28.08.2014

Chapter 27


Wieczór rozkręcił się na dobre. Miałam nieodzowne wrażenie, że grupka dziewczyn, w której skład wchodziła między innymi Dolores i Linda, obgaduje mnie za moimi plecami. Nie zamierzałam się jednak nimi przejmować i wdałam się w rozmowę z Bruną o jej nowym serialu, który kręci w Brazylii. Amelia, która pojawiała się co jakiś czas, wtrącała kilka zdań i przenosiła się do innych, chciała by każdy w jej domu nie był skrępowany i miał z kim rozmawiać.
Śmiałam się z Loreną na temat ostatniego meczu chłopców. Alexis wywinął orła, kiedy próbował przejąć piłkę, potykając się o swoje własne nogi. Oczywiście nie był to powód do śmiechu, ale to, że przy okazji obsunął trochę spodenki i zaprezentował trybunom swoje wdzięki... Szybko jednak się zorientował, że paraduje w negliżu, podciągnął spodenki i ku swojemu zaskoczeniu, został wygwizdany przez to przez damską część widowni.

5.08.2014

Chapter 26


Siedzieliśmy wspólnie przy jednym z większych stolików w pubie. Amelia emocjonowała się meczem, który razem oglądałyśmy z trybun, wtem do baru wparowały dwie długonogie istoty. Wydawało mi się, że ich uśmiechy były żywcem przyszyte na niciach chirurgicznych, a brwi odmalowane były od szklanki. Postanowiłam nie oceniać ich po wyglądzie, ale jednak swoim obyciem i zachowaniem dużo nie odbiegały od wyglądu.
Amelia była dziwna? Była aniołem w porównaniu z Dolores i Lindą, które usiadły naprzeciwko mnie i czule obejmowały swoich partnerów (kolejno Adriano i Montoya). Czułam się głupio przyglądając się ich zalotom, dlatego tez robiłam wszystko, żeby mój wzrok nie padał na te dwie pary. W porównaniu z nimi, ja i Marc zachowywaliśmy się jak rodzeństwo, które nawet nie dotyka się przez zupełny przypadek. Mieliśmy odpowiedni dystans, by każdy miał swobodę ruchu, a czasami tylko wymienialiśmy się uśmiechami, co było dla nas najnormalniejszą rzeczą na świecie.
Mieszałam słomką w wysokiej szklance i zatapiałam się w słowach Marc’a, które szeptał mi na ucho. Dawno nigdzie nie wychodziliśmy, dlatego też miło było oderwać się choć na chwilę od rzeczywistości. Pracę zostawiłam za sobą i myślałam tylko i wyłącznie o przyjemnościach.

1.08.2014

Chapter 25


Długo nie mogłam zasnąć, próbując zapanować nad swoimi emocjami. Marc zasnął w sekundzie, kiedy tylko położył się w moim łóżku. Byłam rozanielona i ciągle ściskałam w dłoniach jego klucz. To był naprawdę piękny gest i nie mogłam tak po prostu przejść przez to do porządku dziennego. Jeszcze nikt nie zrobił coś takiego dla mnie, dlatego też czułam się inaczej niż zazwyczaj. Miałam wrażenie, że moja miłość jest jeszcze większa i rośnie z każdym kolejnym dniem.
Marc wymknął się z samego rana na trening, pozostawiając na szafce obok łóżka karteczkę z krótkim wytłumaczeniem jego nieobecności. Byłam strasznie śpiąca, ponieważ udało mi się zasnąć dopiero nad ranem, a szykowała mi się kolejny pracowity dzień w studio. Na sam widok jego charakteru pisma, uśmiechnęłam się mimowolnie i przeczytałam kilka zdań, które poprawiły mi humor już od samego rana.
„Bella, nie miałem serca by Cię budzić, ponieważ zbyt smacznie spałaś. Pojechałem na trening, dziś wieczorem mecz, o którym wczoraj Ci opowiadałem. Mam nadzieję, że przyjedziesz. Bilety zostawiłem Ci na komodzie. Zabierz ze sobą kogo zechcesz. Sergi jest kontuzjowany, więc z chęcią dotrzyma Ci towarzystwa. Kocham Cię. Marc”
Z uśmiechem odłożyłam kartkę i podeszłam do komody, na której leżały dwa bilety. No, tak. Miałam wolne w klubie do końca tygodnia, ale czy chciałam iść na stadion i ponownie myśleć o pracy? Otóż tak. Bardzo chciałam pójść, ale nie miałam pewności, że wyrobię się w pracowni z zaległościami, które nieustająco się piętrzyły. Gdyby tylko Luka wrócił i wziął się do roboty! Sama z Leo miałam pracy aż zanadto i nie wiedziałam do czego mam włożyć ręce. Najpilniejsze były pierwsze zamówienia, które nie mogły się opóźnić. Niektórzy wyjeżdżali na miesiąc miodowy, inni mieli ślub, wszystko musiało odbyć się w terminie. A czas ostatnio mnie wyjątkowo gonił.

***********************************************************

***********************************************************