Przez resztę dnia byliśmy
całkowicie roztargnieni. Praca w klubie była dla nas wielką okazją do
zaistnienia na szerszym rynku, ale wiązała się też z dużą odpowiedzialnością.
Przejmowaliśmy pałeczkę po wieloletnim fotografie zespołu, Jorge, który zyskał
szacunek i uznanie wśród całej ekipy. Na coś takiego pracuje się latami.
Luka postanowił zrobić casting
na współpracownika w naszym studio. Rozgłosił to na kilku stronach
internetowych, ponieważ to była najszybsza droga do potencjalnych pracowników.
Musieliśmy kogoś znaleźć i to na gwałt. Mieliśmy tydzień na uporządkowanie wszystkich
spraw w kraju przed wyjazdem do Chin. Przenieśliśmy plenery na najbliższy
możliwy termin i nadgoniliśmy pracę, którą chcieliśmy dokończyć przed wylotem.
Byłam coraz bardziej przekonana do tego, że przydałaby się osoba, której
moglibyśmy zaufać w poprowadzeniu „La Tortura”. To było nasze dziecko, które
stworzyliśmy od podstaw i musiało w dalszym stopniu się rozwijać, nie zważając
na to, że zaczynamy pracę na Camp Nou, czy nie.
- Hej, słonko. – usłyszałam
głos nieznajomego mi chłopaka, który od kilku minut przeglądał nasze zdjęcia
zawieszone na głównej ścianie studio. Wypełniały one praktycznie każdy
najmniejszy jej skrawek, przez to można było dostać czasami zawrotu głowy. –
Wiesz, że ta sukienka optycznie powiększa Twoją pupę?
- Mam to uznać za komplement?
– podniosłam wzrok znad sterty papierów, które miałam przejrzeć i podpisać.
Zaintrygował mnie jego ton głosu oraz to, że patrzył prosto w moje oczy. Nie
zawstydził się ani na moment, a ja nie pozostałam mu dłużna.
- Przy Twojej drobnej budowie
ciała, to raczej nie komplement. – przeciągnął kilka głosek, co od razu
wychwyciłam. Jego granatowy garnitur, czarna muszka i koszula w paski dodawała
mu nonszalanckiego uroku, ale chyba celował w zainteresowanie płci mi
przeciwnej. – Tak w ogóle to przyszedłem do Twojego szefa. Jestem Leo, mam
spotkanie w sprawie pracy. – rozłożył swoje portfolio na ladzie i spojrzał na
mnie wyczekująco.
- Że co proszę? – zamknęłam
teczkę, w której segregowałam dokumenty i zaśmiałam się głośno. – Do kogo
przyszedłeś? – spytałam ponownie. Byłam rozbawiona, ale nie chciałam przerywać
mu monologu.
- Szefa? Luka Alonso
Miramontes? Zawołasz? – spojrzał na mnie wyczekująco i przewrócił teatralnie
oczyma. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Chłopak rozbawił mnie prawie do
łez. Na szczęście z opresji wyrwał mnie brat, który wszedł do studia z wielkim
pudełkiem w dłoniach, które odstawił na bok i podszedł natychmiastowo do nas.
- Ty jesteś Leo, tak? –
chłopak kiwnął głową. – Luka Alonso. Poznałeś już moją siostrę i wspólniczkę?
Twarz Leo diametralnie
zmieniła swój wygląd. Z rozbawionej w przerażoną. Ja natomiast bawiłam się
znakomicie i obserwowałam jego reakcję z drugiej strony lady. Położyłam teczkę
na regale, który wypełniony był innymi segregatorami i powróciłam wzrokiem na
mojego rozmówcę.
- Chyba nie zrobiłem na Tobie
najlepszego wrażenia, co? – spytał po chwili.
- Nikt mnie tak dawno nie
rozbawił. – przyznałam mu. - Jestem Isabell. – podałam mu rękę, którą uścisnął.
