28.08.2014

Chapter 27


Wieczór rozkręcił się na dobre. Miałam nieodzowne wrażenie, że grupka dziewczyn, w której skład wchodziła między innymi Dolores i Linda, obgaduje mnie za moimi plecami. Nie zamierzałam się jednak nimi przejmować i wdałam się w rozmowę z Bruną o jej nowym serialu, który kręci w Brazylii. Amelia, która pojawiała się co jakiś czas, wtrącała kilka zdań i przenosiła się do innych, chciała by każdy w jej domu nie był skrępowany i miał z kim rozmawiać.
Śmiałam się z Loreną na temat ostatniego meczu chłopców. Alexis wywinął orła, kiedy próbował przejąć piłkę, potykając się o swoje własne nogi. Oczywiście nie był to powód do śmiechu, ale to, że przy okazji obsunął trochę spodenki i zaprezentował trybunom swoje wdzięki... Szybko jednak się zorientował, że paraduje w negliżu, podciągnął spodenki i ku swojemu zaskoczeniu, został wygwizdany przez to przez damską część widowni.

- Dziękuję wam za  miły wieczór. Fajnie było się spotkać z dziewczynami i poplotkować. – zostałam wyściskana przez Lorenę, Brunę i Antonellę, które wyszły ze mną do przedpokoju.
- Szkoda, że już uciekasz. – westchnęła pierwsza z nich.
- Mam sesję na plaży przy tle wschodzącego słońca, więc muszę wstać naprawdę wcześnie. Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję do zobaczenia. – uśmiechnęłam się szeroko.
Wymieniłyśmy się numerami telefonu, po czym wyszłam przed budynek do taksówki, która właśnie podjechała na podjazd.
Marc wysłał mi sms, że nie wywinie się tej nocy i musi ją spędzić w swoim rodzinnym domu. Jego matka wymyśliła, że z samego ranka spotkają się wspólnie z dziadkami i nie było mowy o tym, by jej młodszy syn miał być wtedy nieobecny. Zresztą i tak mało czasu spędzał w rodzinnych stronach, więc chwila wśród najbliższych była jak najbardziej wskazana.
Dzień rozpoczęłam o czwartej rano, koczując wraz z nowożeńcami na plaży przy akompaniamencie dwóch aparatów fotograficznych. Wymyślili sobie wschód słońca jako motyw przewodni ich wesela (o ile tak w ogóle się da) i musiałam marznąć nim słońce nie wzeszło nad morze.
Przeciągając się, ziewając i paląc drugiego papierosa tego ranka, weszłam do La Tortura, gdzie urzędował mój brat.
- Cześć! Myślałam, że wracasz do pracy po weekendzie. – uściskałam go mocno i odebrałam kubek świeżo zaparzonej kawy.
- Melinda wyszła ze szpitala i czuje się zdecydowanie lepiej. Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem was z tym wszystkich samych, więc wróciłem najszybciej jak się dało.
- Na szczęście Melinda jest już zdrowa, a naprawdę się o nią martwiłam. Co to za wirus?
- Tropikalny, nie pamiętam nazwy, złapała go jedząc jakieś owoce. Całe szczęście, że dzieciaki się nie zaraziły.
- Dokładnie tak. A jak tam maluchy?
- Przez ostatni czas siedziały u dziadków i dawały się im we znaki. – zaśmiał się głośno. – Mam nadzieję, że dały mamie popalić, bo ostatnio była nie do zniesienia.
- Tobie też dała się we znaki?
- A jakże! – klasnął w dłonie. – Zawsze myślałem, że jest równą babką po pięćdziesiątce, ale kiedy dowiedziała się, że będzie drugi raz babcią to jej odbiło. Nagle twierdzi, że jest stara, że niedługo pożyje… a powtarza to co pięć sekund!
- Serio ludzie powariowali… opieprzyła mnie ostatnio, że przenocowałam na kanapie Marc’a. To w tym złego? Czy dziwnego?
- Słyszałem, że między wami to coś „na poważnie”. – westchnął. – Mam nadzieję, że tym razem nie skończy się jak ostatnio.
- Od kogo słyszałeś? – zmrużyłam oczy.
- Spotkałem ostatnio Pique na mieście. – przytaknęłam od razu, zauważając, że piłkarz należy do klubowej elity, która nie potrafi utrzymać języka za zębami. Ale nie mogłam się spierać z bratem i przyznałam, że od jakiegoś czasu regularnie spotykam się z Marc’iem. I nie zamierzałam się mu z tego w żaden sposób tłumaczyć.


