21.09.2014

Chapter 29


Początek lotu był bardzo stresujący. Nie dość, że ledwo wystartowaliśmy, to w dodatku pierwsza prosta i już wpadliśmy w turbulencje. Siedziałam przyssana do swojego fotela, ściskając dłoń Alexis’a. Wolałam być w tamtej chwili z Marc’iem, ale mieliśmy miejsca w innych klasach i nie było możliwości nawet na chwilę rozmowy. Wiem, że był wściekły, choć próbował to za wszelką cenę ukryć pod przykryciem zawadiackiego uśmiechu. Sergi i Tello za cały ten pomysł z mini wakacjami, wkurzyli mnie tak bardzo, że miałam zamiar z nimi poważnie porozmawiać przy najbliższej możliwej okazji. Jak mogli wpaść na coś tak głupiego?
Alexis ściskał moją dłoń i sam panikował równie mocno jak ja. Wspieraliśmy się przy każdym kolejnym wstrząsie, a gdy już wszystko się uspokoiło i mogliśmy odpiąć swoje pasy, zachowaliśmy się jakby nigdy nic.
Analizowałam w głowie jak zareaguję na spotkanie z rodzicami Alexis’a. Nie mogłam jednak przewidzieć niczego, bo tak naprawdę ukrycie panikowałam i starałam się zachować zimną krew najdłużej jak się dało.

Wyszliśmy przed lotnisko, gdzie ułożony był rząd wolnych taksówek. Upał był niemiłosierny i już dawał się nam we znaki. Wsiadłam do taksówki z chłopakami i cieszyłam się ostatnimi momentami z Marc’iem przed wejściem w swoją nową rolę. Czułam jego oddech na swoim policzku i nie mogłam znieść myśli, że już niedługo będę zmuszona do znajdowania się jak najdalej od niego. Miałam grać rolę dziewczyny Alexis’a, ale szczerze powiedziawszy w ogóle nie widziałam się w tej roli. On mnie nawet nie pociągał… Traktowałam go tylko i wyłącznie jak swojego brata, trochę upośledzonego emocjonalnie (i nie tylko), ale jako właśnie część rodziny. Może dlatego tak szybko zdobyłam się na odwagę i zgodziłam się na jego błaganie.
- Kocham Cię. – szepnął mi do ucha Marc. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i ucałowałam w usta, co zaowocowało głośnym „ugh!” ze strony chłopaków i co najdziwniejsze: kierowcy.
- A ja Ciebie.
Podjechaliśmy na podjazd, który uwieńczony był ogromną metalową bramą, za którą znajdowała się posiadłość państwa Sánchez. Widok zapierał dech w piersiach, ponieważ dom był naprawdę ogromny. Alexis wcisnął guzik domofonu i już po chwili pokaźna brama zaczęła się przed nami otwierać. Po raz ostatni posłałam napastliwe spojrzenie w kierunku Marc’a, na co odpowiedział tym samym.
- Chodźcie, chodźcie! – ponaglił nas Chilijczyk, który pobiegał do swojego domu z wyraźnym zadowoleniem. Ciągnął za sobą walizkę i już po chwili ściskał w drzwiach niewysoką kobietę. Uznałam, że to jego matka i posłałam jej ciepły uśmiech. Sergi ciągnął za sobą moją i swoją walizkę, co miało być karą za dziwne pomysły, natomiast Tello i Marc szli na samym końcu pochłonięci rozmową.
- A to pewnie Isabell! – klasnęła w ręce kobieta. Podałam jej rękę, ale wykorzystała ją tylko do przyciągnięcia mnie do siebie i wyściskania. Poczułam, że to u nich rodzinne, bo już po chwili wpadłam w ramiona jej męża.
- Bardzo mi miło państwa poznać. Alexis wiele mi o państwu opowiadał. – uśmiechnęłam się perliście.
- Nam o Tobie również wiele mówił. I wcale nie przesadzał mówiąc, że jesteś zjawiskowo piękna. – poczułam, że mimowolnie się rumienię.
- Zawstydzacie ją. – Alexis objął mnie ramieniem, na co Marc zareagował głośnym kaszlem, ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Weszliśmy do środka, gdzie było jeszcze piękniej, o ile to w ogóle możliwe.
- Witajcie w naszych skromnych progach. Czujcie się jak u siebie w domu!
Pani Martina oczarowała nas swoim szerokim uśmiechem. Zaprosiła nas do salonu, do którego schodziło się po dwóch schodkach i zasiedliśmy na wygodnych i przepięknych skórzanych kanapach. Po chwili pan domu przyniósł na tacce filiżanki ze świeżo zaparzoną kawą. Miała zdecydowanie lepszy smak, od tych do których przywykłam w Hiszpanii. Dowiedziałam się, że znają osobiście jednego z producentów kaw z Brazylii, który wysyła im świeżą kawę w zamian za udostępnianie kilku tirów. Rodzice Alexis’a posiadali całkiem dużą firmą przewozową, na której się wzbogacili. Wiedziałam o tym od samego zainteresowanego. Kiedyś dużo opowiadał mi o swojej rodzinie. Nie przez całe życie pławili się w dostatku. Kiedy Alexis był małym chłopcem wcale się im nie przelewało. Trudzili się wielu zawodów, by wreszcie otworzyć własną firmę. I opłaciło się!
- Jak podróż? Bardzo zmęczeni? – nie wiedziałam czy pani Martina była osobą bardzo gościnną, czy takie właśnie próbowała wywrzeć na nas wrażenie. Była bardzo sympatyczna i od razu szczerze ją polubiłam.
- Długi lot i w dodatku z przygodami. – odpowiedział Cristian. – Trochę turbulencji, ale wylądowaliśmy cało, także nie ma co narzekać.
- Tak, tyle się dzisiaj mówi o tych wszystkich kolizjach. Aż strach wsiadać do samolotu.
- Ale to przecież najbezpieczniejszy transport na ziemi. – zaśmiał się Sergi. – My z klubem dużo się nalatamy po całym świecie i bardzo rzadko mamy jakieś przygody. Zazwyczaj wszystko idzie sprawnie.
- Właśnie chłopcy jak tam nowy sezon? Śledzę wasz każdy mecz. – powiedział dumnie pan domu.
- Zaczęliśmy od pięknego zwycięstwa, a liczymy na jeszcze więcej. – odpowiedział Marc.
- Pokoje są przygotowane dla waszych potrzeb. Isabell, pościeliłam Ci w pokoju Alexis’a. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – uśmiechnęła się pani Martina.
- Ależ skąd. – machnęłam ręką. Odniosłam wrażenie, że miałam tam być sama, a kiedy usłyszałam, że jest bardzo tolerancyjna i mam spać w jednym łóżku z Alexis’em, od razu zrzedła mi mina. Marc’owi również.
- Mamo, nie zawstydzaj Isabell. – jęknął Alexis, który również był zaskoczony obrotem spraw.
- Żyjemy w XXI wieku, nie jestem staroświecka. – pomachała mu palcem mama.
Byłam zażenowana. Całkowicie nie mogłam się pogodzić z faktem, że mam spać w jednym łóżku z Alexis’em. Na samą myśl skrzywiłam się niemrawo, ale od razu wykrzywiłam usta w uśmiech na widok zadowolonej pani domu.
Odświeżyłam się w łazience przynależnej do sypialni przyjaciela. Na środku pokoju stało wielkie łóżko, więc może istniało prawdopodobieństwo, że nawet nie zauważę, że leżę obok niego?
- To już przesada. – warknęłam wracając po chwili do pokoju. – Nie pisałam się na coś takiego.
- Przepraszam, Izz. Ja naprawdę nie miałem pojęcia, że moja mama może z czymś takim wyskoczyć. Mam nadzieję, że Marc mnie za to nie zabije, ale musimy to jakoś przeżyć. Zresztą mogę spać na podłodze jeśli to ma poprawić Ci humor.
- Przestań, to Twój pokój i Twoje łóżko. Ja powinnam spać na kanapie…
- Gdybym wiedział, że taka będzie akcja to przed przyjazdem specjalne wniósł bym kanapę do pokoju, żeby mieć awaryjne łóżko. Ale ja naprawdę nie miałem pojęcia. – podszedł bliżej i złapał mnie za ręce. – Idzie Ci świetnie. Moi rodzice Cię pokochali od pierwszego wejrzenia.
- Tak myślisz? – uśmiechnęłam się niemrawo.
- Tak właśnie jest.
Pani Martina przechodząc korytarzem kuknęła do pokoju i posłała nam szeroki uśmiech. Niosła w ręku stos świeżych ręczników, pewnie do pokoju chłopców, którzy okupywali pokoje na końcu korytarza.
- Wie Pani czy Isabell i Alexis już się rozpakowali? Chcielibyśmy wyjść na miasto. – zagaił Sergi widząc jak pani domu wchodzi do pokoju, uprzednio pukając w drzwi.
- Nie wiem czy powinniśmy im teraz przeszkadzać. Są w siebie wpatrzeni jak w obrazek. – złożyła ręce i szepnęła coś w kierunku niebios.
- Mają siebie na co dzień. – rzucił oschle Marc, wychodząc z pokoju.
Wszedł do naszego pokoju z bojową miną. Siedziałam po turecku na łóżku i obserwowałam rozbawionego Alexis’a, który wypakowuje swoje rzeczy z walizki.
- Słyszałem, że jesteście w siebie zapatrzeni, gołąbeczki. – brunet usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę. Szybko ją odsunęłam i spojrzałam w kierunku otwartych drzwi. – Już się nie znamy? – wbił we mnie swój wzrok.
- Wiedziałam, że tak to będzie wyglądać. To dopiero początek, a już jesteś zazdrosny? – powiedziałam najciszej jak się dało.
- Nie jestem zazdrosny. – zaprotestował od razu. – Chciałem wam tylko oznajmić, że wyruszamy na miasto. Możecie do nas dołączyć, o ile nie zechcecie ponownie utonąć w swoich zakochanych spojrzeniach.
- Uspokój się na litość boską! – szturchnęłam go w bok i podbiegłam, by zamknąć drzwi. – Zachowujesz się jak dziecko. Nie pamiętasz, że gram dziewczynę Alexis’a? Nie możemy się tak zachowywać, bo wszystko się wyda!
- Ja tylko bronię swojej dziewczyny przed łapami tego „wielkoluda”. – podniósł się z łóżka. – Ale najwyraźniej Tobie to już w ogóle nie przeszkadza. W takim razie powodzenia.
Zatarasowałam mu przejście i złapałam za ramiona, by zmusić go by się zatrzymał.
- Proszę nie rób mi tego. I tak jest mi wystarczająco trudno, a Ty mnie jeszcze gnębisz. Przecież wiesz, że to Ciebie kocham i jestem z Tobą. Nie musisz robić mi scen zazdrości, bo nigdy bym Cię nie zdradziła czy zostawiła dla innego. Powinieneś o tym doskonale wiedzieć, ale skoro nie…
- To nie tak. Krew mnie zalewa, gdy widzę jak on Cię traktuje. To ja powinienem stać przy Tobie.
- I stoisz zawsze. Daj nam te dwa cholerne dni poudawać jak należy, a potem wrócimy do Hiszpanii i wszystko będzie jak dawniej, ok.?
- Ciebie jestem pewien, ale co do niego… - wskazał głową na kucającego bruneta. - …on już nieraz zdradził dziewczynę, więc i tym razem może nie przepuścić okazji.
- Zwariowałeś? – szarpnęłam go za ramiona. – Do niczego takiego nie dojdzie.
- Marc, daj spokój. Wszyscy jesteśmy zmęczeni lotem. – wreszcie odezwał się sam zainteresowany. – Wiesz, że Isabell jest dla mnie jak siostra i tak ją właśnie traktuję.
- Mam nadzieję. – pogroził mu palcem i wyszedł nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Wzruszyłam jedynie ramionami i zamknęłam za nim drzwi.
Musiałam się przebrać w coś świeżego i wziąć zimny prysznic. Robiło się w zasadzie coraz ciemniej, ale temperatura nadal utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie. Byłam przyzwyczajona do takich upałów, ale chyba podświadomie miałam nadzieję, że nie wymęczy nas za bardzo.
- Twoi rodzice są bardzo mili. – zagaiłam widząc jak układa nienagannie swoje włosy w lusterku.
- Pedro to nie mój ojciec. Ożenił się z moją matką parę lat temu. – odpowiedział. Było mi głupio, że tak po prostu założyłam jego ojcostwo i szybko w to uwierzyłam. – Nie przejmuj się. – zaśmiał się widząc moją minę. – Mój biologiczny ojciec odszedł od nas gdy byłem małym dzieciakiem. Szybko się do tego przyzwyczaiłem. Opowiadałem Ci, że miałem ciężkie dzieciństwo? – przytaknęłam. – Więc już wiesz, że moja rodzina przeszła naprawdę sporo. Od w zasadzie niczego do czegoś takiego… - wskazał na dom. – Chyba nikt nie pracował więcej od mojej matki… za to będę mieć do niej szacunek przez resztę moich dni.
- Chciała wam zapewnić dobre warunki do życia i dała z siebie wszystko. Teraz wreszcie ma czas dla siebie i chyba to jest w tym wszystkim najpiękniejsze..
- Dokładnie tak. Zasługuje na wszystko co ma, a nawet na więcej. – uśmiechnął się. – Moje rodzeństwo też i wujek, który tak naprawdę mnie wychował i nauczył jak się gra w piłkę.
- Poznam Twoje rodzeństwo?
- Myślę, że tak. Tamara uczy się w prywatnej szkole w Santiago, ale Humberto ją zgarnie i przywiezie. A Marjorie mieszka parę ulic stąd. Wzięła ślub w zeszłym roku, więc pewnie też poznasz mojego szwagra, Augusto.
Zaczęłam postrzegać Alexis’a jak kogoś zupełnie innego. Kiedyś miałam wrażenie, że jest trochę rozpieszczony i zadumany w sobie, przez co ma trochę ograniczone okno na świat. Ale kiedy poznałam go bliżej zdałam sobie sprawę, że jak nikt inny zasługuje na to co teraz ma, ile zarabia i jak żyje. Życie nie rozpieszczało go od najmłodszych lat, a ciężką pracą i zdeterminowaniem osiągnął swój cel.
Jako jeden z nielicznych zasłużył sobie na koszulkę klubu, do którego należał. Większość z piłkarzy została siłą wepchnięta w szeregi La Masii i chcąc nie chcąc została w niej na dłużej. On jednak sam na wszystko zapracował. Zasłużył na mój szacunek jak nikt inny.
Wzięłam prysznic i szybko przebrałam się w zwykłe dżinsy i czarną luźną koszulkę. Było mi strasznie gorąco i miałam ochotę pójść na miasto w samym stroju kąpielowym.
Wszystko mi się podobało w Tocopilli. Nawet jej nieszczęsny klimat! To, że znajdowała się nad brzegiem oceanu i rozciągały się przepiękne plaże, które już zdążyły skraść mi serce. W spacerze po mieście towarzyszyła nam pani Martina, więc próbowałam znajdować się jak najdalej od Marc’a. A tak bardzo chciałam go przytulić! To niedorzeczne jak bardzo działał mi na nerwy, a jak równie mocno mnie do niego ciągnęło. Robił mi karczemne awantury o to, że udaję dziewczynę Alexis’a, mimo iż wszystko było wcześniej ustalone i nie powinien spodziewać się niewiadomo czego. A mimo wszystko był strasznie uparty i zazdrosny. Nie chciał się do tego przyznać, ale jak inaczej mogłam to tłumaczyć? Miał ten swój zawadiacki uśmieszek i podniesioną do góry jedną brew, za każdym razem, gdy Alexis łapał mnie za rękę. Ograniczaliśmy to oczywiście do minimum, ale kiedy już sama pani Martina dopytywała czy czasami nie jesteśmy na siebie obrażeni o coś, momentalnie łapaliśmy się za dłonie jakby nigdy nic.
- Piękne miasto. – westchnęłam, kiedy dotarliśmy z powrotem do posiadłości państwa Sánchez.
- Teraz już tak. Dobrze, że nie widziałaś go parę lat temu… slumsy i biedota. Od jakiś pięciu lat wszystko zaczęło się zmieniać. Teraz jest nie do poznania. – odpowiedział Alexis i przepuścił mnie przez drzwi.
- Kolacja na was czeka. – usłyszałam głos pana Pedro, który wychylił się zza drzwi kuchni. – Nie bójcie się, nie ja gotowałem. Zamówiłem w naszej ulubionej restauracji trochę dobrego jedzenia, w sam raz na powitalny poczęstunek naszych gości.
Uśmiechnęłam się do niego i zdjęłam buty, które odstawiłam w korytarzu. Razem z chłopcami i panią Martiną udaliśmy się do jadalni. Na środku stał wielki stół, a wokół niego czternaście krzeseł, wyglądających na zabytkowe. Stół zastawiony był od Sasa do lasa, więc ciężko było mi się zdecydować na jego konkretne danie, więc spróbowałam wszystkiego po trochu.
Zerkałam ukosem na Marc’a. Miał posępną minę i nic nie wskazywało na to, że ma mu się to szybko zmienić. Chyba jedynie po wylocie z Chile. No cóż. Wiedział dobrze jak to będzie wyglądać, a mimo to zdecydował się na przyjazd. Miał co chciał. A raczej na co zasłużył.

**********************************************
Witajcie! Dodaję coś nowego w ten brzydki, deszczowy wieczór (mam nadzieję "złoty" dla siatkarzy). Uprzedzam, że przez następny tydzień nic się nie pojawi oraz i ja nie będę odwiedzać waszych blogów - jadę na wschód! Korzystam z ostatnich dni wakacji ;-)

3 komentarze:

  1. Biedny Marc. Nie umiem sobie wyobrazić, przez co musiał tam przechodzić. Być może nie powinien się aż tak unosić, ale z drugiej strony nie sposób go nie zrozumieć. Nie dość, że przystał na ten szalony pomysł Alexisa, to jeszcze Isabelle ma spędzać noce w jego pokoju. Marc za dobrze zna dawne przyzwyczajenia kolegi, by całkowicie mu zaufać, a słowa tutaj akurat niewiele znaczą.Wiadomo, jaki Sanchez jest i to się już raczej nie zmieni. Na swoją obronę może mieć jedynie to, że chyba faktycznie nie zdawał sobie sprawy, jak potoczy się sytuacja w domu.
    Tak czy siak cały czas jestem za Marciem, nawet po tym jego wybuchu zazdrości, mam nadzieję, że cały ten pobyt w Chile nie zepsuje relacji pomiędzy naszymi gołąbeczkami.
    Przepraszam, że tak króciutko, ale nie mam stałego dostępu do internetu i musiałam się bardzo spieszyć, żeby naskrobać cokolwiek.
    Pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwię się Marcowi. Alexis mnie tutaj bardzo irytuje. Mam nadzieję, że Marc i Isabell jeszcze będą szczęśliwi RAZEM i tylko RAZEM. BEZ osoby trzeciej. Życzę miłego wyjazdu. Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************