Wieczór
rozkręcił się na dobre. Miałam nieodzowne wrażenie, że grupka dziewczyn, w
której skład wchodziła między innymi Dolores i Linda, obgaduje mnie za moimi
plecami. Nie zamierzałam się jednak nimi przejmować i wdałam się w rozmowę z
Bruną o jej nowym serialu, który kręci w Brazylii. Amelia, która pojawiała się
co jakiś czas, wtrącała kilka zdań i przenosiła się do innych, chciała by każdy
w jej domu nie był skrępowany i miał z kim rozmawiać.
Śmiałam się z
Loreną na temat ostatniego meczu chłopców. Alexis wywinął orła, kiedy próbował
przejąć piłkę, potykając się o swoje własne nogi. Oczywiście nie był to powód
do śmiechu, ale to, że przy okazji obsunął trochę spodenki i zaprezentował
trybunom swoje wdzięki... Szybko jednak się zorientował, że paraduje w negliżu,
podciągnął spodenki i ku swojemu zaskoczeniu, został wygwizdany przez to przez
damską część widowni.
- Dziękuję wam
za miły wieczór. Fajnie było się spotkać
z dziewczynami i poplotkować. – zostałam wyściskana przez Lorenę, Brunę i
Antonellę, które wyszły ze mną do przedpokoju.
- Szkoda, że
już uciekasz. – westchnęła pierwsza z nich.
- Mam sesję na
plaży przy tle wschodzącego słońca, więc muszę wstać naprawdę wcześnie. Jeszcze
raz dziękuję i mam nadzieję do zobaczenia. – uśmiechnęłam się szeroko.
Wymieniłyśmy
się numerami telefonu, po czym wyszłam przed budynek do taksówki, która właśnie
podjechała na podjazd.
Marc wysłał mi
sms, że nie wywinie się tej nocy i musi ją spędzić w swoim rodzinnym domu. Jego
matka wymyśliła, że z samego ranka spotkają się wspólnie z dziadkami i nie było
mowy o tym, by jej młodszy syn miał być wtedy nieobecny. Zresztą i tak mało
czasu spędzał w rodzinnych stronach, więc chwila wśród najbliższych była jak
najbardziej wskazana.
Dzień
rozpoczęłam o czwartej rano, koczując wraz z nowożeńcami na plaży przy akompaniamencie
dwóch aparatów fotograficznych. Wymyślili sobie wschód słońca jako motyw
przewodni ich wesela (o ile tak w ogóle się da) i musiałam marznąć nim słońce
nie wzeszło nad morze.
Przeciągając
się, ziewając i paląc drugiego papierosa tego ranka, weszłam do La Tortura,
gdzie urzędował mój brat.
- Cześć!
Myślałam, że wracasz do pracy po weekendzie. – uściskałam go mocno i odebrałam
kubek świeżo zaparzonej kawy.
- Melinda
wyszła ze szpitala i czuje się zdecydowanie lepiej. Miałem wyrzuty sumienia, że
zostawiłem was z tym wszystkich samych, więc wróciłem najszybciej jak się dało.
- Na szczęście
Melinda jest już zdrowa, a naprawdę się o nią martwiłam. Co to za wirus?
- Tropikalny,
nie pamiętam nazwy, złapała go jedząc jakieś owoce. Całe szczęście, że
dzieciaki się nie zaraziły.
- Dokładnie
tak. A jak tam maluchy?
- Przez
ostatni czas siedziały u dziadków i dawały się im we znaki. – zaśmiał się
głośno. – Mam nadzieję, że dały mamie popalić, bo ostatnio była nie do
zniesienia.
- Tobie też
dała się we znaki?
- A jakże! –
klasnął w dłonie. – Zawsze myślałem, że jest równą babką po pięćdziesiątce, ale
kiedy dowiedziała się, że będzie drugi raz babcią to jej odbiło. Nagle
twierdzi, że jest stara, że niedługo pożyje… a powtarza to co pięć sekund!
- Serio ludzie
powariowali… opieprzyła mnie ostatnio, że przenocowałam na kanapie Marc’a. To w
tym złego? Czy dziwnego?