Spoglądałam na otwartą przeglądarkę internetową i pocztę, która wskazywała na nową wiadomość. Nie mogłam odebrać jej od razu, ponieważ zbyt mocno się denerwowałam, a widząc nadawcę (Universitat Politècnica de Catalunya) zaczęło drżeć całe moje ciało.
- Cześć! – usłyszałam radosny głos Leo, który wszedł bez pukania do mojego mieszkania. Spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym wyjął zza pleców butelkę mojego ulubionego wina. – Pomyślałem, że posiedzimy, wypijemy winko i ponarzekamy na wszystkich facetów, którzy  złamali nam serca.
- Co się stało? Coś z Ricardo? – spojrzałam na niego uważnie i zamknęłam laptopa, którego odłożyłam na stolik.
- Nie umieliśmy dogadać się w najprostszych kwestiach typu kto u kogo nocuje, więc nie było sensu tego ciągnąć. – usiadł na skraju kanapy. – On tak stwierdził.
Podałam mu pudełko chusteczek higienicznych, jakby przewidując jego załamanie nastroju. Był zraniony, a ja nie chciałam dokładać mu swoich zmartwień, dlatego otworzenie maila odłożyłam na później.
- Chodź. – wyciągnęłam do niego ramiona i już po chwili szatyn łkał rzewnie do mojego rękawa. – Wszystko będzie dobrze.  Zobaczysz.
- Jak on mógł mi to zrobić? Kiedy zaczynałem się angażować? Co za cham i prostak! – przyniosłam z kuchni korkociąg i szybko rozprawiłam się z otwieraniem butelki. Nalałam nam do kieliszków wina i wróciłam na kanapę, gdzie rozłożył się przyjaciel. – No co jest ze mną nie tak? No co?
- Kochanie. – złapałam go za ramię. – Spotykaliście się dopiero jakiś czas. Nie zdążył nawet dostrzec jaki wyjątkowy jesteś. Skoro nie odwzajemnił Twoich uczuć, to jego strata! Znajdziesz kogoś o stokroć lepszego, gwarantuję Ci to.
- Ale on… naprawdę myślałem, że „to ten”. Głupi wydawało mi się… - ponownie zalał się łzami. - …wydawało mi się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Jak Ty i Marc.
- Nie jesteśmy najlepszym przykładem. – wtrąciłam. – Pamiętasz nasze początki?
- A kto wspomina początki? Czy teraz nie jest idealnie? – niechętnie przytaknęłam głową. – No widzisz. – wytarł nos w chusteczkę. – Też chcę takiego związku! Chcę dostać klucze od mieszkania, chcę budzić się przy ukochanym i chcę poznać jego rodzinę. Chyba jestem na tyle dobry, by przedstawić mnie rodzicom, prawda?
- Oczywiście, że tak. – zaśmiałam się głośno.
- Ricardo nawet nie pomyślał o tym. Zasugerowałem delikatnie, ale…
- Chwila, co? – przerwałam mu od razu. – Spotykaliście się od dwóch tygodni, a Ty już chciałeś poznać jego rodziców?
- Tak mi się wymsknęło. – poruszał bezradnie ramionami.
- Kochanie, nie robi się takich rzeczy. Ricardo poczuł się przytłoczony tym wszystkim. Dopiero co byliście na pierwszej randce, a Ty już wyskakujesz z rodzicami?
- W Twoich ustach brzmi to całkiem niedorzecznie. – wyjął kolejną chusteczkę. – Co mam zrobić?
- Pij. – podałam mu pod nos kieliszek, który opróżnił jednym zamachem. Uśmiechnęłam się do niego pocieszająco i objęłam ramieniem. Było mi strasznie przykro widząc przyjaciela w takim stanie. Łkał naprzemiennie z wycieraniem nosa i ponownie zalewał się rzewnym płaczem.
Zaproponowałam mu nocleg na kanapie, jako iż nie był w stanie ustać na nogach. Po wypitym winie, otworzyłam swój barek, który dzięki Alexis’owi zawsze był zaopatrzony w mocne alkohole. Wlał w siebie zbyt wiele, ale nie miałam nic przeciwko. Im bardziej się znieczulił, tym mniej myślał o Ricardo.
- Halo? – odebrałam komórkę zamykając drzwi w sypialni i usiadłam na łóżku po turecku.
- Cześć, Bella. – w słuchawce usłyszałam pogodny głos Marc’a, który mimowolnie poprawił mi humor. – Co słychać?
- Hej, Marc. Położyłam na kanapie Leo, który zalał się w trupa po tym jak zostawił go chłopak… a Ty dalej w domu? – złapałam poduszkę, która leżała z boku i wtuliłam się w nią z całej siły.
- Mama mnie zatrzymała… miałem wyjechać wieczorem, ale zaprosiła gości i zorganizowała kolejną wystawną kolację z okazji jej urodzin. Musiałem zostać… - westchnął. – Ale z samego rana wracam do Barcelony.
- Cieszę się. Zdążyłam się za Tobą stęsknić.
- A ja za Tobą… jak było na spotkaniu z dziewczynami? – zaśmiałam się w odpowiedzi. – No, co? Aż tak źle?
- W zasadzie to nawet nienajgorzej… poznałam fajne dziewczyny, z niektórymi wymieniłam się numerami telefonów. Inne były… specyficzne. – próbowałam zabrzmieć z jak najmniejszą ilością ironii w głosie, ale nie potrafiłam. – A w domu jak atmosfera? Twoja mama dalej nie pała do mnie sympatią?
- Nie mów tak. – zrobił chwilę przerwy. – Lubi Cię… na swój sposób. – zaśmiał się. – Ważne, że ja Cię lubię i to bardzo, bardzo.
- Bardzo, bardzo? – powtórzyłam po nim.
- O, tak. Gdybym mógł to byłbym z Tobą w pokoju, właśnie w tej chwili. – zwrócił się do kogoś, kto był w jego okolicy. – Przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Kuzyni wyciągają mnie na miasto.
- Tylko bez szaleństw. – zaśmiałam się. – Bawcie się dobrze.
- Dziękuję. Śpij dobrze. – cmoknęłam do słuchawki w odpowiedzi i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Przed położeniem się, zaglądnęłam jeszcze na śpiącego Leonardo, by mieć pewność, że wszystko z nim ok. Spał jak niemowlę, przytulony do jednej z moich włochatych poduszek, które użyczyłam mu na noc. Uśmiechnęłam się na jego widok i zamknęłam się w sypialni.
Obudził mnie przeraźliwy krzyk. Miałam wrażenie, że dalej była noc i mimowolnie sięgnęłam do lampki nocnej, ale zdałam sobie sprawę, że jest na tyle jasno, by bez problemu rozejrzeć się dookoła. Z początku myślałam, że do Leo i pobiegłam mu na ratunek. Kiedy utwierdziłam się w przekonaniu, że z nim wszystko w porządku, zauważyłam, że z przerażeniem się komuś przygląda.
- Alexis?! – krzyknęłam podbiegając do drzwi.
- Nie chciałem was budzić. – podniósł ręce w geście poddania się.
- To ja narobiłem hałasu. – odrzekł Leo trzymając się za bolącą głowę.
- Nie ważne. – złapałam przyjaciela za ramiona. – Co się stało?
- Wiesz jak Cię kocham? Mógłbym powiedzieć nawet, że nad życie. – wyszczerzył swoje białe kły i popchnął mnie delikatnie w stronę salonu. Zamknęłam za nim drzwi wejściowe i zerknęłam na zegarek, który wskazywał 6:07. – Tak w ogóle to przepraszam za porę, ale przed chwilą gadałem z rodzicami, u nich dochodziła północ, a ja trochę straciłem poczucie czasu.
- Nie szkodzi. – machnęłam ręką i skierowałam się do kuchni, by włączyć ekspres do kawy. – Czemu zawdzięczam Twoją wizytę i to wyznanie? – wychyliłam się zza kuchennych drzwi.
- Otóż… - zaczął niepewnie i rozejrzał się po salonie. – Jest Marc?
- Nie. – odpowiedziałam, na co brunet odetchnął z ulgą. – A co zrobiłeś? Albo… co zamierzasz zrobić? – przyjrzałam mu się uważnie. Zaczekałam chwilę w kuchni i nalałam do trzech kubków świeżo zaparzonej kawy. Jej zapach rozniósł się po całym mieszkaniu, dzięki czemu Leo nie czuł nadmiernych nudności spowodowanych wielką ilością alkoholu, którą w siebie wlał zeszłego wieczora.
- Tylko nie bądź na mnie zła, Isabell. – odebrał ode mnie kubek i uśmiechnął się promiennie, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Mógł powiedzieć od razu co przeskrobał, a tak to stresował mnie tymi swoimi podchodami. – Jak już wspomniałem… rozmawiałem z moimi rodzicami, którzy mieszkają w Tocopilla, Chile.
- Bardzo urzekające, ale co ja mam z tym wspólnego? – usiadłam obok Leo, który przesunął się lekko, by zrobić mi miejsce na kanapie.
- Chodzi o to, że moi rodzice wyczytali gdzieś w prasie, że mam dziewczynę. Nie zrobili nam jeszcze wspólnego zdjęcia, więc wykorzystali te, dzięki którym posądzali nas o romans. Pamiętasz? – kiwnęłam głową. – Więc myślą, że nadal się spotykamy, a ja nie zaprzeczyłem.
- Co? – zaśmiałam się, o mało nie oblewając się przy okazji kawą. – Żartujesz sobie?
- To pewnie jeszcze nie koniec. – wtrącił Leo, za co lekko uderzyłam go w bok.
- Moja mama, Martina, bardzo chce Cię poznać. Zaproponowała, żebyśmy razem przyjechali do Chile, kiedy będę mieć najbliższy mecz reprezentacji.
- Czyli kiedy? – spojrzałam na niego spod byka, próbując za wszelką cenę nie wpaść w atak niekontrolowanego szału i nie powybijać komuś paru zębów.
- Za dwa dni. – odłożyłam kubek na stolik i wrzasnęłam głośno wiązankę przekleństw, którą zawsze miałam w zanadrzu. – Zwariowałeś do reszty?!
- Nie znasz mojej rodziny. Gdyby wiedzieli, że Laia była striptizerką to umarliby na zawał… wcześniej zabijając mnie. Także przyznałem, że dalej się z Tobą spotykam… na pewno prześwietlili Cię w Internecie, a wiem, że jesteś czysta jak łza… dlatego bez zawahania posłużyłem się Tobą.
- Posłużyłeś się mną? – powtórzyłam za nim i powoli wstałam. Podeszłam do fotelu na którym siedział i bez żadnych problemów uniosłam go do góry. Uderzyłam go z całej siły otwartą dłonią w twarz i popchnęłam, by upadł na fotel. – Zwariowałeś i to do reszty.
- Isabell, posłuchaj! – krzyknął za mną trzymając się za obolały policzek. – Proszę! To tylko jedna niezobowiązująca wizyta u moich rodziców! Niczego od Ciebie nie oczekują. Będę im wmawiać, że dalej się umawiamy, a wszyscy będą zadowoleni.
- Nie chcę o tym nawet słyszeć, jasne? – usiadłam z powrotem na miejsce obok Leo. – A co jeśli Marc się dowie? Przecież nakopie Ci do tego tłustego tyłka.
- Dlatego lepiej, żeby nie wiedział. Proszę, Izz… - ukląkł przede mną i spojrzał błagalnie.
- Nie chcę mieć przed nim żadnych tajemnic. – zaprotestowałam od razu.
- Co to znaczy, że prześwietlili ją w Internecie? – wtrącił milczący do tej pory Leo, którego najwyraźniej obudziła kawa, którą się raczył.
- No normalnie. – fuknął brunet. – Sprawdzają facebooka, instagrama… wszystko co się da. Jeżeli nie znajdą czegoś interesującego to potrafią wynająć detektywa. Nie znacie mojej szalonej rodziny.
- No co Ty nie powiesz. A Ty szalony w ogóle nie jesteś? – zakpiłam.
- Izz, to tylko jedno spotkanie. Poudajemy zakochanych po uszy, a będę mieć spokój na najbliższe pół roku. – złapał mnie za kolana. – Moja mama jest bardzo religijna i gdyby dowiedziała się o poprzedniej pracy Lai… nie wiem jakby to zniosła. A tak uważają, że dziewczyna ich syna jest fotografem i to dobrym. Widzieli Twoje zdjęcia w sieci… są zachwyceni.
- A kto by nie był? – burknęłam pod nosem. – Alexis… tym razem ostro przesadziłeś, mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę.
- Tak, wiem. Ale pomóż mi! – złożył ręce i spojrzał na mnie jeszcze bardziej błagalnym wzrokiem niż do tej pory. – Oni naprawdę dadzą sobie spokój gdy Cię zobaczą. Ja w tym czasie będę się normalnie umawiać z Laią, a oni nie będę niczego podejrzewać.
- A jeśli zrobią Wam przez przypadek zdjęcia, które trafią do prasy, a oni je zobaczą? Co wtedy?
- Będę uważny. Do tej pory myśleli, że spotykam się z Ramoną, dziewczyną, z którą byłem na studniówce, a zerwałem z nią tydzień po balu. Oni nie wiedzą jak tutaj żyję, że nie chodzę do kościoła, że spotykam się z różnymi dziewczynami…stwórz ze mną tę iluzję choć na jeden wieczór. Proszę, Isabell. Zrobię dla Ciebie cokolwiek. Tylko jedź ze mną do moich przeklętych rodziców.
- Muszę to przemyśleć. – wzruszyłam beznamiętnie ramionami. – To wszystko… to jeden wielki cyrk. Bądź tego świadom, że nie traktuję Cię od teraz poważnie. Zamiast przyznać się rodzicom… w końcu jesteś na litość boską dorosły! Ty traktujesz ich jak głupców. Skoro sam twierdzisz, że potrafią wynająć detektywa, to myślisz, że do tej pory tego nie zrobili? Zastanów się, Alexis.
- Być może, ale utwierdzimy ich w przekonaniu, że jesteśmy razem i że jesteśmy zakochani. – złapał mnie za ramiona. – Jesteś najporządniejszą dziewczyną jaką znam. Nic na Ciebie nie znajdą.
- Zdziwiłbyś się. – zaśmiał się głośno Leo, ale przestał widząc mój morderczy i złowieszczy wzrok.
- Jesteś niemożliwy. – zrzuciłam jego dłonie z ramion. – Jeżeli Marc będzie chciał Cię zabić… nie będę Cię bronić. Jasne?
- Kocham Cię, mała! – rzucił się na mnie, o mało nie miażdżąc mi żeber i nie całując po policzkach mnie na śmierć.
- Jesteś niższy ode mnie, Amigo. – odepchnęłam go i znów wylądował na kolanach. Było mi go żal. Faktycznie nie był w ciekawej sytuacji, ale po co mnie do tego wszystkiego mieszał? Każdy mógł żyć swoim życiem, a zdjęcia, które kiedyś zrobili nam paparazzi poszłyby w niepamięć. Moją na pewno! Chciałam śmiać się z jego słów i podejść do sprawy na luzie, ale nie potrafiłam. Miałam jednak więcej obaw niż przypuszczałam. Nie chciałam jechać do Chile i poznawać rodziców Alexis’a. A co jeśli faktycznie by mnie polubili i oczekiwaliby mnie na każdej możliwej rodzinnej uroczystości? Wiedziałam dobrze, że pomysł piłkarza był niedorzeczny i prędzej czy później musiało wyjść wszystko na jaw. Ale kto o zdrowych zmysłach wpada na tak szalony pomysł?
.
.
.
Alexis?

************************************************* 
Hej! Strasznie dawno tu nic nie pisałam, ale wydaje mi się, że wreszcie dostałam weny, by coś wymyślić nowego. Także zamykam się w pokoju i tworzę :-)
Pozdrawiam!
PS: kogoś nowego informować? Pisać!

9 komentarzy:

  1. Coś czuje że ten wyjazd namiesza ;p
    Czekam na część dalszą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że namiesza i to bardzo. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Pozwól, że zacznę od końca, bo to mnie najbardziej zaintrygowało. Jak Alexis, nawet będąc słodziutkim, głupiutkim Alexisem, mógł wpaść na równie głupi pomysł?! Z tego wyniknie tragedia, coś tak czuję. Co innego, gdyby najpierw poszedł do Marca, wytłumaczył całą sytuację i zapytał, czy może "pożyczyć" Isabell na kilka dni, by zadowolić rodziców żyjących w niewiedzy, ale zwracać się do niej i prosić, żeby ukryła cały wyjazd przed swoim chłopakiem? Nie, nie, nie. Marc na pewno się dowie, nie ma co do tego żadnych wątpliwości, a gdy już się dowie, zrobi się bardzo nieciekawie. Isabell nie powinna godzić się na taki układ, chyba dobrze wie, do czego prowadzi nieuczciwość w związku. Chęć pomocy przyjacielowi to jedno, a brak tajemnic drugie.

    Co do Leo. Przykro mi, że jego związek jednak nie wypalił, ale chyba umiem trochę postawić się w sytuacji tego chłopaka. Insynuowanie chęci poznania rodziców po kilku randkach to za dużo. Pewnie przestraszył się, że Leo za szybko chce się wiązać na stałe, a on jeszcze nie zdążył zdefiniować swoich uczuć co do niego.

    Brakowało mi w tym rozdziale Marca i mam nadzieję, iż wreszcie wróci od rodziców i że na tej wizycie udało mu się przekonać matkę do Isabell. W końcu jeśli myślą o sobie poważnie muszą stawić czoła rodzicom. A odnośnie imprezy. Faktycznie niektóre z dziewczyn są naprawdę sympatyczne i mają coś do powiedzenia, dlatego Isabell słusznie zrobiła integrując się właśnie z nimi i nie zwracając uwagi na wypindrzone panienki obgadujące ją.

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jaką trudność sprawia mi wymyślanie głupot Alexis'a :D myśle: jak co bym zrobiła, a potem pisze zupełnie na odwrót :-) Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Super <3
    Nominuję Cię do Liebster Blog Award.
    Więcej możesz się dowiedzieć tu: http://poderfcbarcelona.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za nominację, ale nie bawię się w te gry :-) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Hahaha, Alexis rozwala, serio. Ogólwie cały rozdział jak zawsze świetny <3 Mimo, że Alexis głupio robi to czekam na wyjazd i jestem ciekawa co się stanie ;*
    Zapraszam na drugi rozdział na: http://entre-los-mundos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czego ten Alexis nie wymyśli... Marc go przecież udusi gołymi rękami!
    W życiu się nie zgodzi by Izz poleciała do Chile :p
    Never ever
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero teraz wpadłam na twojego bloga :)
    Na wstępie muszę powiedzieć, że jest mega wciągający i czytałam go 6 godzin bez przerwy :D
    A jeśli chodzi o rozdział jak zawsze świetny *^* czuję, że będą problemy z tego ich wyjazdu. :/

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************