje łzy, które prawdopodobnie wypełniłyby dwa baseny olimpijskie oraz za to, że miał mnie totalnie gdzieś. Ja zaangażowałam się całą sobą, a on? Król liceum i boiska sportowego, wolał mieć inne. W porządku. Też mogłam być taka jak on. Mogłam być jeszcze gorsza. Najlepsze w tym wszystkim było to, że miał poznać moje ciemniejsze oblicze i to dokładnie w najbliższej przyszłości.


*********************************
Witajcie! Trochę nadgoniłam z rozdziałami i kolejny może pojawić się już w przyszły weekend. Próbuję jeszcze bardziej zagmatwać historię Marc’a i Isabell, co z tego wyjdzie? Przeczytacie niedługo ;*

5 komentarzy:

  1. hahhah, mała Lily przedstawiająca chłopakom swoje lalki... no jak sobie to wyobraziłam... hahahh, nie moge :D
    co do zachowania Marca to ja się chyba wolę jednak nie wypowiadać bo drażni mnie ten koleś, no nie będę się z tym kryła. XD
    Leo, Leonardo... nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, no nie? XD w każdym razie facet wydaje się być spoko. nie dość, że pomoże w pracy to jeszcze nowa znajomość dobrze zrobi bohaterce, tak myślę xD
    dobra, kończe już ten mój nieskładny komentarz. pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lily przedstawiająca swoje lalki hahahahahahah <3 Przepraszam ale jakoś nie przepadam za Marcem ( jak to się odmienia?) No i oczywiscie czekam na moją kochaną Isabell <3 ciągle jest jej za mało hehe ^^ w końcu to moja ukochana bohaterka ;) czekam na next i informuję, o spóżnionym 18 u mnie :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Lily, jaka kochaniutka, haha to było cudowne <3 Uwielbiam Marca bardzo, bardzo, ale tutaj trochę mnie irytuje, mam nadzieję, że szybko się to zmieni ;). Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale Marc jest tutaj taki.... okropny i wredny!Bleeee
    a ten Leo? no weeeź, z jakim tekstem w ogóle wyjechał!pffff zwolniłabym go od razu!pomimo, że w tamtym momencie nawet nie zaczął pracować xD
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************