- Słyszałem,
że między wami to coś „na poważnie”. – westchnął. – Mam nadzieję, że tym razem
nie skończy się jak ostatnio.
- Od kogo
słyszałeś? – zmrużyłam oczy.
- Spotkałem
ostatnio Pique na mieście. – przytaknęłam od razu, zauważając, że piłkarz
należy do klubowej elity, która nie potrafi utrzymać języka za zębami. Ale nie
mogłam się spierać z bratem i przyznałam, że od jakiegoś czasu regularnie
spotykam się z Marc’iem. I nie zamierzałam się mu z tego w żaden sposób
tłumaczyć.
Spoglądałam na
otwartą przeglądarkę internetową i pocztę, która wskazywała na nową wiadomość.
Nie mogłam odebrać jej od razu, ponieważ zbyt mocno się denerwowałam, a widząc
nadawcę (Universitat Politècnica de Catalunya) zaczęło drżeć całe moje ciało.
- Cześć! –
usłyszałam radosny głos Leo, który wszedł bez pukania do mojego mieszkania.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym wyjął zza pleców butelkę mojego
ulubionego wina. – Pomyślałem, że posiedzimy, wypijemy winko i ponarzekamy na wszystkich
facetów, którzy złamali nam serca.
- Co się
stało? Coś z Ricardo? – spojrzałam na niego uważnie i zamknęłam laptopa,
którego odłożyłam na stolik.
- Nie
umieliśmy dogadać się w najprostszych kwestiach typu kto u kogo nocuje, więc
nie było sensu tego ciągnąć. – usiadł na skraju kanapy. – On tak stwierdził.
Podałam mu
pudełko chusteczek higienicznych, jakby przewidując jego załamanie nastroju.
Był zraniony, a ja nie chciałam dokładać mu swoich zmartwień, dlatego
otworzenie maila odłożyłam na później.
- Chodź. –
wyciągnęłam do niego ramiona i już po chwili szatyn łkał rzewnie do mojego
rękawa. – Wszystko będzie dobrze.
Zobaczysz.
- Jak on mógł
mi to zrobić? Kiedy zaczynałem się angażować? Co za cham i prostak! –
przyniosłam z kuchni korkociąg i szybko rozprawiłam się z otwieraniem butelki.
Nalałam nam do kieliszków wina i wróciłam na kanapę, gdzie rozłożył się
przyjaciel. – No co jest ze mną nie tak? No co?
- Kochanie. –
złapałam go za ramię. – Spotykaliście się dopiero jakiś czas. Nie zdążył nawet
dostrzec jaki wyjątkowy jesteś. Skoro nie odwzajemnił Twoich uczuć, to jego
strata! Znajdziesz kogoś o stokroć lepszego, gwarantuję Ci to.
- Ale on…
naprawdę myślałem, że „to ten”. Głupi wydawało mi się… - ponownie zalał się
łzami. - …wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Jak Ty i Marc.
- Nie jesteśmy
najlepszym przykładem. – wtrąciłam. – Pamiętasz nasze początki?
- A kto
wspomina początki? Czy teraz nie jest idealnie? – niechętnie przytaknęłam
głową. – No widzisz. – wytarł nos w chusteczkę. – Też chcę takiego związku!
Chcę dostać klucze od mieszkania, chcę budzić się przy ukochanym i chcę poznać
jego rodzinę. Chyba jestem na tyle dobry, by przedstawić mnie rodzicom, prawda?
- Oczywiście,
że tak. – zaśmiałam się głośno.
- Ricardo
nawet nie pomyślał o tym. Zasugerowałem delikatnie, ale…
- Chwila, co?
– przerwałam mu od razu. – Spotykaliście się od dwóch tygodni, a Ty już
chciałeś poznać jego rodziców?
- Tak mi się
wymsknęło. – poruszał bezradnie ramionami.
- Kochanie,
nie robi się takich rzeczy. Ricardo poczuł się przytłoczony tym wszystkim.
Dopiero co byliście na pierwszej randce, a Ty już wyskakujesz z rodzicami?
- W Twoich
ustach brzmi to całkiem niedorzecznie. – wyjął kolejną chusteczkę. – Co mam
zrobić?
