Długo nie
mogłam zasnąć, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Marc zasnął w sekundzie,
kiedy tylko położył się w moim łóżku. Byłam rozanielona i ciągle ściskałam w
dłoniach jego klucz. To był naprawdę piękny gest i nie mogłam tak po prostu
przejść przez to do porządku dziennego. Jeszcze nikt nie zrobił coś takiego dla
mnie, dlatego też czułam się inaczej niż zazwyczaj. Miałam wrażenie, że moja
miłość jest jeszcze większa i rośnie z każdym kolejnym dniem.
Marc wymknął
się z samego rana na trening, pozostawiając na szafce obok łóżka karteczkę z
krótkim wytłumaczeniem jego nieobecności. Byłam strasznie śpiąca, ponieważ
udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, a szykowała mi się kolejny pracowity
dzień w studio. Na sam widok jego charakteru pisma, uśmiechnęłam się mimowolnie
i przeczytałam kilka zdań, które poprawiły mi humor już od samego rana.
„Bella, nie miałem serca by Cię budzić,
ponieważ zbyt smacznie spałaś. Pojechałem na trening, dziś wieczorem mecz, o
którym wczoraj Ci opowiadałem. Mam nadzieję, że przyjedziesz. Bilety zostawiłem
Ci na komodzie. Zabierz ze sobą kogo zechcesz. Sergi jest kontuzjowany, więc z
chęcią dotrzyma Ci towarzystwa. Kocham Cię. Marc”
Z uśmiechem
odłożyłam kartkę i podeszłam do komody, na której leżały dwa bilety. No, tak.
Miałam wolne w klubie do końca tygodnia, ale czy chciałam iść na stadion i
ponownie myśleć o pracy? Otóż tak. Bardzo chciałam pójść, ale nie miałam
pewności, że wyrobię się w pracowni z zaległościami, które nieustająco się
piętrzyły. Gdyby tylko Luka wrócił i wziął się do roboty! Sama z Leo miałam pracy
aż zanadto i nie wiedziałam do czego mam włożyć ręce. Najpilniejsze były
pierwsze zamówienia, które nie mogły się opóźnić. Niektórzy wyjeżdżali na
miesiąc miodowy, inni mieli ślub, wszystko musiało odbyć się w terminie. A czas
ostatnio mnie wyjątkowo gonił.
- Jak tam
maleńka? Wyspana? – usłyszałam radosny głos Leo, który przekręcał klucz do
pracowni i puścił mnie pierwszą do środka.
- A powiem Ci, że wyjątkowo wyspana. –
odłożyłam aparat na ladę i zajęłam się przeglądaniem poczty. – Marc przyjechał
do mnie koło północy. Nie zgadniesz co mi dał. – szatyn przyjrzał mi się
uważnie i ujął moją dłoń, by zerknąć na pierścionek, którego nie zastał na
serdecznym palcu. – Weź, nie zaręczyliśmy się!
- A tak to zabrzmiało.
– westchnął niepocieszony.
- Jestem za
młoda na ślub. Dał mi coś o wiele bardziej wyjątkowego. – wyjęłam z torebki pęk
kluczy i pomachałam mu przed oczyma jednym z nich. – To klucz do jego
mieszkania.
- Wow, to
wielki krok w waszym związku! Strasznie się cieszę, Izzie. – uścisnął mnie
mocno. – Kto jak kto, ale wy jesteście moim ideałem jeśli chodzi o związki.
Niby stroszycie się na swój widok, a jak przyjdzie co do czego to nie możecie
bez siebie żyć.
- Dzięki, Leo.
Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. – powachlowałam się dwoma biletami
na dzisiejszy mecz.
- Wiesz jak ja
uwielbiam chłopaków biegających za piłką i później wymieniających się
koszulkami. Ale dziś nie mogę. Umówiłem się. – wyjął spod lady stertę kolejnych
kopert, które miał zamiar przejrzeć.
- A z kim? –
spojrzałam na niego spod byka. – I czemu mi wcześniej nic nie powiedziałeś?
- Chciałem,
ale Ty miałaś lepsze ploteczki do obgadania. Nazywa się Ricardo… jest ode mnie
starszy, ale nieznacznie. Ma swoją kancelarię i… jest nieziemsko przystojny. –
wyrwałam go szybko z zamyśleń, zaśmiałam się na jego słowa i spojrzałam przez
ramię na klienta, który właśnie wszedł do pracowni.
- Ja po odbiór
zdjęć. – przyjaciel wyręczył mnie w pracy i przyniósł z zaplecza kopertę z
plikiem zdjęć. Podliczył szybko i odebrał od klienta gotówkę. Kiedy tylko
opuścił pracownię, mógł wreszcie kontynuować.
- Mam mieszane
uczucia, bo znamy się niecały tydzień. Ale zgodziłem się na spotkanie. W sumie
to nic zobowiązującego, prawda?
- No jasne, że
nie. Porozmawiaj z nim, poznaj go… jeżeli to nie „ten”, to wcale nie musisz
umawiać się na kolejną randkę. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- To nie
randka! – zbulwersował się. – A tak z innej beczki… przyszły już wyniki
rekrutacji?
- Nie. Mam
nadzieję, że niedługo będą, bo do tego czasu osiwieję z nerwów. – Leo złapał
mnie za rękę. – Mówię poważnie. Jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam.
- To dobrze.
Znaczy, że Ci zależy. – posłał mi uśmiech. – A co u rodziców?
-
Opowiedziałam Ci wczoraj co się działo z matką… nie odezwała się do mnie od
tego czasu, ale czuję, że to zrobi. I wcale nie będzie to przyjemna
konwersacja.
- Może
zrozumie wreszcie, że Ty i Marc to coś na poważnie. Kochacie się, dał Ci nawet
swój klucz… to już naprawdę wielka rzecz. – próbował dodać mi otuchy, ale nie
przyjmowałam do siebie jego słów. Przytakiwałam głową, ale myślami byłam
zupełnie gdzieś indziej. – Ty dziś nie pracujesz na stadionie?
- Dostaliśmy
wolne, nie jesteśmy jedynymi fotografami, więc do końca tygodnia mamy labę. A i
tak dziś wieczorem idę na Camp Nou. Bez Ciebie… - zrobiłam obrażoną minę, by po
chwili zaśmiać się głośno.
Popołudnie
zleciało nam na pracy. Całkowicie skupiłam się na swoich obowiązkach, w
przerwach wypaliłam papierosa i wracałam do pracowni. Chciałam rzucić palenie,
ale za każdym razem dawałam sobie spokój z jakąkolwiek próbą walki o moje
zdrowie. Wywołując kolejną sesję ślubną, zdałam sobie sprawę, że dawno nie
robiłam zdjęć dla siebie. Tak dla przyjemności. Zawsze na mojej szyi wisiał mi
aparat i biegałam po plenerach, czy po boisku i pracowałam. Robiłam zdjęcia
automatycznie, bez pasji, która kiedyś mnie otaczała. Dawno nie wyszłam na
miasto i nie zagubiłam się w wąskich uliczkach. Nie myślałam o pędzącym czasie
i o sekundzie, którą chwytałam na swoim aparacie. Miałam wewnętrzną potrzebę
ucieczki. Choć na godzinę, niedaleko. Gdziekolwiek.
Wybiegłam ze
studia, uprzednio przepraszając Leo, ściskając w dłoniach swój aparat. Dziś to
tylko przedmiot, którym wykonuję swoją pracę. Kiedyś to przedmiot kultu i
pasji. Dbałam o niego bardziej niż o siebie, a tak szybko zapomniałam ile
radości potrafi przynosić.
Wbiegłam na
plac św. Jerzego. Spotkałam kilku turystów, ale już po chwili zdałam sobie
sprawę, że siedzę sama na środku kwadratowego placu. Zrobiło się zaskakująco
cicho i klimatycznie. Miałam szansę zrobić zdjęcia, o których kiedyś mogłam
tylko pomarzyć. Ustawiłam odpowiednie parametry i znów byłam w swoim żywiole,
zatapiając się na nowo w swojej pasji.
Wracając do
studia, kupiłam kawę na wynos dla siebie i Leo, mając nadzieję, że jakoś uda mi
się go udobruchać. Wybiegłam, kiedy w pracowni praca wpadała drzwiami i oknami.
Musiałam jednak wygospodarować dla siebie pięć minut, by nie zwariować. To i
tak niewiele, za pracę, którą wkładałam w La Tortura.
Leo szybko
wybaczył mi moją nieobecność i powrócił do rozmowy z nowymi klientami.
Zamknęłam się w ciemnicy i dokończyłam projekt, który miał być do odebrania
tego popołudnia. Po wyjściu z powrotem do lobby, zdałam sobie sprawę, że
dochodziła osiemnasta. Nie zjadłam obiadu i poczułam jak burczy mi w brzuchu.
Wyjęłam batonika z torebki i wyszłam tuż za Leo, który zamknął drzwi od studia
na klucz. Kolejny dzień pracy należał do historii.
Po drodze do
domu, dostałam sms od Marc’a, czy zdecydowałam się na przyjście. Odpisałam mu,
że właśnie wracam do siebie i postaram się wyrobić na dwudziestą. Wiedziałam
ile znaczy dla niego obecność na trybunach kogoś znajomego. Nie mógł liczyć na
rodziców, którzy ekscytowali się przyjazdem do kraju Eric’a i wydawali na tę
cześć huczną kolację. Chciałam porozmawiać ze starszym bliźniakiem, ale nie
było ku temu okazji. Był zaledwie godzinę drogi od Barcelony, a ja miałam mu
wiele do wytłumaczenia.
Wpadłam szybko
do mieszkania i od razu wzięłam prysznic. Panował okropny upał, a zimna woda
postawiła mnie z powrotem na nogi. Założyłam krótkie spodenki i koszulkę
Barcelony FC z napisem „Alexis” i numerem 9. Tylko taką miałam w posiadaniu, a
że dostałam ją od przyjaciela, który mieszkał parę pięter nade mną, to darzyłam
ją wielkim sentymentem. Wsadziłam najpotrzebniejsze drobiazgi do kieszeni, by
nie brać torebki i wyszłam zamykając mieszkanie na klucz. Sąsiada nie było u
siebie, więc mogłam się jedynie domyślić, że przygotowuje się do meczu.
Złapałam
taksówkę, kiedy tylko wyszłam przed kamienicę i dojechałam pod stadion, koło
którego roiło się mnóstwo kibiców. Bez problemu weszłam do środka i zajęłam
swoje miejsce. Pomachałam Sergi’emu, który o kulach przepychał się pomiędzy
jakimiś ważniakami w garniturach. Zajął miejsce obok mnie i ucałował mnie w
policzek na przywitanie.
- Jak tam? –
spytał. Odłożył kule na bok i wyjął z kieszeni komórkę, by napisać do kogoś sms
i ponownie zwrócił się do mnie. – Przyszłaś sama?
- Leo nie mógł
mi towarzyszyć, a Marc’owi zależało bym przyszła, więc oto jestem. A Ty sam? –
rozejrzałam się. – I co Ci się stało w nogę?
- Mała
kontuzja na treningu. Nie ma to jak optymistycznie zacząć sezon. – zaśmiał się.
– Ale pauzuję tylko tydzień, więc nie jest najgorzej.
- Czyli razem
wracamy do pracy. Też „pauzuję” tydzień w klubie, ale od poniedziałku znów
towarzyszę wam na treningach. – uśmiechnęłam się. Sergi machnął do jakiejś
dziewczyny, która na jego widok uśmiechnęła się szeroko i przybiegła w
podskokach. – To Amelia, dziewczyna Marc’a Muniesa. A tam… - wskazał na kilka
rzędów niżej. – Siedzi dziewczyna Messi’ego, a obok Pedro.
- Cześć. –
blondynka podała mi rękę, którą uścisnęłam i odwzajemniłam uśmiech. – Miło mi
Cię poznać.
- Jestem
Isabella. – dziewczyna usiadła obok nas na wolnym miejscu i spojrzała na
boisko, na które powoli wychodzili piłkarze.
- Nie
znałyście się wcześniej? – zagaił Sergi. Pokiwałam głową i również spojrzałam
na murawę. – No cóż… już teraz należysz
do WAG’s, więc pewnie będziecie się często widywać. – zaśmiał się.
- O, nie, nie,
nie. – westchnęłam. – Nie należę do dziewczyn, które lubują się w markowych
ciuchach i pozowaniu paparazzi. To nie dla mnie.
- Nie
wszystkie takie są. – wtrąciła dziewczyna. – Spotykamy się czasami na winku i
poplotkujemy o facetach. Za większością z nas nie biegają fotoreporterzy, więc
„WAG’s” to trochę zbyt ogólne określenie.
- Przepraszam,
nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. – czułam się strasznie głupio, że
wypaliłam z takim stwierdzeniem.
- Nie ma
sprawy. Przywykłam do tego, że ludzie traktują nas z przymrużeniem oka. A my
naprawdę pracujemy na siebie i nie jesteśmy na utrzymaniu naszych chłopaków… w
większości przypadków. – podnieśliśmy się z miejsca i przeczekaliśmy w
milczeniu odgrywanie hymnów obu drużyn. – Byłoby świetnie gdybyś jutro do nas
dołączyła. Spotykamy się u mnie w mieszkaniu o dwudziestej, poznasz inne
dziewczyny. Fajnie jest czasami poplotkować w towarzystwie innych dziewczyn.
- Chętnie. –
chciałam je poznać. Ostatnio rzadko przebywałam w towarzystwie dziewczyn.
Zawsze tylko Leo, Luka, Marc i chłopcy z drużyny. Nie miałam przyjaciółki, a
widomo, że o niektórych sprawach można pogadać tylko z dziewczyną. Leo był
bardzo zniewieściały, jak na geja przystało, ale miał swoje życie i własne
problemy.
- Marc zaraz
wejdzie na boisko. – zagaił Sergi po długim czasie milczenia, ze spokojem
oglądając mecz. Oderwałam się na chwilę od rozmowy z Amelią, która okazało się,
że jest całkiem normalną dziewczyną. Pracowała w butiku niedaleko La Tortura,
więc nie była niczyją utrzymanką. Studiowała psychologię, ale jakoś nie
potrafiła odnaleźć się w swoim zawodzie. Nie wiązała z nią przyszłości i
myślała o zmianie kierunku.
- Strasznie
się wczoraj emocjonował. Szkoda, że wchodzi dopiero pod koniec. – chłopak
przytaknął. – Idziecie gdzieś po meczu?
- Idziemy na
piwo do pubu. Potem grzecznie do domu. Mam nadzieję, że do nas dołączycie. –
zwrócił się również do Amelii, która ochoczo przytaknęła. Kiwnęłam również
głową na znak, że się zgadzam i ponownie zwróciłam uwagę na boisko.
Mecz zakończył
się nieznacznym zwycięstwem Katalończyków, 1:0. Zeszliśmy razem na prywatny
parking i postanowiliśmy zaczekać na chłopaków, którzy guzdrali się jak
kobiety. Oparłam się o samochód Marc’a i
czekałam, aż jaśnie pan zechce wyjść. Miał tylko wziąć prysznic i przebrać się
w swoje ciuchy, to nie było aż tak absorbujące zajęcie.
Alexis widząc
moją koszulkę z jego imieniem, zapiszczał jak mała dziewczynka i wziął mnie w
ramiona. Chciał mnie podnieść, ale był nieznacznie niższy ode mnie i jedynie
uniósł mnie, może ze dwa centymetry, w górę i ponownie postawił na nogach.
Ucałował mnie na powitanie w policzek i spojrzał w kierunku zmierzającego ku
nam Marc’a. Piłkarz cmoknął mnie w usta i objął ramieniem, zaznaczając przy tym
kto tu jest „chłopakiem”.
- Idziesz z
nami do pubu? – brunet zwrócił się do mnie i otworzył mi drzwi od strony
pasażera.
- Tak, właśnie
umówiłam się z Amelią, że widzimy się na miejscu. – wskoczyłam do jego
terenowego audi i zapięłam pas. Amelia dołączyła do swojego chłopaka, który
czekał na nią przy swoim aucie.
- Koszulka
Alexis’a? Serio? – spojrzał na mnie spod byka, w trakcie czerwonego światła, na
którym zatrzymał samochód.
- Nie miałam
innej. – wzruszyłam ramionami. – Przeszkadza Ci to?
- Nie dawałem
Ci swojej?
- Najwyraźniej
pomyliłeś dziewczyny. – chłopak zajechał na najbliższy możliwy parking. – Co
robisz? Pub jest w tamtą stronę. – wskazałam na prawidłowy kierunek jazdy.
- Chcę coś
wyjaśnić. – ściszył radio. – O co Ci chodzi z tym pomyleniem dziewczyn?
Przecież jesteśmy razem, a ja Cię nie zdradzam.
- Nie o to
chodzi. – westchnęłam. – Gadałam z dziewczyną Muniesy, Amelią. Spotykają się
jutro z innymi dziewczynami na plotkach. W sumie jest całkiem fajna i w ogóle…
- I co z
związku z tym?
- Zaprosiła
mnie. A ja mimowolnie pomyślałam o Twoich byłych dziewczynach… nie chcę być
kolejną panienką, którą te dziewczyny poznają i udają, że lubią.
- Dalej nie
wiem o co Ci chodzi. – odpiął pas i odwrócił się w moją stroną. – Ktoś Ci coś
powiedział? – odgarnął kosmyk moich włosów i spojrzał na mnie.
- Mówiłam Ci
już. Nie chcę być postrzegana jako dziewczyna „na jakiś czas”. Amelia nie dała
mi odczuć, że coś jest nie tak… ale mam wrażenie, że jeśli wejdę jutro w
gniazdo wron to będę udawać kogoś innego. Nie chcę być jakąś „WAG’s” jak to ona
określiła. Pracuję po osiemdziesiąt godzin tygodniowo i już naprawdę nie
wyrabiam. – oparłam głowę o jego tors. – Czuję się wypalona.
- Chcesz
jechać do domu? Nie musimy wcale tam iść. To tylko zwykłe piwo z kumplami.
- Już mi
lepiej. – wzięłam kilka głębszych wdechów. – Naprawdę, musiałam to z siebie
wyrzucić, ale już mi lepiej, naprawdę. – dotknęłam dłonią jego policzka i
uśmiechnęłam się zachęcająco. Pocałował mnie w usta i zaśmiał się pod nosem. –
Przepraszam.
- To spotkasz
się jutro z dziewczynami? – przytaknęłam. – Może to nienajlepszy pomysł skoro
tak zareagowałaś na zaproszenie?
- Muszę
spotkać się z jakimiś dziewczynami. Mam wrażenie, że ostatnio spotykam samych
facetów i już mam powoli tego dość. – zaśmiałam się. – Wiesz… dziś wreszcie się
wyrwałam na parę minut na miasto i zrobiłam kilka zdjęć. Wyszły całkiem niezłe.
- Musisz mi je
koniecznie pokazać.
- Robię się
ostatnio strasznie humorzasta. Przepraszam Cię za to. Chyba powinnam sobie
zrobić kilka dni wolnego, by odsapnąć. Kiedy tylko Melinda wyzdrowieje, a Luka
przestanie ślęczeć u niej w szpitalu, to zagonię go do pracy. Przejęłam jego
obowiązki i to chyba zbyt wiele jak na mnie.
- Wiem,
kochanie. – ucałował mnie w dłoń. – Ale nie przepraszaj. Każdy czasem ma gorszy
dzień.
- Byłeś dziś
świetny na boisku. Obserwowałam Twoje poczynania aż do końcowego gwizdka. –
zaśmiał się na moje słowa. – Mówię serio. Całkiem inaczej ogląda się mecz z
trybun, niż biegając z aparatem.
- Będziesz
musiała częściej w takim razie wpadać po pracy i bez aparatu. – ponownie
odpalił silnik. – Z tym, że z moim nazwiskiem na plecach. – cmoknął mnie w
policzek i ruszył w kierunku pubu. Czułam się rozbita na małe kawałeczki. Nie
chciałam zachowywać się melodramatycznie, ale sama nie kontrolowałam swoich
emocji. Wypiłam zdecydowanie za dużo kawy jak na jeden dzień. Chciałam wreszcie
odpocząć i się zrelaksować. Kiedy tylko napiłam się piwa, wszystkie moje
bolączki odeszły. Siedziałam wśród znajomych chłopaka, w koszulce Alexis’a, co
nie uszło uwadze ani jednej osoby. Sam zainteresowany znów wycałował mnie po
policzkach i z dumą prezentował swoje imię na moich plecach. Poznałam większość
dziewczyn, z którymi miałam się spotkać następnego dnia. Z początku wydawało mi
się, że Amelia była lekko dziwna, ale to co zobaczyłam później, przeszło moje
najśmielsze oczekiwania.
*************************************************************
Hej! Jak widać mam
jeszcze parę niewykorzystanych pomysłów jeśli chodzi o to opowiadanie ;-) Wiem,
że wyszedł melodramat, a bardzo chciałam wprowadzić nutkę komedii. No, ale… może
uda się następnym razem. Czekam na Wasze opinie i do napisania! Pozdrawiam.
Muszę przyznać, że bardzo ucieszyłam się widząc inny tytuł posta niż epilog. Naprawdę nie wyobrażałam sobie zakończenia La Tortury właśnie w tamtym momencie. Twój nowy pomysł spodobał mi się już na początku, ale jedno muszę naświetlić. Nie wiem, dlaczego, ale uświadomiłam sobie to właśnie teraz, Alexis jest moim najbardziej ulubionym bohaterem. Wbrew pozorom plasuje się w klasyfikacji wyżej niż Marc, ale może to z powodu, że ja zawsze miałam słabość do takich słodkich żartownisiów i też dzięki tobie wpadł mi przed chwilą do głowy pomysł na opowiadanie o nim! Dziękuję ci za inspirację! :*
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to uważam, że Isabell zdecydowanie potrzebuje odsapnięcia od wszystkiego. Ostatnio w jej życiu działo się tyle, iż sama już tego nie potrafi ogarnąć. Już samo wyznanie i gest Marca przyniosły dużą dawkę emocji, a jeszcze ogrom pracy, brak Luki, wizyta matki, studia.Za dużo jak na jedną głowę. Nic więc dziwnego, że trochę wybuchnęła, że nadal ma jakieś tam obawy odnośnie związku z piłkarzem, który w ciągu lat przedstawiał kolegom coraz to nowsze dziewczyny. Z początku polubiłam Amelię ale gdy doszłam do końca rozdziału mam już co do niej mieszane, żeby nie powiedzieć negatywne odczucia. Coś mi się wydaje, że z tego wszystkiego wyjdzie niezły dramat i związek Marca i Isabell może czekać poważna próba. Mi się nigdy nie podobał pomysł tych całych WAG's. Durnota i tyle. Teraz, gdy o tym wspomniałaś zaczynam podejrzewać, iż dziewczyny nie są do końca takie święte, czy bezinteresowne, jak przedstawiła to Amelia, no, ale zobaczymy, może się mylę.
Jeszcze co do wątku z koszulką. Haha, rozbawiłaś mnie tym. Nie tylko reakcją piszczącego Alexisa, ale i zazdrośnika Marca, któremu niezbyt spodobał się taki obrót sytuacji, chociaż z drugiej strony powinien dobrze wiedzieć, że nie ma się czego obawiać. Ach, Marc, prawdziwy, gorący Hiszpan.
Pozdrawiam :*
dziekuje :*
UsuńAle super, że to nie epilog jeszcze ! Hmm mam dziwne wrażenie ,że Bella jest trochę taka... ograniczona, ale to chyba wszystko przez tą prace i brak czasu dla siebie. Brakuje im w tym związku trochę spontaniczności, beztroskosci i takiego młodzieńczego ducha ! Chyba wszystko to zabrał Alexis xd ! Ale Marc i tak jest przecudowny ! Ta jego troska i zazdrość hihi ideał <3 jak zwykle z końcówka zamieszalas i juz teraz chce nowy rozdział ! Nie moge sie doczekac o co chodzi z tą Amelia. Mam nadzieje, że to nie zamiesza jakoś strasznie w związku naszej kochanej dwójki :D i licze jeszcze, ze dojdzie do konfrontacji Eric-Isabell :D lubiłam Erica, wydaje mi się, że wszystko zrozumie i będzie szczęśliwy, ze Marc i Bella są razem, ale to może być ciekawe :D
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze chodzilo o ograniczenie czasowe a nie umyslowe :D
UsuńChodzilo mi o to, że do wszystkiego podchodzi z mega dystansem i wszystko musi przetworzyć na swój sposób myślenia :D
UsuńHehe no wiem wiem :D
UsuńAlexis jest w rozdziale, komedia murowana, ahaha
OdpowiedzUsuńjakie to słodkie, że Marc chce by to Bella nosiła koszulkę z jego nazwiskiem <3
Czekam na nowe pomysły tutaj :*
Pomysłów nie brakuje, tylko chęci do pisania :D
Usuń