Kiedy Lily
zasnęła na ramieniu Marc’a, zdałam sobie sprawę jak późno faktycznie było.
Dochodziła jedenasta, a mała miała w zwyczaju pójście spać koło dziewiątej. Brunet
pomógł mi ją przetransportować do mojej sypialni i położył ją w łóżku, tuż obok
smacznie śpiącego Matteo w swoim nosidełku. Wróciliśmy wspólnie do salonu,
gdzie panował nieziemski rozgardiasz. Wszędzie walały się chipsy, które w
nerwach podczas gry porozrzucała bratanica.
- Mogę
zaoferować Ci kanapę. – uśmiechnęłam się do piłkarza, który sprzątał z podłogi
resztki jedzenia.
- Nie chce mi
się wracać do siebie. – złapał mnie za rękę i przyciągnął, bym usiadła mu na
kolanach.
- To zostań. –
pocałowałam go w policzek. – Nie ma w tym nic złego.
Po kąpieli,
wskoczyłam w piżamę, która składała się z podkoszulki i krótkich spodenek, i wpełzłam
na kanapę między oparcie, a piłkarza. Dziękowałam Bogu, że zdecydowałam się na
kupno zjawiskowo szerokiej kanapy i dzięki temu mogliśmy wygodnie spać. Nie
przeszkadzało mi wcale, że zasypiałam w ramionach Marc’a. Przerażało mnie jednak to, że zaczynałam się
do tego przyzwyczajać.
Marc wcale nie
miał ochoty na sen. Pozbył się swojej koszulki, które powędrowała w bliżej
nieokreślonym kierunku. Kiedy i moja wylądowała na podłodze, usłyszeliśmy
głośny płacz Matteo. Nim udało mi się go uśpić, brunet już spał. Najdelikatniej
jak się dało, wróciłam z powrotem na swoje miejsce obok Marc’a i wtuliłam się w
jego nagi tors.
Rano obudził
mnie dzwonek do drzwi. Intuicyjnie popchnęłam bruneta i po chwili usłyszałam
głośny jęk dochodzący z podłogi. Naciągnęłam na siebie pierwszą lepszą
koszulkę, która leżała na podłodze, przeskoczyłam nad brunetem i podbiegłam do
drzwi.
- Mama? –
zaszokował mnie jej widok w moim progu.
- Cześć,
Isabell. – wyminęła mnie i wtargnęła do mieszkania z dwoma torbami wypakowanymi
po brzegi zakupami. – Co tu się dzieje? – położyła na ziemi torby i spojrzała
zdezorientowanym wzrokiem na podnoszącego się z podłogi Marc’a. – Co on tu
robi? – mama skierowała swój wzrok na moją osobę.
- Podnosi się
z podłogi. – odpowiedziałam pospiesznie. Zamknęłam drzwi i próbowałam rozwiązać
jakoś sytuację, która dopiero co się klarowała. Mama w tym samym salonie co
Marc. To nie mogło się skończyć dobrze. – A co Cię do mnie sprowadza, mamo?
- Przyszłam po
moje wnuki. Dogadałam się z Luką, że zajmę się dziećmi do wieczora. –
zlustrowała piłkarza, który nie miał na sobie koszulki. Dziwnym trafem miałam
ją na sobie. Było mi wszystko jedno, którą zakładam na siebie, kiedy usłyszałam
dzwonek do drzwi. – Powinniście się wstydzić. Za ścianą śpią moje wnuki, a Wy
urządzacie sobie tu schadzki.
- To nie tak
jak Pani myśli. – wtrącił wreszcie Marc.
- Jeszcze nie
potrzebuję okularów. Umiem ocenić sytuację. – spojrzała na mnie i pokiwała
bezradnie głową. Weszła do mojej sypialni, gdzie spały jej wnuki, a ja skupiłam
wzrok na chłopaku.