- Pij. –
podałam mu pod nos kieliszek, który opróżnił jednym zamachem. Uśmiechnęłam się
do niego pocieszająco i objęłam ramieniem. Było mi strasznie przykro widząc
przyjaciela w takim stanie. Łkał naprzemiennie z wycieraniem nosa i ponownie
zalewał się rzewnym płaczem.
Zaproponowałam
mu nocleg na kanapie, jako iż nie był w stanie ustać na nogach. Po wypitym
winie, otworzyłam swój barek, który dzięki Alexis’owi zawsze był zaopatrzony w
mocne alkohole. Wlał w siebie zbyt wiele, ale nie miałam nic przeciwko. Im
bardziej się znieczulił, tym mniej myślał o Ricardo.
- Halo? – odebrałam komórkę zamykając
drzwi w sypialni i usiadłam na łóżku po turecku.
- Cześć, Bella. – w słuchawce usłyszałam
pogodny głos Marc’a, który mimowolnie poprawił mi humor. – Co słychać?
- Hej, Marc. Położyłam na kanapie Leo, który zalał się w trupa po tym jak zostawił
go chłopak… a Ty dalej w domu? – złapałam poduszkę, która leżała z boku i
wtuliłam się w nią z całej siły.
- Mama mnie zatrzymała… miałem wyjechać
wieczorem, ale zaprosiła gości i zorganizowała kolejną wystawną kolację z
okazji jej urodzin. Musiałem zostać… - westchnął. – Ale z samego rana wracam do Barcelony.
- Cieszę się. Zdążyłam się za Tobą stęsknić.
- A ja za Tobą… jak było na spotkaniu z
dziewczynami? – zaśmiałam się w odpowiedzi. – No, co? Aż tak źle?
- W zasadzie to nawet nienajgorzej… poznałam
fajne dziewczyny, z niektórymi wymieniłam się numerami telefonów. Inne były…
specyficzne. – próbowałam zabrzmieć z jak najmniejszą ilością ironii w
głosie, ale nie potrafiłam. – A w domu
jak atmosfera? Twoja mama dalej nie pała do mnie sympatią?
- Nie mów tak. – zrobił chwilę przerwy.
– Lubi Cię… na swój sposób. – zaśmiał
się. – Ważne, że ja Cię lubię i to
bardzo, bardzo.
- Bardzo, bardzo? – powtórzyłam po nim.
- O, tak. Gdybym mógł to byłbym z Tobą w
pokoju, właśnie w tej chwili. – zwrócił się do kogoś, kto był w jego
okolicy. – Przepraszam Cię, ale muszę
kończyć. Kuzyni wyciągają mnie na miasto.
- Tylko bez szaleństw. – zaśmiałam się.
– Bawcie się dobrze.
- Dziękuję. Śpij dobrze. – cmoknęłam do
słuchawki w odpowiedzi i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Przed
położeniem się, zaglądnęłam jeszcze na śpiącego Leonardo, by mieć pewność, że
wszystko z nim ok. Spał jak niemowlę, przytulony do jednej z moich włochatych
poduszek, które użyczyłam mu na noc. Uśmiechnęłam się na jego widok i zamknęłam
się w sypialni.
Obudził mnie
przeraźliwy krzyk. Miałam wrażenie, że dalej była noc i mimowolnie sięgnęłam do
lampki nocnej, ale zdałam sobie sprawę, że jest na tyle jasno, by bez problemu
rozejrzeć się dookoła. Z początku myślałam, że do Leo i pobiegłam mu na
ratunek. Kiedy utwierdziłam się w przekonaniu, że z nim wszystko w porządku,
zauważyłam, że z przerażeniem się komuś przygląda.
- Alexis?! –
krzyknęłam podbiegając do drzwi.
- Nie chciałem
was budzić. – podniósł ręce w geście poddania się.
- To ja
narobiłem hałasu. – odrzekł Leo trzymając się za bolącą głowę.
- Nie ważne. –
złapałam przyjaciela za ramiona. – Co się stało?