– Pokaż swoje portfolio. – złapałam obszerną książkę i razem z bratem zaczęłam
ją przeglądać.
- Powiedz coś o sobie. Od
kiedy zajmujesz się fotografią? – spytał Luka, który nie krył zachwycenia
podczas oglądania dzieł naszego rozmówcy. Były zdecydowanie inne niż zazwyczaj
oglądałam, miały w sobie coś niesamowitego. Przepełnione kolorami, radością, a
z drugiej strony intrygujące i buntownicze.
- Niedawno wróciłem z
Australii. Skończyłem akademię sztuk pięknych i wiele kursów fotograficznych.
Pracowałem podczas sesji zdjęciowych dla magazynów modowych. Mam też na koncie
kilka prestiżowych nagród, ale… - zawiesił na chwilę głos. – Bardzo mi przykro,
że wziąłem Cię za sekretarkę. – spojrzał na mnie przepraszająco.
- My nawet nie mamy takowej, a
przydałaby się. – powiedziałam i machnęłam ręką, aby dał już sobie spokój z
dalszym przepraszaniem. – Mieszkasz na stałe w Barcelonie?
- Tak, wynajmuję mieszkanie w
centrum.
- Mając takie doświadczenie i
talent, dlaczego chciałbyś pracować na etat w studiu fotograficznym? Nie
wolałbyś być wolnym strzelcem jak większość artystów? – spytał brat.
- Znudziło mi się mieszkanie
na walizkach. Chciałbym wreszcie osiąść w jednym miejscu. Dostałem kilka
propozycji z Madrytu, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się w Barcelonie.
- W to nie wątpię! –
przytaknęłam mu od razu. Chłopak wydawał się być miły i pasował do naszego
teamu, ale nie chcieliśmy brać go w ciemno.
Po kilkunastu ciekawych
rozmowach z innymi kandydatami, postanowiliśmy, że damy szansę Leo. Oczywiście
nie na stałe, ale na okres próbny. Przez tydzień pracowałby z moim bratem,
który wtajemniczyłby go w tajniki naszej firmy i jeżeliby sprostał zadaniu to
nie widziałam przeciwności, by nie został u nas na stałe. Podobała mi się jego
szczerość i charyzma. I ten garnitur od Kleina!
Leonardo nie zrobił na mnie
najlepszego pierwszego wrażenia, ale już po paru godzinach spędzonych razem,
wprost go uwielbiałam. Byliśmy do siebie strasznie podobni, oglądaliśmy te same
seriale, jadaliśmy te same śmieciowe żarcie i robiliśmy podobne zdjęcia.
Rozmawiało mi się z nim na tyle swobodnie, że zapomniałam o szybko płynącym
czasie, a nie miałam go ostatnio zbyt wiele do zmarnowania.
Po pracy zajmowałam się Lilly,
która rozrabiała za pięcioro innych dzieci. Matilde i Luka wybrali się do kina
na romantyczną randkę, którą planowali od dawna, ponieważ wypadła im jakaś
rocznica. Zamówiłam pizzę dla naszej dwójki i zakopałam się pod grubym kocem
przed telewizorem, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Początkowo pomyślałam o
dostawcy pizzy, ale osobę którą zobaczyłam w drzwiach, zdecydowanie nie chciałam
zobaczyć.
- Co Ty tu robisz? – syknęłam
na widok szeroko uśmiechniętego Marc’a w towarzystwie kilku kolegów z drużyny.
- Byliśmy w okolicy i
postanowiliśmy wpaść. – odpowiedział machając przy okazji czteropakiem piwa.
- Czy ja się przesłyszałam? –
próbowałam zamknąć z powrotem drzwi, ale chłopcy byli szybsi. Zajęli miejsca na
kanapie i od razu złapali świetny kontakt z Lilly, która zaczęła im
przedstawiać swoje lalki. – Nie pozwoliłam Wam wejść do środka! – podniosłam
swój głos, ale Marc w odpowiedzi posłał mi jedynie szeroki uśmiech. Od razu
znaleźli play-station mojego brata, które leżało gdzieś obok telewizora i
zaczęli grać w mecz. Myślałam, że oszaleję.
- Tak w ogóle to jestem
Thiago. – podał mi rękę jeden z chłopaków. Uścisnęłam ją, choć niechętnie. –
Tamten to Marc Muniesa, później Alexis… - chłopak pomachał mi i uśmiechnął się
szeroko. – I Sergi Roberto.
- Kojarzę Was z ostatniej
sesji. – powiedziałam już spokojniej. Oparłam się o zagłówek fotela, na którym
siedziała Lilly i spojrzałam zrezygnowana na chłopaków.
- My Ciebie też. Ogólnie super
nam się z Tobą współpracowało i dziękujemy za zaproszenie… byliśmy z początku
trochę zdziwieni, ale stwierdziliśmy, że chcemy Cię lepiej poznać. – wtrącił się
Sergi.
- Zaproszenie? – spytałam
zaskoczona. Przeniosłam wzrok na Marc’a, który uśmiechał się szeroko i wzruszył
jedynie ramionami.
- Musiałem Cię źle zrozumieć. –
zasłonił usta dłonią i zrobił niewinną minę. Myślałam, że go zamorduję.
- Wtedy gdy mówiłam, że nie
chcę mieć z Tobą nic do czynienia? – syknęłam w jego stronę.
- Pomiędzy „nie pójdę z Tobą
na kawę”, a „nie chcę z Tobą współpracować”. – puścił mi oczko.
Dosłownie wszystko się we mnie
gotowało. Nie chciałam robić mu sceny przy Lilly, która bardzo polubiła Marc’a.
Siedziała mu na kolanach, a on jakby na złość cały czas nią zagadywał. Chyba cieszył
się z tego, że jestem zdenerwowana, a nie wiedziałam jaki ma w tym cel.
Dochodziła dwudziesta druga,
mojego brata wciąż nie było i nie wiedziałam kto może wyrwać mnie z opresji.
Nie miałam jak ich wygonić, bo było ich pięciu, a ja sama. W dodatku z
usypiającą mi w ramionach Lilly.
- Daj, zaniosę ją do pokoju. –
poczułam dłoń Marc’a na ramieniu i serce podskoczyło mi aż do gardła.
Stwierdziłam, że to nawet miłe z jego strony, ale w dalszym stopniu
nienawidziłam go z całego serca. Brunet złapał małą na ręce i bez żadnego
wysiłku podążył za mną po schodach do jej pokoju. Położył ją na jej łóżeczku,
ja natomiast przykryłam ją kołdrą i zgasiłam światło. Już dawno powinna być w
łóżku, ale sytuacja zmusiła mnie do pozostania w pogotowiu, by czasami
towarzystwo nie chciało spalić domu mojego brata. Nie wiedziałam co może im
wpaść do durnych łepetyn, a znając Marc’a od bardzo dawna, wiedziałam, że można
się po nim spodziewać najróżniejszych rzeczy.
Marc próbował zatrzymać mnie w
korytarzu, który prowadził do klatki schodowej, ale zwinnie mu się wyrwałam.
Nie chciałam z nim jakiejkolwiek konfrontacji. Nie na osobności. Nie patrząc w
jego wspaniałe oczy. Zero litości.
- Hej… poczekaj… - złapał mnie
za dłoń, ale ponownie go od siebie odepchnęłam. – Co jest?
- A co ma być? Daj mi spokój.
– syknęłam i próbowałam go wyminąć, ale zasłonił mi przejście swoim własnym
ciałem.
- Zmieniłaś się. – zauważył do
razu. – W sumie jeszcze bardziej na mnie działasz. Ten Twój charakterek jest
niezastąpiony w łóżku. – zaśmiał się mi prosto w twarz. – popchnęłam go mocno i
wyminęłam. Ponownie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Kiedyś zamknęłabyś
się ze mną w pokoju i nie zważała na to, czy moi kumple są na dole czy nie. - nie
zamierzałam kontynuować tej wymiany niedorzecznych zdań. On próbował mi czymś
dociąć, ja próbowałam mu odgryźć. Do czego to miało prowadzić? Do bójki? Chyba
jedynie.
Odepchnęłam go z całej siły,
kiedy próbował złożyć na moim policzku całusa i zbiegłam po schodach do salonu.
Znalazłam pilota, który leżał gdzieś na podłodze i spojrzałam wyczekująco na
chłopaków, którzy pochłonięci byli grą.
- Czas na Was. – rzekłam spokojnie
wyłączając telewizor. Usłyszałam w odpowiedzi jęk zawodu, ale po chwili wszyscy
byli gotowi do wyjścia. Marc posłał mi całusa na do widzenia, na co
odpowiedziałam udawanym odruchem wymiotnym i zamknęłam za nimi drzwi.
Nie wiedziałam skąd mógł znać
nasz adres. Wprowadziłam się do brata zaraz po zakończeniu liceum. Nie chciałam
jednak rozmyślać o piłkarzu i o naszej skomplikowanej przeszłości. Nie było dla
nas żadnej przyszłości i tego zamierzałam się trzymać. Miał zapłacić za moje
łzy, które prawdopodobnie wypełniłyby dwa baseny olimpijskie oraz za to, że
miał mnie totalnie gdzieś. Ja zaangażowałam się całą sobą, a on? Król liceum i
boiska sportowego, wolał mieć inne. W porządku. Też mogłam być taka jak on.
Mogłam być jeszcze gorsza. Najlepsze w tym wszystkim było to, że miał poznać
moje ciemniejsze oblicze i to dokładnie w najbliższej przyszłości.
*********************************
Witajcie!
Trochę nadgoniłam z rozdziałami i kolejny może pojawić się już w przyszły
weekend. Próbuję jeszcze bardziej zagmatwać historię Marc’a i Isabell, co z
tego wyjdzie? Przeczytacie niedługo ;*
hahhah, mała Lily przedstawiająca chłopakom swoje lalki... no jak sobie to wyobraziłam... hahahh, nie moge :D
OdpowiedzUsuńco do zachowania Marca to ja się chyba wolę jednak nie wypowiadać bo drażni mnie ten koleś, no nie będę się z tym kryła. XD
Leo, Leonardo... nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, no nie? XD w każdym razie facet wydaje się być spoko. nie dość, że pomoże w pracy to jeszcze nowa znajomość dobrze zrobi bohaterce, tak myślę xD
dobra, kończe już ten mój nieskładny komentarz. pozdrawiam ;*
Lily przedstawiająca swoje lalki hahahahahahah <3 Przepraszam ale jakoś nie przepadam za Marcem ( jak to się odmienia?) No i oczywiscie czekam na moją kochaną Isabell <3 ciągle jest jej za mało hehe ^^ w końcu to moja ukochana bohaterka ;) czekam na next i informuję, o spóżnionym 18 u mnie :>
OdpowiedzUsuńLily, jaka kochaniutka, haha to było cudowne <3 Uwielbiam Marca bardzo, bardzo, ale tutaj trochę mnie irytuje, mam nadzieję, że szybko się to zmieni ;). Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńAle Marc jest tutaj taki.... okropny i wredny!Bleeee
OdpowiedzUsuńa ten Leo? no weeeź, z jakim tekstem w ogóle wyjechał!pffff zwolniłabym go od razu!pomimo, że w tamtym momencie nawet nie zaczął pracować xD
Czekam na nowość :*
U mnie komunikat :c
OdpowiedzUsuń