Widząc jak
Marc spogląda na mnie i Eric’a miałam niesamowitą satysfakcję. W duchu
cieszyłam się, że tym razem to on miał posępną minę, a nie ja. W końcu mój plan
miał za zadanie zemstę i tylko na tym chciałam się skupić. Wymieniłam się ze
starszym z braci numerami i pożegnałam buziakiem w policzek.
Spakowałam do
torby dwa aparaty, ogarnęłam się mniej więcej i mogłam wsiąść razem z Pique i
Pedro do mercedesa, którego nam przysłano. Przez całą podróż śmialiśmy się jak
opętani. Chłopcy wywoływali u mnie napady płaczu, ale tylko w pozytywnym
sensie. Zboczone żarty Pedrito wypełniały cały samochód, a ja i Pique
pokładaliśmy się na siedzeniach i nie mogliśmy już wytrzymać. Kiedy wreszcie
podjechaliśmy pod jeden z wieżowców, mogłam wziąć głęboki wdech i doprowadzić
się do porządku. Chciałam w końcu wyglądać na profesjonalistkę. Złapałam jeden
z aparatów i wybiegłam na zewnątrz razem z chłopakami. W wielkim holu dołączył
do nas trener oraz tłumacz, który miał ułatwić komunikację.
- Witam
wszystkich na konferencji prasowej zawodników FC Barcelona, Gerarda Pique i
Pedro Rodriquez oraz trenera Gerardo Martino. – nad długim biurkiem za którym
siedzieli chłopcy, podniósł się starszy mężczyzna z szerokim uśmiechem na
twarzy. – Chciałbym oficjalnie powitać klub, który dziś rozpoczął swoje tourne
po naszym pięknym kraju. Mam nadzieję, że pobyt w Chinach będzie produktywny,
zaowocuje dalszą współpracą na linii Chiny-Hiszpania oraz że piłkarze spędzą
tutaj wspaniały czas na treningach i nie tylko. – puścił oczko w kierunku fotoreporterów.
Jako iż miałam
plakietkę zawieszoną na szyi, miałam dostęp do pierwszego rzędu i mogłam
lewitować pomiędzy biurkiem, a dziennikarzami. Czułam się jak VIP, ponieważ
miałam dostęp w miejsca, o których inni dziennikarze mogli tylko pomarzyć.
- Po pierwsze
chcielibyśmy ogromnie podziękować organizatorom za zaproszenie do tego pięknego
kraju. – zaczął niepewnie Pique. Poczekał, aż tłumacz spełni swoją rolę i mógł
kontynuować. – To dla nas niesamowite przeżycie, mimo iż jesteśmy tutaj nie
pierwszy raz. Chiny za każdym razem inspirują i zaskakują nas coraz bardziej. –
zrobił krótką chwilę. – Mamy nadzieję, że to nie ostatnia nasza wizyta tutaj i
już nie możemy doczekać się pierwszych meczy z naszymi przyjaciółmi.
- Chciałbym
dodać, że przepraszamy za nasz wygląd, ale lecieliśmy ponad 18 godzin. –
zaśmiał się głośno Pedrito, przez co wywołał śmiechy pod nosem wśród
dziennikarzy.
Fotoreporterzy
zalali piłkarzy serią pytań. Czułam się jak na przesłuchaniu, ponieważ
wypytywali o najróżniejsze szczegóły z ich życia. Oczywiście prywatnego, a nie
zawodowego. Najczęstszym wątkiem był oczywiście związek Pique z Shakirą, co
wywoływało szmery wśród dziennikarzy. Pedrito śmiał się jak głupi do sera, co
wywoływało szeroki uśmiech na mojej twarzy i wolałam skupiać się na robieniu
zdjęć właśnie niemu, niż zażenowanemu Gerardowi. W obronie chłopaka stanął
trener, który przypomniał, że konferencja miała na celu przedstawienie planu
tourne klubu, a nie trasy koncertowej Shakiry. Bardzo spodobało mi się do
zdanie i zareagowałam oklaskami jak część moich sąsiadów z ławki obok.
Trener rzucił
kilkoma anegdotkami z ostatnich wizyt na Dalekim Wschodzie i oddał się w ręce
ciekawskich dziennikarzy, którzy zasypali go pytaniami. Robiłam zdjęcia troszkę
znudzonym już chłopakom, którzy marzyli o łóżku, a nie o konferencji, która
trwała zdecydowanie za długo. Po kolejnym pytaniu trener zadecydował o końcu,
wymigując się dalszymi obowiązkami. Razem z Gerardem i Pedro odetchnęliśmy z
ulgą. Wsiedliśmy do mercedesa i wróciliśmy do hotelu.
W drodze do
swojego pokoju po raz kolejny tego dnia natknęłam się na Marc’a, który zauważył
mnie w ostatniej chwili, kiedy koło niego przechodziłam. Wyminęłam go
pospiesznie, ale poczułam jego dłoń, która złapała mnie za nadgarstek, przez co
nie mogłam zrobić kolejnego kroku.
- Możemy
pogadać? – spytał wbijając swój wzrok w moje oczy.
- Nie mamy o
czym. – odrzekłam spokojnie próbując wyrwać się z jego uścisku.
- To spotkanie
z moim bratem… nie jest najlepszym pomysłem. – zawiesił na chwilę swój głos.
Spojrzałam na niego zaskoczona i po chwili zaśmiałam się głośno. – Mówię
poważnie. On jest babiarzem, będziesz cierpieć.
- Czyli to
cecha rodzinna. – skomentowałam krótko i wyrwałam dłoń z jego mocnego uścisku.
Marc spojrzał na mnie nie dowierzając w moje słowa. Chyba miał wrażenie, że
ktoś uderza go pięścią w twarz lub oblewa kubłem zimnej wody. Cóż
skonfrontowanie się z prawdą bywa naprawdę bolesne. Miałam nieprawdopodobną
przyjemność uczestniczyć w tym jakże ciekawym doświadczeniu.
Marc tkwił
przez moment w bezruchu, by po chwili złapać mnie za ramiona i przygwoździć do
ściany. Torba, którą miałam zawieszoną na ramieniu upadła z hukiem na podłogę,
co w ogóle go nie obchodziło.
- Jesteś
hipokrytką! – syknął przez zaciśnięte zęby wciąż zaciskając dłonie na moich ramionach.
Nie miałam jak się uwolnić, ponieważ był zdecydowanie silniejszy ode mnie.
Zresztą nie wiedziałam sama czy chcę uciekać. Wciąż miał to swoje spojrzenie,
które przeszywało mnie na wylot i hipnotyzowało za każdym razem gdy
nienawidziłam go najbardziej na świecie. Kiedy chciałam wykrzyczeć mu wszystko
w twarz, wystarczyło, że na mnie spojrzał. Kolana mimowolnie się pode mną
uginały. Byłam zbyt słaba, by z nim walczyć.
- To Ty jesteś
największym hipokrytą. Myślisz, że po tylu latach masz coś do powiedzenia w
moim życiu? Mam prawo spotykać się z kim chcę i
na pewno nie Ty będziesz decydować czy randka z Twoim bratem to dobry
pomysł, czy nie. – zebrałam w sobie dość siły, by go od siebie odepchnąć.
- Przecież to
nie randka. – rzucił od niechcenia.
- A może
jednak? – zaśmiałam się mu prosto w twarz. Miałam dość tej chorej sytuacji. Tak
bardzo chciałam zemsty, że cała się w niej zatracałam. Z jednej strony chciałam
aby cierpiał, z drugiej nie dopuszczałam do tego. Nie wiedziałam co się ze mną
dzieje.
Wyminęłam go
czym prędzej, bym nie musiała już na niego patrzeć. Brakowało ułamka sekundy, a
wylądowałabym w jego ramionach.
Czułam się
fatalnie. Nie miałam ochoty na wychodzenie ze swojego pokoju, ale umówiona
byłam z Eric’iem, który w sms’ie przysłał mi dokładne współrzędne miejsca w
którym mieliśmy się spotkać. Luka nie chciał puścić mnie samą, by włóczyć się
po zupełnie obcym mi mieście. Zamówiłam jednak taksówkę i wyszłam mimo jego
wyraźnego sprzeciwu.
Aparat po raz
pierwszy w życiu ciążył mi na ramieniu. Gdyby nie fakt, że już zbyt daleko
zabrnęłam w swoim chorym planie, to napisałabym chłopakowi, że nie mam ochoty
na spotkanie. Jednak możliwość wbicia Marc’owi szpilki prosto w jego serce,
była bardziej kusząca.
Eric przywitał
mnie szerokim uśmiechem na twarzy. Był strasznie podobny do swojego brata, a to
za sprawą tego, że był starszy od niego o jakieś pięć minut. Uśmiechał się w
identyczny sposób, miał tę samą flirciarską naturę i nieziemskie oczy.
- W dalszym
stopniu nie wiem jak to się stało, że zostałeś modelem! – pstryknęłam mu kilka
zdjęć z zaskoczenia, co wyraźnie mu się spodobało. – Casting?
- Po
skończeniu liceum pojechałem do Stanów. Chciałem zacząć tam studia, ale pewnego
mroźnego, grudniowego dnia… spotkałem Thomasa Clarc’a z agencji Next. Zaproponował
mi współpracę przy jednej z sesji zdjęciowych dla Elle. Stwierdziłem, że nic mi
nie szkodzi, a mogę sobie w ten sposób dorobić. Zrobiłem jedną sesję, kilka dni
później kolejną i tak się wkręciłem na dobre. Podpisałem umowę z agencją i
latam tu i tam, mam mnóstwo roboty, bo chyba sama dobrze wiesz na czym to
wszystko polega.
- Miałam
okazję robić sesję dla gazety i podziękowałam równie szybko co zaczęłam. Musisz
zrobić kilkanaście świetnych zdjęć, które w rezultacie i tak wylądują w koszu,
bo wydawca zdecyduje się na jedno, góra dwa.
- Dlaczego
zrezygnowałaś? Dorobiłabyś się na tym niezłej sumki. – usiadł na murku z rękoma
skrzyżowanymi na torsie.
- Pewnie tak,
ale jestem zbyt nerwowa na pracę z tyloma ludźmi, którzy skaczą mi koło głowy.
Jestem indywidualistką i nie lubię, gdy ktoś wyraża opinię o moich zdjęciach. –
chłopak odpowiedział mi uśmiechem. – Nie wykluczam, że kiedyś do tego wrócę,
ale póki co zaczęłam pracę z klubem i muszę się nad tym skupić.
- Masz studio?
- Tak, „La
Tortura”. – odpowiedział mi głośnym śmiechem. – No co? Lepiej, żeby klienci od
razu wiedzieli z kim mają do czynienia i zastanowili się dwa razy nim
przekroczą próg. – puściłam mu oczko.
- Nazwa
chwytliwa. – zrobił na chwilę pauzę, by spojrzeć wprost w obiektyw co uchwyciłam
sekundę później na zdjęciu. – Marc nie był zachwycony tym, że robisz mi
zdjęcia.
- Dlaczego? –
spytałam nie odwracając wzroku od wyświetlacza aparatu. Nie chciałam pokazać mu
swoich ust, które delikatnie wykrzywiły się mimowolnie w uśmiech.
- Stwierdził,
że odciągam się od klubu, a przecież to z nimi masz umowę, a nie ze mną. –
zaśmiał się. – No, ale moim zdaniem jest zazdrosny.
- Zwariowałeś.
O mnie? – prychnęłam pod nosem. – On jest zazdrosny tylko i wyłącznie o siebie.
– wróciłam wzrokiem do obiektywu.
- Zawsze był o
Ciebie zazdrosny. Nawet po waszym zerwaniu. – nie chciałam spędzić wieczoru na
wspomnieniach o moim dawnym związku, ale chyba Eric miał inne plany. – Zawsze
miałem wrażenie, że porównywał każdą kolejną dziewczynę do Ciebie.
- Możesz już
przestać? – zdecydowanie zepsuł mi się humor. Chciałam wracać, ale chłopak od
razu przeprosił mnie za swoje nieznośnie zachowanie. Przez resztę wieczoru
skupiliśmy się na robieniu zdjęć. Byłam z nich szczególnie zadowolona, bo były
bardzo naturalne. Eric wyglądał czarująco, jak to zawsze miał w zwyczaju i
posyłał mi uśmiechy, które tak bardzo przypominały jego młodszego brata.
Odprowadził
mnie pod hotel i pożegnał buziakiem w policzek. Przemknęłam jak duch przez hol
i wyjechałam windą na piętnaste piętro. Na korytarzu na całe szczęście nie
spotkałam Marc’a, który zapewne wypytywałby mnie o spotkanie. W pokoju zastałam
brata wiszącego na skype. Przywitałam się z Lilli i Matilde, które pomachały do
mnie przez kamerkę internetową. Wzięłam długi prysznic, który postawił mnie na
nogi i wróciłam do pokoju. Brat przeglądnął zdjęcia, które zrobiłam Eric’owi i
stwierdził, że faktycznie ma „modelową urodę”. Cóż, nie mogłam się z nim nie
zgodzić. Nawet jego styl poruszania się był specyficzny, wyglądał jakby urwał
się z wybiegu.
Jego brat był
w tym przypadku zupełnie inny. W wielu sprawach nie różnili się od siebie w
ogóle, ale młodszy z braci miał w sobie to coś. Nie mogłam tego określić, po
prostu „to coś”. Chciałam wybić go sobie z głowy, ale nie potrafiłam.
Wielokrotnie próbowałam zaprzątnąć sobie myśli kimś innym, ale na próżno.
Dla mnie nawet
zemsta była zbyt trudna. Coraz częściej zastanawiałam się nad tym czy miała w
ogóle jakikolwiek sens. Rozkochanie go w sobie, wykorzystanie i porzucenie? To
przecież nie był mój styl. Nigdy taka nie byłam. Nie byłam mściwa. Złamane
serce naprawdę potrafi namieszać. W życiu, w myślach, we wszystkim. Ale czego
mogłam się spodziewać? Kilka słodkich minek, uśmiechów i miałby być mój? Zbyt
mocno wierzyłam w swoje zdolności i zaczynałam po raz pierwszy mieć poważne
wątpliwości. Lepiej późno niż wcale.
*************************************
Witam wszystkich bardzo serdecznie! Troszkę nadrobiłam jeśli chodzi o mojego drugiego bloga, co zaowocowało tym, że jestem do tyłu z tym blogiem! I tak źle i tak niedobrze :-)