1.08.2014

Chapter 25


Długo nie mogłam zasnąć, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Marc zasnął w sekundzie, kiedy tylko położył się w moim łóżku. Byłam rozanielona i ciągle ściskałam w dłoniach jego klucz. To był naprawdę piękny gest i nie mogłam tak po prostu przejść przez to do porządku dziennego. Jeszcze nikt nie zrobił coś takiego dla mnie, dlatego też czułam się inaczej niż zazwyczaj. Miałam wrażenie, że moja miłość jest jeszcze większa i rośnie z każdym kolejnym dniem.
Marc wymknął się z samego rana na trening, pozostawiając na szafce obok łóżka karteczkę z krótkim wytłumaczeniem jego nieobecności. Byłam strasznie śpiąca, ponieważ udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, a szykowała mi się kolejny pracowity dzień w studio. Na sam widok jego charakteru pisma, uśmiechnęłam się mimowolnie i przeczytałam kilka zdań, które poprawiły mi humor już od samego rana.
„Bella, nie miałem serca by Cię budzić, ponieważ zbyt smacznie spałaś. Pojechałem na trening, dziś wieczorem mecz, o którym wczoraj Ci opowiadałem. Mam nadzieję, że przyjedziesz. Bilety zostawiłem Ci na komodzie. Zabierz ze sobą kogo zechcesz. Sergi jest kontuzjowany, więc z chęcią dotrzyma Ci towarzystwa. Kocham Cię. Marc”
Z uśmiechem odłożyłam kartkę i podeszłam do komody, na której leżały dwa bilety. No, tak. Miałam wolne w klubie do końca tygodnia, ale czy chciałam iść na stadion i ponownie myśleć o pracy? Otóż tak. Bardzo chciałam pójść, ale nie miałam pewności, że wyrobię się w pracowni z zaległościami, które nieustająco się piętrzyły. Gdyby tylko Luka wrócił i wziął się do roboty! Sama z Leo miałam pracy aż zanadto i nie wiedziałam do czego mam włożyć ręce. Najpilniejsze były pierwsze zamówienia, które nie mogły się opóźnić. Niektórzy wyjeżdżali na miesiąc miodowy, inni mieli ślub, wszystko musiało odbyć się w terminie. A czas ostatnio mnie wyjątkowo gonił.
              - Jak tam maleńka? Wyspana? – usłyszałam radosny głos Leo, który przekręcał klucz do pracowni i puścił mnie pierwszą do środka.
-  A powiem Ci, że wyjątkowo wyspana. – odłożyłam aparat na ladę i zajęłam się przeglądaniem poczty. – Marc przyjechał do mnie koło północy. Nie zgadniesz co mi dał. – szatyn przyjrzał mi się uważnie i ujął moją dłoń, by zerknąć na pierścionek, którego nie zastał na serdecznym palcu. – Weź, nie zaręczyliśmy się!
- A tak to zabrzmiało. – westchnął niepocieszony.
- Jestem za młoda na ślub. Dał mi coś o wiele bardziej wyjątkowego. – wyjęłam z torebki pęk kluczy i pomachałam mu przed oczyma jednym z nich. – To klucz do jego mieszkania.
- Wow, to wielki krok w waszym związku! Strasznie się cieszę, Izzie. – uścisnął mnie mocno. – Kto jak kto, ale wy jesteście moim ideałem jeśli chodzi o związki. Niby stroszycie się na swój widok, a jak przyjdzie co do czego to nie możecie bez siebie żyć.
- Dzięki, Leo. Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. – powachlowałam się dwoma biletami na dzisiejszy mecz.
- Wiesz jak ja uwielbiam chłopaków biegających za piłką i później wymieniających się koszulkami. Ale dziś nie mogę. Umówiłem się. – wyjął spod lady stertę kolejnych kopert, które miał zamiar przejrzeć.
- A z kim? – spojrzałam na niego spod byka. – I czemu mi wcześniej nic nie powiedziałeś?
- Chciałem, ale Ty miałaś lepsze ploteczki do obgadania. Nazywa się Ricardo… jest ode mnie starszy, ale nieznacznie. Ma swoją kancelarię i… jest nieziemsko przystojny. – wyrwałam go szybko z zamyśleń, zaśmiałam się na jego słowa i spojrzałam przez ramię na klienta, który właśnie wszedł do pracowni.
- Ja po odbiór zdjęć. – przyjaciel wyręczył mnie w pracy i przyniósł z zaplecza kopertę z plikiem zdjęć. Podliczył szybko i odebrał od klienta gotówkę. Kiedy tylko opuścił pracownię, mógł wreszcie kontynuować.
- Mam mieszane uczucia, bo znamy się niecały tydzień. Ale zgodziłem się na spotkanie. W sumie to nic zobowiązującego, prawda?
- No jasne, że nie. Porozmawiaj z nim, poznaj go… jeżeli to nie „ten”, to wcale nie musisz umawiać się na kolejną randkę. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- To nie randka! – zbulwersował się. – A tak z innej beczki… przyszły już wyniki rekrutacji?
- Nie. Mam nadzieję, że niedługo będą, bo do tego czasu osiwieję z nerwów. – Leo złapał mnie za rękę. – Mówię poważnie. Jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam.
- To dobrze. Znaczy, że Ci zależy. – posłał mi uśmiech. – A co u rodziców?
- Opowiedziałam Ci wczoraj co się działo z matką… nie odezwała się do mnie od tego czasu, ale czuję, że to zrobi. I wcale nie będzie to przyjemna konwersacja.
- Może zrozumie wreszcie, że Ty i Marc to coś na poważnie. Kochacie się, dał Ci nawet swój klucz… to już naprawdę wielka rzecz. – próbował dodać mi otuchy, ale nie przyjmowałam do siebie jego słów. Przytakiwałam głową, ale myślami byłam zupełnie gdzieś indziej. – Ty dziś nie pracujesz na stadionie?
- Dostaliśmy wolne, nie jesteśmy jedynymi fotografami, więc do końca tygodnia mamy labę. A i tak dziś wieczorem idę na Camp Nou. Bez Ciebie… - zrobiłam obrażoną minę, by po chwili zaśmiać się głośno.
Popołudnie zleciało nam na pracy. Całkowicie skupiłam się na swoich obowiązkach, w przerwach wypaliłam papierosa i wracałam do pracowni. Chciałam rzucić palenie, ale za każdym razem dawałam sobie spokój z jakąkolwiek próbą walki o moje zdrowie. Wywołując kolejną sesję ślubną, zdałam sobie sprawę, że dawno nie robiłam zdjęć dla siebie. Tak dla przyjemności. Zawsze na mojej szyi wisiał mi aparat i biegałam po plenerach, czy po boisku i pracowałam. Robiłam zdjęcia automatycznie, bez pasji, która kiedyś mnie otaczała. Dawno nie wyszłam na miasto i nie zagubiłam się w wąskich uliczkach. Nie myślałam o pędzącym czasie i o sekundzie, którą chwytałam na swoim aparacie. Miałam wewnętrzną potrzebę ucieczki. Choć na godzinę, niedaleko. Gdziekolwiek.
Wybiegłam ze studia, uprzednio przepraszając Leo, ściskając w dłoniach swój aparat. Dziś to tylko przedmiot, którym wykonuję swoją pracę. Kiedyś to przedmiot kultu i pasji. Dbałam o niego bardziej niż o siebie, a tak szybko zapomniałam ile radości potrafi przynosić.
Wbiegłam na plac św. Jerzego. Spotkałam kilku turystów, ale już po chwili zdałam sobie sprawę, że siedzę sama na środku kwadratowego placu. Zrobiło się zaskakująco cicho i klimatycznie. Miałam szansę zrobić zdjęcia, o których kiedyś mogłam tylko pomarzyć. Ustawiłam odpowiednie parametry i znów byłam w swoim żywiole, zatapiając się na nowo w swojej pasji.
Wracając do studia, kupiłam kawę na wynos dla siebie i Leo, mając nadzieję, że jakoś uda mi się go udobruchać. Wybiegłam, kiedy w pracowni praca wpadała drzwiami i oknami. Musiałam jednak wygospodarować dla siebie pięć minut, by nie zwariować. To i tak niewiele, za pracę, którą wkładałam w La Tortura.
Leo szybko wybaczył mi moją nieobecność i powrócił do rozmowy z nowymi klientami. Zamknęłam się w ciemnicy i dokończyłam projekt, który miał być do odebrania tego popołudnia. Po wyjściu z powrotem do lobby, zdałam sobie sprawę, że dochodziła osiemnasta. Nie zjadłam obiadu i poczułam jak burczy mi w brzuchu. Wyjęłam batonika z torebki i wyszłam tuż za Leo, który zamknął drzwi od studia na klucz. Kolejny dzień pracy należał do historii.
Po drodze do domu, dostałam sms od Marc’a, czy zdecydowałam się na przyjście. Odpisałam mu, że właśnie wracam do siebie i postaram się wyrobić na dwudziestą. Wiedziałam ile znaczy dla niego obecność na trybunach kogoś znajomego. Nie mógł liczyć na rodziców, którzy ekscytowali się przyjazdem do kraju Eric’a i wydawali na tę cześć huczną kolację. Chciałam porozmawiać ze starszym bliźniakiem, ale nie było ku temu okazji. Był zaledwie godzinę drogi od Barcelony, a ja miałam mu wiele do wytłumaczenia.
Wpadłam szybko do mieszkania i od razu wzięłam prysznic. Panował okropny upał, a zimna woda postawiła mnie z powrotem na nogi. Założyłam krótkie spodenki i koszulkę Barcelony FC z napisem „Alexis” i numerem 9. Tylko taką miałam w posiadaniu, a że dostałam ją od przyjaciela, który mieszkał parę pięter nade mną, to darzyłam ją wielkim sentymentem. Wsadziłam najpotrzebniejsze drobiazgi do kieszeni, by nie brać torebki i wyszłam zamykając mieszkanie na klucz. Sąsiada nie było u siebie, więc mogłam się jedynie domyślić, że przygotowuje się do meczu.
Złapałam taksówkę, kiedy tylko wyszłam przed kamienicę i dojechałam pod stadion, koło którego roiło się mnóstwo kibiców. Bez problemu weszłam do środka i zajęłam swoje miejsce. Pomachałam Sergi’emu, który o kulach przepychał się pomiędzy jakimiś ważniakami w garniturach. Zajął miejsce obok mnie i ucałował mnie w policzek na przywitanie.
- Jak tam? – spytał. Odłożył kule na bok i wyjął z kieszeni komórkę, by napisać do kogoś sms i ponownie zwrócił się do mnie. – Przyszłaś sama?
- Leo nie mógł mi towarzyszyć, a Marc’owi zależało bym przyszła, więc oto jestem. A Ty sam? – rozejrzałam się. – I co Ci się stało w nogę?
- Mała kontuzja na treningu. Nie ma to jak optymistycznie zacząć sezon. – zaśmiał się. – Ale pauzuję tylko tydzień, więc nie jest najgorzej.
- Czyli razem wracamy do pracy. Też „pauzuję” tydzień w klubie, ale od poniedziałku znów towarzyszę wam na treningach. – uśmiechnęłam się. Sergi machnął do jakiejś dziewczyny, która na jego widok uśmiechnęła się szeroko i przybiegła w podskokach. – To Amelia, dziewczyna Marc’a Muniesa. A tam… - wskazał na kilka rzędów niżej. – Siedzi dziewczyna Messi’ego, a obok Pedro.
- Cześć. – blondynka podała mi rękę, którą uścisnęłam i odwzajemniłam uśmiech. – Miło mi Cię poznać.
- Jestem Isabella. – dziewczyna usiadła obok nas na wolnym miejscu i spojrzała na boisko, na które powoli wychodzili piłkarze.
- Nie znałyście się wcześniej? – zagaił Sergi. Pokiwałam głową i również spojrzałam na murawę.  – No cóż… już teraz należysz do WAG’s, więc pewnie będziecie się często widywać. – zaśmiał się.
- O, nie, nie, nie. – westchnęłam. – Nie należę do dziewczyn, które lubują się w markowych ciuchach i pozowaniu paparazzi. To nie dla mnie.
- Nie wszystkie takie są. – wtrąciła dziewczyna. – Spotykamy się czasami na winku i poplotkujemy o facetach. Za większością z nas nie biegają fotoreporterzy, więc „WAG’s” to trochę zbyt ogólne określenie.
- Przepraszam, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. – czułam się strasznie głupio, że wypaliłam z takim stwierdzeniem.
- Nie ma sprawy. Przywykłam do tego, że ludzie traktują nas z przymrużeniem oka. A my naprawdę pracujemy na siebie i nie jesteśmy na utrzymaniu naszych chłopaków… w większości przypadków. – podnieśliśmy się z miejsca i przeczekaliśmy w milczeniu odgrywanie hymnów obu drużyn. – Byłoby świetnie gdybyś jutro do nas dołączyła. Spotykamy się u mnie w mieszkaniu o dwudziestej, poznasz inne dziewczyny. Fajnie jest czasami poplotkować w towarzystwie innych dziewczyn.
- Chętnie. – chciałam je poznać. Ostatnio rzadko przebywałam w towarzystwie dziewczyn. Zawsze tylko Leo, Luka, Marc i chłopcy z drużyny. Nie miałam przyjaciółki, a widomo, że o niektórych sprawach można pogadać tylko z dziewczyną. Leo był bardzo zniewieściały, jak na geja przystało, ale miał swoje życie i własne problemy.
- Marc zaraz wejdzie na boisko. – zagaił Sergi po długim czasie milczenia, ze spokojem oglądając mecz. Oderwałam się na chwilę od rozmowy z Amelią, która okazało się, że jest całkiem normalną dziewczyną. Pracowała w butiku niedaleko La Tortura, więc nie była niczyją utrzymanką. Studiowała psychologię, ale jakoś nie potrafiła odnaleźć się w swoim zawodzie. Nie wiązała z nią przyszłości i myślała o zmianie kierunku.
- Strasznie się wczoraj emocjonował. Szkoda, że wchodzi dopiero pod koniec. – chłopak przytaknął. – Idziecie gdzieś po meczu?
- Idziemy na piwo do pubu. Potem grzecznie do domu. Mam nadzieję, że do nas dołączycie. – zwrócił się również do Amelii, która ochoczo przytaknęła. Kiwnęłam również głową na znak, że się zgadzam i ponownie zwróciłam uwagę na boisko.
Mecz zakończył się nieznacznym zwycięstwem Katalończyków, 1:0. Zeszliśmy razem na prywatny parking i postanowiliśmy zaczekać na chłopaków, którzy guzdrali się jak kobiety.  Oparłam się o samochód Marc’a i czekałam, aż jaśnie pan zechce wyjść. Miał tylko wziąć prysznic i przebrać się w swoje ciuchy, to nie było aż tak absorbujące zajęcie.
Alexis widząc moją koszulkę z jego imieniem, zapiszczał jak mała dziewczynka i wziął mnie w ramiona. Chciał mnie podnieść, ale był nieznacznie niższy ode mnie i jedynie uniósł mnie, może ze dwa centymetry, w górę i ponownie postawił na nogach. Ucałował mnie na powitanie w policzek i spojrzał w kierunku zmierzającego ku nam Marc’a. Piłkarz cmoknął mnie w usta i objął ramieniem, zaznaczając przy tym kto tu jest „chłopakiem”.
- Idziesz z nami do pubu? – brunet zwrócił się do mnie i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Tak, właśnie umówiłam się z Amelią, że widzimy się na miejscu. – wskoczyłam do jego terenowego audi i zapięłam pas. Amelia dołączyła do swojego chłopaka, który czekał na nią przy swoim aucie.
- Koszulka Alexis’a? Serio? – spojrzał na mnie spod byka, w trakcie czerwonego światła, na którym zatrzymał samochód.
- Nie miałam innej. – wzruszyłam ramionami. – Przeszkadza Ci to?
- Nie dawałem Ci swojej?
- Najwyraźniej pomyliłeś dziewczyny. – chłopak zajechał na najbliższy możliwy parking. – Co robisz? Pub jest w tamtą stronę. – wskazałam na prawidłowy kierunek jazdy.
- Chcę coś wyjaśnić. – ściszył radio. – O co Ci chodzi z tym pomyleniem dziewczyn? Przecież jesteśmy razem, a ja Cię nie zdradzam.
- Nie o to chodzi. – westchnęłam. – Gadałam z dziewczyną Muniesy, Amelią. Spotykają się jutro z innymi dziewczynami na plotkach. W sumie jest całkiem fajna i w ogóle…
- I co z związku z tym?
- Zaprosiła mnie. A ja mimowolnie pomyślałam o Twoich byłych dziewczynach… nie chcę być kolejną panienką, którą te dziewczyny poznają i udają, że lubią.
- Dalej nie wiem o co Ci chodzi. – odpiął pas i odwrócił się w moją stroną. – Ktoś Ci coś powiedział? – odgarnął kosmyk moich włosów i spojrzał na mnie.
- Mówiłam Ci już. Nie chcę być postrzegana jako dziewczyna „na jakiś czas”. Amelia nie dała mi odczuć, że coś jest nie tak… ale mam wrażenie, że jeśli wejdę jutro w gniazdo wron to będę udawać kogoś innego. Nie chcę być jakąś „WAG’s” jak to ona określiła. Pracuję po osiemdziesiąt godzin tygodniowo i już naprawdę nie wyrabiam. – oparłam głowę o jego tors. – Czuję się wypalona.
- Chcesz jechać do domu? Nie musimy wcale tam iść. To tylko zwykłe piwo z kumplami.
- Już mi lepiej. – wzięłam kilka głębszych wdechów. – Naprawdę, musiałam to z siebie wyrzucić, ale już mi lepiej, naprawdę. – dotknęłam dłonią jego policzka i uśmiechnęłam się zachęcająco. Pocałował mnie w usta i zaśmiał się pod nosem. – Przepraszam.
- To spotkasz się jutro z dziewczynami? – przytaknęłam. – Może to nienajlepszy pomysł skoro tak zareagowałaś na zaproszenie?
- Muszę spotkać się z jakimiś dziewczynami. Mam wrażenie, że ostatnio spotykam samych facetów i już mam powoli tego dość. – zaśmiałam się. – Wiesz… dziś wreszcie się wyrwałam na parę minut na miasto i zrobiłam kilka zdjęć. Wyszły całkiem niezłe.
- Musisz mi je koniecznie pokazać.
- Robię się ostatnio strasznie humorzasta. Przepraszam Cię za to. Chyba powinnam sobie zrobić kilka dni wolnego, by odsapnąć. Kiedy tylko Melinda wyzdrowieje, a Luka przestanie ślęczeć u niej w szpitalu, to zagonię go do pracy. Przejęłam jego obowiązki i to chyba zbyt wiele jak na mnie.
- Wiem, kochanie. – ucałował mnie w dłoń. – Ale nie przepraszaj. Każdy czasem ma gorszy dzień.
- Byłeś dziś świetny na boisku. Obserwowałam Twoje poczynania aż do końcowego gwizdka. – zaśmiał się na moje słowa. – Mówię serio. Całkiem inaczej ogląda się mecz z trybun, niż biegając z aparatem.
- Będziesz musiała częściej w takim razie wpadać po pracy i bez aparatu. – ponownie odpalił silnik. – Z tym, że z moim nazwiskiem na plecach. – cmoknął mnie w policzek i ruszył w kierunku pubu. Czułam się rozbita na małe kawałeczki. Nie chciałam zachowywać się melodramatycznie, ale sama nie kontrolowałam swoich emocji. Wypiłam zdecydowanie za dużo kawy jak na jeden dzień. Chciałam wreszcie odpocząć i się zrelaksować. Kiedy tylko napiłam się piwa, wszystkie moje bolączki odeszły. Siedziałam wśród znajomych chłopaka, w koszulce Alexis’a, co nie uszło uwadze ani jednej osoby. Sam zainteresowany znów wycałował mnie po policzkach i z dumą prezentował swoje imię na moich plecach. Poznałam większość dziewczyn, z którymi miałam się spotkać następnego dnia. Z początku wydawało mi się, że Amelia była lekko dziwna, ale to co zobaczyłam później, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.


************************************************************* 
Hej! Jak widać mam jeszcze parę niewykorzystanych pomysłów jeśli chodzi o to opowiadanie ;-) Wiem, że wyszedł melodramat, a bardzo chciałam wprowadzić nutkę komedii. No, ale… może uda się następnym razem. Czekam na Wasze opinie i do napisania! Pozdrawiam.

8 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że bardzo ucieszyłam się widząc inny tytuł posta niż epilog. Naprawdę nie wyobrażałam sobie zakończenia La Tortury właśnie w tamtym momencie. Twój nowy pomysł spodobał mi się już na początku, ale jedno muszę naświetlić. Nie wiem, dlaczego, ale uświadomiłam sobie to właśnie teraz, Alexis jest moim najbardziej ulubionym bohaterem. Wbrew pozorom plasuje się w klasyfikacji wyżej niż Marc, ale może to z powodu, że ja zawsze miałam słabość do takich słodkich żartownisiów i też dzięki tobie wpadł mi przed chwilą do głowy pomysł na opowiadanie o nim! Dziękuję ci za inspirację! :*
    Co do rozdziału to uważam, że Isabell zdecydowanie potrzebuje odsapnięcia od wszystkiego. Ostatnio w jej życiu działo się tyle, iż sama już tego nie potrafi ogarnąć. Już samo wyznanie i gest Marca przyniosły dużą dawkę emocji, a jeszcze ogrom pracy, brak Luki, wizyta matki, studia.Za dużo jak na jedną głowę. Nic więc dziwnego, że trochę wybuchnęła, że nadal ma jakieś tam obawy odnośnie związku z piłkarzem, który w ciągu lat przedstawiał kolegom coraz to nowsze dziewczyny. Z początku polubiłam Amelię ale gdy doszłam do końca rozdziału mam już co do niej mieszane, żeby nie powiedzieć negatywne odczucia. Coś mi się wydaje, że z tego wszystkiego wyjdzie niezły dramat i związek Marca i Isabell może czekać poważna próba. Mi się nigdy nie podobał pomysł tych całych WAG's. Durnota i tyle. Teraz, gdy o tym wspomniałaś zaczynam podejrzewać, iż dziewczyny nie są do końca takie święte, czy bezinteresowne, jak przedstawiła to Amelia, no, ale zobaczymy, może się mylę.
    Jeszcze co do wątku z koszulką. Haha, rozbawiłaś mnie tym. Nie tylko reakcją piszczącego Alexisa, ale i zazdrośnika Marca, któremu niezbyt spodobał się taki obrót sytuacji, chociaż z drugiej strony powinien dobrze wiedzieć, że nie ma się czego obawiać. Ach, Marc, prawdziwy, gorący Hiszpan.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super, że to nie epilog jeszcze ! Hmm mam dziwne wrażenie ,że Bella jest trochę taka... ograniczona, ale to chyba wszystko przez tą prace i brak czasu dla siebie. Brakuje im w tym związku trochę spontaniczności, beztroskosci i takiego młodzieńczego ducha ! Chyba wszystko to zabrał Alexis xd ! Ale Marc i tak jest przecudowny ! Ta jego troska i zazdrość hihi ideał <3 jak zwykle z końcówka zamieszalas i juz teraz chce nowy rozdział ! Nie moge sie doczekac o co chodzi z tą Amelia. Mam nadzieje, że to nie zamiesza jakoś strasznie w związku naszej kochanej dwójki :D i licze jeszcze, ze dojdzie do konfrontacji Eric-Isabell :D lubiłam Erica, wydaje mi się, że wszystko zrozumie i będzie szczęśliwy, ze Marc i Bella są razem, ale to może być ciekawe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam nadzieje ze chodzilo o ograniczenie czasowe a nie umyslowe :D

      Usuń
    2. Chodzilo mi o to, że do wszystkiego podchodzi z mega dystansem i wszystko musi przetworzyć na swój sposób myślenia :D

      Usuń
  3. Alexis jest w rozdziale, komedia murowana, ahaha
    jakie to słodkie, że Marc chce by to Bella nosiła koszulkę z jego nazwiskiem <3
    Czekam na nowe pomysły tutaj :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysłów nie brakuje, tylko chęci do pisania :D

      Usuń

***********************************************************

***********************************************************