- Wiesz jak
Cię kocham? Mógłbym powiedzieć nawet, że nad życie. – wyszczerzył swoje białe
kły i popchnął mnie delikatnie w stronę salonu. Zamknęłam za nim drzwi
wejściowe i zerknęłam na zegarek, który wskazywał 6:07. – Tak w ogóle to
przepraszam za porę, ale przed chwilą gadałem z rodzicami, u nich dochodziła
północ, a ja trochę straciłem poczucie czasu.
- Nie szkodzi.
– machnęłam ręką i skierowałam się do kuchni, by włączyć ekspres do kawy. –
Czemu zawdzięczam Twoją wizytę i to wyznanie? – wychyliłam się zza kuchennych
drzwi.
- Otóż… -
zaczął niepewnie i rozejrzał się po salonie. – Jest Marc?
- Nie. –
odpowiedziałam, na co brunet odetchnął z ulgą. – A co zrobiłeś? Albo… co
zamierzasz zrobić? – przyjrzałam mu się uważnie. Zaczekałam chwilę w kuchni i
nalałam do trzech kubków świeżo zaparzonej kawy. Jej zapach rozniósł się po
całym mieszkaniu, dzięki czemu Leo nie czuł nadmiernych nudności spowodowanych
wielką ilością alkoholu, którą w siebie wlał zeszłego wieczora.
- Tylko nie
bądź na mnie zła, Isabell. – odebrał ode mnie kubek i uśmiechnął się
promiennie, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Mógł powiedzieć od razu co
przeskrobał, a tak to stresował mnie tymi swoimi podchodami. – Jak już
wspomniałem… rozmawiałem z moimi rodzicami, którzy mieszkają w Tocopilla,
Chile.
- Bardzo
urzekające, ale co ja mam z tym wspólnego? – usiadłam obok Leo, który przesunął
się lekko, by zrobić mi miejsce na kanapie.
- Chodzi o to,
że moi rodzice wyczytali gdzieś w prasie, że mam dziewczynę. Nie zrobili nam
jeszcze wspólnego zdjęcia, więc wykorzystali te, dzięki którym posądzali nas o
romans. Pamiętasz? – kiwnęłam głową. – Więc myślą, że nadal się spotykamy, a ja
nie zaprzeczyłem.
- Co? –
zaśmiałam się, o mało nie oblewając się przy okazji kawą. – Żartujesz sobie?
- To pewnie
jeszcze nie koniec. – wtrącił Leo, za co lekko uderzyłam go w bok.
- Moja mama,
Martina, bardzo chce Cię poznać. Zaproponowała, żebyśmy razem przyjechali do
Chile, kiedy będę mieć najbliższy mecz reprezentacji.
- Czyli kiedy?
– spojrzałam na niego spod byka, próbując za wszelką cenę nie wpaść w atak
niekontrolowanego szału i nie powybijać komuś paru zębów.
- Za dwa dni.
– odłożyłam kubek na stolik i wrzasnęłam głośno wiązankę przekleństw, którą
zawsze miałam w zanadrzu. – Zwariowałeś do reszty?!
- Nie znasz
mojej rodziny. Gdyby wiedzieli, że Laia była striptizerką to umarliby na zawał…
wcześniej zabijając mnie. Także przyznałem, że dalej się z Tobą spotykam… na
pewno prześwietlili Cię w Internecie, a wiem, że jesteś czysta jak łza… dlatego
bez zawahania posłużyłem się Tobą.
- Posłużyłeś
się mną? – powtórzyłam za nim i powoli wstałam. Podeszłam do fotelu na którym
siedział i bez żadnych problemów uniosłam go do góry. Uderzyłam go z całej siły
otwartą dłonią w twarz i popchnęłam, by upadł na fotel. – Zwariowałeś i to do
reszty.
- Isabell,
posłuchaj! – krzyknął za mną trzymając się za obolały policzek. – Proszę! To
tylko jedna niezobowiązująca wizyta u moich rodziców! Niczego od Ciebie nie
oczekują. Będę im wmawiać, że dalej się umawiamy, a wszyscy będą zadowoleni.
- Nie chcę o
tym nawet słyszeć, jasne? – usiadłam z powrotem na miejsce obok Leo. – A co
jeśli Marc się dowie? Przecież nakopie Ci do tego tłustego tyłka.
- Dlatego
lepiej, żeby nie wiedział. Proszę, Izz… - ukląkł przede mną i spojrzał
błagalnie.
- Nie chcę
mieć przed nim żadnych tajemnic. – zaprotestowałam od razu.
- Co to
znaczy, że prześwietlili ją w Internecie? – wtrącił milczący do tej pory Leo,
którego najwyraźniej obudziła kawa, którą się raczył.
- No
normalnie. – fuknął brunet. – Sprawdzają facebooka, instagrama… wszystko co się
da. Jeżeli nie znajdą czegoś interesującego to potrafią wynająć detektywa. Nie
znacie mojej szalonej rodziny.
- No co Ty nie
powiesz. A Ty szalony w ogóle nie jesteś? – zakpiłam.
- Izz, to
tylko jedno spotkanie. Poudajemy zakochanych po uszy, a będę mieć spokój na
najbliższe pół roku. – złapał mnie za kolana. – Moja mama jest bardzo religijna
i gdyby dowiedziała się o poprzedniej pracy Lai… nie wiem jakby to zniosła. A
tak uważają, że dziewczyna ich syna jest fotografem i to dobrym. Widzieli Twoje
zdjęcia w sieci… są zachwyceni.
- A kto by nie
był? – burknęłam pod nosem. – Alexis… tym razem ostro przesadziłeś, mam
nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Tak, wiem.
Ale pomóż mi! – złożył ręce i spojrzał na mnie jeszcze bardziej błagalnym
wzrokiem niż do tej pory. – Oni naprawdę dadzą sobie spokój gdy Cię zobaczą. Ja
w tym czasie będę się normalnie umawiać z Laią, a oni nie będę niczego
podejrzewać.
- A jeśli
zrobią Wam przez przypadek zdjęcia, które trafią do prasy, a oni je zobaczą? Co
wtedy?
- Będę uważny.
Do tej pory myśleli, że spotykam się z Ramoną, dziewczyną, z którą byłem na
studniówce, a zerwałem z nią tydzień po balu. Oni nie wiedzą jak tutaj żyję, że
nie chodzę do kościoła, że spotykam się z różnymi dziewczynami…stwórz ze mną tę
iluzję choć na jeden wieczór. Proszę, Isabell. Zrobię dla Ciebie cokolwiek.
Tylko jedź ze mną do moich przeklętych rodziców.
- Muszę to
przemyśleć. – wzruszyłam beznamiętnie ramionami. – To wszystko… to jeden wielki
cyrk. Bądź tego świadom, że nie traktuję Cię od teraz poważnie. Zamiast
przyznać się rodzicom… w końcu jesteś na litość boską dorosły! Ty traktujesz
ich jak głupców. Skoro sam twierdzisz, że potrafią wynająć detektywa, to
myślisz, że do tej pory tego nie zrobili? Zastanów się, Alexis.
- Być może,
ale utwierdzimy ich w przekonaniu, że jesteśmy razem i że jesteśmy zakochani. –
złapał mnie za ramiona. – Jesteś najporządniejszą dziewczyną jaką znam. Nic na
Ciebie nie znajdą.
- Zdziwiłbyś
się. – zaśmiał się głośno Leo, ale przestał widząc mój morderczy i złowieszczy wzrok.
- Jesteś
niemożliwy. – zrzuciłam jego dłonie z ramion. – Jeżeli Marc będzie chciał Cię
zabić… nie będę Cię bronić. Jasne?
- Kocham Cię,
mała! – rzucił się na mnie, o mało nie miażdżąc mi żeber i nie całując po
policzkach mnie na śmierć.
- Jesteś
niższy ode mnie, Amigo. – odepchnęłam go i znów wylądował na kolanach. Było mi
go żal. Faktycznie nie był w ciekawej sytuacji, ale po co mnie do tego
wszystkiego mieszał? Każdy mógł żyć swoim życiem, a zdjęcia, które kiedyś
zrobili nam paparazzi poszłyby w niepamięć. Moją na pewno! Chciałam śmiać się z
jego słów i podejść do sprawy na luzie, ale nie potrafiłam. Miałam jednak
więcej obaw niż przypuszczałam. Nie chciałam jechać do Chile i poznawać
rodziców Alexis’a. A co jeśli faktycznie by mnie polubili i oczekiwaliby mnie
na każdej możliwej rodzinnej uroczystości? Wiedziałam dobrze, że pomysł
piłkarza był niedorzeczny i prędzej czy później musiało wyjść wszystko na jaw.
Ale kto o zdrowych zmysłach wpada na tak szalony pomysł?
.
.
.
Alexis?
*************************************************
Hej! Strasznie dawno
tu nic nie pisałam, ale wydaje mi się, że wreszcie dostałam weny, by coś
wymyślić nowego. Także zamykam się w pokoju i tworzę :-)
Pozdrawiam!
PS: kogoś nowego informować? Pisać!
PS: kogoś nowego informować? Pisać!
Coś czuje że ten wyjazd namiesza ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na część dalszą :)
Myślę, że namiesza i to bardzo. Pozdrawiam :-)
UsuńPozwól, że zacznę od końca, bo to mnie najbardziej zaintrygowało. Jak Alexis, nawet będąc słodziutkim, głupiutkim Alexisem, mógł wpaść na równie głupi pomysł?! Z tego wyniknie tragedia, coś tak czuję. Co innego, gdyby najpierw poszedł do Marca, wytłumaczył całą sytuację i zapytał, czy może "pożyczyć" Isabell na kilka dni, by zadowolić rodziców żyjących w niewiedzy, ale zwracać się do niej i prosić, żeby ukryła cały wyjazd przed swoim chłopakiem? Nie, nie, nie. Marc na pewno się dowie, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, a gdy już się dowie, zrobi się bardzo nieciekawie. Isabell nie powinna godzić się na taki układ, chyba dobrze wie, do czego prowadzi nieuczciwość w związku. Chęć pomocy przyjacielowi to jedno, a brak tajemnic drugie.
OdpowiedzUsuńCo do Leo. Przykro mi, że jego związek jednak nie wypalił, ale chyba umiem trochę postawić się w sytuacji tego chłopaka. Insynuowanie chęci poznania rodziców po kilku randkach to za dużo. Pewnie przestraszył się, że Leo za szybko chce się wiązać na stałe, a on jeszcze nie zdążył zdefiniować swoich uczuć co do niego.
Brakowało mi w tym rozdziale Marca i mam nadzieję, iż wreszcie wróci od rodziców i że na tej wizycie udało mu się przekonać matkę do Isabell. W końcu jeśli myślą o sobie poważnie muszą stawić czoła rodzicom. A odnośnie imprezy. Faktycznie niektóre z dziewczyn są naprawdę sympatyczne i mają coś do powiedzenia, dlatego Isabell słusznie zrobiła integrując się właśnie z nimi i nie zwracając uwagi na wypindrzone panienki obgadujące ją.
Pozdrawiam :*
Nawet nie wiesz jaką trudność sprawia mi wymyślanie głupot Alexis'a :D myśle: jak co bym zrobiła, a potem pisze zupełnie na odwrót :-) Pozdrawiam :*
UsuńSuper <3
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Blog Award.
Więcej możesz się dowiedzieć tu: http://poderfcbarcelona.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html
Dzięki za nominację, ale nie bawię się w te gry :-) Pozdrawiam!
UsuńHahaha, Alexis rozwala, serio. Ogólwie cały rozdział jak zawsze świetny <3 Mimo, że Alexis głupio robi to czekam na wyjazd i jestem ciekawa co się stanie ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam na drugi rozdział na: http://entre-los-mundos.blogspot.com/
Czego ten Alexis nie wymyśli... Marc go przecież udusi gołymi rękami!
OdpowiedzUsuńW życiu się nie zgodzi by Izz poleciała do Chile :p
Never ever
Czekam na nowość :*
Dopiero teraz wpadłam na twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńNa wstępie muszę powiedzieć, że jest mega wciągający i czytałam go 6 godzin bez przerwy :D
A jeśli chodzi o rozdział jak zawsze świetny *^* czuję, że będą problemy z tego ich wyjazdu. :/