Cała ta
historyka Alexis’a, którą wymyślił na poczekaniu wprawiła mnie o mętlik w
głowie. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, co mam powiedzieć
Marc’owi i jak zachować się w towarzystwie państwa Sánchez. Oczywiście nie
zdecydowałam czy tam w ogóle pojadę, ale musiałam przeanalizować każdy możliwy
scenariusz.
W dodatku
Leonardo zamęczał mnie swoimi żalami i histeriami, w które co chwilę wpadał.
Skończyły mi się chusteczki higieniczne i wyszłam na chwilę z mieszkania, by
zrobić podstawowe zakupy w pobliskim małym sklepie. Kiedy wróciłam, Leo stał z
założonymi na torsie rękoma i spoglądał na mnie spod byka.
- O co chodzi?
– wyminęłam go w drzwiach i weszłam do kuchni.
- Kiedy
zamierzałaś mi powiedzieć, że dostałaś maila z uczelni? – o mało nie zadławiłam
się własną śliną, ale zachowałam pokerową twarz. – No? Słucham.
- Nie chciałam
Cię zamartwiać swoimi problemami. Sam masz ich ostatnio wiele, więc wolałam o
tym nie wspominać.
- Jakimi
problemami? Nie odczytałaś tego maila, więc nie wiesz jaką dostałaś odpowiedź.
– ponownie zatarasował mi drogę, kiedy chciałam wejść do salonu.
- A Ty
szperasz w moim laptopie. – nie udało mi się odbić piłeczki wzajemnego
oskarżania się i usiadłam obok niego na kanapie spoglądając na niewylogowaną
pocztę, która widniała na wyświetlaczu mojego komputera.
- Otworzysz
czy ja mam to zrobić? – zwrócił się do mnie szatyn.
- Przestań
mnie szantażować. – najechałam na wiadomość i kliknęłam. Przez moment wiadomość
się ładowała. Miałam wrażenie, że wszystko działa przeciwko mnie, ale po chwili
otworzył się list.
- „Szanowna Pani, z radością informujemy, iż
przeszła Pani pomyślnie rekrutację na pierwszy rok fotografii…” –
przeczytałam na głos. Spojrzałam na Leo, który pisnął i mocno mnie uściskał.
- A nie
mówiłem?! Gratulacje! Idziesz na studia! – nie mogłam w to uwierzyć. Tak po
prostu dostałam maila z pozytywną odpowiedzią na rekrutację, którą wykonał za
mnie Leo. Wczytałam się w dalszą treść z dużo większą uwagą. Miałam donieść
swoje dokumenty, kopie świadectwa maturalnego z wynikami oraz pierwszą wpłatę
czesnego. Czułam się dziwnie podekscytowana czytając wszystkie potrzebne mi
informacje. To było tak nierealne, że nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
Dopełnieniem
mojego zdziwienia było pojawienie się w progu Marc’a z bukietem czerwonych róż.
Chciał w ten sposób mnie przeprosić za swoją nieobecność, ale jak miałam się na
niego gniewać? Wystarczyło, że mnie pocałował, a już traciłam dla niego głowę.
Po południu
zawitał do mnie dawno niewidziany przeze mnie Sergi. Rozłożył się na mojej kanapie
(nie wiem czy jest tak wygodna, ale każdy się na niej dziwnie rozkłada i nie
chce wyjść) i włączył play station.
- Co u Ciebie
słychać? – spytałam podając mu kubek herbaty.
- To chyba ja
powinienem zapytać co u Ciebie? Słyszałem, że jedziesz z Alexis’em do Chile. –
zaśmiałam się nerwowo i zajęłam miejsce obok niego.
- Skąd to
wiesz?
- Od Alexis’a.
Byłem przed chwilą u niego, a on się podnieca jakbyście faktycznie byli parą. –
zaśmiał się. – Co masz taką minę?
- Bo jeszcze
nie zdecydowałam czy z nim pojadę, czy nie, a on już pewnie bilet kupił. –
szatyn niepewnie mi przytaknął, na co zareagowałam kwaśną miną. – On jest
niemożliwy.
- Dopiero
teraz to zauważyłaś? – objął mnie ramieniem. – Marc już wrócił?
- Tak. Przed
chwilą pojechał do siebie.
- Wie o tym?
- Sama mu
powiem. Może łagodniej zareaguje. – westchnęłam głośno. – Może zagadam go czymś
innym, a później wtrącę, że jadę z Alexis’em.
- To musiałoby
być faktycznie coś epickiego, żeby nie zwrócił uwagi na drugą część zdania. –
zaśmiał się. Otworzyłam laptopa i pokazałam mu wiadomość od uczelni. – No…
myślę, że to może przejść.
- Sama mam
ochotę rozszarpać Sánchez’a, a co dopiero on… boję się jego reakcji.
- Im szybciej
mu o tym powiesz, tym krócej będziesz się stresować.
Musiałam
przyznać mu rację. Wiedziałam dobrze, że Marc od zawsze był wybuchowy i nie
można było przewidzieć w żadnym stopniu jego reakcji. Czasem głośno się śmiał,
innym razem wpadał w szał. To niby nic takiego, ale czułam, że cała ta sytuacja
może go dotknąć. Bo kto normalny pożycza koledze swoją dziewczynę?
Ubrałam
kolorową sukienkę i założyłam koturny. Chciałam zrobić na nim dobre wrażenie
przed tym jak miał mnie w jednej chwili znienawidzić. Oczywiście istniało
prawdopodobieństwo, że nic sobie nie zrobi z tego i zareaguje bardzo dobrze,
ale wolałam się jednak jakoś ubezpieczyć. A że Marc był bezwątpienia samcem
alfa i wzrokowcem, to wystrojenie się dawało mi na starcie sporą przewagę.
Wypaliłam
papierosa przed jego kamienicą i wybiegłam po schodach na jego piętro.
Poprawiłam się nim nacisnęłam guzik dzwonka.
- Nienawidzę
jak palisz. – westchnął całując mnie w usta. Wciągnął mnie do środka i zamknął
za mną drzwi.
- Musimy
pogadać. – złapałam Ninę, która domagała się wzięcia na ręce i razem usiadłyśmy na kanapie. Psiak dokazywał,
a Marc przyglądał się nam z wyraźnym zadowoleniem.
- Chyba nic
się nie stało? – zmrużył oczy i usiadł naprzeciwko mnie. – Czy może jednak?
- W zasadzie
to nic takiego, ale chcę, żebyś się o tym dowiedział ode mnie. Jadę z Alexis’em
do Chile. – powiedziałam na jednym wdechu.
- Na sesję
zdjęciową? To chyba nic takiego. – wzruszył ramionami.
- Nie
rozumiesz. – położyłam psa obok siebie i spojrzałam na niego uważnie. – Alexis
powiedział swoim rodzicom, że się ze mną spotyka, a oni chcą mnie koniecznie
poznać. – postanowiłam powiedzieć mu o wszystkich prosto z mostu. Takie
przeciąganie nie miałoby żadnego sensu i zabrałoby jedynie mój jakże cenny
czas.
Marc
odpowiedział śmiechem, który wypełnił całe pomieszczenie. Kiedy jednak
zauważył, że nie zareagowałam tym samym, momentalnie spoważniał.
- Nie mówisz
serio. – machnął ręką. – To przecież najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek
usłyszałem.
- Jestem
całkiem poważna.
- I to
wymyślił ten kretyn? – uniósł do góry brwi.
- No, tak.
- Czy on
kiedykolwiek wpadł na coś mądrego? Zawsze musi wymyślić taką rzecz, którą nikt
inny by nie wymyślił? – podniósł znacząco głos.
- Uspokój się.
– usiadłam obok niego i złapałam za rękę. – To góra dwa dni. Nie chciałam się
zgodzić, ale on jest w podbramkowej sytuacji. Jego dziewczyna była striptizerką
i gdyby o tym dowiedzieli się jego rodzice, to pewnie zmusiliby go do
zakończenia tego związku.
- I co z tego?
On jest dorosły i może spotykać się z kim chce. Przecież oni mieszkają na innym
kontynencie i nie mają zielonego pojęcia co ich syn robi w Europie.
- Mylisz się.
– wsunęłam się pod jego rękę i sprawnie usiadłam na jego kolanach. Próbowałam
przejąć nad nim kontrolę i wydawało mi się, że odniosłam sukces, dopóki nie zsunął
mnie na miejsce obok siebie. – Kochanie? – zatrzepotałam rzęsami najpiękniej
jak tylko umiałam i posłałam mu uśmiech.
- Chyba nie
mówisz poważnie. – złapał się obiema dłońmi za głowę. – To absurdalne. Nie
byłaś oficjalnie poznać moich rodziców, którzy mieszkają niecałą godzinę stąd…
a chcesz lecieć do Chile do rodziców Alexis’a?
- Ile razy mam
Ci powtarzać, że to na niby?
- Ja już znam
te „na niby” Alexis’a. – burknął pod nosem lekceważąc moje pełne skruszenia
spojrzenie.
- Marc… wiem,
że to dziwna sytuacja, ale…
- Dziwna? –
przerwał mi powtarzając za mną i śmiejąc się pod nosem. – Dziwna? Dziwna to
będzie buźka Alexis’a po spotkaniu z moją pięścią. – napiął się nabuzowany
testosteronem i wskazał na swoją zaciśniętą pięść.
- Przecież to
nie jego wina, że ma takich rodziców. Twoja mama mnie nie lubi, moja
Ciebie…wszystko się uzupełnia. A u niego robi się te całe „podchody” w
śledzeniu.
- Proszę nie
bierz mnie na poczucie winy, dobrze?
- Jakie
poczucie winy? – podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego pod okno, przez
które wyglądał. Złapałam go w pasie i mocno się do niego przytuliłam. – To
szybko minie i nawet nie zauważysz kiedy będę z powrotem.
- Wiesz
dobrze, że tylko Ty zdołasz mnie przekonać do najgłupszych, nierealnych i
całkowicie pomylonych pomysłów. – ucałował mnie w czoło. – Jesteś niemożliwa.
- Ty też. –
podniosłam do góry głowę i czekałam na jego pocałunek. Pocałował mnie
delikatnie, zdecydowanie inaczej niż zazwyczaj.
Wróciłam na
kanapę na której spokojnie wylegiwała się Nina. Pogłaskałam ją po brzuszku co
jej się nad wyraz spodobało i podwinęłam pod siebie nogi. Czekałam na Marc’a,
który wrócił po chwili z kuchni z dwoma butelkami jabłkowego piwa. Miałam
ochotę się na pić, a nie upić, więc postanowiłam na coś łagodnego. Musiałam
poruszyć jeszcze temat uczelni, ale obstawiłam od razu, że to bułka z masłem. W
porównaniu z informacją na temat pomysłu Alexis’a, to faktycznie był pikuś.
- Musimy
porozmawiać o jeszcze jednej ważnej rzeczy. – westchnęłam odkładając na stolik
butelkę z rozpoczętym trunkiem.
- Jeszcze o
czymś? Walnij we mnie jeszcze czymś… może jesteś w ciąży? – zaśmiał się, ale
widząc moją reakcję, natychmiast przestał.
- Nie, nie
jestem. – burknęłam. – Jest coś innego.
- No to mów.
Zamieniam się w słuch. – oparł nogi o kant stolika, czego wprost nienawidziłam.
Od razu go upomniałam i szybko zmienił swoja pozycję.
- Jakiś czas
temu rozmawiałam z Leonardo na temat studiów. Tak od niechcenia… dlaczego nie
zaczęłam itp. itd. Jakoś się złożyło, że wyczytaliśmy na stronie internetowej,
że trwa rekrutacja i Leo… wypełnił za mnie wniosek. – brunet podniósł do góry
jedną brew. – I… dostałam maila, że zostałam przyjęta na pierwszy rok
fotografii.
- Wow. –
podsumował krótko. Miałam ochotę rzucić w nim czymś, by otrzymać choć odrobinę
więcej jakiejkolwiek reakcji.
- Nie powiesz
nic więcej? – podniosłam się z miejsca.
- A co mam
powiedzieć? Gratuluję! Cieszę się, że się spełniasz, że idziesz na studia i że
ja dowiaduję się o wszystkim na samym końcu.
- Wiesz co? –
odwinęłam się na pięcie. – Mam serdecznie dość tych Twoich dąsów o nic!
Zachowujesz się gorzej niż baba przed okresem, a to chyba ja powinnam być
przejęta szkołą i nowymi obowiązkami. Jeżeli nie chcesz mnie wspierać to nie
musisz. Proszę bardzo!
Złapałam do
ręki torebkę, którą rzuciłam wcześniej na fotel i udałam się do wyjścia. Marc
szybko mnie wyprzedził i zatarasował przejście.
- Przepraszam.
– złapał mnie za ramiona. Dałam mu się załagodzić, ale bardzo niechętnie.
Zdenerwowało mnie to, że w tym związku to on miał grać pierwsze skrzypce i
rozwiać swoją karierę zawodową. Ja natomiast czułam, że ustałam w miejscu i
najbardziej na świecie chciałam ruszyć. Zrozumiał swój błąd, albo tak tylko
twierdził, ale nie chciałam się z nim dłużej kłócić. Miałam trochę do
zrobienia, a nie chciałam zostawiać pakowania na ostatnią chwilę.
*
Na lotnisku
ściskałam w dłoniach swój bilet, który po pewnym czasie był pomięty na wszelkie
możliwe sposoby. Podałam go Alexis’owi, bo prawdopodobnie podczas czekania na
odprawę zniszczyłabym go całkowicie. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. W
moim przypadku było to normalne, ale jeżeli chodzi o Chilijczyka to zaczynałam
podejrzewać, że coś z nim nie tak. Spojrzałam na niego uważnie i zmusiłam, by
na mnie zwrócił swój zamyślony wzrok.
- Co jest? –
złapałam go za łokieć.
- Denerwuję
się. – próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu niemrawy księżyc, który w ogóle
nie przypominał jego szerokiego uśmiechu, którym zawsze mnie raczył..
- To chyba ja
powinnam się denerwować. Poznam w końcu Twoją szaloną rodzinkę. – uśmiechnęłam
się do niego zachęcająco i mogłabym przysiąc, że przez jego twarz przeszedł
cień delikatnego uśmiechu.
- Dziękuję, że
to dla mnie robisz. Naprawdę… dużo to dla mnie znaczy. – wyciągnął do mnie
ręce. Dzięki temu, że miałam na sobie trampki, byliśmy tego samego wzrostu.
Uścisnęłam go mocno i ucałowałam w policzek. – Jesteś dobrą przyjaciółką. Nikt
by tego dla mnie nie zrobił.
- Bo to mocno
porypany pomysł. – zaśmiałam się. Zostawiłam go na chwilę samego, ponieważ
poczułam nagłą potrzebę wyjścia na zewnątrz i zapalenia papierosa. Mieliśmy
mnóstwo czasu, a że przyjechaliśmy na lotnisko za wcześnie, to mogłam sobie
pozwolić, by zadzwonić do mamy.
Mama skarciła
mnie na samo wspomnienie o wyjeździe. Była pewna, że to lot służbowy, a nie
moje „widzimisię”. Przecież wspierałam przyjaciela, a to chyba najważniejsze.
Stwierdziła, że oszalałam i nie powinnam się zgadzać (mogłaby tu śmiało przybić
piątkę z nadąsanym Marc’iem), ale nie miała nic do powiedzenia. Miałam bilet,
stałam przed lotniskiem, a ona mogła jedynie sobie ponarzekać. Zajęta była
swoimi wnukami, którzy byli jej podrzucani przy każdej możliwej okazji.
Przynajmniej miała zajęcie i nie wtrącała się do mojego życia.
Z wojowniczym
nastrojem wróciłam do środka. Odnalazłam w tłumie Alexis’a, który nerwowo
spoglądał na zegarek. Wskazał głową na trójkę chłopaków, którzy stali tyłem do
mnie i zawzięcie o czymś dyskutowali.
- A co Wy tu
robicie? Wszyscy chcecie się żegnać? Przecież nie jedziemy na rok. – spojrzałam
zaskoczona na kolejno: Marc’a, Sergi’ego oraz Tello. Odwrócili się na moje
słowa i posłali mi szerokie uśmiechy, które lekko mnie zaniepokoiły. – Co jest
grane?
- A no nic
takiego. – Bartra objął mnie ramieniem. – Zrobiliśmy sobie kilka dni wolnego i
jedziemy z Wami.
Myślałam, że
zakrztuszę się śliną i nie zrobię już kolejnego wdechu. Śmiałam się jak szalona
wraz z Alexis’em, który też nie ogarniał do końca ich słów, reszta natomiast
nadzwyczaj poważna, stała z założonymi rękoma ma torsie. Nie wiedziałam jak mam
zareagować. Przestałam się śmiać i spojrzałam na nich po kolei.
- Chyba nie
mówisz poważnie. – również założyłam ręce na piersi. – To jakiś wasz kolejny
żart?
- Żartem jest
to, że moja dziewczyna jedzie na drugi koniec świata z kumplem, który chce
przedstawić ją rodzinie jako swoją dziewczynę. – Marc podniósł głos, ale
widząc, że wzbudził tym zainteresowanie przechodniów, posłusznie się uspokoił.
- No daj
spokój. – machnęłam ręką. – Przecież o tym gadaliśmy! Razem doszliśmy do
wniosku, że to tylko przysługa. Dwa dni i zapominamy o sprawie, tak? Więc po co
drążyć temat i wpadać na tak szalone pomysły, co?
- To był
akurat mój pomysł. – zaśmiał się wesoło Sergi, za co spiorunowałam go wzrokiem.
Podniósł ręce w geście poddania się i schował się za stojącego obok Tello.
- Czy możemy
wszyscy wyluzować? – zabrał głos milczący do tej pory Alexis.
- Ja jeszcze
sobie z Tobą nie porozmawiałem. – pogroził mu palcem Marc, który mocniej
ścisnął mnie w pasie drugą ręką.
- Lecimy do
Chile. Pokażę wam mój dom, moje ulubione miejsca. Czy możemy na chwilę
zapomnieć o tych wszystkich duperelach i pomyśleć o tym jako o wakacjach? –
zdziwiły mnie słowa Alexis’a. Był nad wyraz poważny, a jego ton głosu sprawił,
że wszyscy słuchali go z podziwem. Jeszcze chyba nigdy do tej pory nie udało mu
się wzbudzić w kolegach tylu pozytywnych emocji. Tello poklepał kolegę po
plecach, a Sergi złapał za oba policzki i ucałował w nażelowane czółko. Stałam
z Marc’iem w całkowitym osłupieniu. Przyglądaliśmy się całej akcji w zupełnej
ciszy. Jakakolwiek reakcja zaszła w nas dopiero, kiedy usłyszeliśmy, że nasza
bramka właśnie została otwarta.
Zajęłam
miejsce obok Alexis’a. Wystartowaliśmy, a ja już marzyłam o powrocie. To
przecież nie mogło się udać. Ja udająca dziewczynę Alexis’a, w towarzystwie
rzeczywistego chłopaka i dwójki zwariowanych kumpli? Zbyt dużo atrakcji jak na
jeden jakże krótki wypad.
***************************************************
Jedynym zastrzeżeniem jakie mam do tego opowiadania to jest to, że pojawia się rzadko :D
OdpowiedzUsuńHehe dziękuję. Przepraszam, ale mam ostatnio straszny poślizg czasowy. Nie potrafię rozwinąć niekórych wątków, przez co pisanie jest cholernie ciężkie i trwa, trwa i trwa. Np przy tym rozdziale pisząc scenę między Izz i Marc'iem - nie mogłam jej przeskoczyć i pisać dalej i tak utknęłam. Kolejny rozdział na całe szczęście jest już gotowy - muszę go tylko opublikować. Pozdrawiam :-)
UsuńTak przypuszczałam, że Marc tak łatwo nie odpuści i jednak zrobi wszystko, byleby tylko Isabelle nie pojechała sama z Alexisem, a co za tym idzie, coś mi podpowiadało, iż ta cała intryga nie zostanie zatajona. Dziewczyna za bardzo go kocha, by skrywać po kątach tajemnice, w końcu już raz to, co ich łączyło, zostało zniszczone, Isabelle zapewne nie chciała, by tajemnice i późniejsze kłótnie, gdyby prawda wyszła na jaw, zniszczyły ich związek na nowo. Moim zdaniem postąpiła słusznie i cieszę się jej szczęściem - to odnośnie dostania się na studia. Zawsze w nią mocno wierzyłam i trzymałam za to kciuki.
OdpowiedzUsuńChociaż nie powiem, Marc zachował się, no cóż, nie owijajmy w bawełnę, średnio. Być może i dowiedział się na samym końcu, ale taki był właśnie zamysł. Isabell chciała, by nikt o niczym nie wiedział, nie dopytywał, nie zapeszał, a gdyby się nie dostała, by nie pomyślał, że jest nieudacznikiem. Popieram ją i sądzę, iż Marc również powinien.
Ale co do wyjazdu to jednak muszę się z nim zgodzić, bo pomysł Alexisa faktycznie należy do tych poronionych i chyba każdy chłopak postąpiłby tak, jak postąpił Bartra.
Jestem ciekawa, jak potoczy się ich wspólny wyjazd do Chile. Coś czuję, że będzie wesoło, a znając Sancheza mogę się chyba zacząć bać.
Pozdrawiam :*
No i się nie zawiodłam an tym rozdziale, bardzo interesujący! Ja w sumie też nie jestem zadowolona z wyjazdu z Alexisem, ale Marc dobrze postąpił. Jestem ciekawa co zdecyduje Isabelle, no i co wydarzy się w Chile. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuń