15.09.2014

Chapter 28


Cała ta historyka Alexis’a, którą wymyślił na poczekaniu wprawiła mnie o mętlik w głowie. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć, co mam powiedzieć Marc’owi i jak zachować się w towarzystwie państwa Sánchez. Oczywiście nie zdecydowałam czy tam w ogóle pojadę, ale musiałam przeanalizować każdy możliwy scenariusz.
W dodatku Leonardo zamęczał mnie swoimi żalami i histeriami, w które co chwilę wpadał. Skończyły mi się chusteczki higieniczne i wyszłam na chwilę z mieszkania, by zrobić podstawowe zakupy w pobliskim małym sklepie. Kiedy wróciłam, Leo stał z założonymi na torsie rękoma i spoglądał na mnie spod byka.
- O co chodzi? – wyminęłam go w drzwiach i weszłam do kuchni.
- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, że dostałaś maila z uczelni? – o mało nie zadławiłam się własną śliną, ale zachowałam pokerową twarz. – No? Słucham.
- Nie chciałam Cię zamartwiać swoimi problemami. Sam masz ich ostatnio wiele, więc wolałam o tym nie wspominać.
- Jakimi problemami? Nie odczytałaś tego maila, więc nie wiesz jaką dostałaś odpowiedź. – ponownie zatarasował mi drogę, kiedy chciałam wejść do salonu.

- A Ty szperasz w moim laptopie. – nie udało mi się odbić piłeczki wzajemnego oskarżania się i usiadłam obok niego na kanapie spoglądając na niewylogowaną pocztę, która widniała na wyświetlaczu mojego komputera.
- Otworzysz czy ja mam to zrobić? – zwrócił się do mnie szatyn.
- Przestań mnie szantażować. – najechałam na wiadomość i kliknęłam. Przez moment wiadomość się ładowała. Miałam wrażenie, że wszystko działa przeciwko mnie, ale po chwili otworzył się list.
- „Szanowna Pani, z radością informujemy, iż przeszła Pani pomyślnie rekrutację na pierwszy rok fotografii…” – przeczytałam na głos. Spojrzałam na Leo, który pisnął i mocno mnie uściskał.
- A nie mówiłem?! Gratulacje! Idziesz na studia! – nie mogłam w to uwierzyć. Tak po prostu dostałam maila z pozytywną odpowiedzią na rekrutację, którą wykonał za mnie Leo. Wczytałam się w dalszą treść z dużo większą uwagą. Miałam donieść swoje dokumenty, kopie świadectwa maturalnego z wynikami oraz pierwszą wpłatę czesnego. Czułam się dziwnie podekscytowana czytając wszystkie potrzebne mi informacje. To było tak nierealne, że nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
Dopełnieniem mojego zdziwienia było pojawienie się w progu Marc’a z bukietem czerwonych róż. Chciał w ten sposób mnie przeprosić za swoją nieobecność, ale jak miałam się na niego gniewać? Wystarczyło, że mnie pocałował, a już traciłam dla niego głowę.

Po południu zawitał do mnie dawno niewidziany przeze mnie Sergi. Rozłożył się na mojej kanapie (nie wiem czy jest tak wygodna, ale każdy się na niej dziwnie rozkłada i nie chce wyjść) i włączył play station.
- Co u Ciebie słychać? – spytałam podając mu kubek herbaty.
- To chyba ja powinienem zapytać co u Ciebie? Słyszałem, że jedziesz z Alexis’em do Chile. – zaśmiałam się nerwowo i zajęłam miejsce obok niego.
- Skąd to wiesz?
- Od Alexis’a. Byłem przed chwilą u niego, a on się podnieca jakbyście faktycznie byli parą. – zaśmiał się. – Co masz taką minę?
- Bo jeszcze nie zdecydowałam czy z nim pojadę, czy nie, a on już pewnie bilet kupił. – szatyn niepewnie mi przytaknął, na co zareagowałam kwaśną miną. – On jest niemożliwy.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? – objął mnie ramieniem. – Marc już wrócił?
- Tak. Przed chwilą pojechał do siebie.
- Wie o tym?
- Sama mu powiem. Może łagodniej zareaguje. – westchnęłam głośno. – Może zagadam go czymś innym, a później wtrącę, że jadę z Alexis’em.
- To musiałoby być faktycznie coś epickiego, żeby nie zwrócił uwagi na drugą część zdania. – zaśmiał się. Otworzyłam laptopa i pokazałam mu wiadomość od uczelni. – No… myślę, że to może przejść.
- Sama mam ochotę rozszarpać Sánchez’a, a co dopiero on… boję się jego reakcji.
- Im szybciej mu o tym powiesz, tym krócej będziesz się stresować.
Musiałam przyznać mu rację. Wiedziałam dobrze, że Marc od zawsze był wybuchowy i nie można było przewidzieć w żadnym stopniu jego reakcji. Czasem głośno się śmiał, innym razem wpadał w szał. To niby nic takiego, ale czułam, że cała ta sytuacja może go dotknąć. Bo kto normalny pożycza koledze swoją dziewczynę?
Ubrałam kolorową sukienkę i założyłam koturny. Chciałam zrobić na nim dobre wrażenie przed tym jak miał mnie w jednej chwili znienawidzić. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że nic sobie nie zrobi z tego i zareaguje bardzo dobrze, ale wolałam się jednak jakoś ubezpieczyć. A że Marc był bezwątpienia samcem alfa i wzrokowcem, to wystrojenie się dawało mi na starcie sporą przewagę.
Wypaliłam papierosa przed jego kamienicą i wybiegłam po schodach na jego piętro. Poprawiłam się nim nacisnęłam guzik dzwonka.
- Nienawidzę jak palisz. – westchnął całując mnie w usta. Wciągnął mnie do środka i zamknął za mną drzwi.
- Musimy pogadać. – złapałam Ninę, która domagała się wzięcia na ręce i  razem usiadłyśmy na kanapie. Psiak dokazywał, a Marc przyglądał się nam z wyraźnym zadowoleniem.
- Chyba nic się nie stało? – zmrużył oczy i usiadł naprzeciwko mnie. – Czy może jednak?
- W zasadzie to nic takiego, ale chcę, żebyś się o tym dowiedział ode mnie. Jadę z Alexis’em do Chile. – powiedziałam na jednym wdechu.
- Na sesję zdjęciową? To chyba nic takiego. – wzruszył ramionami.
- Nie rozumiesz. – położyłam psa obok siebie i spojrzałam na niego uważnie. – Alexis powiedział swoim rodzicom, że się ze mną spotyka, a oni chcą mnie koniecznie poznać. – postanowiłam powiedzieć mu o wszystkich prosto z mostu. Takie przeciąganie nie miałoby żadnego sensu i zabrałoby jedynie mój jakże cenny czas.
Marc odpowiedział śmiechem, który wypełnił całe pomieszczenie. Kiedy jednak zauważył, że nie zareagowałam tym samym, momentalnie spoważniał.
- Nie mówisz serio. – machnął ręką. – To przecież najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek usłyszałem.
- Jestem całkiem poważna.
- I to wymyślił ten kretyn? – uniósł do góry brwi.
- No, tak.
- Czy on kiedykolwiek wpadł na coś mądrego? Zawsze musi wymyślić taką rzecz, którą nikt inny by nie wymyślił? – podniósł znacząco głos.
- Uspokój się. – usiadłam obok niego i złapałam za rękę. – To góra dwa dni. Nie chciałam się zgodzić, ale on jest w podbramkowej sytuacji. Jego dziewczyna była striptizerką i gdyby o tym dowiedzieli się jego rodzice, to pewnie zmusiliby go do zakończenia tego związku.
- I co z tego? On jest dorosły i może spotykać się z kim chce. Przecież oni mieszkają na innym kontynencie i nie mają zielonego pojęcia co ich syn robi w Europie.
- Mylisz się. – wsunęłam się pod jego rękę i sprawnie usiadłam na jego kolanach. Próbowałam przejąć nad nim kontrolę i wydawało mi się, że odniosłam sukces, dopóki nie zsunął mnie na miejsce obok siebie. – Kochanie? – zatrzepotałam rzęsami najpiękniej jak tylko umiałam i posłałam mu uśmiech.
- Chyba nie mówisz poważnie. – złapał się obiema dłońmi za głowę. – To absurdalne. Nie byłaś oficjalnie poznać moich rodziców, którzy mieszkają niecałą godzinę stąd… a chcesz lecieć do Chile do rodziców Alexis’a?
- Ile razy mam Ci powtarzać, że to na niby?
- Ja już znam te „na niby” Alexis’a. – burknął pod nosem lekceważąc moje pełne skruszenia spojrzenie.
- Marc… wiem, że to dziwna sytuacja, ale…
- Dziwna? – przerwał mi powtarzając za mną i śmiejąc się pod nosem. – Dziwna? Dziwna to będzie buźka Alexis’a po spotkaniu z moją pięścią. – napiął się nabuzowany testosteronem i wskazał na swoją zaciśniętą pięść.
- Przecież to nie jego wina, że ma takich rodziców. Twoja mama mnie nie lubi, moja Ciebie…wszystko się uzupełnia. A u niego robi się te całe „podchody” w śledzeniu.
- Proszę nie bierz mnie na poczucie winy, dobrze?
- Jakie poczucie winy? – podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego pod okno, przez które wyglądał. Złapałam go w pasie i mocno się do niego przytuliłam. – To szybko minie i nawet nie zauważysz kiedy będę z powrotem.
- Wiesz dobrze, że tylko Ty zdołasz mnie przekonać do najgłupszych, nierealnych i całkowicie pomylonych pomysłów. – ucałował mnie w czoło. – Jesteś niemożliwa.
- Ty też. – podniosłam do góry głowę i czekałam na jego pocałunek. Pocałował mnie delikatnie, zdecydowanie inaczej niż zazwyczaj.
Wróciłam na kanapę na której spokojnie wylegiwała się Nina. Pogłaskałam ją po brzuszku co jej się nad wyraz spodobało i podwinęłam pod siebie nogi. Czekałam na Marc’a, który wrócił po chwili z kuchni z dwoma butelkami jabłkowego piwa. Miałam ochotę się na pić, a nie upić, więc postanowiłam na coś łagodnego. Musiałam poruszyć jeszcze temat uczelni, ale obstawiłam od razu, że to bułka z masłem. W porównaniu z informacją na temat pomysłu Alexis’a, to faktycznie był pikuś.
- Musimy porozmawiać o jeszcze jednej ważnej rzeczy. – westchnęłam odkładając na stolik butelkę z rozpoczętym trunkiem.
- Jeszcze o czymś? Walnij we mnie jeszcze czymś… może jesteś w ciąży? – zaśmiał się, ale widząc moją reakcję, natychmiast przestał.
- Nie, nie jestem. – burknęłam. – Jest coś innego.
- No to mów. Zamieniam się w słuch. – oparł nogi o kant stolika, czego wprost nienawidziłam. Od razu go upomniałam i szybko zmienił swoja pozycję.
- Jakiś czas temu rozmawiałam z Leonardo na temat studiów. Tak od niechcenia… dlaczego nie zaczęłam itp. itd. Jakoś się złożyło, że wyczytaliśmy na stronie internetowej, że trwa rekrutacja i Leo… wypełnił za mnie wniosek. – brunet podniósł do góry jedną brew. – I… dostałam maila, że zostałam przyjęta na pierwszy rok fotografii.
- Wow. – podsumował krótko. Miałam ochotę rzucić w nim czymś, by otrzymać choć odrobinę więcej jakiejkolwiek reakcji.
- Nie powiesz nic więcej? – podniosłam się z miejsca.
- A co mam powiedzieć? Gratuluję! Cieszę się, że się spełniasz, że idziesz na studia i że ja dowiaduję się o wszystkim na samym końcu.
- Wiesz co? – odwinęłam się na pięcie. – Mam serdecznie dość tych Twoich dąsów o nic! Zachowujesz się gorzej niż baba przed okresem, a to chyba ja powinnam być przejęta szkołą i nowymi obowiązkami. Jeżeli nie chcesz mnie wspierać to nie musisz. Proszę bardzo!
Złapałam do ręki torebkę, którą rzuciłam wcześniej na fotel i udałam się do wyjścia. Marc szybko mnie wyprzedził i zatarasował przejście.
- Przepraszam. – złapał mnie za ramiona. Dałam mu się załagodzić, ale bardzo niechętnie. Zdenerwowało mnie to, że w tym związku to on miał grać pierwsze skrzypce i rozwiać swoją karierę zawodową. Ja natomiast czułam, że ustałam w miejscu i najbardziej na świecie chciałam ruszyć. Zrozumiał swój błąd, albo tak tylko twierdził, ale nie chciałam się z nim dłużej kłócić. Miałam trochę do zrobienia, a nie chciałam zostawiać pakowania na ostatnią chwilę.

*
Na lotnisku ściskałam w dłoniach swój bilet, który po pewnym czasie był pomięty na wszelkie możliwe sposoby. Podałam go Alexis’owi, bo prawdopodobnie podczas czekania na odprawę zniszczyłabym go całkowicie. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem. W moim przypadku było to normalne, ale jeżeli chodzi o Chilijczyka to zaczynałam podejrzewać, że coś z nim nie tak. Spojrzałam na niego uważnie i zmusiłam, by na mnie zwrócił swój zamyślony wzrok.
- Co jest? – złapałam go za łokieć.
- Denerwuję się. – próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu niemrawy księżyc, który w ogóle nie przypominał jego szerokiego uśmiechu, którym zawsze mnie raczył..
- To chyba ja powinnam się denerwować. Poznam w końcu Twoją szaloną rodzinkę. – uśmiechnęłam się do niego zachęcająco i mogłabym przysiąc, że przez jego twarz przeszedł cień delikatnego uśmiechu.
- Dziękuję, że to dla mnie robisz. Naprawdę… dużo to dla mnie znaczy. – wyciągnął do mnie ręce. Dzięki temu, że miałam na sobie trampki, byliśmy tego samego wzrostu. Uścisnęłam go mocno i ucałowałam w policzek. – Jesteś dobrą przyjaciółką. Nikt by tego dla mnie nie zrobił.
- Bo to mocno porypany pomysł. – zaśmiałam się. Zostawiłam go na chwilę samego, ponieważ poczułam nagłą potrzebę wyjścia na zewnątrz i zapalenia papierosa. Mieliśmy mnóstwo czasu, a że przyjechaliśmy na lotnisko za wcześnie, to mogłam sobie pozwolić, by zadzwonić do mamy.
Mama skarciła mnie na samo wspomnienie o wyjeździe. Była pewna, że to lot służbowy, a nie moje „widzimisię”. Przecież wspierałam przyjaciela, a to chyba najważniejsze. Stwierdziła, że oszalałam i nie powinnam się zgadzać (mogłaby tu śmiało przybić piątkę z nadąsanym Marc’iem), ale nie miała nic do powiedzenia. Miałam bilet, stałam przed lotniskiem, a ona mogła jedynie sobie ponarzekać. Zajęta była swoimi wnukami, którzy byli jej podrzucani przy każdej możliwej okazji. Przynajmniej miała zajęcie i nie wtrącała się do mojego życia.
Z wojowniczym nastrojem wróciłam do środka. Odnalazłam w tłumie Alexis’a, który nerwowo spoglądał na zegarek. Wskazał głową na trójkę chłopaków, którzy stali tyłem do mnie i zawzięcie o czymś dyskutowali.
- A co Wy tu robicie? Wszyscy chcecie się żegnać? Przecież nie jedziemy na rok. – spojrzałam zaskoczona na kolejno: Marc’a, Sergi’ego oraz Tello. Odwrócili się na moje słowa i posłali mi szerokie uśmiechy, które lekko mnie zaniepokoiły. – Co jest grane?
- A no nic takiego. – Bartra objął mnie ramieniem. – Zrobiliśmy sobie kilka dni wolnego i jedziemy z Wami.
Myślałam, że zakrztuszę się śliną i nie zrobię już kolejnego wdechu. Śmiałam się jak szalona wraz z Alexis’em, który też nie ogarniał do końca ich słów, reszta natomiast nadzwyczaj poważna, stała z założonymi rękoma ma torsie. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Przestałam się śmiać i spojrzałam na nich po kolei.
- Chyba nie mówisz poważnie. – również założyłam ręce na piersi. – To jakiś wasz kolejny żart?
- Żartem jest to, że moja dziewczyna jedzie na drugi koniec świata z kumplem, który chce przedstawić ją rodzinie jako swoją dziewczynę. – Marc podniósł głos, ale widząc, że wzbudził tym zainteresowanie przechodniów, posłusznie się uspokoił.
- No daj spokój. – machnęłam ręką. – Przecież o tym gadaliśmy! Razem doszliśmy do wniosku, że to tylko przysługa. Dwa dni i zapominamy o sprawie, tak? Więc po co drążyć temat i wpadać na tak szalone pomysły, co?
- To był akurat mój pomysł. – zaśmiał się wesoło Sergi, za co spiorunowałam go wzrokiem. Podniósł ręce w geście poddania się i schował się za stojącego obok Tello.
- Czy możemy wszyscy wyluzować? – zabrał głos milczący do tej pory Alexis.
- Ja jeszcze sobie z Tobą nie porozmawiałem. – pogroził mu palcem Marc, który mocniej ścisnął mnie w pasie drugą ręką.
- Lecimy do Chile. Pokażę wam mój dom, moje ulubione miejsca. Czy możemy na chwilę zapomnieć o tych wszystkich duperelach i pomyśleć o tym jako o wakacjach? – zdziwiły mnie słowa Alexis’a. Był nad wyraz poważny, a jego ton głosu sprawił, że wszyscy słuchali go z podziwem. Jeszcze chyba nigdy do tej pory nie udało mu się wzbudzić w kolegach tylu pozytywnych emocji. Tello poklepał kolegę po plecach, a Sergi złapał za oba policzki i ucałował w nażelowane czółko. Stałam z Marc’iem w całkowitym osłupieniu. Przyglądaliśmy się całej akcji w zupełnej ciszy. Jakakolwiek reakcja zaszła w nas dopiero, kiedy usłyszeliśmy, że nasza bramka właśnie została otwarta.
Zajęłam miejsce obok Alexis’a. Wystartowaliśmy, a ja już marzyłam o powrocie. To przecież nie mogło się udać. Ja udająca dziewczynę Alexis’a, w towarzystwie rzeczywistego chłopaka i dwójki zwariowanych kumpli? Zbyt dużo atrakcji jak na jeden jakże krótki wypad.


*************************************************** 
 Rozdział pisany na wdechu. Za błędy przepraszam. Za nieobceność również. Dziękuję i do widzenia!

4 komentarze:

  1. Jedynym zastrzeżeniem jakie mam do tego opowiadania to jest to, że pojawia się rzadko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe dziękuję. Przepraszam, ale mam ostatnio straszny poślizg czasowy. Nie potrafię rozwinąć niekórych wątków, przez co pisanie jest cholernie ciężkie i trwa, trwa i trwa. Np przy tym rozdziale pisząc scenę między Izz i Marc'iem - nie mogłam jej przeskoczyć i pisać dalej i tak utknęłam. Kolejny rozdział na całe szczęście jest już gotowy - muszę go tylko opublikować. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Tak przypuszczałam, że Marc tak łatwo nie odpuści i jednak zrobi wszystko, byleby tylko Isabelle nie pojechała sama z Alexisem, a co za tym idzie, coś mi podpowiadało, iż ta cała intryga nie zostanie zatajona. Dziewczyna za bardzo go kocha, by skrywać po kątach tajemnice, w końcu już raz to, co ich łączyło, zostało zniszczone, Isabelle zapewne nie chciała, by tajemnice i późniejsze kłótnie, gdyby prawda wyszła na jaw, zniszczyły ich związek na nowo. Moim zdaniem postąpiła słusznie i cieszę się jej szczęściem - to odnośnie dostania się na studia. Zawsze w nią mocno wierzyłam i trzymałam za to kciuki.
    Chociaż nie powiem, Marc zachował się, no cóż, nie owijajmy w bawełnę, średnio. Być może i dowiedział się na samym końcu, ale taki był właśnie zamysł. Isabell chciała, by nikt o niczym nie wiedział, nie dopytywał, nie zapeszał, a gdyby się nie dostała, by nie pomyślał, że jest nieudacznikiem. Popieram ją i sądzę, iż Marc również powinien.
    Ale co do wyjazdu to jednak muszę się z nim zgodzić, bo pomysł Alexisa faktycznie należy do tych poronionych i chyba każdy chłopak postąpiłby tak, jak postąpił Bartra.
    Jestem ciekawa, jak potoczy się ich wspólny wyjazd do Chile. Coś czuję, że będzie wesoło, a znając Sancheza mogę się chyba zacząć bać.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. No i się nie zawiodłam an tym rozdziale, bardzo interesujący! Ja w sumie też nie jestem zadowolona z wyjazdu z Alexisem, ale Marc dobrze postąpił. Jestem ciekawa co zdecyduje Isabelle, no i co wydarzy się w Chile. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************