5.08.2014

Chapter 26


Siedzieliśmy wspólnie przy jednym z większych stolików w pubie. Amelia emocjonowała się meczem, który razem oglądałyśmy z trybun, wtem do baru wparowały dwie długonogie istoty. Wydawało mi się, że ich uśmiechy były żywcem przyszyte na niciach chirurgicznych, a brwi odmalowane były od szklanki. Postanowiłam nie oceniać ich po wyglądzie, ale jednak swoim obyciem i zachowaniem dużo nie odbiegały od wyglądu.
Amelia była dziwna? Była aniołem w porównaniu z Dolores i Lindą, które usiadły naprzeciwko mnie i czule obejmowały swoich partnerów (kolejno Adriano i Montoya). Czułam się głupio przyglądając się ich zalotom, dlatego tez robiłam wszystko, żeby mój wzrok nie padał na te dwie pary. W porównaniu z nimi, ja i Marc zachowywaliśmy się jak rodzeństwo, które nawet nie dotyka się przez zupełny przypadek. Mieliśmy odpowiedni dystans, by każdy miał swobodę ruchu, a czasami tylko wymienialiśmy się uśmiechami, co było dla nas najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Mieszałam słomką w wysokiej szklance i zatapiałam się w słowach Marc’a, które szeptał mi na ucho. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, dlatego też miło było oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Pracę zostawiłam za sobą i myślałam tylko i wyłącznie o przyjemnościach.

- Żałuję, że nie mogłam być dziś na trybunach. – westchnęła Dolores, blondynka numer 1. Miała troszkę więcej oleju w głowie od drugiej, jednakże nie używała go ani w jednym procencie. – Miałam wizytę u mojej ukochanej Anny, która zawsze robi mi świetne paznokcie. – pomachała swoimi dłońmi przed oczyma chłopaka.
- W porządku, kochanie. Następnym razem. – czule objął ją Adriano.
- Powinni naszyć na krzesełkach jakieś fajne poduszki, wtedy mogłabym nawet wytrzymać czterdzieści pięć minut w jednej pozycji. A tak, to już w połowie jestem zmuszona wyjść. – myślałam, że zadławię się swoim piwem. Szturchałam Marc’a co chwilę, kiedy tylko palnęły jakąś życiową mądrość, on natomiast zakrywał dłońmi swoje usta, by nie wybuchnąć im śmiechem w twarz. Nie wyobrażałam sobie, że miałabym spędzić z nimi więcej czasu niż tylko na posiadówie przy piwie. Moje i tak już nadszarpnięte nerwy, nie przeżyłyby chyba podwójnej dawki blond ambicji (bez urazy dla blondynek).
- To chyba nie siedziałaś w sekcji „nie-vip”. – fuknęłam dopijając swoje piwo.
Dalej próbowałam ich nie oceniać, a było to cholernie trudne. Te teksty o kosmetyczkach i wyprzedażach działały mi na nerwy. Marc ściskał mi kolano, za każdym razem gdy zabierałam głos i chciałam powiedzieć coś odnośnie ich zachowania. I chyba to dobrze, bo nie powiedziałam niczego, czego później mogłabym żałować. A skoro miałam spędzać z nimi więcej czasu, to wolałam unikać spięć.
Reszta dziewczyn: Lorena, Bruna oraz Antonella, były nadzwyczaj normalne i rozmawiało mi się z nimi wyjątkowo swobodnie. Miałyśmy mnóstwo wspólnych tematów i już prawie zapomniałam, że dwie irytujące blondynki wbijają we mnie swój złowieszczy wzrok. Marc objął mnie ramieniem i spojrzał w stronę dziewczyn, które jak na zawołanie zwróciły na niego uwagę. Wreszcie miały pewność, że przyszliśmy razem i jesteśmy parą.
- Co u Ciebie, Marc? Dawno Cię nie widziałam. – spytała druga z blondynek, tzw. numer 2, Linda. Miałam wrażenie, że znali się dobrze i wcale nie byli przedstawieni sobie przez jej chłopaka, Montoya.
- U mnie wszystko w porządku, dziękuję. – zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. – A u Ciebie? U Was? – zwrócił uwagę na jej chłopaka, który jak na zawołanie złapał ją za rękę.
- Bierzemy ślub. – pomachała nam przed nosami wielkim brylantem, który wbił mnie w krzesło. Marc podał rękę swojemu koledze, składając gratulacje. Uśmiechnęłam się do dwójki i również złożyłam swoje szczere życzenia. Wydawało mi się, że dziewczyna, kiedy jest poza kontrolą swojej przyjaciółki, jest całkiem sympatyczna. Może nie jakoś wybitnie, ale dająca się znosić.
- Kocham Cię. – byłam zaskoczona wyznaniem chłopaka, który szepnął mi te dwa słowa prosto do ucha. Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek.
Dopiłam kolejne piwo i odłożyłam szklankę na stolik. Ledwo zdążyłam odsapnąć, a Montoya przyniósł kolejne.
- Przychodzisz jutro do Amelii? – zwróciła się do mnie Lorena, która skorzystała z okazji, kiedy Marc poszedł do baru i zajęła jego miejsce.
- Dostałam zaproszenie, ale szczerze powiedziawszy to się waham. – szatynka westchnęła głośno i upiła spory łyk swojego piwa.
- Rozumiem. Sama nie chciałam wchodzić w to towarzystwo, ale będąc z Tello musiałam się z nimi zaprzyjaźnić. Wiesz… jakieś bankiety, kolacje, oficjalne spotkania… zawsze to samo towarzystwo. – uśmiechnęła się zachęcająco. – Dobrze mieć choć jedną przyjazną osobę wśród tylu… różnych ludzi.
- Podchodzisz do tego z dystansem. Zazdroszczę. Ja nie mogę się przyzwyczaić do tego wszystkiego. Chłopców spotykam często, ale ich drugie połówki wciąż są mi nieznane.
- Po kilku takich spotkaniach zauważysz, że nie ma sensu się stresować czymś takim. To tylko wymiana biznesowa. Rozmawiamy o duperelach, plotkujemy o facetach, chwalimy się dziećmi i wychodzimy zostawiając wszystko za sobą. To jak…? Widzimy się jutro?
- No myślę, że tak. – uśmiechnęłam się do niej szeroko.
- W takim razie weź tequilę, nie przeżyjemy tego bez odpowiedniego nawodnienia. – zaśmiałam się na jego słowa i przytaknęłam. – My musimy się już zbierać. Mamy dziecko pod opieką dziadków, a obiecaliśmy, że wrócimy zaraz po meczu, a dochodzi już druga. Miło mi było Cię poznać, Isabell. Widzimy się jutro. – ucałowała mnie w policzek i złapała pod rękę Tello, który przechodził obok nas chwiejnym krokiem.
- My też się zbieramy? – zwróciłam się do Marc’a, który akurat przechodził obok stolika.
- Mam jeszcze jedną sprawę do obgadania z Neymar’em. Piętnaście minut, ok.? – odebrałam od niego kolejne piwo. Odpowiedziałam uśmiechem Alexis’owi, który puścił mi oczko z drugiego końca stolika. Jako jedyny z całego towarzystwa był autentyczny i nie wysilał się na niepotrzebne komplementy. Zawsze mogłam na niego liczyć i już po chwili zasypywał mnie swoimi nowymi kawałami, które podsłuchał w audycji radiowej w drodze na stadion.
Wsiadając do taksówki, kręciło mi się w głowie, Marc miał natomiast wyśmienity humor. Chichotał z sms, którego dostał od Pique i nie mógł przestać się śmiać. Wyglądaliśmy jak siedem nieszczęść. Jeden gorzej od drugiego. Klasę zachowałam prawie do końca, do momentu kiedy potknęłam się o kamień i upadłam przed taksówką, na co kierowca zareagował głośnym śmiechem.
Wchodząc po schodach w kamienicy, gdzie znajdowało się mieszkanie Marc’a, miałam nieodzowne wrażenie, że po raz kolejny się przewrócę. Wypiłam trochę za wiele, ale nie przytrzymywałam się ścian jak mój chłopak, który robił jeden krok w dziesięć minut. Spoglądałam na niego z rozbawieniem i przytrzymywałam się barierki, by nie odnieść jakichkolwiek obrażeń w kontakcie z podłogą. Wyszłam na czwarte piętro, które wydawało się, że znajdowało się na szczycie Empire State Building i oparłam się całym swoim ciałem o drewniane drzwi z numerem 6.
- No pokaż wreszcie jak to robisz. – usłyszałam zachrypnięty głos Marc’a, który stawiał ostatni krok na schodzie na naszym piętrze. Wyglądał przezabawnie próbując wyciągnąć z kieszeni swój telefon, w międzyczasie drugą ręką trzymając się barierki.
- Ciszej, nie przy ludziach! – rozejrzałam się przezornie, czy któryś ze wścibskich lokatorów nie podgląda nas przez dziurkę od klucza.
- Nie? Tak jest najfajniej. Lubię mieć publiczność. – oparł cały swój ciężar ciała o ścianę obok drzwi i spojrzał na mnie wyczekująco. – No, dalej. Nie daj się prosić.
- Mówiłam już, że się wstydzę! Co pomyślą sąsiedzi? – założyłam ręce za krzyż i oparłam się z drugiej strony.
- No nie przesadzaj. Jesteśmy parą, tak? – przytaknęłam. – Niech widzą i niech zazdroszczą. – spojrzał na mnie z góry i zaśmiał się głośno, na widok mojej miny.
- Ciszej, no! Jest trzecia w nocy. – szepnęłam i zaczęłam przeszukiwać kieszenie spodenek. Jednak źle zrobiłam, że nie zabrałam torebki. W kieszeniach miałam więcej paragonów niż czegokolwiek i tym trudniej odnalazłam interesujący mnie przedmiot.
Pęk kluczy zabrzęczał i przekręciłam złotym kluczem w zamku od drzwi.
- Zuch, dziewczynka. – brunet ucałował mnie w przelocie w policzek i wszedł za mną do swojego mieszkania. Nie wiem czemu tak panikowałam z otwarciem drzwi. To przecież coś najnormalniejszego na świecie. Może to za sprawą alkoholu, może to moja podświadomość, w każdym bądź razie zestresowałam się jak nigdy dotąd.
Nina skoczyła na mnie już w progu. Zaszczekała kilka razy, ale już po chwili mnie poznała i łasiła się jak szczeniak. Wzięłam ją na ręce i razem udałyśmy się do sypialni chłopaka. Kręciło mi się w głowie i jedynie o czym marzyłam to położyć się w łóżku i zapomnieć o ilości alkoholu, który wlałam w siebie tego wieczora. Chłopcy świętowali zwycięstwo, a ja razem z nimi. Chciałam zresetować swój mózg po dniu wielkiej harówki, ale nie spodziewałam się, że nie będę w stanie dopić trzeciego piwa.
Marc zabrał Ninę na swoje posłanie, które miała w salonie i zamknął za sobą drzwi. Położył się obok mnie i westchnął przeciągliwie, dając upust swojemu samopoczuciu. Wypił zdecydowanie więcej ode mnie, a mimo to trzymał się na swoich nogach. Widać, takie oto treningi serwują sobie piłkarze i później nie ma co się dziwić, że są zahartowani, gdy dojdzie do imprezy. Brunet miał w sobie nad wyraz dużo energii, którą chciał w jakiś sposób spożytkować. Usiadł na mnie okrakiem i chciał pozbyć się mojej koszulki z napisem „Alexis”. Jak twierdził, wprost nie mógł na nią patrzeć, a że spędziliśmy w pubie ponad trzy godziny to zmuszony był podziwiać numer 9 na moich plecach. Czułam się wypompowana i zrzuciłam go sprawnym ruchem na łopatki. Nie miałam w głowie amorów, szukałam aspiryny, która miała mi choć trochę pomóc. Nim się spostrzegliśmy zasnęliśmy w poprzek łóżka.
Spóźniłam się do pracy, przez co o mało nie zginęłam spod rąk rozwścieczonego Leonardo. Sam wyglądał jak siedem nieszczęść i na każdym możliwym kroku uzupełniał elektrolity.
- Jak wczorajsza randka? – spytałam opierając głowę o ladę, próbując zapomnieć o nieziemskim i rozsadzającym mi czaszkę bólu.
- To nie była randka. Ale widzę, że Wy… bardziej zaszaleliście. – podał mi butelkę wody mineralnej i usiadł obok mnie otwierając swojego laptopa. – Gdzie tak się urządziłaś?
- Daj spokój. – machnęłam ręką i upiłam duży łyk wody. – Świętowaliśmy zwycięstwo po wczorajszym meczu. Poznałam parę dziewczyn piłkarzy, zaprosiły mnie na dzisiejsze spotkanie w damskim gronie.
- Wow. Czyli oficjalnie należysz do „WAG’s”. – zaśmiał się z wyrazu mojej miny, która wyrażała więcej niż tysiąc słów. – No co? Twój facet to piłkarz, więc chcąc nie chcąc…
- Nie chcąc! – przytaknęłam. – Mogłabym wymienić na palcach jednej ręki dziewczyny, które były normalne. Czaisz? Reszta rozkapryszona, zbyt spalona i nie mająca nic do powiedzenia.
- A kto mi ciągle powtarza, że nie ocenia się ludzi po wyglądzie?
- Uwierz… rozmawiałam z nimi jakiś czas i wyrobiłam sobie swoje własne zdanie. Nie wiem czy przeżyję dzisiejszy wieczór w takiej dawce jajników jaką mi zaserwują. Poratuj… - wyciągnęłam do niego dłonie, ale w odpowiedzi usłyszałam jedynie głośny śmiech.
- Nie mam jajników, więc wybacz, ale wstęp wzbroniony. – wzruszył ramionami. – Idź, tylko nie pij zbyt dużo. Musisz się z nich śmiać na trzeźwo, jasne?
- Co za rada… - westchnęłam.
- A czy ja Ci coś radzę? Mówię tylko, że lepiej później kogoś móc obgadać z przyjacielem, jeśli pamięta się wszystkie szczegóły. – puścił mi oczko.
- Masz rację… już nigdy więcej nie tknę alkoholu. – westchnęłam głośno. – Przecież można bawić się na trzeźwo.
- I to mi się podoba, dzieciaku. – poklepał mnie po plecach, przez co zawyłam z bólu i poczochrał moje włosy, które i tak wołały o pomstę do nieba. – Wyniki już przyszły?
- Nie. Im dłużej na nie czekam, tym większe mam wrażenie, że to wszystko nie ma sensu. Po co mam iść na studia, skoro mam pracę, a nawet dwie… wielu klientów powraca, co znaczy, że jednak moje zdjęcia nie są takie złe…
- Przestań robić sobie wymówki, ok.?
- A co jeśli się nie dostanę? – założyłam ręce na krzyż. – Będzie mi głupio i tyle. Po co sobie niepotrzebnie szargać nerwy? Zwłaszcza, że mam mnóstwo pracy i nie mam czasu na rozmyślanie.
- Wiesz co? Głupia jesteś i tyle. Masz niesamowitą okazję, by podnieść swoje kwalifikacje, poznać nowych ludzi i pozyskać nowych klientów dla La Tortura, a Ty masz jeszcze jakieś wątpliwości.
- No jasne, że mam. Przecież studia zrujnują mój grafik. Biegam pomiędzy studiem, a stadionem z wywieszonym jęzorem, gdzie niby czas na uczelnię? Tobie łatwo mówić, bo pracujesz przy sesjach zdjęciowych, gdzie półnadzy modele wiją się na plaży, toż to przecież przyjemność… pozazdrościć! A ja? Użeram się ze zdesperowanymi nowożeńcami, którzy wyobrazili sobie „nie tak” swoją sesję i moje wielkie starania, by zachować odrobinę klasy idą się pieprzyć.
- Wow, Izz. Wreszcie! – klasnął w dłonie i przytulił mnie mocno, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu. – Wreszcie wyrzuciłaś to wszystko z siebie! Od lat dusisz w sobie emocje i nie mówisz na głos czego chcesz. Jestem z Ciebie strasznie dumny!
- Przepraszam za to co powiedziałam, nie miałam tego na myśli. – objęłam go ramieniem.
- Nigdy nie przepraszaj za swoje myśli. Masz stuprocentową rację, że zapracowujesz się i nie masz czasu na chwilę dla siebie. Dlatego też musisz dziś iść na spotkanie nie-anonimowych dziewczyn piłkarzy i poznać kogoś nowego. Pogadaj z dziewczynami, poprzewracaj oczyma jak to masz w zwyczaju i opowiedz mi wszystko jutro. Załatwione?
- Ok. – westchnęłam. Czułam się strasznie głupio, że tak naskoczyłam na Leonardo. Ale sam jest sobie winny, że podjudzał mnie swoimi głupimi tekstami o spełnianiu marzeń. Przez resztę dnia miałam wyrzuty sumienia i próbowałam jakoś załagodzić relację z przyjacielem, ale on za każdym razem powtarzał, że nie zrobiłam niczego złego. W zasadzie to faktycznie poczułam się lepiej, że to wszystko z siebie wyrzuciłam, ale nie chciałam tego robić kosztem Leonardo. 
Po piętnastej urwałam się ze studia, żeby móc przygotować się odpowiednio na wieczór. Przekopałam całą szafę w poszukiwaniach odpowiedniego stroju, ale nic się nie nadawało. Po wczorajszym wieczorze zdążyłam zauważyć, że wszystkie dziewczyny kładą wielką wagę co do ubioru i dodatków. Zadzwoniłam do Leo o poratowanie radą i w ułamku sekundy nakazał ubrać mi kwiecistą sukienkę na ramiączkach i skórzane sandałki. Dobrze było mieć go zawsze pod ręką i pod telefonem.
Zamówiłam taksówkę na osiemnastą i podałam kierowcy adres, gdzie ma mnie zawieźć. Mieszkanie Amelii znajdowało się z drugiej strony miasta, więc chcąc nie chcąc utknęliśmy w korku przebijając się przez centrum. Upał dawał się we znaki, a brak klimatyzacji w taksówce wołało o pomstę do nieba.
Drzwi otworzyła mi właścicielka mieszkania, która ucałowała mnie w policzek na przywitanie. Gestem ręki zaprosiła mnie do środka i wskazała na salon, z którego dobiegały głośne rozmowy pań.
- Cześć wszystkim! – podałam Amelii butelkę wina i tequili, którą zaniosła do kuchni, i usiadłam na kanapie obok machającej w moim kierunku Loreny. – Jak tam? – zwróciłam się do niej i odebrałam szklankę mojito, którą wprost wepchnęła mi do ręki.
- Hej, Isabell. Poznaj Annę Ortiz, Vanesę Lorenzo oraz Nurię Cunillera. – podałam dłoń każdej z pań i zajęłam miejsce pomiędzy nimi.
- Dobrze się bawicie? – spytałam widząc ich znudzone miny.
- Jestem tu tylko dlatego, żeby Andres nie ględził. – zaśmiała się sympatyczna szatynka, Anna. – No, ale przynajmniej mamy nową koleżankę, czym się zajmujesz?
- Jestem fotografem. Mam swoje studio i pracuję na Camp Nou. - odpowiedziałam na wdechu.
- Czyli przebywasz często z naszymi facetami? – uśmiechnęła się Nuria, która do tej pory siedziała cicho.
- Tak się złożyło. – z mojej drugiej strony usiadła Bruna, która ucałowała mnie w policzek na przywitanie. – Cześć, Ty też spóźniona?
- Niesamowite korki na mieście. Są już wszyscy? – rozejrzała się po salonie. – Z kim zostawiłaś Carlotę? Z Crisem? – zwróciła się do Loreny.
- Zwariowałaś? – szatynka zaśmiała się głośno. – On nie słyszy jej nawet gdy głośno płacze w drugim pokoju. Poprosiłam panią Marię, która chętnie się zgodziła i została z małą.
- Pewnie musisz być wykończona. Ile Carlotta ma? – spytałam.
- Pięć miesięcy. Daje mi popalić, ale nie czuję się zmęczona kiedy się nią zajmuję. Raczej wtedy, gdy mój szanowny facet ględzi pod nosem i gra na konsoli. To mnie dobija.
- Nie rozumiem, skąd ta ich fascynacja play station? – zaśmiałam się. – Marc mógłby grać na okrągło w jakieś durne gry. Alexis mieszka parę pięter nade mną i nawet zainstalował sobie konsolę przy moim telewizorze i wpada grać kiedy tylko zechce.
- Sanchez? – wtrąciła Anna, na co przytaknęłam. – Rozstał się ostatnio z moją znajomą. W sumie to znałam ją tylko z widzenia, bo mieszka na naszej ulicy i wiem, że strasznie to przeżyła.
- Wspominał mi, że ma teraz nową dziewczynę, ale… nie mam pojęcia jak to się u niego poukładało. Czasami zmiany następują zaskakująco szybko i nim się spostrzegę to już paraduje po ulicy z kolejną dziewczyną. – powiedziałam zgodnie z prawdą.
- To Laia Grassi. – usłyszałam za sobą głos Amelii. – Poznałam ją przez przypadek, gdy przyjechałam po Sergi’ego po treningu. Jest miła, ładna i wyglądało na to, że jest naprawdę zakochana w Alexis’ie.
- Oby tak było, bo nie chcę go oglądać w depresyjnym humorze już nigdy więcej.
Odnalazłam się w towarzystwie kilku dziewczyn, z którymi naprawdę dobrze mi się rozmawiało. Oczywiście na spotkaniu nie mogło zabraknąć paru osób, które na sam widok działały mi na nerwy. Ale jak to określiła Lorena: to tylko spotkanie biznesowe. Oby jednak jak najrzadziej się one odbywały. Dla mojego własnego zdrowia psychicznego.

**************************************************** 
Ok, małe sprostowanie. Wiem, że dziecko Tello przyszło na świat jakoś w tym roku, a Alexis zaczął spotykać się z Laią też jakoś na początku 2014. A że akcja opowiadania przypada na początek sezonu 2013 to trochę namieszałam. No, ale… kto mi zabroni? :P I tak w ogóle to Marc od jakiegoś czasu ma dziewczynę, z którą nawet zamieszkał. Cóż... wolne towarzystwo się wykrusza :D

13 komentarzy:

  1. Kochana zostałaś nominowana do VBA! Więcej informacji tutaj ;
    http://polskie-imaginy-o-unionj.blogspot.com/p/versatile.html

    P.s. Rozdział wyszedł świetny , postaram się zacząć komentować c;
    Marc w tym opowiadaniu mnie powala xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za nominację, ale nie wiem zupełnie o co chodzi.
      PS: Marc powala mnie zawsze i wszędzie ;-)

      Usuń
  2. Aaaaaa kocham akcje jak wracają pijani <3 hahaha czytałam ją dwa razy :D a cały rozdział jest super ! I tak wgl to rzeczywista dziewczyna Sergiego nazywa się Coral i jest najlepszą przyjaciółka dziewczyny Marca xd to tak btw. że wykrusza sie wolne towarzystwo, ale co do drugiego opowoadania to Vazquez wiecznie wolny xdd imie go chyba zobowiązuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie fikcyjne - nie jestem aż tak bardzo na bieżąco z informacjami o ich prawdziwym życiu, więc muszę trochę naciągać prawdę :-)

      Usuń
  3. Wiem, że ciągłe tłumaczenie się brakiem czasu jest nudne, ale nic na to nie poradzę, że nawał spraw do załatwienia mnie tego roku przerasta, a nie chcę przejść obok twojego opowiadania zupełnie obojętnie.
    Co do rozdziału to miałabym chyba takie samo odczucie do co niektórych dziewczyn, co Isabell i pewnie także nie uśmiechałoby mi się iść na spotkanie z nimi, skoro wspólne tematy mogły dotyczyć co najwyżej pogody, bo jedna bredzi o paznokciach a druga o poduszkach na krzesełka, bo nie może usiedzieć na meczu. Matko, tylko takie udusić.
    Powrót z imprezy faktycznie wesoły, co więcej muszę przyznać, że w tak niesamowity sposób umiesz budować napięcie - chodzi mi tu o ten nieszczęsny klucz. Do samego końca nie rozumiałam o co oni się sprzeczają i do czego Marc stara się namówić Isabell. A tu zwykły klucz, nie wierzę, haha.
    Na szczęście nie samymi plastikowymi lalami otaczają się piłkarze. Nie wiem, czy w przeciwnym razie nie doszłoby na tym babskim wieczorze do rozlewu krwi.Mi tam się nóż w kieszeni otwierał po samym czytaniu ich rewelacji. I mam nadzieję, że ta Lara faktycznie zostanie z Alexisem na dłużej, mi też serce się kraje, gdy taki smutny wypłakuje się Isabell.
    Co do Leo to on chyba w pewnym sensie przyzwyczaił się do tego, że Isabell czasem się na nim "wykrzykuje", że tak to ujmę i jakoś bardzo się z tego powodu nie obraża. Rozumie jak brak czasu źle na nią wpływa, a nadmiar obowiązków doprowadza do właśnie takiego stanu, kiedy łatwo wybucha.
    Co do tego z wolnym towarzystwem - jestem optymistką, za góra pół roku Marc znowu będzie do wzięcia. Może to niemiłe z mojej strony, ale nie mam zbyt dobrych skojarzeń z jego obecną dziewczyną.

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty też??? Jeeeej myślałam, że tylko ja jestem jakoś tak źle nastawiona do niej :D

      Usuń
    2. Nie tylko ty, nie martw się :D Ta pani działa mi na nerwy jak mało kto, poza tym mam wrażenie, że jest strasznie sztuczna i dwulicowa. Poza tym ja wciąż nie umiem pojąć fenomenu młodych facetów, którzy jakby nie zauważali swoich rówieśniczek i woleli umawiać się z tym o kilka albo, co gorsza, kilkanaście lat od siebie starszymi. Moja przyjaciółka wierzy, że to syndrom braku matki, bo od wczesnych lat grają w piłkę, czasami z dala od domu i starszymi partnerkami uzupełniają sobie brak matczynej ręki.

      Usuń
    3. Coś w tym jest! Kurcze, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, ale to faktycznie ma sens. Bo jakby to inaczej wytłumaczyć? Szkoda mi ich - a Marc mam nadzieję, że zmądrzeje! Jego dziewczyna jest ładna, ale oglądając jej zdjęcia mam nieodzowne wrażenie, że poza tym nie ma tak naprawdę nic. No, ale... nie mi oceniać :-)

      Usuń
    4. Ja też nie myślałam o tym w ten sposób, dopóki przyjaciółka mi swojej teorii nie przedstawiła, ale teraz jestem już o nią mądrzejsza i widzę, że faktycznie coś w niej jest.
      Nie no, ładna jest, to jej przyznać trzeba, jednak mam takie samo wrażenie jak ty. :)
      Tłumaczyć Marca może to, iż jest facetem. Faceci później dojrzewają, przejdzie mu za niedługo.

      Usuń
    5. Mam taką nadzieję! ;-)

      Usuń
  4. Szkoda mi Alexisa, mam w sumie nadzieję, że już będzie wszystko okej. Uwielbiam czytać o pijanych bohaterach, zawsze wtedy się coś dzieje! Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alexis jest barwną postacią, dlatego też długo się smucić nie będzie - a raczej ja mu na to nie pozwolę ;-)

      Usuń
  5. Tak naprawdę to Marc zamieszkał ze mną, hahahahahahha <3
    A ta Melissa to jakiś płytki żart xD
    Jako pisarce wszystko Ci wolno zmieniać, mieszać, mącić i takie tam :D
    Współczuję Isabell ze musiała być w towarzystwie takich tępych lasek, ja bym nie wytrzymała haha
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************