- Przecież nic
się nie stało. – przebrałam szybko koszulkę i zaczęłam sprzątać. Poskładałam
koc i poduszki, które włożyłam do szafy w korytarzu. – No przecież nic się nie
stało. – powtórzył ciszej i podszedł do mnie, sprawdzając uprzednio czy mama
nie wychodzi z sypialni.
- Przestań. –
zrzuciłam jego dłonie z moich bioder. – Mama jest obok!
- Jesteśmy
razem?
- Muszę sama z
nią o tym pogadać. Wiesz dobrze jak ona na Ciebie reaguje. Sam widziałeś… -
skradł mi całusa. – No proszę Cię.
- Ok., ok.
Będę leciał. Mam konferencję prasową. – odnalazł swój telefon komórkowy przy
kanapie i wrócił z powrotem do mnie. – Widzimy się po południu?
- Po południu
nie mogę, mam pracę. Ale wieczorem jak najbardziej. – odwzajemniłam pocałunek.
- Znów praca?
- Mam sesję
ślubną na plaży. Musimy zdążyć przed zapowiadaną ulewą. – spojrzałam na
zegarek, który wskazywał dziewiątą trzydzieści. – Powinnam wyrobić się do
osiemnastej.
- Napisz jak
skończyć to po Ciebie przyjdę. – ponownie skradł mi całusa w usta. Uśmiechnęłam
się widząc jak znika za drzwiami i weszłam do sypialni, gdzie swoje rządy
sprawowała „pani mama”.
- Co to miało
być? – spytała, kiedy tylko mnie zauważyła. – Marc? Marc Bartra? Ten sam, z
którym spotykałaś się w liceum? Ten sam, który zerwał z Tobą na studniówce i
przez którego nie poszłaś na studia?
Oczywiście nie
byłaby sobą, gdyby nie wytknęła każdego najmniejszego błędu jaki popełniłam w
swoim życiu. Długo nie mogłam podnieść się po zerwaniu z Marc’iem i przegapiłam
termin składania papierów na uniwersytecie. W rezultacie nie poszłam na studia,
co złamało serce mojej rodzicielce. Szybko zaaklimatyzowałam się w pracowni
brata, a mama coraz rzadziej wspominała moje wykształcenie.
- Mamo, daj
już spokój, ok.? – usiadłam na skraju łóżka, tuż przy przeciągającej się na
wszelkie sposoby Lily. – Wyspana? – mała przytaknęła i zeskoczyła z wielkim
hukiem z łóżka. Zalałam jej płatki mlekiem i podałam w kuchni.
Mama zajęła
się Matteo, który znowu zaczął dokazywać. Nakarmiła go i przebrała w świeże
śpioszki. Kiedy mały zajadał się butelką, ona wstawiła czajnik na kawę.
- Nie mogę się
pogodzić z tym co zobaczyłam. Biegniesz za nim na jedno kiwnięcie palca. Co on
ma takiego w sobie, że nie możesz o nim zapomnieć? – nasypała do kubków kawy i
zalała wrzątkiem. Wyjęłam z lodówki mleko i postawiłam na stole. Wzruszyłam
jedynie ramionami jako odpowiedź na jej pytanie i zajęłam się kawą. – Gdyby
tata wiedział…
- Nie musi o
niczym wiedzieć… póki co. Prawda? – ojciec reagował jeszcze bardziej
alergicznie na piłkarza. To on odbierał mnie z feralnej studniówki, kiedy
wracałam zapłakana do domu. Chciał mu skopać buzię na kwaśnie jabłko, ale nie
pozwoliłam mu na to. Wiedziałam dobrze, że nie zareaguje pozytywnie na fakt, że
znów się z nim spotykam, ale wiedziałam również, że kiedyś będę musiała mu o
tym powiedzieć. – Strasznie to wszystko przeżywasz. – skomentowałam.
- Mam Ci
przypomnieć jak Ty to przeżyłaś?
- Mamo, nie
pierwszy raz chłopak ze mną zerwał, albo ja z nim. I zapewne nie ostatni, więc
daruj sobie te wszystkie docinki. Póki co spotykam się z Marc’iem i jest ok.
Nie chcę niczego zapeszać.
- Przypomniał
sobie jaka jesteś piękna i znów owinął Cię wokół palca. Wiesz, że to tylko jego
kaprys. Znudzi się i znów pobiegnie za jakąś modelką. Tacy są piłkarze. –
rodzicielka wzruszyła ramionami i próbowała się do mnie uśmiechnąć, ale jej to
nie wyszło.
- Mówisz tak
ze swojego doświadczenia? – syknęłam.
Dobrze
wiedziałam o czym mówiłam. Tato był w młodości piłkarzem, który odnosił spore
sukcesy zawodowe w Hiszpanii. Pod koniec lat osiemdziesiątych, zaraz po
narodzinach Luki, miał przejść do jednego z najlepszych klubów angielskich, ale
koszmarna kontuzja całkowicie wykluczyła go z dalszej kariery sportowej. Zajął
się interesami i tak mu już zostało. Nigdy nie zapomniał o piłce i dalej
chętnie w nią kopie, jeździ na mecze i kibicuje. Wie jednak jacy piłkarze są i
kiedy dowiedział się o moim związku z początkującym piłkarzem, Marc’iem, wpadł
w szał. Od razu chciał mnie zamknąć na klucz i nie wypuszczać. Kiedy
zerwaliśmy, ciągle wypominał mi, że to było jasne do przewidzenia. Gdyby
dowiedział się, że znów spotykam się z piłkarzem (i w dodatku tym samym), to
nie skończyło by się najlepiej. Wolałam zachować wszystko w tajemnicy przed
nim, najdłużej jak tylko się da.
- Nie sądzisz,
że tata dowie się wszystkiego prędzej czy później? Lepiej mu powiedz o tym od
razu. Z czasem przywyknie do tego, że jego córka spotyka się z donżuanem.
- Mamo… -
jęknęłam. – On naprawdę się zmienił. Skoro ja to zauważyłam, to i Ty zobaczysz.
Nie należę do tępych dziewczyn, a tak mi właśnie wmawiasz.
- Nie wmawiam
Ci niczego takiego. Chciałabym, żebyś spotykała się z kimś bardziej
wartościowym niż z jakimś tam piłkarzem. Czy on skończył jakąś szkołę? To, że
przypakuje na siłowni i wyrobi parę mięśni, nie czyni z niego niewiadomo kogo.
Otrząśnij się wreszcie.
- To jest moje
życie i sama decyduję o tym z kim się spotykam. – podniosłam trochę głos. Mama
machnęła ręką i zajęła się wnukami. Miałam serdecznie dość jej wizyty i
chciałam by jak najszybciej wyszła, a ona siedziała w najlepsze.
Wymigałam się
od dalszej rozmowy, sesją zdjęciową młodej pary. Oczywiście nie obyło się od
pytań, o to kiedy i ja będę mieć taką sesję. Zawiesiłam na ramieniu torbę z
dwoma aparatami, do drugiej ręki wzięłam statyw i wyszłam trzaskając drzwiami.
Do faktycznej sesji miałam dwie godziny, ale nie miałam ochoty na dalszą
rozmowę. A raczej wzajemne oczernianie i dogryzanie. Wpadłam do Leo, który
siedział w pracowni i obrabiał ostatnią sesję zdjęciową.
- Cześć. –
położyłam pod ladą swoje torby i ucałowałam go w policzek na powitanie.
- A Ty co tu
robisz? – spojrzał na mnie zdezorientowany. – I czemu masz taką bojową minę?
Pokłóciłaś się z Marc’iem?
- Gorzej. –
usiadłam na krześle. – Z mamą.
Opowiedziałam
mu pokrótce co wydarzyło się dzisiejszego ranka. Leo miał wielką ochotę by zaśmiać
się głośno, ale widząc moją złowieszczą minę, musiał sobie darować dalsze docinki.
- Cóż, Twoja
mama może i ma trochę racji… ale Ty też masz. Już wiem po kim odziedziczyłaś
temperament. – puścił mi oczko.
- To chyba nie
gadałeś z moim ojcem. – westchnęłam.
- Miałem
okazję na weselu Twojego brata, ale jakoś nie odniosłem wrażenia, że jest taki
jak go Ty opisujesz.
- Wiesz jak to
jest przy gościach… Mam ochotę płakać z bezradności. I jeszcze matka ględziła
non stop, że Marc znów mnie rzuci i znów będę mieć złamane serce.
- Gdybym tak
myślał za każdym razem gdy wchodzę w związek to prawdopodobnie nigdy nie byłbym
zakochany. – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. – Kochasz Marc’a, a on
Ciebie. I to jest najważniejsze. Nie jakieś gadki szmatki Twojej mamy. Jesteś
dorosła, samodzielna i nie musisz się jej we wszystkim słuchać.
- I jeszcze
jej ciągła gadka o studiach… jakby to był jakiś święty obowiązek, że muszę
skończyć szkołę wyższą. Nie obchodzi jej to, że skończyłam tysiące kursów,
projektów i wszystkie kończyłam z wyróżnieniem. To się dla niej nie liczy, bo
nie mam papierka z głupim „mgr”.
- Nigdy nie
myślałaś, żeby iść na studia?
- Oczywiście,
że myślałam. No, ale wiesz jak jest… nie mam czasu dla siebie, a co dopiero,
żeby chodzić do szkoły. Zresztą jestem za stara, żeby zaczynać studia. –
machnęłam ręką.
- Masz 23 lata
i niby jesteś stara? – spojrzał na mnie rozbawiony. – Mi niedługo stuknie
trzydziestka! – otworzył laptopa, którego trzymał na kolanach i skupił wzrok na
wyświetlaczu. – Na barcelońskiej politechnice jest właśnie drugi nabór na
studia zaoczne. I… jest fotografia… - usiadłam obok niego i spojrzałam na
ekran. Rzeczywiście tak było. Prowadzono rekrutację na uczelni na wszystkich
wydziałach. – Jak masz na drugie imię?
- Maria. –
zauważyłam, że zaczyna wypełniać puste pole zgłoszeniowe. – Co Ty wyprawiasz?
- Zapisuję Cię
na studia. – odpowiedział z uśmiechem. – Czyli Isabell Maria Alonso Miramontes…
podaj adres zameldowania.
- A czy ja się
zgodziłam na to byś mnie gdziekolwiek zapisywał?
- No daj
spokój. Przecież nie jest powiedziane, że musisz tam iść… może się nie
dostaniesz, a jeżeli tak, to sama zadecydujesz czy tam iść. Ja tylko robię za
Ciebie pierwszy krok. No dalej, podaj mi ten adres.
Podałam mu
wszystkie dane oraz informacje potrzebne do wysłania zgłoszenia. Byłam dziwnie
podekscytowana, ale nie chciałam tego po sobie dać poznać. Przecież nie
wybierałam się na uniwersytet w najbliżej przyszłości. Leonardo zrobił wielki
błąd, że wysłał to zgłoszenie. Tak przynajmniej chciałam myśleć.
Wyszłam ze
studia po ponad godzinie. Dotarłam na La Barceloneta po kwadransie marszu.
Mijałam wiele wycieczek szkolnych oraz zorganizowanych grup turystycznych,
które szturmem zdobywały barcelońską plażę. Słyszałam wiele obcych języków, jazgot
skuterów i płacz dzieci, które domagały się zakupu jakiejś tandetnej pamiątki z
kramiku przy wejściu na plażę.
Kiedy tylko
poczułam piasek w swoich sandałach, od razu je zdjęłam. Nie lubiłam przekopywać
się przez małe wydemki w butach, ponieważ było to nieziemsko niewygodne.
Musiałam jednak je założyć na stopy, bo temperatura piasku była nie do
zniesienia. Upał dawał się chyba wszystkim we znaki, a ja jak na złość
założyłam czarną koszulkę.
- Mam masę
pomysłów. – zaczęłam na wstępie widząc podchodzącą do mnie młodą parę. –
Przygotujcie się i zaczynamy.
Panna młoda
miała całkiem ładną suknię ślubną do kolan. Na stopach miała nowiutkie
conversy, które dodawały humoru całej stylizacji. Podobało mi się, że nie
postawiła od razu na klasyczne szpilki, które zapewne utknęłyby w piasku. Pan
młody miał śmieszny krawat, który idealnie dopełniał stylizację swojej żony.
Widać było, że strasznie się kochają, ponieważ już od pierwszych ujęć, zdjęcia
wychodziły nieziemsko.
Słońce prażyło
moje ciało, które wprost domagało się odrobiny cienia. Podczas chowania swojego
fotograficznego sprzętu do torby, wysłałam sms do Marc’a. Miałam już dziś wolne
i chciałam spędzić z nim trochę czasu. Przyjechał po mnie niedługo po tym jak
odpisał mi na wiadomość. Przewiesił przez ramię moją torbę z aparatem i złapał
mnie w pasie.
Przy wyjściu z
plaży dorwali nas fani FC Barcelony, którzy wprost rzucili się na Marc’a. Znów
wcieliłam się w rolę fotografa i pstrykałam zdjęcia najróżniejszymi modelami
aparatów, które wcisnęli mi do ręki. Kibice nie byli na szczęście zbyt nachalni
i już po paru chwilach uścisków, buziaków, sweet foci, mogliśmy udać się do
samochodu. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie, a widząc w progu
mieszkania chłopaka jego mamę, wiedziałam, że dzień się jeszcze dla mnie nie
skończył.
**************************************
Witajcie. Jak mijają
Wam wakacje? Ja właśnie bukuje bilety na mój wymarzony wyjazd :-) Już się nie
mogę doczekać wyjazdu! Pogoda trochę niewakacyjna, ale mam nadzieję, że wkrótce
się poprawi.
Dziękuję za komentarze :-)
q co to, zjazd rodzinny w dwóch różnych domach się zrobił? hhaha
OdpowiedzUsuńBoże, Marc... umieram jak go widzę hahaha
Czekam na nowość :*
To trochę trudny odcinek, bo jestem nieco rozdarta i nie wiem do końca, której opinii się kurczowo trzymać. Bo z jednej strony przyznaję całkowitą rację matce Isabell, która pamięta, co działo się po tym, jak Marc zostawił ją w liceum. Notabene zobaczenie go półnagiego w mieszkaniu córki, podczas gdy w pokoju obok znajdowały się małe dzieci, dolał jedynie oliwy do ognia. Chyba nie można było spodziewać się po tej wizycie niczego innego. Od tego właśnie mamy rodziców, żeby wytykali nam błędy, ale nie po to, by nas tylko zganić, wskazać, jacy jesteśmy źli, niedobrzy i nieodpowiedzialni, ale właśnie żeby przed czymś uchronić. W tym wypadku przed kolejnym złamanym sercem. Mama Isabell zna tylko jedną stronę ich opowieści. Tę, która zakończyła się lata temu, kiedy to jeszcze Marc był niedojrzałym gnojkiem, początkującym piłkarzem, który nie do końca wiedział, jak postępować, by nie popełniać błędów. On sam się w sumie do tego później przyznał, że żałuje tego, co zrobił dziewczynie wtedy podczas studniówki. Myślę, iż gdyby zechciała go poznać od nowa, zrozumiałaby to, co zrozumiała również jej córka. Tamten Marc i ten Marc to dwie zupełnie inne osoby. Tamten był dzieckiem, ten stał się prawdziwym mężczyzną potrafiącym w odpowiedni sposób zająć się ukochaną kobietą i pokazać jej, jak bardzo ważna jest. Ale jak już powiedziałam, w życiu zawsze wszystko może się zdarzyć, nie można odrzucać żadnych scenariuszy, toteż tak, podzielam obawy mamy Isabell, choć chcę w nie naprawdę szczerze wątpić i wierzyć, że zmiana chłopaka nastąpiła już permanentnie, że taki stan rzeczy utrzyma się już zawsze.
OdpowiedzUsuńDo tego jeszcze tata. Tak, ojcowie zawsze dbają o swoje ukochane córeczki, na dodatek ta jego kariera piłkarska. Poznał ten zawód od tak zwanej kuchni i doskonale wie, co młodym sportowcom w głowie - bo z pewnością nie stabilizacja. Myślę, że Isabell faktycznie powinna mu jak najszybciej powiedzieć prawdę. Im dłużej będzie zwlekała, tym ciężej przyjdzie jej zacząć tę rozmowę, a nie jest przesądzone, że ojciec i tak się dowie z jakiegoś trzeciego źródła, co na pewno nie wyjdzie nikomu na dobre. Szybkie wyznanie prawdy jest więc najlepszym wyjściem z całej tej sytuacji, tak, żeby na przyszłość nie było żadnych zgrzytów i chowanych uraz. Chociaż, przyznam szczerze, rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych, zresztą jak i samo spotkanie Marca z rodzicami Isabell, bo zakładam, iż coś takiego prędzej czy później nastąpić musi. Już po zachowaniu jej matki, dość nieprzyjemnym, wnioskuję, że jakby to ująć "będzie się działo". Mam jednak nadzieję, że krok za krokiem jakoś się dojdą.
Druga sprawa - studia Isabell. Oczywiście w dzisiejszym świecie bez dobrych podstaw jeśli o wykształcenie chodzi rzadko można dorwać dobrą pracę - bez znajomości ma się rozumieć, dlatego znowu muszę po części przyznać rację jej mamie (zauważyłam, że w wielu opowiadaniach zgadzam się z rodzicami bohaterów, to chyba znak, iż się starzeję). Mogę się założyć, że moja rodzicielka zareagowałaby w ten sam sposób, gdybym olała dalszą edukację. I to nie chodzi o sam fakt i czerpanie przyjemności ze zganienia dziecka, jak już powiedziałam, rodzice od tego są - muszą naprowadzać na właściwą drogę. Mama Isabell martwi się o nią i o jej przyszłość. Dlatego też daję Leo plusa za zaradność. On ma strasznie dobry wpływ na dziewczynę, jest świetnym przyjacielem. Zawsze posłuży radą, wyjaśni, podtrzyma na duchu i mam wrażenie, że naprawdę potrafi do niej dotrzeć. Już sam fakt wysłania za nią formularzy - pierwszy, najtrudniejszy krok za Isabell. Nie widzę przeszkód, by studiowała zaocznie. Okej, w La Torturze zawsze jest multum pracy, ale jakoś chyba we trójkę sobie poradzą, a ona zdobędzie papierek i zapewne douczy się tego czy owego. Kursy i szkolenia kursami i szkoleniami, ale to jednak nie studia, dlatego trzymam kciuki za pozytywny obrót tej sprawy.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie strasznie powód, dla którego również mama Marca postanowiła tego dnia odwiedzić swoją pociechę i co to znaczy dla Isabell. Bo chyba nie jest tak, że kobieta jej w jakiś sposób nie lubi i podniesie podobną awanturę do tej, jaką rano wywołała pani Miramontes.
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego wyjazdu, ja sama jutro wylatuję do, mam nadzieję, słonecznej Barcelony na tydzień panieński, że tak to ujmę.
Obyś porządnie naładowała baterie podczas wyjazdu :*
PS. Chyba nieco się zrehabilitowałam tym komentarzem za tamten poprzedni, który nie należał do najlepszych :)
Wszystkie Twoje komentarze są wspaniałe - bez wyjątku! :-)
UsuńZapraszam na prolog na http://entre-los-mundos.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń+
obiecuję, że jak najszybciej nadrobię rozdziały ;*
Super zapraszam do siebie na epilog http://dopoki-smierc-nas-nie-rozlaczy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń