Początek lotu
był bardzo stresujący. Nie dość, że ledwo wystartowaliśmy, to w dodatku
pierwsza prosta i już wpadliśmy w turbulencje. Siedziałam przyssana do swojego
fotela, ściskając dłoń Alexis’a. Wolałam być w tamtej chwili z Marc’iem, ale
mieliśmy miejsca w innych klasach i nie było możliwości nawet na chwilę
rozmowy. Wiem, że był wściekły, choć próbował to za wszelką cenę ukryć pod
przykryciem zawadiackiego uśmiechu. Sergi i Tello za cały ten pomysł z mini
wakacjami, wkurzyli mnie tak bardzo, że miałam zamiar z nimi poważnie
porozmawiać przy najbliższej możliwej okazji. Jak mogli wpaść na coś tak
głupiego?
Alexis ściskał
moją dłoń i sam panikował równie mocno jak ja. Wspieraliśmy się przy każdym
kolejnym wstrząsie, a gdy już wszystko się uspokoiło i mogliśmy odpiąć swoje
pasy, zachowaliśmy się jakby nigdy nic.
Analizowałam w
głowie jak zareaguję na spotkanie z rodzicami Alexis’a. Nie mogłam jednak
przewidzieć niczego, bo tak naprawdę ukrycie panikowałam i starałam się
zachować zimną krew najdłużej jak się dało.
Wyszliśmy
przed lotnisko, gdzie ułożony był rząd wolnych taksówek. Upał był niemiłosierny
i już dawał się nam we znaki. Wsiadłam do taksówki z chłopakami i cieszyłam się
ostatnimi momentami z Marc’iem przed wejściem w swoją nową rolę. Czułam jego oddech
na swoim policzku i nie mogłam znieść myśli, że już niedługo będę zmuszona do
znajdowania się jak najdalej od niego. Miałam grać rolę dziewczyny Alexis’a,
ale szczerze powiedziawszy w ogóle nie widziałam się w tej roli. On mnie nawet
nie pociągał… Traktowałam go tylko i wyłącznie jak swojego brata, trochę
upośledzonego emocjonalnie (i nie tylko), ale jako właśnie część rodziny. Może
dlatego tak szybko zdobyłam się na odwagę i zgodziłam się na jego błaganie.
- Kocham Cię.
– szepnął mi do ucha Marc. Uśmiechnęłam się do niego promiennie i ucałowałam w
usta, co zaowocowało głośnym „ugh!” ze strony chłopaków i co najdziwniejsze:
kierowcy.
- A ja Ciebie.
Podjechaliśmy
na podjazd, który uwieńczony był ogromną metalową bramą, za którą znajdowała
się posiadłość państwa Sánchez. Widok zapierał dech w piersiach, ponieważ dom
był naprawdę ogromny. Alexis wcisnął guzik domofonu i już po chwili pokaźna
brama zaczęła się przed nami otwierać. Po raz ostatni posłałam napastliwe
spojrzenie w kierunku Marc’a, na co odpowiedział tym samym.
- Chodźcie,
chodźcie! – ponaglił nas Chilijczyk, który pobiegał do swojego domu z wyraźnym
zadowoleniem. Ciągnął za sobą walizkę i już po chwili ściskał w drzwiach
niewysoką kobietę. Uznałam, że to jego matka i posłałam jej ciepły uśmiech.
Sergi ciągnął za sobą moją i swoją walizkę, co miało być karą za dziwne
pomysły, natomiast Tello i Marc szli na samym końcu pochłonięci rozmową.
- A to pewnie
Isabell! – klasnęła w ręce kobieta. Podałam jej rękę, ale wykorzystała ją tylko
do przyciągnięcia mnie do siebie i wyściskania. Poczułam, że to u nich
rodzinne, bo już po chwili wpadłam w ramiona jej męża.
- Bardzo mi
miło państwa poznać. Alexis wiele mi o państwu opowiadał. – uśmiechnęłam się
perliście.
- Nam o Tobie
również wiele mówił. I wcale nie przesadzał mówiąc, że jesteś zjawiskowo
piękna. – poczułam, że mimowolnie się rumienię.
- Zawstydzacie
ją. – Alexis objął mnie ramieniem, na co Marc zareagował głośnym kaszlem, ale
nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Weszliśmy do środka, gdzie było jeszcze
piękniej, o ile to w ogóle możliwe.
- Witajcie w
naszych skromnych progach. Czujcie się jak u siebie w domu!
Pani Martina
oczarowała nas swoim szerokim uśmiechem. Zaprosiła nas do salonu, do którego
schodziło się po dwóch schodkach i zasiedliśmy na wygodnych i przepięknych
skórzanych kanapach. Po chwili pan domu przyniósł na tacce filiżanki ze świeżo
zaparzoną kawą. Miała zdecydowanie lepszy smak, od tych do których przywykłam w
Hiszpanii. Dowiedziałam się, że znają osobiście jednego z producentów kaw z
Brazylii, który wysyła im świeżą kawę w zamian za udostępnianie kilku tirów.
Rodzice Alexis’a posiadali całkiem dużą firmą przewozową, na której się
wzbogacili. Wiedziałam o tym od samego zainteresowanego. Kiedyś dużo opowiadał
mi o swojej rodzinie. Nie przez całe życie pławili się w dostatku. Kiedy Alexis
był małym chłopcem wcale się im nie przelewało. Trudzili się wielu zawodów, by
wreszcie otworzyć własną firmę. I opłaciło się!
- Jak podróż?
Bardzo zmęczeni? – nie wiedziałam czy pani Martina była osobą bardzo gościnną,
czy takie właśnie próbowała wywrzeć na nas wrażenie. Była bardzo sympatyczna i
od razu szczerze ją polubiłam.
- Długi lot i
w dodatku z przygodami. – odpowiedział Cristian. – Trochę turbulencji, ale
wylądowaliśmy cało, także nie ma co narzekać.
- Tak, tyle
się dzisiaj mówi o tych wszystkich kolizjach. Aż strach wsiadać do samolotu.
- Ale to
przecież najbezpieczniejszy transport na ziemi. – zaśmiał się Sergi. – My z
klubem dużo się nalatamy po całym świecie i bardzo rzadko mamy jakieś przygody.
Zazwyczaj wszystko idzie sprawnie.
- Właśnie
chłopcy jak tam nowy sezon? Śledzę wasz każdy mecz. – powiedział dumnie pan
domu.
- Zaczęliśmy
od pięknego zwycięstwa, a liczymy na jeszcze więcej. – odpowiedział Marc.
- Pokoje są
przygotowane dla waszych potrzeb. Isabell, pościeliłam Ci w pokoju Alexis’a.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. – uśmiechnęła się pani Martina.
- Ależ skąd. –
machnęłam ręką. Odniosłam wrażenie, że miałam tam być sama, a kiedy usłyszałam,
że jest bardzo tolerancyjna i mam spać w jednym łóżku z Alexis’em, od razu
zrzedła mi mina. Marc’owi również.
- Mamo, nie
zawstydzaj Isabell. – jęknął Alexis, który również był zaskoczony obrotem
spraw.
- Żyjemy w XXI
wieku, nie jestem staroświecka. – pomachała mu palcem mama.
Byłam zażenowana.
Całkowicie nie mogłam się pogodzić z faktem, że mam spać w jednym łóżku z Alexis’em.
Na samą myśl skrzywiłam się niemrawo, ale od razu wykrzywiłam usta w uśmiech na
widok zadowolonej pani domu.
Odświeżyłam
się w łazience przynależnej do sypialni przyjaciela. Na środku pokoju stało
wielkie łóżko, więc może istniało prawdopodobieństwo, że nawet nie zauważę, że
leżę obok niego?
- To już
przesada. – warknęłam wracając po chwili do pokoju. – Nie pisałam się na coś
takiego.
- Przepraszam,
Izz. Ja naprawdę nie miałem pojęcia, że moja mama może z czymś takim wyskoczyć.
Mam nadzieję, że Marc mnie za to nie zabije, ale musimy to jakoś przeżyć.
Zresztą mogę spać na podłodze jeśli to ma poprawić Ci humor.
- Przestań, to
Twój pokój i Twoje łóżko. Ja powinnam spać na kanapie…
- Gdybym
wiedział, że taka będzie akcja to przed przyjazdem specjalne wniósł bym kanapę
do pokoju, żeby mieć awaryjne łóżko. Ale ja naprawdę nie miałem pojęcia. –
podszedł bliżej i złapał mnie za ręce. – Idzie Ci świetnie. Moi rodzice Cię
pokochali od pierwszego wejrzenia.
- Tak myślisz?
– uśmiechnęłam się niemrawo.
- Tak właśnie
jest.
Pani Martina
przechodząc korytarzem kuknęła do pokoju i posłała nam szeroki uśmiech. Niosła
w ręku stos świeżych ręczników, pewnie do pokoju chłopców, którzy okupywali
pokoje na końcu korytarza.
- Wie Pani czy
Isabell i Alexis już się rozpakowali? Chcielibyśmy wyjść na miasto. – zagaił
Sergi widząc jak pani domu wchodzi do pokoju, uprzednio pukając w drzwi.
- Nie wiem czy
powinniśmy im teraz przeszkadzać. Są w siebie wpatrzeni jak w obrazek. – złożyła
ręce i szepnęła coś w kierunku niebios.
- Mają siebie
na co dzień. – rzucił oschle Marc, wychodząc z pokoju.
Wszedł do
naszego pokoju z bojową miną. Siedziałam po turecku na łóżku i obserwowałam
rozbawionego Alexis’a, który wypakowuje swoje rzeczy z walizki.
- Słyszałem,
że jesteście w siebie zapatrzeni, gołąbeczki. – brunet usiadł obok mnie i
złapał mnie za rękę. Szybko ją odsunęłam i spojrzałam w kierunku otwartych
drzwi. – Już się nie znamy? – wbił we mnie swój wzrok.
- Wiedziałam,
że tak to będzie wyglądać. To dopiero początek, a już jesteś zazdrosny? –
powiedziałam najciszej jak się dało.
- Nie jestem
zazdrosny. – zaprotestował od razu. – Chciałem wam tylko oznajmić, że wyruszamy
na miasto. Możecie do nas dołączyć, o ile nie zechcecie ponownie utonąć w
swoich zakochanych spojrzeniach.
- Uspokój się
na litość boską! – szturchnęłam go w bok i podbiegłam, by zamknąć drzwi. –
Zachowujesz się jak dziecko. Nie pamiętasz, że gram dziewczynę Alexis’a? Nie
możemy się tak zachowywać, bo wszystko się wyda!
- Ja tylko
bronię swojej dziewczyny przed łapami tego „wielkoluda”. – podniósł się z
łóżka. – Ale najwyraźniej Tobie to już w ogóle nie przeszkadza. W takim razie
powodzenia.
Zatarasowałam
mu przejście i złapałam za ramiona, by zmusić go by się zatrzymał.
- Proszę nie
rób mi tego. I tak jest mi wystarczająco trudno, a Ty mnie jeszcze gnębisz.
Przecież wiesz, że to Ciebie kocham i jestem z Tobą. Nie musisz robić mi scen
zazdrości, bo nigdy bym Cię nie zdradziła czy zostawiła dla innego. Powinieneś
o tym doskonale wiedzieć, ale skoro nie…
- To nie tak.
Krew mnie zalewa, gdy widzę jak on Cię traktuje. To ja powinienem stać przy
Tobie.
- I stoisz
zawsze. Daj nam te dwa cholerne dni poudawać jak należy, a potem wrócimy do
Hiszpanii i wszystko będzie jak dawniej, ok.?
- Ciebie
jestem pewien, ale co do niego… - wskazał głową na kucającego bruneta. - …on
już nieraz zdradził dziewczynę, więc i tym razem może nie przepuścić okazji.
- Zwariowałeś?
– szarpnęłam go za ramiona. – Do niczego takiego nie dojdzie.
- Marc, daj
spokój. Wszyscy jesteśmy zmęczeni lotem. – wreszcie odezwał się sam
zainteresowany. – Wiesz, że Isabell jest dla mnie jak siostra i tak ją właśnie
traktuję.
- Mam
nadzieję. – pogroził mu palcem i wyszedł nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Wzruszyłam jedynie ramionami i zamknęłam za nim drzwi.
Musiałam się
przebrać w coś świeżego i wziąć zimny prysznic. Robiło się w zasadzie coraz
ciemniej, ale temperatura nadal utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie.
Byłam przyzwyczajona do takich upałów, ale chyba podświadomie miałam nadzieję,
że nie wymęczy nas za bardzo.
- Twoi rodzice
są bardzo mili. – zagaiłam widząc jak układa nienagannie swoje włosy w
lusterku.
- Pedro to nie
mój ojciec. Ożenił się z moją matką parę lat temu. – odpowiedział. Było mi
głupio, że tak po prostu założyłam jego ojcostwo i szybko w to uwierzyłam. –
Nie przejmuj się. – zaśmiał się widząc moją minę. – Mój biologiczny ojciec
odszedł od nas gdy byłem małym dzieciakiem. Szybko się do tego przyzwyczaiłem.
Opowiadałem Ci, że miałem ciężkie dzieciństwo? – przytaknęłam. – Więc już
wiesz, że moja rodzina przeszła naprawdę sporo. Od w zasadzie niczego do czegoś
takiego… - wskazał na dom. – Chyba nikt nie pracował więcej od mojej matki… za
to będę mieć do niej szacunek przez resztę moich dni.
- Chciała wam
zapewnić dobre warunki do życia i dała z siebie wszystko. Teraz wreszcie ma
czas dla siebie i chyba to jest w tym wszystkim najpiękniejsze..
- Dokładnie
tak. Zasługuje na wszystko co ma, a nawet na więcej. – uśmiechnął się. – Moje
rodzeństwo też i wujek, który tak naprawdę mnie wychował i nauczył jak się gra
w piłkę.
- Poznam Twoje
rodzeństwo?
- Myślę, że
tak. Tamara uczy się w prywatnej szkole w Santiago, ale Humberto ją zgarnie i
przywiezie. A Marjorie mieszka parę ulic stąd. Wzięła ślub w zeszłym roku, więc
pewnie też poznasz mojego szwagra, Augusto.
Zaczęłam
postrzegać Alexis’a jak kogoś zupełnie innego. Kiedyś miałam wrażenie, że jest
trochę rozpieszczony i zadumany w sobie, przez co ma trochę ograniczone okno na
świat. Ale kiedy poznałam go bliżej zdałam sobie sprawę, że jak nikt inny
zasługuje na to co teraz ma, ile zarabia i jak żyje. Życie nie rozpieszczało go
od najmłodszych lat, a ciężką pracą i zdeterminowaniem osiągnął swój cel.
Jako jeden z
nielicznych zasłużył sobie na koszulkę klubu, do którego należał. Większość z
piłkarzy została siłą wepchnięta w szeregi La Masii i chcąc nie chcąc została w
niej na dłużej. On jednak sam na wszystko zapracował. Zasłużył na mój szacunek
jak nikt inny.
Wzięłam prysznic
i szybko przebrałam się w zwykłe dżinsy i czarną luźną koszulkę. Było mi
strasznie gorąco i miałam ochotę pójść na miasto w samym stroju kąpielowym.
Wszystko mi
się podobało w Tocopilli. Nawet jej nieszczęsny klimat! To, że znajdowała się
nad brzegiem oceanu i rozciągały się przepiękne plaże, które już zdążyły skraść
mi serce. W spacerze po mieście towarzyszyła nam pani Martina, więc próbowałam
znajdować się jak najdalej od Marc’a. A tak bardzo chciałam go przytulić! To
niedorzeczne jak bardzo działał mi na nerwy, a jak równie mocno mnie do niego
ciągnęło. Robił mi karczemne awantury o to, że udaję dziewczynę Alexis’a, mimo
iż wszystko było wcześniej ustalone i nie powinien spodziewać się niewiadomo
czego. A mimo wszystko był strasznie uparty i zazdrosny. Nie chciał się do tego
przyznać, ale jak inaczej mogłam to tłumaczyć? Miał ten swój zawadiacki
uśmieszek i podniesioną do góry jedną brew, za każdym razem, gdy Alexis łapał
mnie za rękę. Ograniczaliśmy to oczywiście do minimum, ale kiedy już sama pani
Martina dopytywała czy czasami nie jesteśmy na siebie obrażeni o coś,
momentalnie łapaliśmy się za dłonie jakby nigdy nic.
- Piękne
miasto. – westchnęłam, kiedy dotarliśmy z powrotem do posiadłości państwa Sánchez.
- Teraz już
tak. Dobrze, że nie widziałaś go parę lat temu… slumsy i biedota. Od jakiś
pięciu lat wszystko zaczęło się zmieniać. Teraz jest nie do poznania. –
odpowiedział Alexis i przepuścił mnie przez drzwi.
- Kolacja na
was czeka. – usłyszałam głos pana Pedro, który wychylił się zza drzwi kuchni. –
Nie bójcie się, nie ja gotowałem. Zamówiłem w naszej ulubionej restauracji
trochę dobrego jedzenia, w sam raz na powitalny poczęstunek naszych gości.
Uśmiechnęłam
się do niego i zdjęłam buty, które odstawiłam w korytarzu. Razem z chłopcami i
panią Martiną udaliśmy się do jadalni. Na środku stał wielki stół, a wokół
niego czternaście krzeseł, wyglądających na zabytkowe. Stół zastawiony był od
Sasa do lasa, więc ciężko było mi się zdecydować na jego konkretne danie, więc
spróbowałam wszystkiego po trochu.
Zerkałam
ukosem na Marc’a. Miał posępną minę i nic nie wskazywało na to, że ma mu się to
szybko zmienić. Chyba jedynie po wylocie z Chile. No cóż. Wiedział dobrze jak
to będzie wyglądać, a mimo to zdecydował się na przyjazd. Miał co chciał. A
raczej na co zasłużył.
**********************************************
Witajcie! Dodaję coś nowego w ten brzydki, deszczowy wieczór (mam nadzieję "złoty" dla siatkarzy). Uprzedzam, że przez następny tydzień nic się nie pojawi oraz i ja nie będę odwiedzać waszych blogów - jadę na wschód! Korzystam z ostatnich dni wakacji ;-)
Mmm cudo *-*
OdpowiedzUsuńBiedny Marc. Nie umiem sobie wyobrazić, przez co musiał tam przechodzić. Być może nie powinien się aż tak unosić, ale z drugiej strony nie sposób go nie zrozumieć. Nie dość, że przystał na ten szalony pomysł Alexisa, to jeszcze Isabelle ma spędzać noce w jego pokoju. Marc za dobrze zna dawne przyzwyczajenia kolegi, by całkowicie mu zaufać, a słowa tutaj akurat niewiele znaczą.Wiadomo, jaki Sanchez jest i to się już raczej nie zmieni. Na swoją obronę może mieć jedynie to, że chyba faktycznie nie zdawał sobie sprawy, jak potoczy się sytuacja w domu.
OdpowiedzUsuńTak czy siak cały czas jestem za Marciem, nawet po tym jego wybuchu zazdrości, mam nadzieję, że cały ten pobyt w Chile nie zepsuje relacji pomiędzy naszymi gołąbeczkami.
Przepraszam, że tak króciutko, ale nie mam stałego dostępu do internetu i musiałam się bardzo spieszyć, żeby naskrobać cokolwiek.
Pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu :*
Nie dziwię się Marcowi. Alexis mnie tutaj bardzo irytuje. Mam nadzieję, że Marc i Isabell jeszcze będą szczęśliwi RAZEM i tylko RAZEM. BEZ osoby trzeciej. Życzę miłego wyjazdu. Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń