Obudziłam się
ze straszliwą i rozdzierającą mi głowę migreną. Nie wiem czy to ze względu, że
spałam zaledwie cztery godziny, czy przez to, że denerwowałam się próbną sesją
na stadionie. Żołądek miałam ściśnięty na samą myśl o spotkaniu z tyloma
facetami, którymi chyba żadna kobieta by nie pogardziła. Zjadłam kanapki, które
przygotował mi Luka i wypiłam sok pomarańczowy. Brat w ogóle się nie
denerwował, albo umiejętnie przede mną grał luzaka.
Cóż, w każdym
bądź razie, ja panikowałam jak mało kiedy. Miałam dziwne przeczucie, ale za
Chiny ludowe nie mogłam sobie uzmysłowić co jest ze mną nie tak. Założyłam
dżinsowe bermudy i czarną obcisłą koszulkę z krótkim rękawkiem. Włosy związałam
w niedbałą kitkę i na nos nasunęłam przeciwsłoneczne okulary. Podczas
schodzenia po schodach próbowałam zawiązać sznurowadła w granatowych trampkach,
ale ostatecznie zrezygnowałam z tego jakże inteligentnego posunięcia, bo nie
chciałam stracić swoich zębów. Na parterze dokończyłam sznurowanie i złapałam
swoją obszerną torbę z aparatem fotograficznym. Luka zadbał o cały sprzęt,
który spoczywał bezpiecznie w jego samochodzie na tylnim siedzeniu, ja w między
czasie wyszczotkowałam jeszcze zęby i byłam gotowa. Choć serce nakazywało mi
abym wróciła do pokoju.
Lilly posłała
mi całusa z okna swojego pokoju, którego złapałam w locie i odesłałam jej z
powrotem. Wsiadłam do auta brata i czekałam, aż odjedziemy. Im dłużej byłam w
domu, tym mniej chciałam tam jechać. Chciałam załatwić tę całą sesję raz, a
porządnie i nie jeździć na stadion niewiadomo ile razy. A przynajmniej
chciałabym.
Luka podczas
wjazdu na prywatny parking pod stadionem pokazał ochronie plastikową plakietkę,
którą dostał od wczorajszego gościa, która uprawniała nas do wjazdu. Dopiero
teraz zdałam sobie sprawę gdzie jesteśmy. Wjechaliśmy na teren Camp Nou.
Nie wierzyłam
własnym oczom. Spojrzałam z niedowierzaniem na brata, który zaśmiał się jedynie
w odpowiedzi.
- Jak mogłeś
mi to zrobić?! – krzyknęłam i trzasnęłam najmocniej jak potrafiłam drzwiami od
samochodu. Jakiś facet wysiadając ze swojej sportowej bryki zaśmiał się głośno
i pokiwał palcem, by nie doszło do rękoczynów. – Spoko, to mój brat. – mulat
zaśmiał się ponownie i złapał za torbę treningową, którą wyciągnął z bagażnika.
- Ale o co Ci
w ogóle chodzi? Nie cieszysz się, że będziesz współpracować z najlepszymi? –
spiorunowałam go wzrokiem. Przecież doskonale wiedział kto gra w tej drużynie
od ładnych paru lat. Kogo unikałam jak ognia i nie chciałam za wszelką cenę
spotkać. Nie teraz, nie tutaj. Nigdy.
- Nie
dramatyzuj, Izzie. Ok.? Jesteście dorosłymi ludźmi i będziecie zachowywać się
jak profesjonaliści, tak? – spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Jak on mógł
przyjąć ofertę od wroga numer 1? – Łap sprzęt i idziemy na górę.
W dalszym
stopniu nie dowierzałam. Kręciłam jedynie głową i przeklinałam pod nosem, ale
to nic nie dało. Próbowałam go nawet jakoś nastraszyć, ale za każdym razem
wybuchał głośnym śmiechem.
- Przyjmij to
jako zadanie. Dostaniemy za kilka zdjęć okrągłą sumkę, a może i nawet zahaczymy
się tutaj na stałe. Wiesz ile możemy tutaj zarobić?
- Gówno mnie
to obchodzi. – syknęłam mu prosto w twarz. Próbowałam dostać się z powrotem do
auta, ale skubany zamknął go pilotem i ni bata. Klamka nawet nie drgnęła.
Zrezygnowana
do granic możliwości złapałam swoją torbę i przerzuciłam ją przez ramię. Powtarzałam
sobie w myślach, że to tylko praca, a ja jakby nie było byłam do cholery jasnej
profesjonalistką. Przecież nie jest powiedziane, że go spotkam. Może nie ma go
w mieście? Albo kraju? Tak, tak. To zdecydowanie uciszyło moje skołatane serce.
Szłam za swoim
bratem i w dalszym ciągu przeklinałam go od najgorszych. Śmiał się na każde
moje słowo, ale nie zawrócił. Zapukał do jakiś drzwi i zniknął na chwilę.
Minutę później wyszedł z pomieszczenia z wysokim mężczyzną, który posłał mu
szeroki uśmiech.
- Alejandro
Lopez. – podał mi rękę, którą uścisnęłam. – Zaprowadzę Was na dół. Rozłożycie
sprzęt, pooglądacie trening, który niedługo powinien się skończyć... – spojrzał
na zegarek. – W zasadzie już powinien się skończyć.
- Gdzie
będziemy robić zdjęcia? – spytałam wchodząc w słowo bratu, który chciał o coś
zapytać.
- Mamy
specjalne pomieszczenie, które spełni standardy. Pan Jorge zadbał by światło
było tam jak najlepsze, ale sami będziecie musieli ocenić. – kiwnęłam głową na
jego słowa. – Dziś zrobicie zdjęcia portretowe, które umieścimy na stronie
internetowej na nowy sezon. Chłopców trochę jest, ale są zdolni więc szybko
skończycie. – nie odwzajemniłam jego śmiechu, natomiast Luka śmiał się w
najlepsze.
Byłam wściekła
i było to widać na pierwszy rzut oka. Pan Alejandro oczywiście nie zapytał co
jest tego powodem, ale szepnął mi na ucho, że taka piękna dziewczyna nie
powinna się smucić. Ależ ja się nie smuciłam. Byłam wkurzona jak mało kiedy!
Pomieszczenie
było spore i w zasadzie znajdowały się tam jakieś krzesła, czarne płótno, które
zwisało spod sufitu (zapewne robiło za tło zdjęć) oraz lampy studyjne, które
nie powalały nowoczesnością, ale miały coś w sobie. Mogłam pracować na tym
sprzęcie, choć przywykłam do bardziej designerskich gadżetów.
Luka rozłożył
dodatkowe lampy i zaczęliśmy wszystko profesjonalnie ustawiać. Rozłożyłam dwa
statywy i nasze aparaty fotograficzne.
Do
pomieszczenia wpadł jakiś piłkarz, który z zaciekawieniem przyglądnął się
naszym sprzętom. Miałam wrażenie, że przez moment i mojemu tyłkowi, ale udałam,
że nie widzę.
- No, no, no.
– zagwizdał. – Mam być pierwszy. Gdzie mam się ustawić? – spytał mnie i
równocześnie zmierzył wzrokiem.
- Brałeś przed
chwilą prysznic? – przytaknął. – W takim razie idź wysusz do końca włosy, bo
gwarantuję Ci, że wyjdziesz paskudnie na zdjęciu. Jakbyś miał tłuste włosy.
- Wszystko mi
jedno. – wzruszył ramionami. – Jestem Sergio Busquets. – chciał mi podać rękę,
ale go zbyłam.
- Nie obchodzi
mnie jak się nazywasz dopóki nie wysuszysz włosów. – powiedziałam stanowczo.
Piłkarz zagwizdał i pokiwał głową z niedowierzaniem.
- Charakterek.
– rzucił na odchodne i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie w nim samą z
bratem.
- Co to przed
chwilą było? – spytał spokojnie Luka.
- No, co? –
wzruszyłam ramionami i zaczęłam ustawiać ostrość w jednym z aparatów.
- Bądź milsza.
Zależy mi na tej pracy. – westchnęłam głośno na jego słowa i niechętnie
przytaknęłam. Może i faktycznie zareagowałam zbyt opryskliwie, ale przemawiał
za mnie tylko i wyłącznie profesjonalizm.
♫ MUZYKA
Po godzinie
zmagań z coraz to innym piłkarzem miałam serdecznie dość, a końca nie było widać.
Faktycznie chłopcy byli już przyzwyczajeni do robienia zdjęć i bardzo sprawie
nam to wszystko szło, dopóki nie usłyszałam Jego głosu. I nie rozbiłam
szklanki, którą trzymałam w ręku.
- Isabell? –
usłyszałam za sobą głos Marc’a. Ten głos poznałabym chyba wszędzie. Przeszedł
mnie dreszcz, ale nie dałam tego po sobie poznać. Odwróciłam się i jak gdyby od
niechcenia rzuciłam krótkie „cześć”. – Co Ty tu robisz? O hej, Luka. –
przywitał się z moim bratem uściskiem dłoni, ale nawet na sekundę nie spuścił
ze mnie wzroku. – Dawno Cię nie widziałem. Zmieniłaś się, Bella… - tylko On
mnie tak nazywał.
Potok słów,
który z siebie wylał trwał chyba wieczność. Miałam wrażenie, że ciągle mówi, a
ja jedynie kiwałam głową z dezaprobatą.
- Tak Marc,
faktycznie. Nie widzieliśmy się jakieś dwa lata…? – spojrzałam na brata, który
obserwował nas z przejęciem. Bał się, że przyłożę mu statywem, ale zachowałam
klasę. Mordowałam go jedynie w myślach.
- Myślę, że
trzy lata. Ale kto by to liczył. – zaśmiał się i usiadł na krześle pośrodku
mini planu zdjęciowego. – Więc co tu robicie?
- Mamy
zlecenie. – odpowiedział za mnie Luka. – Jeżeli wszystko pójdzie dobrze to
będziemy współpracować na stałe.
- A no tak,
Jorge odchodzi na emeryturę. – powrócił wzrokiem na mnie, nie przerywając
swojego głupkowatego uśmiechu. – W takim razie będziemy się często widywać.
- Mam nadzieję
jednak, że rzadko. – syknęłam obserwując go przez obiektyw.
W ogóle się
nie zmienił. Może odrobinę zmężniał, ale w dalszym stopniu był nieziemsko
przystojny i czarujący. Nienawidziłam się za to, że działał na mnie jak magnes,
ale nic nie mogłam poradzić na szybsze bicie mojego serca.
Luka ustawił
Marc’a do zdjęcia i zajął się oświetlaniem. To, że przez cały czas patrzył mi
prosto w oczy, wytrącało mnie z równowagi. Chciałam mieć to jak najszybciej za
sobą, ale czas wlekł się nieubłaganie.
Marc uśmiechał
się szeroko do obiektywu. Jego zdjęcia wyszły bardzo naturalnie, bo miałam
wrażenie, że śmieje się nie do aparatu, ale do mnie. Głupie myśli wciąż
kołatały się po mojej głowy, ale wzięłam się w garść i odeszłam od aparatu.
- Koniec? –
spytał, chyba rozczarowany. – Myślałem, że będziemy mieć więcej czasu by
pogadać.
- Źle
myślałeś. – odwróciłam się plecami i spojrzałam na laptopa, na którym
wyświetlały się nowo zrobione zdjęcia. Kiedy poczułam jego dłoń na moim
ramieniu, aż podskoczyłam.
- Może
pójdziemy później na kawę? – odwróciłam się jak oparzona i spojrzałam na niego
z przerażeniem.
- Nie pijam
kawy. – odpowiedziałam próbując uniknąć jego wzroku jak tylko się dało.
- W takim razie
na coś innego? Pogadamy, to nic wielkiego. – uśmiechnął się szeroko.
- Przykro mi,
ale zdaje się, że moja siostra ma inne plany. – przy moim boku stanął
niezawodny Luka. Objął mnie ramieniem i spojrzał na piłkarza, który podniósł
ręce w geście poddania się. Kiedy wyszedł mogłam swobodnie oddychać. Rzuciłam
do brata „dziękuję” i zabrałam się za pakowanie sprzętu. Mieliśmy pojawić się
nazajutrz i dokończyć sesję, ponieważ kilkoro piłkarzy nie mogło do nas dotrzeć
na czas. Na samą myśl, że mogłabym znów spotkać Marc’a, ogarnęła mnie panika.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i z aparatem przewieszonym przez ramię udałam
się korytarzem do wyjścia.
Przechodząc
obok jednego z pomieszczeń doszły mnie głośne głosy i śmiechy. Przystanęłam na
sekundę, ale to chyba nie był najlepszy manewr z mojej strony.
- Zobaczycie. Niedługo znowu ją zaliczę. –
usłyszałam głos Marc’a i łzy momentalnie stanęły mi w oczach. Śmiech piłkarzy
rozniósł się pod całym korytarzu, a ja całkowicie znieruchomiałam. Chciałam
odejść, ale mięśnie całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa. Dziękowałam Bogu, że
nikt nie wyszedł z szatni i nie zastał mnie w takim stanie. Powoli dotarłam do
parkingu i zaczekałam na brata, który jak na złość miał jeszcze jakieś formalne
sprawy do załatwienia.
Podniosłam wzrok
i ujrzałam piątkę piłkarzy zmierzających w kierunku swoich sportowych
samochodów. Marc rzucił mi uśmiech i wsiadł do swojego błyszczącego cacka.
Miałam wrażenie, że zwymiotuję. Nienawidziłam się za to, że kiedyś darzyłam go
tak wielkim uczuciem.
******************************************
Chyba nikt się nie
spodziewał, że Marc będzie takim ziółkiem :-) No, ale jestem od tego by Was
nieustannie zaskakiwać. A mam kilka asów w rękawie! Zachęcam do dołączenia do "obserwatorów" i podsyłania mi linków do Waszych blogów. Chętnie poczytam :3 Pozdrawiam :*
Oooo, hahaha. masz racje, nie spodziewałam się zupełnie takiego Marca! Chociaż, ja na miejscu naszej bohaterki i tak bym pewnie poszła ;p dobrze, że braciszek był z nią Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńPragnę serdecznie zaprosić na prolog, który pojawił się na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/ Historia opowiada o zagubionej dziewczynie z nieciekawą i smutną przeszłością, która trafia pod opiekę Vazqueza. Powoli odzyskuje pamięć i okazuje się, że sprowadziła na swojego wybawiciela śmiertelne niebezpieczeństwo.
UsuńNie spodziewałam się , że Marc będzie miał taki charakterek :D
OdpowiedzUsuńNo , to w końcu miła odmiana ^^
Ale szkoda mi Isabell , bo zdaje się , że w przeszłości przez niego dużo cierpiała . Mam nadzieję , że Bartra zmieni jeszcze swoje podejście ;D
Dobrze , że ma przy sobie niezawodnego Lukę ; D
Czekam na następny <3
Buziaki ; *
przyznam, że ja sie na pewno nie spodziewałam Marca w takim wydaniu. możnaby myśleć, że jego ponowne pojawienie sie w życiu Izzy nie przyniesie niczego dobrego. w obecnej chwili to i ja mam ochote go zamordować, ale nie tylko w myślach.
OdpowiedzUsuńjest tajemniczo. z niecierpliwością czekam na kolejny. pozdrawiam ;)
ej no! Co to ma znaczyć!? Zniszczyłaś mi mojego idealnego Marca! a pfffffffffffff jak tak można xD
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :D
Ojojoj, Marc taki niedobry chłopak? Tego się po nim nie spodziewałam. W sumie zaliczyć to on sobie może panią lekkich obyczajów. Takim zachowaniem załapał u mnie sporego minusa + mam ochotę go rozszarpać :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że mnie tak długo nie było, ale musiałam sobie zrobić chwilę przerwy od Internetów :D