26.04.2014

Chapter 14


Obudziło mnie piekielne słońce, które padało dokładnie na moją twarz. Próbowałam ruszyć głową, ale nie miałam siły, by podnieść powieki, a co dopiero całe ciało. Poczułam czyjąś rękę, która przerzucona była przez moje biodra przygniatając mnie tym samym do łóżka, przez co podskoczyłam na samą myśl. Spojrzałam na śpiącego obok Marc’a i zamarłam. Całkowicie zapomniałam o tym, że przyprowadził mnie do mieszkania. Miałam jednak pewność, że do niczego nie doszło. A raczej chciałam w to wierzyć.
Przez dość długą chwilę starałam się wyczołgać z łóżka bez zbudzenia mojego towarzysza. Odepchnęłam wreszcie od siebie jego rękę i próbowałam się podnieść. Zawroty głowy nie dawały mi spokoju, a mdłości wcale nie ustępowały z czasem. Przedostałam się szybko do łazienki i znalazłam tabletki przeciwbólowe, które popiłam dużą ilością wody. Dopiero podczas kontaktu z płynem, poczułam jak wielkiego miałam kaca.
Wróciłam do sypialni i spojrzałam na przecierającego zaspane powieki piłkarza, który na mój widok podniósł się na łokciach do góry.
- Dzień dobry, Bella. – powiedział i spojrzał na mnie rozbawiony. – Nieźle się wczoraj urządziłaś.
- No raczej. Bo jak inaczej wylądowałabym z Tobą w jednym łóżku? – podniosłam do góry jedną brew i udałam się do kuchni, by zaparzyć kawy.
- Sama mnie prosiłaś bym został, a ja nie umiałem Ci odmówić. – zaśmiał się i pojawił się w progu, mając na mnie haka. Dobrze wiedziałam, że będzie wykorzystywał chwilę mojej słabości przeciwko mnie do końca życia. – Pamiętasz coś w ogóle z wczorajszego wieczoru?
- No jasne. Pod koniec mam małe migawki, ale pamiętam, że z Tobą rozmawiałam. Wybacz, że nie byłam w stanie nawiązać inteligentniejszej rozmowy, ale byłam zbyt zmęczona. – nastawiłam ekspres do kawy i usiadłam przy stole.
- Zmęczona? Raczej nawalona. – posłał mi szeroki uśmiech. – Ale ja nic nie mówię. Każdy ma prawo raz na jakiś czas pójść w tango.
- Otóż to. – wyjęłam z szafki dwa kubki i po chwili wlałam do nich czarny napar. – Proszę. – podałam mu kubek, który ode mnie odebrał i usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
- To co mówiłem wczoraj… mówiłem poważnie. – przyjrzałam mu się uważnie. Strasznie chciałam sobie przypomnieć o czym mówił, ale miałam niezły mętlik w głowie. Byłam wczoraj zbyt zaspana by zwracać na niego jakąkolwiek uwagę.
- Okej. – powiedziałam sącząc kawę. – Przepraszam, że zatrzymałam Cię na noc. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale pewnie potrzebowałam towarzystwa. Nie lubię być sama w takim stanie, a jedynie Ty byłeś pod ręką. – powiedziałam szczerze. Moje słowa wyraźnie zaintrygowały bruneta. Raczej nie był zachwycony faktem, że nie napaliłam się na niego i nie chciałam go przelecieć przy każdej możliwej okazji. Po prostu potrzebowałam towarzystwa.
- Ok., rozumiem. – podniósł do góry kąciki ust. – Mam nadzieję, że impreza się podobała.
- A właśnie… chcę Ci jeszcze raz podziękować. To było naprawdę miłe z Twojej strony, ale niepotrzebne. Nie obchodzę urodzin od paru lat, ale mimo wszystko… poczułam się mile zaskoczona.
- A propos urodzin. – zerwał się z miejsca. – Mam dla Ciebie prezent. – już chciałam coś odpowiedzieć, ale nie dał mi możliwości, ponieważ wypadł z mojego mieszkania jak torpeda. Zorientowałam się, że pobiegł na górę do Alexis’a, bo powrócił ze sporym ozdobnym pudełkiem po niecałych dziesięciu minutach, kiedy prawie dopijałam końcówkę kawy. – Przepraszam, że to tak długo trwało, ale Sanchez nie był w stanie podnieść się z łóżka. A jak już to zrobił i otworzył mi drzwi, zarzygał pół salonu.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć. – wskazałam na pudełko. – Mówię poważnie, Marc. Zorganizowałeś przyjęcie i jeszcze dajesz mi prezent? Zwariowałeś?
- Przechodziłem kiedyś koło jednego ze sklepów i wpadł mi po prostu w oko. Stwierdziłem, że musisz go mieć. – rozpakował papier, którym otoczone było pudełko i kazał mi zajrzeć do środka.
- Nie mogę go przyjąć. – powiedziałam od razu na widok aparatu. Był piękny, starego formatu, na klisze oraz z nieprawdopodobną duszą. Idealny, to chyba mało powiedziane. Miał wszystko czego było mi potrzeba, ale był zdecydowanie za drogi jak na prezent od kogoś takiego jak Marc. Nie chciałam czuć się wobec niego w obowiązku.
- Proszę, przyjmij go. Wiem, że marzyłaś o takim od dawna. Kiedy go zobaczyłem, od razu pomyślałem o Tobie. – próbował ugrać coś swoją miną, ale nie dawałam mu się za nic w świecie.
- Marc, mówię śmiertelnie poważnie. Nie mogę go przyjąć. – włożyłam aparat z powrotem do pudełka. – Jest przepiękny, ale sama chciałam zarobić na takie cacko. Nie mogę przyjąć prezentu, który kosztuje tyle co dwupokojowa kawalerka w centrum Barcelony.
- Nie przesadzaj, nie był aż tak drogi. – wyjął aparat i ponownie nasilił swe prośby. – Będę obrażony jeśli go nie przyjmiesz.
- A guzik mnie to obchodzi. – skrzyżowałam ręce na piersiach. Marc podniósł się z miejsca i wzruszył bezradnie ramionami. Odnalazł w mojej sypialni swoją bluzę, którą narzucił na siebie i podszedł do drzwi. Chciał wymsknąć się niepostrzeżenie, bym nie zdążyła oddać mu prezentu, ale byłam szybsza i ubiegłam go w progu. – Nie będę za Tobą biegać! – podałam mu pudełko. Marc jeszcze kilka razy próbował wcisnąć mi w dłonie prezent, ale byłam nieugięta. Chociaż raz jego maślany wzrok nie wywołał u mnie palpitacji serca i zamknęłam za nim drzwi z uśmiechem na twarzy.
To dziwne, ale potrafiłam z nim porozmawiać bez żadnych wyrzutów czy dąsów. Nie wiem czy zaczynało mi się to podobać, czy nie, ale czułam się zdecydowanie dziwnie. Rozmawiał ze mną szczerze, nie bawił się w intrygi czy kłamstwa. Był całkiem ludzki.
Wzięłam długą kąpiel w wannie, która postawiła mnie na nogi. Miałam zdecydowanie zbyt wiele wolnego czasu na rozmyślanie, więc postanowiłam działać i poratować Alexis’a. Wyjechałam na dziewiętnaste piętro i zapukałam kilka razy w drzwi. Nim mi otworzył minęło sporo czasu. Wyglądał fatalnie, a zapewnie czuł się jeszcze gorzej. Pierwsze co zrobiłam to otworzyłam na oścież drzwi balkonowe, by wpuścić trochę powietrza do środka, bo panował zaduch i smród. Położyłam Alexis’a do łóżka i nafaszerowałam lekami, które miały mu pomóc przezwyciężyć ból głowy i żołądka. Dziękowałam w myślach Bogu, że miałam wolne, ponieważ mogłam zająć się schorowanym sąsiadem. W innym razie leżał by sam, bez szklanki wody przy łóżku i z mieszkaniem wołającym o pomstę do nieba. Byłam trochę zdziwiona, że tak szybko pozbyłam się kaca, który męczył mnie cały ranek. Butelka wody niegazowanej jednak towarzyszyła mi przy każdym możliwym kroku, przez co pamiętałam jak urządziłam się poprzedniego wieczora.
Zajęłam się sprzątaniem salonu, który przede wszystkim zabrudzony był przez wymiociny piłkarza. Chciałam to jak najszybciej posprzątać, więc działałam naprawdę szybko. Byłam zdziwiona, że Chilijczyk ma tyle detergentów, o którym prawdopodobnie sam nie miał zielonego pojęcia, a mi pomogły w uporaniu się z każdym możliwym zabrudzeniem. Posprzątałam walające się butelki po każdym możliwym alkoholu i wrzuciłam je do worków na śmieci. Uzbierała się ich całkiem niezła ilość, którą poukładałam w przed pokoju. Wyniesienie ich zostawiłam właścicielowi, kiedy tylko poczuje się lepiej. Kuchnia wyglądała zdecydowanie lepiej niż salon, więc szybko sobie z nią poradziłam. Włożyłam szklani i kieliszki do zmywarki, ustawiłam odpowiedni tryb i wróciłam do chłopaka, którego jęki roznosiły się po całym mieszkaniu.
- Jesteś aniołem, Izz. – chwycił się za głowę próbując uprzednio wstać.
- Leż. Mieszkanie jest posprzątane. Włączyłam właśnie wodę na herbatę, którą zaraz Ci przyniosę. Masz dziś trening? – spojrzałam na niego podejrzliwie, ponieważ miałam wrażenie, że zamiast wylegiwać się w łóżku, powinien wylewać siódme poty na murawie. Miałby przynajmniej za swoje.
- Nie, wieczór lecę na zgrupowanie reprezentacji. W niedzielę gramy z Ekwadorem. – odpowiedział pospiesznie próbując wyczuć jaka pozycja na łóżku sprawia mu najmniej bólu.
- W takim razie będę trzymać kciuki. – uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- A nie za swoją ukochaną Hiszpanią? – spojrzał na mnie z ukosa.
- No oczywiście też, ale moje serce jest pojemne. – zaśmiałam się. – Czujesz się już lepiej? – przyjrzałam mu się podejrzliwie. Nie był już wrakiem człowieka, którego zastałam ponad godzinę temu. Nabrał rumieńców i miał siłę by wstać, a to już duży sukces.
- O to samo powinienem zapytać Ciebie.
- Rano czułam się źle, ale szybko mi przeszło. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Marc i jego ręce, które leczą. – zaśmiał się głośno, za co uderzyłam go mocno poduszką. – Wybacz!
- Do niczego między nami nie doszło. Byłam strasznie struta i po prostu zaproponowałam, by został na noc. Nie wielkiego. – podniosłam ręce do góry. – Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. I Tobie radzę nie plotkować o tym ze swoimi psiapsiółami, bo mnie popamiętasz raz na zawsze!
- No przecież ja nic nie mówię. Chodzą plotki w szatni, że Marc ma na Ciebie oko. Ale jakby co to nie słyszałaś tego ode mnie, ok.? – spojrzałam na niego spod byka. – Ta Ana, to podobno tylko koleżanka, więc nie masz konkurencji. Zresztą i tak w oczach Marc’a jesteś numerem jeden, więc żadna panienka Ci nie grozi.
- Alexis, może zamiast plotkowania, powinieneś zająć się treningiem? Może wtedy zacząłbyś strzelać gole? – piłkarz zrobił nadąsaną minę. – I przekaż kolegom, że nie życzę sobie by o mnie plotkowali. Mój związek z Marc’iem to przeszłość.
- Czyżby? – uniósł jedną brew do góry. Miałam dość tej nonsensownej rozmowy. Przyniosłam mu herbatę i zostawiłam samego. Próbował mnie przepraszać, ale ja w sumie nie byłam na niego obrażona. Nie lubiłam rozmawiać na temat Marc’a, bo to nie było dla mnie wcale przyjemne.
Wróciłam do swojego mieszkania i rozłożyłam na kanapie przez telewizorem. Mogłam wreszcie odetchnąć i wyleżeć się za wszelkie czasy. Mój spokój nie trwał jednak długo, ponieważ brat podrzucił mi Lily na parę godzin i mogłam pożegnać się z błogą ciszą. Wrzask i pisk wypełniły całe moje mieszkanie. Blondynka zafascynowana była swoim szczeniakiem, którego dostała na urodziny i biegała za nim jak oszalała. Wyczułam moment, by zabrać łobuziaków na spacer, by pies nie zaświnił mi mieszkania. Złapałam za smycz jedną ręką, a drugą pociągnęłam małą do wyjścia.
Ruszyłyśmy w kierunku centrum, by pospacerować zatłoczonymi uliczkami. Niedługo zaczynał się prawdziwy sezon wakacyjny, gdzie nie było nawet szans dostać się gdzie się chce bez przepychania i obijania przez turystów. Barcelona była miastem do którego przyjeżdżano w świątek, piątek czy niedzielę, więc nie odczuwałam zbyt wielkiej różnicy pomiędzy sezonem ogórkowym, czy zimą. Nie lubiłam zagłębiać się jednak w zabytkowe części miasta, ponieważ nie było nawet sensu. Dotarłyśmy do Plaza de Catalunya i kupiłyśmy lody na jednym z przydrożnych bazarków. Uwielbiałam przebywać w samym centrum miasta, ale tylko wtedy gdy nie uginał się on od turystów. Trafiłyśmy na kilka wycieczek, które przypominały gromadę japończyków z uwieszonymi na szyjach aparatami i robiących zdjęcia dosłownie wszystkiemu co się dało. Przez chwilę naśladowałyśmy ich, kiedy tylko wyjęłam komórkę i zaczęłam robić Lily zdjęcia. Mała wskazywała obiekt, a ja zachowywałam się jak prawdziwa turystyka. Pies Dino był lekko zdezorientowany naszym zachowaniem i spoglądał na nas swoimi wielkimi oczyskami jak na dwie wariatki. W sumie dużo się nie pomylił.
- Dino! – krzyknęła Lily zaraz po tym jak wyrwał się z jej mocnego uścisku i pobiegł w bliżej nieznanym mi kierunku. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyłam nawet zareagować. Mała zaczęła płakać, a ja nie wiedziałam co mam zrobić. W końcu złapałam ją za rękę i zaczęłyśmy biec pomiędzy turystami, aby odszukać szczeniaka. Zadanie było naprawdę trudne, ponieważ mały psiak przepadł jak kamień w wodę. Wytarłam chusteczką mokre policzki bratanicy i wzięłam ją na ręce. Miała prawie siedem lat, więc nie ważyła jak piórko, ale postanowiłam się poświęcić, żeby tylko nie słuchać dalej jej głośnego płaczu.
- Dino! – chodziłyśmy między ludźmi i wzrokiem szukałyśmy psa. Był zdecydowanie jeszcze bardziej przestraszony od dziewczynki, ponieważ miał kilka miesięcy i nigdy nie oddalał się dalej niż na parę ulic od swojego domu. Lily płakała jak najęta, a ja nie potrafiłam jej uspokoić. Nawet nie pomogły przekupstwa, które zawsze działały jak antidotum na każdą sprawę. – Kochanie, pies na pewno się znajdzie. Tylko musisz być grzeczna i nie płakać.
- Ale ja chcę go teraz! – wrzasnęła mi w ucho, przez co postawiłam ją z powrotem na ziemi. Złapałam jej rękę i pociągnęłam w stronę kolejnej ulicy. – Dino! – nie przestawała płakać, przez co ludzie przyglądali mi się uważnie.
Po drugiej stronie drogi dostrzegłam znajomą mi postać. Marc szedł z założonymi na nosie okularami ray ban, wielkimi słuchawkami na uszach i sportowym ubraniu, przez co miałam wrażenie, że urwał się z treningu. Gdyby tylko nie psy, które prowadził na smyczy… Hola, hola. Psy? Wiedziałam, że ma suczkę o imieniu Nina, nic mi nie było wiadomo o nowym przyjacielu.
- Dino! – krzyknęła Lily przez łzy. Obudziłaby tym samym nawet nieboszczyka, bo jej głos przeszył mnie od stóp aż po czubek głowy. Marc zauważył mnie kątem oka i zsunął słuchawki z uszu.
- Stało się coś? – zwrócił się do nas. Mała przebiegła przez ulicę co o mało nie doprowadziło mnie do zawału serca. Przez moment zamarłam, bo nie spojrzała nawet czy nie przejeżdża samochód. Gnała w podskokach do swojego psa, który stał w towarzystwie suczki Marc’a.
- Znalazłeś go! Kocham Cię! – bratanica rzuciła się na zdezorientowanego piłkarza, który złapał ją na ręce i przyjrzał mi się uważnie.
- Lily zgubiła psa. Szukałyśmy go chyba wieki, a tu nagle pojawiłeś się Ty, prowadząc Dino na smyczy. – podeszłam do nich. – Gdzie go znalazłeś?
- Podbiegł do Niny, kiedy przechodziliśmy przez centrum. Zobaczyłem, że ciągnie za sobą smycz, więc domyśliłem się, że się komuś zgubił. Postanowiłem zrobić rundkę, żeby odszukać właściciela. – odpowiedział z uśmiechem przyglądając się Lily. Wytarł jej zapłakane policzki i swój wzrok skierował na mnie. – Miło znów Cię zobaczyć, Bella.
- A Ty nie na treningu? – przyjrzałam mu się uważnie.
- Mamy kilka dni wolnego przed zgrupowaniem. A Ty co robisz w centrum?
- Jak wiesz mieszkam kilka przecznic stąd. Brat podrzucił mi Lily i Dino, więc postanowiliśmy się przejść, ale to był zdecydowanie zły pomysł.
- Zawsze można naprawić humor lodami miętowymi u pana Martina, tu za rogiem. – wskazał na małą kawiarenkę, w której oknach wisiały kolorowe firanki. – Co Ty na to? – zwrócił się do Lily, która w odpowiedzi uścisnęła go jeszcze mocniej. – To jak? – spojrzał po chwili na mnie.
- Chyba nie mam wyjścia. – wzruszyłam ramionami i odebrałam od niego smycz Dino. Miałam dać sobie z nim spokój, a im bardziej go odpychałam, on powracał z podwojoną siłą, jak bumerang. Czy byłam przeklęta? Chciałam sobie poukładać życie, z dala od przeszłości, z dala od Marc’a. Znów los robił mi na złość i wszystko odwracało się przeciwko mnie.



♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Hej. Znów mam mnóstwo inspiracji do pisania, ponieważ odgrzebałam stare piosenki na moim lastfm’ie i cały dzień przypominam sobie to czego słuchałam siedem lat temu. Czuję jakby minęło siedem miesięcy, a nie lat! Właśnie wtedy stawiałam swoje pierwsze kroki w świecie blogowym. Jeny, ale poczułam się staro! Niektórym mogłabym już babciować :-) A Wy co porabialiście siedem lat temu? :D Pozdrawiam :-)
PS: wiadomość o śmierci Tito przepełniła mnie wielkim smutkiem. Był on nie tylko świetnym trenerem, ale i wspaniałym człowiekiem od którego biło serdecznością i dobrocią. To coś strasznego, że musiał pożegnać się ze światem w tak młodym wieku.

22.04.2014

Chapter 13


Stałam nieruchomo przez kilka dobrych minut. Nie wiedziałam jak mam zareagować, ponieważ nie byłam przygotowana na takie coś. Większości z tych ludzi nawet nie znałam, wiec nie wiedziałam co mam zrobić. Zdmuchnęłam świeczki na torcie, który podsunął mi pod nos Marc. Udawałam, że między nami jest wielki mur i nie zwracałam uwagi na jego zaczepki. Cierpliwie wysłuchiwałam życzeń i grzecznie dziękowałam za każde z osobna. Niektóre z dziewczyn rzucały mi się na szyję, a faceci całowali po policzkach. Miałam żal do Alexis’a, że nie powiedział mi o imprezie. Gdybym wiedziała to założyłabym coś odpowiedniego, a nie zwykłe dżinsy i czarną koszulkę, w której byłam w pracy. Czułam się głupio, bo niektóre z panienek były naprawdę wypindrzone.
- Dziękuję Sanchez za to wszystko, ale naprawdę nie musiałeś. Wystarczyłyby głupie życzenia, a nie to wszystko. – złapałam za ramiona Chilijczyka. – Dziękuję. – ucałowałam go w policzek.
- Ja tylko miałem za zadanie, żeby utrzymać Cię w mieszkaniu do wieczora. Chyba mi się to udało. – zaśmiał się. – To wszystko sprawka Marc’a. On załatwiał, organizował. Ja tylko miałem mieć Cię na oku.
- Naprawdę? – spojrzałam na niego zaskoczona. Byłam pewna, że pomysł i realizacja urodziły się w łepetynie Chilijczyka, który czasami wpadał na dość niekonwencjonalne rozwiązania.
- Mówię poważnie. Jak nie wierzysz, to sama go zapytaj. – piłkarz wykorzystał moment, że Bartra akurat przechodził obok nas, i złapał go za łokieć przyciągając do nas. – Przez pomyłkę zostałem wrobiony w organizację tego wszystkiego.
- Nie szkodzi. – uśmiechnął się Marc, dając mu do zrozumienia, że nie ma ochoty rozmawiać na ten temat.
- No, ale wiesz… nie chcę sobie przypisywać Twoich zasług. To Twoja impreza, o której opowiadałeś od dobrego tygodnia!
- Daj spokój, Alexis. – szturchnął go w ramię, by się zamknął, ale tamten dalej paplał. Musiałam jakoś zareagować.
- W takim razie dziękuję Tobie, Marc. Naprawdę się tego nie spodziewałam. – podniosłam się na palcach i złożyłam na jego policzku krótki pocałunek. Obiecałam sobie, że będę go trzymać na dystans, a za każdym razem taka sytuacja wywoływała u mnie szybsze bicie serca.
- Nie ma za co, Bella. Chcę tylko zakopać topór wojenny. Wiem, że mnie nie znosisz, ale może choć trochę się do mnie przekonasz. – podał mi dłoń, którą uścisnęłam. – Wszystkiego najlepszego.
Nie tego się spodziewałam. Nie wiem, głupia, myślałam, że weźmie mnie w ramiona? Sama mówiłam, że nie chcę go znać, a dalej wodziłam za nim wzrokiem. Miałam wahania nastrojów, gorsze niż niejedna kobieta w ciąży.
- Korzystając z okazji chciałbym Wam kogoś przedstawić. – uśmiechnął się zalotnie i złapał za rękę dziewczynę, która kręciła się wokół nas od paru minut. – To Ana.
- Miło mi Cię poznać. – zareagował radośnie Alexis, który od razu złapał blondynkę w ramiona i przytulił do siebie. Spojrzałam na Marc’a, który przeszył mnie wzrokiem. Chciał obserwować jak reaguję na jego nową zdobycz. Zachowałam pokerową twarz i uścisnęłam dziewczynie dłoń. Posłałam jej nawet uśmiech, co nie uszło uwadze piłkarza. Najbardziej bolało mnie to, że była oczywiście piękna, ale przy tym miła, a to chyba jeszcze gorsze. Wiedziałam dobrze, że Marc wyssie z niej ostatnie soki dobroci i przemieni w chodzące zombie, jakim byłam parę miesięcy po zakończeniu szkoły.
- Mieszkasz w Barcelonie? – zagaił Alexis do dziewczyny, która stała w objęciach Marc’a i posyłała nam szczere uśmiechy.
- W Walencji. Do Barcelony dojeżdżam na studia zaoczne. – odpowiedziała.
- A co studiujesz?
- Administrację. – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, odpowiedziałam tym samym. Byłam zdezorientowana zachowaniem Marc’a. Tak jakby chciał się ją przede mną pochwalić i robił wszystko bym czuła się zazdrosna. Widziałam w nim swoje zachowanie i zrobiło mi się momentalnie głupio. Zdałam sobie sprawę jak żałośnie to wyglądało, gdy umawiałam się z jego bratem.
Alexis pociągnął mnie za ramię do machających w naszym kierunku Thiago, Sergi’ego oraz Tello. Z uśmiechem podeszłam do nich i wysłuchałam litanii życzeń, które do mnie od razu skierowali.
- …i jeszcze raz pieniędzy. – dodał Sergi po raz setny, wyrywając się przed kolegów, którzy po kolei życzyli mi miłości.
- Dziękuję kochani. – wycałowałam każdego z osobna i oddałam się serii uścisków. Wykorzystał okazję również Pedro, który przy okazji złożył mi życzenia i z charakterystycznym dla siebie uśmiechem mocno mnie uścisnął.
Po chwili w kącie obszernego salonu dostrzegłam Lukę oraz Matildę, którzy zajmowali się rozrabiającą Lily.
- Cześć! – podeszłam do nich z szerokim uśmiechem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę widząc Cię w tak dobrym nastroju. – zaśmiał się brat i wziął mnie w ramiona. – Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko.
- Dziękuję, Luka. I Wy wiedzieliście o tej całej imprezie? – dziewczyna brata kiwnęła głową z przepraszającym uśmiechem. – Dziękuję, że przyszliście.
- Nie dziękuj. – blondynka machnęła ręką i mocno mnie uścisnęła. – Wszystkiego najlepszego!
- 100 lat, ciociu! – krzyknęła Lily i rzuciła mi się w ramiona. Wyściskałam blondynkę, która wydała z siebie jęki niezadowolenia. Bratanica skoczyła na ręce swojego taty i spojrzała na wszystkich gości z góry. – Nie znam tu nikogo. – zauważyła błyskotliwie.
- Mnie znasz. – puściłam jej oczko. Usłyszałam za swoimi plecami, że Thiago zamierza pokroić tort, na co od razu się zgodziłam. Zlustrowałam szybko salon i ludzi w nim przebywających. Większość piłkarzy, którzy przyszli z partnerkami lub całkowicie mi obcy ludzie. Nie miałam zielonego pojęcia skąd ich wytrzasnął Alexis czy też Marc, ale nie chciałam się ich wypytywać w trakcie imprezy.

Po dwudziestej trzeciej podeszła do mnie Matilde oraz mój brat, który niósł na rękach swoją córkę. Przeprosili mnie, że muszą już lecieć, ale Lily zasypiała na stojąco. Zaproponowałam, by położyli małą w moim mieszkaniu i wrócili, ale odmówili. Luka miał pobudkę wcześnie rano związaną ze ślubną sesją zdjęciową nad morzem, a Matilde miała już umówione spotkanie w kancelarii ojca z jakimś przedsiębiorcą chcącym zainwestować w firmę. Dodatkowo brat zaoferował mi dzień wolnego, co przyjęłam z wielkim entuzjazmem. Mogłam wreszcie odespać, na co nie miałam czasu przez ostatnie burzliwe tygodnie. Nie mogłam ich przecież zatrzymać na siłę, więc pożegnałam się z trójką i odprowadziłam do drzwi.
Wróciłam po chwili do roztańczonego Pedro, który porwał mnie momentalnie na parkiet. Obrócił mnie parę razy, po czym wylądowałam w ramionach Busquets’a. Bawiło mi się z nim naprawdę świetnie, ponieważ w ogóle się nie krępował i tańczył zawodowo. Kiedy odbił mnie Marc poczułam się momentalnie skrępowana i moje ruchy nie były już tak swobodne. Zwolniłam co nieco, ale nie robiłam tragedii i tańczyłam z chłopakiem, jak z każdym innym. Obchodził się ze mną bardzo delikatnie i nawet kiedy trzymał moją dłoń, miałam wrażenie, że zaraz ją puści. Nie wiem czy to przez obecność Any, czy po prostu nie miał ochoty na taniec ze mną i został do niego zmuszony przez Busquets’a. Nie chciałam zajmować się niepotrzebną analizą. Odetchnęłam z ulgą, kiedy wylądowałam w ramionach roześmianego Alexis’a.
Koło północy towarzystwo nieco się przerzedziło. Nie miałam nic przeciwko, ponieważ sama najchętniej udałabym się do swojego mieszkania, ale najnormalniej w świecie mi nie wypadało. Trochę zaszalałam z alkoholem, który lał się strumieniami. W pewnym momencie siedziałam wokół stołu w salonie, między piłkarzami, którzy pili kolejną kolejkę pod rząd. Należałam do osób, którzy mają dosyć mocną głowę i dotrzymywałam ich tempa. Poczułam się radośnie, kiedy Alexis wpadł pod stół, a Busi zaczął po raz setny opowiadać tę samą historię.
- Coś mnie minęło? – dołączył do nas Marc, który usiadł naprzeciwko mnie za stołem i wypił karniaka od Pedro.
- Jak widać… nic szczególnego Cię nie minęło. – odpowiedziałam beznamiętnie kołysząc szklanką z rozpuszczającą się w środku kostką lodu.
- Nie było mnie pół godziny, a oni już tak się zalali? – zaśmiał się i rozejrzał na kolegów, którzy wyglądali dosyć mizernie. Nie czułam się zbyt dobrze, ale nie chciałam tego po sobie pokazywać. Było mi niedobrze i kręciło się w głowie, ale nie wylądowałam na podłodze jak Sanchez, więc miałam wrażenie, że nie jest ze mną aż tak źle. – Dzwonię po taksówki, a resztę rozgonię. – zaoferował się od razu. Wzruszyłam ramionami nie odwracając wzroku od szklanki.
Parę minut po drugiej wyszli prawie wszyscy. Ci najbardziej pijani zostali przetransportowani przez Marc’a do taksówek, które podjechały ciągiem pod nasz blok. Oparłam głowę o stół i próbowałam dojść do siebie. Nim się spostrzegłam zostałam podniesiona do góry i przerzucona przez ramię. Poczułam niesamowicie intensywne perfumy, które należały tylko do jednej znanej mi osoby. Marc wyniósł mnie z mieszkania Alexis’a i wszedł ze mną do windy. Wcisnął numer 14 i spokojnie czekał, aż drzwi się otworzą. Kręciło mi się w głowie i czułam ilość alkoholu, który pochłonęłam. Miałam wyrzuty sumienia, że tyle wypiłam, ale w końcu były to moje urodziny i miałam ochotę zaszaleć.
- Masz klucz do drzwi? – usłyszałam głos Marc’a, który miałam wrażenie, że wierci mi dziurę w mózgu.
- Nie wiem… - jęknęłam. Moja odpowiedź chyba zbulwersowała chłopaka, ponieważ zrzucił mnie brutalnie ze swojego ramienia i oparł całe moje ciało o ścianę. Trzymał mnie za ramiona, bo istniało prawdopodobieństwo, że zsunęłabym się na podłogę. – Ej! – pisnęłam czując jego dłonie, które przeszukiwały moje kieszenie.
- Gdzie masz klucz? Pytam poważnie. – złapał mnie za twarz i zmusił do spojrzenia w jego przenikliwy wzrok. Odpowiedziałam głośnym śmiechem, co wyraźnie mu się nie spodobało. – Nie wygłupiaj się, tylko mów. – przybliżył się do mnie i próbował zmusić do koncentracji.
- No co? – miałam znakomity humor, pomimo mdłości i zawrotów głowy. Marc kontynuował przeszukiwanie moich kieszeń. Wreszcie znalazł klucz, którym otworzył drzwi do mojego mieszkania i wniósł mnie do środka.
Po raz pierwszy był w moim mieszkaniu, ale bez problemu odnalazł sypialnię i położył mnie w łóżku. Kiedy nachylał się nade mną i próbował zdjąć moją sportową bluzę, złapałam go za koszulę.
- Zostań. – nie poznawałam siebie. Byłam zaskoczona, ale alkohol całkowicie zawrócił mi w głowie. Marc był wyraźnie zdezorientowany, ale usiadł na skraju łóżka.
- Dawno nie widziałem Ciebie nawalonej jak messerschmitt. – zaśmiał się. – Ale przyznam się, że tęskniłem za tym. – oparł swoje ramię o szafkę nocną i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Aj tam. – machnęłam ręką.
- Mówię serio. – jego głos strasznie mnie usypiał, ale usiłowałam wysłuchać do końca jego wywodów. – Chciałbym zacząć z Tobą wszystko na nowo. Nie chcę, żebyś miała do mnie żal o przeszłość, bo naprawdę zależy mi na Tobie. Jesteś dobrym człowiekiem i chcę móc przebywać w Twoim otoczeniu. Nie chcę, żebyś uciekała na mój widok, czy odwracała wzrok.
- Uhm… - przymknęłam powieki.
- To dla mnie ważne. – dotknął mojego policzka, bym otworzyła oczy. – Bella, nigdy Cię nie zdradziłem. Nie wiem czemu tak myślałaś, ale nadszedł chyba odpowiedni czas, by sobie wszystko wyjaśnić. Byłem gówniarzem i zachowywałem się jak dzieciak. Dorosłem i wiem, że teraz nie zachowałbym się tak jak kiedyś. Nie zmarnowałbym okazji, by być z Tobą.
Słyszałam jego głos jak przez mgłę. Docierały do mnie pojedyncze słowa, które niby składały się w całość, ale nie miały dla mnie żadnego sensu. Chciałam, żeby dał mi spokój i pozwolił mi zasnąć.
- Skoro mam być szczery to powiem też, że nie podobało mi się jak zagrałaś moim bratem. Rozmawiałem z nim i wiem, że nie ma Ci tego za złe, ale chyba sama powinnaś z nim o tym pogadać… Chciałaś wywołać u mnie zazdrość? – zawiesił na chwilę głos. – Przecież doskonale wiesz, że każdy chłopak, który kręci się wokół Ciebie od razu wywołuje u mnie zazdrość. Wcale nie musisz się o to starać.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa. Byłam, aż tak bardzo przewidywalna? Chciałam tylko zemsty, a wszystko odwróciło się przeciwko mnie. Nie byłam zbyt dobrą intrygantką.
- Śpij dobrze. – nachylił się nad szafką, by zgasić zapaloną obok lampkę, ale złapałam go za rękę, kiedy próbował wstać z łóżka.
- Miałeś zostać. – szepnęłam cicho. Nie dostrzegłam jego wyrazu twarzy. Światło zgasło, a ja momentalnie zasnęłam.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ 

Hej! Ależ ja Was bombarduję ostatnio tymi nowymi rozdziałami. Sama nie wiem skąd mi się biorą te głupie pomysły, ale ostatnio nie mogę narzekać na brak weny. Może to za sprawą niekończących się kolokwium i pierwszymi egzaminami oraz tym, że robię wszystko żeby się tylko nie uczyć. Niedługo matura, więc wszystkim tym którzy ją mają życzę wytrwałości i cierpliwości. Zobaczycie jak ona szybko zleci! Dobrze wiem co mówię :-) Później maturę będziecie mieć co pół roku jak ja. Pozdrawiam :*
PS: chciałabym zaktualizować zakładkę linki z Waszymi blogami. Jeżeli ktoś chciałby być informowany o nowościach u mnie, niech pisze, a ja z chęcią będę podsyłać linka gdy tylko coś u mnie się pojawi :-)

19.04.2014

Chapter 12


Wzięłam kilka głębszych wdechów nim zapukałam do drzwi. Moje serce łomotało jak oszalałe, bojąc się co przyniesie rozmowa z Marc’iem. Byłam roztrzęsiona, ale musiałam z nim porozmawiać, bo świadomość, że sprawa wymyka się spod mojej kontroli, była nie do wytrzymania.
- Wejdź. – usłyszałam zachrypnięty głos piłkarza, który gestem ręki zaprosił mnie do środka. Zamknął za mną drzwi i podążył tuż za mną do małego salonu, który oddzielony był od reszty apartamentu dwoma schodkami.
- Musimy wyjaśnić sobie pewne sprawy. – usiadłam na kanapie i zwróciłam wzrok na swoje buty. Nie chciałam zatapiać się w jego spojrzeniu, ponieważ prawdopodobnie nie mogłabym złapać oddechu. Działał na mnie jak najlepszy narkotyk i czułam niedosyt po każdym naszym spotkaniu. Zaczynałam łapać się na tym, że myślę o nim coraz częściej.
- Też tak myślę. – usiadł naprzeciwko mnie w fotelu, którym się obracał i doprowadzał mnie tym samym do szału. – Nie możesz spotykać się z moim bratem.
- Nie mogę? – powtórzyłam po nim i zaśmiałam się głośno. – Kim jesteś, żeby mi cokolwiek zabraniać?
- A kim chciałabyś, żebym był? – wbił we mnie swój władczy wzrok. Nachylił się nad szklanym stolikiem, by być bliżej mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Powiedz tylko słowo, a rzucę się na Ciebie i będziemy się kochać tu, teraz, zaraz.
- Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam, ale widząc, że nie zmienia kierunku swojego wzroku i mimiki twarzy, poczułam jak się rumienię. – Wypraszam sobie takie teksty.
- Kiedy uwielbiałaś jak byłem zboczony i mówiłem wprost czego chcę.
- Zmieniłam się. Wydaje mi się, że Ty również.
- Nie na tyle, by nie pragnąć Twojego ciała.
- O tym chciałeś ze mną mówić? Jeżeli tak, to nic tu po mnie. – zerwałam się z miejsca, ale momentalnie poczułam uścisk dłoni Marc’a na swoich ramionach. Posadził mnie z powrotem na kanapie i kucnął przede mną, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. Czułam się rozdarta pomiędzy nienawiścią, a fascynacją. To zaczynało robić się niebezpieczne.
- Czemu mi to robisz? – rozchylił moje kolana i podniósł się, by być jeszcze bliżej mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry, po chwili milimetry. Czułam jak moje serce zaczyna na nowo łomotać, a powietrze nagle stało się zbyt twarde do przetrawienia. – Umawiasz się z moim bratem, by wywołać u mnie zazdrość? Nie sądzisz, że to dziecinada? – dotknął nosem moich ust przez co przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
- Przestań. – próbowałam odepchnąć go ostatnimi siłami, ale nie wskórałam niczego. Przybliżył się jeszcze bliżej, choć miałam wrażenie, że nie jest to fizycznie możliwe.
- Powiedz, że tego nie chcesz… - zbliżył swoje usta do moich. - …a przestanę.
W odpowiedzi usłyszał jedynie mój głośny oddech, ponieważ język odmówił mi posłuszeństwa. Chciałam krzyknąć, żeby przestał i uciec, ale moje ciało miało inne plany. Marc skutecznie udowodnił, że mój język jest na tyle sprawny, by odpowiadać jego pocałunkom. Robił to tak zachłannie, że już po chwili oparta byłam całym ciężarem o oparcie kanapy, a on leżał na mnie całym swoim ciałem. Pocałunek przeciągał się w czasie, ale wcale nie miałam przeciw temu jakichkolwiek wątpliwości. Tęskniłam za jego ustami i za sposobem w jaki pieści moje ciało.
Całkowicie się mu poddałam. Nie miałam nawet najmniejszej siły, by go od siebie odepchnąć. Przeciwnie, przyciągałam go do siebie i odpowiadałam na pocałunki.
- Zróbmy to. – szepnął mi wprost do ucha. Poczułam napływ siły, która odepchnęła go ode mnie. Złapałam łapczywie powietrze i zapięłam pospiesznie guziki, które w między czasie chłopak zdążył rozpiąć. Marc chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Usiadł na stoliku i wbił we mnie swój wzrok.
- Muszę już iść. – podniosłam się z miejsca. Złapałam swój telefon, który upadł mi na podłogę i udałam się szybkim krokiem do wyjścia. Marc próbował za mną pobiec, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Jak to możliwe, że chciałam zacząć swoje życie na nowo, przekreślić przeszłość, a wylądowałam w ramionach człowieka przez którego nie mogłam otrząsnąć się miesiącami?
Wbiegłam do swojego pokoju szybciej niż się tego spodziewał mój brat, który chciał coś do mnie powiedzieć, ale widząc mój stan, dał sobie spokój. Weszłam z marszu pod prysznic i odkręciłam zimną wodę. Musiałam doprowadzić się do porządku, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że prędko nie zasnę.
Położyłam się w łóżku z zamiarem szybkiego zaśnięcia. Leżałam do trzeciej nad ranem, przewracając się z boku na bok. Ciągle miałam w głowie pocałunek, który zaprzątał cały mój umysł.

Obudziłam się po dziewiątej. Miałam wolny poranek, ponieważ brat pojechał z chłopcami na konferencję prasową. Dołączyłam do Sergi’ego w restauracji na parterze i razem w ciszy jedliśmy śniadanie. Mieliśmy całe popołudnie dla siebie, więc odetchnęłam z ulgą, że mogę odespać prawie nieprzespaną noc. Mój czas umiejętnie rozplanował niestety Alexis, który zażyczył sobie mini sesji plenerowej na swoją nową stronę internetową. Mieliśmy przechadzać się uliczkami Pekinu, a on miał popisywać się umiejętnościami piłkarskimi. Przewidziałam, że nalot fanów uniemożliwi nam jakąkolwiek pracę i wcale się nie myliłam.
- No, ale zrób mi jakieś fajne zdjęcie. – naburmuszona mina Alexis’a wywołała u mnie napad śmiechu. Nie mogłam się uspokoić przez długi czas, co doprowadzało piłkarza do jeszcze większej złości. Chłopak podrygiwał z piłką wśród przechodniów jednej z ulic w centrum. Dawał radę, choć natłok ludzi był przytłaczający. Wszyscy zerkali na nas z niedowierzaniem lub nawet z wyraźną ciekawością. Niektórzy podbiegali, praktycznie pod moje nogi, co uniemożliwiało mi robienie zdjęć.
Personel hotelu nie był zbyt zadowolony widząc pobojowisko w moim pokoju. Po stokroć przepraszałam i zwalałam winę na kogo tylko się dało, ale i tak widać było, że pokojówka ma już serdecznie dość wizyty klubu. Co chwilę trzeba było biegać z mopem, szufelką, czy zapasowymi kluczami do pokoju. Ja również miałam już dość. Byłam zmęczona ciągłą pracą i przedłużającymi się sesjami. Tęskniłam za domem.
Przez kolejne dni unikałam Marc’a jak ognia. Nawet nie spoglądałam w jego kierunku, bo wiedziałam dobrze, że w przeciwnym wypadku mogłoby się to skończyć źle. Oczywiście źle dla mnie. Sumiennie wypełniałam każde polecone mi zadanie, a czas wolny spędzałam w towarzystwie brata. Jako jedyny nie wywoływał u mnie białej gorączki i potrafił uspokoić po przekomarzaniu się ze zbulwersowanym Alexi’em, który chciał poprawić w photoshopie zdjęcia mojego autorstwa. Osobiście. Chyba każdy inny fotograf zareagowałby podobnie. Sklęłam go od najgorszych i trzasnęłam drzwiami tuż przed samym chilijskim nosem.
Moja walizka pod koniec tournee wyglądała jakby poniewierało ją stano dzikich słoni. Wrzucałam wszystko jak szło, nie układałam, po prostu opróżniłam szafę najszybciej jak się da. Pożegnalna konferencja prasowa wreszcie wywołała na mojej twarzy szeroki uśmiech. Tak strasznie się cieszyłam, że wracam do domu. Mogłabym nawet przysiąc, że przeszła mi przez głowę myśl, że mogłabym się zbratać z Marc’iem. Ale to był jedynie impuls, który szybko zagłuszyłam. Jemu zależało tylko na jednym, a ja chciałam sobie go raz na zawsze wybić z głowy. Dystans był zalecany.
Jego przeszywający wzrok powoli zaczynał nie mieć dla mnie już tak wielkiego znaczenia. Kolana jednak w dalszym stopniu odmawiały mi posłuszeństwa, kiedy dostrzegałam wśród innych piłkarzy, jego sylwetkę. Byłoby o wiele prościej, gdybym nie była skazana na jego obecność.
Lot do Barcelony trwał o wiele za długo. Chłopcy całkowicie poszli w tango i rozhulali cały samolot. Nawet mój powściągliwy brat zaczął z nimi śpiewać stare pijackie przyśpiewki, a ja zostałam porwana do tańca przez Thiago, który kręcił bioderkami niczym Shakira. Nad ranem padliśmy jak muchy, by obudzić się nad przepiękną panoramą budzącej się do życia Barcelony.
Co tam, że przywitał nas przeokropny deszcz. Zbiegłam schodami przed chłopakami i robiłam zdjęcia ich uśmiechniętym twarzyczką. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego tryskam optymizmem z samego rana. Postanowiłam zostawić w Pekinie starą siebie. Analizującą wszystko przesadnie i rozpływającą się niczym lody na upale, nad pewną parą oczu. To wszystko było za mną.
Marc wiele razy próbował do mnie zagadać. Widziałam jak niepewnie się zbliża w moim kierunku, by ostentacyjnie zawrócić i udać, że nic się nie stało. Ostatnia konfrontacja z nim nie przyniosła żadnego pożytku, a raczej tylko i wyłącznie szkody.
Przez długi czas naprawdę mi się wydawało, że daliśmy sobie spokój.
*
Obudził mnie przeraźliwy dzwonek komórki, która próbowała dobudzić mnie od paru minut z marnym skutkiem. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na wskazówki, które pokazywały dokładnie 7:06. Pięknie, byłam spóźniona na sesję plenerową.
Zeskoczyłam szybko z łóżka i pędem pobiegłam do łazienki. Mieszkanie, które wynajęłam niedługo po powrocie z Pekinu, było moim azylem. Urządziłem je tak jak chciałam, w ciepłych, ale nie kiczowatych kolorach. Zdjęcia w dużych formatach wypełniały puste ściany, a półki nie wypełniały setki niepotrzebnych rzeczy, co doprowadzało mnie do szału w domu mojego brata. Razem z Matilde stworzyli u siebie mały skansen, a to naprawdę było jak dla mnie zbyt wiele. Dlatego u siebie postawiłam na prostotę. Kuchnia trochę nieumeblowana, ponieważ nie odnajdywałam się w roli pani domu. Miałam co prawdę parę gadżetów, które kupili mi rodzice, ale ani razu ich nie użyłam. W szafkach znajdowały się kieliszki do wina, z których popijaliśmy z Leo co jakiś czas, korkociąg i wałek do ciasta od mamy. Ta ostatnia rzecz przydałaby mi się chyba tylko i wyłącznie do użycia na czyjejś głowie (czyt. Alexis, Sergi bądź Thiago, którzy odwiedzali mnie namiętnie przy każdej możliwej okazji). Wszystko za sprawką tego, że Chilijczyk mieszkał dokładnie pięć pięter nade mną i często przez zupełną pomyłkę zamiast dziewiętnastki, wciskał czternastkę.
- Muszę tylko dokończyć ten poziom. – odpowiedział Alexis, na pytanie o której zamierza opuścić moje mieszkanie. Czuł się na tyle swobodnie, że przytarmosił play-station, w które nałogowo grał na moim telewizorze.
Spojrzałam błagalnym wzrokiem w niebiosa, ale widząc, że nikt nie przyszedł mi z pomocą z burzą z piorunami i gradobiciem, zaszyłam się w sypialni. Miałam trochę do roboty z obróbką zdjęć, a Alexis w zasadzie mi w niczym nie przeszkadzał. Co prawda częściej wyjadał moją lodówkę, niż cokolwiek przynosił, ale i tak cieszyłam się, że miałam z kim zamienić parę zdań. Kiedy mieszkałam u brata, chciałam jak najszybciej się od niego wynieść i żyć w swoich własnych czterech kątach. Z biegiem czasu zaczynałam zauważać, że było mi tam całkiem dobrze. Bawiłam się z Lilly, plotkowałam z Matilde, a czasami sprzeczałam z Luką. U siebie mogłam co najwyżej nakrzyczeć na Alexis’a, ale wciąż to nie było to samo.
- A nie chcesz ze mną zagrać? – usłyszałam głos piłkarza z salonu. – Przyda mi się ktoś komu nakopię… ale oczywiście z Twoją wielką wolą walki.
- Z tego co mi wiadomo, to Ty potrafisz strzelać gole tylko na play-station. – zaśmiałam się wyłaniając zza drzwi. Alexis posłał mi zbulwersowane spojrzenie i niczym mała księżniczka skrzyżował ręce. Przejęłam wolny joystick i od razu wciągnęłam się w grę. Co prawda z początku nie szło mi najlepiej, ale za to w faulowaniu byłam mistrzem świata. Kilka razy udało mi się przechytrzyć piłkarza, ale w rezultacie i tak przegrałam. Oczywiście przyznałam, że dałam mu fory, ale dobrze wiedziałam, że nie miałam z nim żadnych szans. Grał nałogowo i przegrana była mi przesądzona od samego początku.
- Nie chciałabyś skoczyć do mnie na chwilę? Mam nową grę na PS. – uśmiechnął się szeroko wyłączając mój telewizor.
- Nie, nie. Jestem zmęczona, mam jeszcze sporo pracy, a jutro siedzę sama w La Tortura. Może innym razem? – pomogłam mu posprzątać joysticki z podłogi i spojrzałam na jego zawiedzioną minę. – No co jest?
- Pięć minut Cię zbawi? No nie daj się prosić.
- Alexis, jestem zapracowaną osobą. Chyba nie muszę Cię o tym przekonywać ja bardzo. – założyłam ręce na piesiach.
- No nie bądź małpa, tylko chodź. Gwarantuję Ci, że nie pożałujesz. – pociągnął mnie za rękę do wyjścia. Miałam wrażenie, że coś kombinuje, bo podśmiewał się pod nosem jak mała dziewczynka, ale nie puścił pary z ust.
Kiedy jednak przekroczyłam próg mieszkania Chilijczyka zdałam sobie sprawę z biegu wydarzeń. Słysząc jak masa ludzi zaczyna śpiewać „sto lat” wiedziałam dobrze, że to wszystko sprawka mojego sąsiada. Tylko skąd wiedział o moich urodzinach?
Wtem z tortem i kilkoma zapalonymi świeczkami powbijanymi do środka, pojawił się Marc.

***************************************
Witajcie! Chciałabym złożyć Wam życzenia świąteczne! Sama nie wiem jak ten czas szybko leci, bo jeszcze niedawno był Sylwester, a tu już Wielkanoc :-) Dużo miłości, radości i pysznego jedzenia. Spędźcie ten czas z bliskimi i z uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam :-)

13.04.2014

Chapter 11


3 lata wcześniej
Obudziły mnie jaskrawe promienie słońca, które wpadały przez szparę między zasłonami. Przetarłam zaspane oczy, choć w dalszym stopniu marzyłam o tym, żeby spać dalej. Ale ileż można? Ostatni dzień szkoły miał być dla mnie wybawieniem od doczesnych udręk związanych z nauką i wczesnym wstawaniem. Miałam przed sobą perspektywę czterech miesięcy wakacji, które miałam spędzić z Nim.
Chciałam, żeby wszystko było idealne. Nie byłam dziewczyną o anielskim podejściu do otaczającego mnie świata. Raczej określały mnie cechy zupełnie temu przeciwne. Nikomu się nie narzucałam, nie biegałam za chłopakami, nawet nie chodziłam na imprezy. Byłam odizolowana od swoich rówieśników, do czasów gdy zaczęłam spotykać się z Marc’iem. Był inny niż wszyscy znani mi chłopcy z liceum. Miał o sobie wielkie mniemanie, buntował się praktycznie wszystkim zasadom i właśnie dlatego miałam do niego taką słabość. Zakręcił mnie wokół swojego palca i miał praktycznie na każde zawołanie. Co się stało, że dziewczyna, która miała olewczy stosunek do wszystkiego i wszystkich, zakochała się jak nigdy dotąd wcześniej?
- Isabell, ile razy mam Ci powtarzać, że śniadanie czeka na stole. Ja zaraz wychodzę. Spotkamy się na kolacji. – krzyknęła mama pod drzwiami do mojego pokoju. Chciałam się wreszcie wyprowadzić i żyć na własną rękę. Jedynym rozwiązaniem był mój brat, który wynajmował mieszkanie w centrum Barcelony ze swoją dziewczyną Matilde i malutką córeczką, Lilly. Musiałam od czegoś zacząć, a pomieszkiwanie kątem u brata, było chyba najlepszą opcją.
Założyłam czarną sukienkę, która miała podkreślić nastrój w którym byłam i zrobiłam makijaż. Ostatni dzień szkoły miał być moim pierwszym dniem wolności. Marc już od jakiegoś czasu mieszkał w Barcelonie i dojeżdżał na lekcje do naszego małego miasteczka. Grał praktycznie cały czas, więc miałam spore trudności by spędzić z nim choć chwilę po szkole. Miał coraz częstsze wymówki, mecze, wyjazdy. Wierzyłam mu, ponieważ doskonale wiedziałam, że starał się z całych sił, by wejść do pierwszego składu i porzucić młodzieżówkę.
Nie podejrzewałam niczego, a raczej nie chciałam podejrzewać. W sumie było mi to na rękę, bo nie lubiłam się kłócić. Nie z Nim. Przecież był idealny i cały mój. Czego mi było więcej potrzebne do szczęścia?
- Witaj, Bella. – poczułam dłoń na swoim biodrze i ciepłe usta na policzku. Uśmiechnęłam się i odwróciłam, całkowicie tonąc w pocałunku. Weszliśmy do klasy osobno, żeby nasz związek nie był szeroko komentowany przez resztę klasy i zajęliśmy ostatnią ławkę. Nauczycielka zaczęła swoje wywody na temat naszej przyszłości, ale ja pochłonięta byłam zupełnie czymś innym. Ręka Marc’a błądziła po moim udzie, doprowadzając mnie do szaleństwa. Ukrywaliśmy się, ponieważ On tego chciał. Nie mógł pozwolić sobie na nic poważnego, ponieważ trener sobie tego nie życzył wśród swoich podopiecznych, dlatego też byliśmy zdani na potajemne spotykania. Dlaczego miałam mu nie wierzyć? Przecież go kochałam i zgodziłabym się na wszystko.
Moja naiwność skończyła się na zabawie po zakończeniu szkoły. Impreza odbyła się w domu największego imprezowego chłopaka, Juan’a. Założyłam swoją najlepszą sukienkę i zrobiłam się na bóstwo. Podjechałam samochodem i zaparkowałam go na ulicy. Muzyka roznosiła się po całej okolicy i miałam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, aż zawita policja. Weszłam do środka i wzorkiem odszukałam Marc’a. Stał w towarzystwie swoich najlepszych kumpli. Śmiali się gadali i wygłupiali. Nie chciałam im przerywać, ale widząc łaszącą się do niego, nieznajomą mi dziewczynę, nie wytrzymałam. Chciałam z nim poważnie porozmawiać o naszej przyszłości. Oczekiwałam od niego jakiejkolwiek deklaracji.
- Musimy porozmawiać. – stanęłam między nim, a panienką, co wywołało popłoch wśród jego znajomych.
- Później. – próbował mnie zbyć, ale szarpnęłam go za rękę, dając do zrozumienia, że to naprawdę pilne.
- Ej, ej. – krzyknął za mną, kiedy wyszliśmy przed dom. – Tylko nie mów, że jesteś w ciąży. – próbował zażartować, ale moja mina pokazywała zupełnie coś innego.
- Nie, nie jestem. – chłopak usiadł na schodach i spojrzał na mnie wyczekująco. – Musimy pogadać.
- To już wiem, ale nie wiem o czym. – spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.
- Chcę wiedzieć na czym stoję.
- Nie rozumiem. – schował telefon do kieszeni i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Spotykamy się prawie rok. Jeszcze ani razu nie byliśmy na randce. Nie pokazujemy się w publicznych miejscach, unikamy na korytarzu szkolnym. Czy według Ciebie tak wygląda związek? – spojrzałam na niego wyczekująco. Miałam nadzieję, że zaprzeczy i powie coś co poprawi mi humor. W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech. Łzy popłynęły mi po policzkach, bo przeczuwałam co może się wydarzyć.
- Przecież to było pewne, że to… - wskazał na nas. - … nie ma przyszłości. Ja i tak wyprowadzam się na stałe do Barcelony, a Ty pewnie zostaniesz tutaj. Od nowego sezonu przechodzę do nowego składu i nie mam czasu na randkowanie. – zaśmiał się. Widząc jak jakieś dziewczyny wychodzą z domu i uśmiechają się do niego zalotnie, dodał: – Przecież nam chodziło tylko i wyłącznie o seks. O nic więcej.
To było zdecydowanie więcej niż chciałam usłyszeć. Łzy ciekły mi po policzkach i nie mogłam przez dłuższy czas dojść do siebie. Siedziałam w samochodzie na ulicy i obserwowałam dom, w którym bawili się moi rówieśnicy. Chciałam zamknąć się w jakimś ciemnym kącie i płakać w samotności. Poczułam jak serce łamie mi się na miliony kawałeczków. Byłam zdecydowanie bardziej zaangażowana w związek z Marc’iem niż on sam. To musiało się tak skończyć. Z jednym złamanym sercem.

Wyszłam na balkon, by zapalić papierosa. Eric siedział w moim pokoju i przeglądał na laptopie zdjęcia, które robiłam chłopakom na treningu. Wyjęłam zapalniczkę i przez chwilę bawiłam się papierosem, którego trzymałam w palcach. Odwróciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam w oknie hotelowym znajomą mi postać. Marc przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Choć odgradzało nas kila balkonów, to miałam wrażenie, że stoi tuż przy mnie. Popijał whisky i ze stoickim spokojem przyglądał się mojej osobie. Musiałam to wykorzystać.
*
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Wszystko obracało się przeciwko mnie i sam już nie wiedziałem czy świat robi mi na złość, czy mści się na mnie za moje zachowanie. Nie należałem do najgrzeczniejszych chłopaków, ale nikomu nie wyrządziłem krzywdy. Byłem młody, chciałem się bawić. Czy to wiele?
Pojawiła się na balkonie niczym nocna zjawa. Miała na sobie jasną sukienkę, która falowała na wietrze i uwydatniała jej długie nogi. Oparła się o barierkę i odpaliła papierosa. Nienawidziłem jej nałogu. Wiele razy próbowałem ją zmusić do rzucenia używki, ale za każdym razem przegrywałem walkę. Zaciągnęła się parę razy i spojrzała w moją stronę. Byłem pewny, że ucieknie czym prędzej, ale tuż po chwili obok niej pojawił się mój brat. Brunetka odwróciła się do niego przodem i wpiła swoje usta w niego. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Eric złapał dziewczynę w pasie i przyciągnął mocniej do siebie, ona natomiast zarzuciła ręce na jego ramiona. Nie chciałem tego oglądać. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, że całuje innego. Że całuje mojego rodzonego brata! Jakby zapomniała jak wiele nas łączyło i wciąż łączy.
Uwielbiłem się z nią droczyć. Dawało mi to niesamowitą satysfakcję, a jej naburmuszona mina, poprawia mi humor. To cud, że jeszcze nie wskoczyła na mnie z pięściami i nie przyłożyła, ponieważ wiele razy balansowałem na krawędzi. Zawsze marszczyła nos i posyłała mi złowieszcze spojrzenia. Kiedyś godziliśmy się w zupełnie inny sposób. Teraz nie mamy nawet okazji, by dokończyć kłótnię. Bella wybiega, trzaska drzwiami i mówi jaki to jestem podły. Wciąż działa na mnie tak samo jak trzy lata temu. W ogóle się nie zmieniła, jakby czas stanął w miejscu. Tylko staliśmy się bardziej poukładani, nawet i punktualni oraz samodzielni.
Całowała go w sposób, jaki był zarezerwowany tylko dla mnie. Poczułem ucisk w klatce piersiowej oraz wielką złość. Na nią. Na brata. Na siebie.
Musiałem coś z tym zrobić.
*
Odsunęłam się o Eric’a i spojrzałam mu prosto w oczy. Byłam zła na siebie, bo nie czułam tego, co powinnam poczuć. Nie było motylków w brzuchu, nie było zawrotu głowy, setki myśli na sekundę. Pocałunek był techniczny i nawet w ułamku procenta nie był romantyczny. Może tylko z mojego punktu widzenia.
- To było… niesamowite. – wydusił z siebie zaskoczony chłopak.
- Rzeczywiście. – przytaknęłam od razu. Nie wiedziałam co mam dodać, więc wolałam milczeć, niż palnąć coś czego miałabym żałować. Odwróciłam głowę, w oknie pokoju nie ujrzałam znajomej postaci. Miałam satysfakcję, że osiągnęłam swój cel.
Wróciliśmy do mojego pokoju, nie odzywając się do siebie ani słowem. Włączyłam telewizor, w którym puszczona była jakaś smętna piosenka i usiadłam na łóżku. Eric stał w progu pomiędzy pokojem a balkonem i bacznie mi się przyglądał. Byłam trochę skrępowana, ale to w sumie ja rzuciłam mu się na szyję jak głupia. Musiałam ponieść konsekwencje swoich czynów. Chyba wypowiedziałam to w nieodpowiednim momencie.
Drzwi odtworzyły się i z hukiem uderzyły o ścianę. Do pokoju wpadł Marc. Rzucił się z rękoma na niczego nie spodziewającego się Eric’a. Skoczyłam na równe nogi.
- Zostaw go! – krzyknęłam próbując go odsunąć, ale nie miałam wystarczającej siły. Uderzył swojego brata prosto w nos, z którego momentalnie pociekła krew.
- Masz się od niej odczepić. Jasne? – krzyczał i przeklinał jednocześnie. Pobiegłam do śpiącego w drugim pokoju Luki. Zerwałam go z łóżka i błagałam o pomoc. Brat założył na nos okulary i szybko pobiegł do mojego pokoju. Był podobnej postury i wzrostu co do chłopaków, ale nie mógł sobie z nimi poradzić. Zawołałam Thiago i Alexis’sa, którzy przybyli na ratunek. Zrobił się naprawdę niezły harmider. Umazana krew na ścianie i pościeli, rozbita lampa oraz połamane ramki na zdjęcia.
Miałam ochotę zabić Marc’a. Jak on mógł tak po prostu wejść do mojego pokoju i rzucić się na własnego brata? Chciałam wzbudzić w nim zazdrość, ale nie spodziewałam się, że zareaguje aż tak impulsywnie. Miał poczuć ukłucie w sercu, a nie rzucać się z pięściami na brata. Zachował się jak gówniarz, chociaż ja nie byłam lepsza. Co mi strzeliło do głowy, by pocałować Eric’a? Czułam się podle.
- Z Tobą jeszcze nie skończyłem! – krzyknął w moją stronę Marc grożąc mi palcem. Thiago i Alexis wyprowadzili go z pokoju próbując trochę uspokoić.
Podbiegłam do Eric’a, którego z podłogi podnosił mój brat. Miał rozerwaną wargę, z której ciekła krew. Miałam już trochę doświadczenia z takimi urazami, więc od razu zabrałam się za pomoc. Zatamowałam krew i oczyściłam ranę.
- Jak ja mam mieć jutro zdjęcia z takim wyglądem? – krzyknął Eric wstając z łóżka. Zakleiłam mu jeszcze plaster i posadziłam z powrotem na miejscu. Nie chciałam, żeby chodził, bo stracił dużo krwi.
- Tak mi przykro, Eric. – położyłam dłonie na jego ramionach. – Porozmawiam z nim, żeby to się nigdy więcej nie powtórzyło.
- To nie ważne. – zrzucił moje dłonie i podniósł się z miejsca. – Coś jest na rzeczy, bo mój brat nigdy mnie nie uderzył. Jesteśmy braćmi, mieliśmy bójki, ale nigdy nie zrobił tego w tak oczywisty sposób. Wszedł, uderzył i wyszedł. Co to w ogóle ma znaczyć? Wiem, że się kiedyś spotykaliście, ale to stare dzieje…
- Porozmawiam z nim. Przepraszam Cię jeszcze raz. – próbowałam posłać mu uśmiech, ale byłam zbyt roztrzęsiona. Chciałam cofnąć czas, by nie dopuścić do czegoś takiego.
- To nie Twoja wina. Nie byłem zbyt delikatny mówiąc bratu, że umówiliśmy się i dziś znów Cię odwiedzam. Powinienem być ostrożniejszy, bo jak widać mój brat wciąż żywi wobec Ciebie jakieś uczucia.
- Nie sądzę. – burknęłam pod nosem.
- Jak to nie? A to...? – wskazał na swoją wargę i zaśmiał się pod nosem. – Myślę, że jest zazdrosny, co jest zrozumiałe, bo jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną.
- Przestań. – spuściłam wzrok. Nigdy nie przepadałam za tym, kiedy ktoś prawił mi komplementy. – Co z jutrzejszą sesją?
- Odpowiedni makijaż działa cuda. – posłał mi uśmiech. – Pewnie już nie zobaczymy się w Pekinie. Może spotkamy się kiedyś w Barcelonie?
- Jestem jak najbardziej za. – uścisnął mnie mocno i ucałował w policzek. – Przepraszam za to co się stało.
- Przestań mnie przepraszać! Przecież to nie była Twoja wina. – puścił mi oczko i udał się do wyjścia. Chciałam za nim krzyknąć, że się myli i że to wszystko moja wina. Gdyby nie moje zadufanie w sobie i chęć zemsty, nie doszłoby do tego, że rodzeni bracia pobili się w mojej sprawie. Chciałam cofnąć czas i nie podpisać umowy z klubem. Chciałam nie spotkać znowu Marc’a i nie zatonąć na nowo w jego spojrzeniu. Zbyt dużo było moich pragnień, więc musiałam zacząć patrzeć na świat w inny sposób. Musiałam zacząć zajmować się innymi i patrzeć na ich potrzeby, a nie tylko i wyłącznie na moje. Byłam zbyt wielką egoistką, którą stałam się trzy lata temu i wydawać by się mogło, że nie ma dla mnie nadziei. Moim nowym celem było odcięcie się od przeszłości grubą kreską i zaczęcie wszystkiego na nowo. Pierwszym krokiem miała stać się konfrontacja z człowiekiem przez którego zaczynałam tracić kontrolę nad samą sobą.



**********************************
Witam! Ależ jestem ostatnio zagoniona. No po prostu sama nie ogarniam swojego życia, a zaczyna się na prawdę wielki mętlik na uczelni. Już zaczęły mi się egzaminy, więc pewnie nadrobię zaległości w pisaniu, żeby robić wszystko by się nie uczyć :D Zapraszam do subskrypcji/członkowstwa (po prawej stronie w kolumnie), by na bloggerze dowiadywać się o nowości u mnie. Pozdrawiam wszystkich i do kolejnego rozdziału :*

8.04.2014

Chapter 10


Mogłabym przysiąc, że wszystko obracało się przeciwko mnie. Nawet to puste miejsce, które mogło zostać zajęte przez kogokolwiek w tym autobusie, akurat czekało na mnie. Jak to możliwe, że żaden z piłkarzy nie usiadł obok swojego  kumpla? Zaczynałam podejrzewać, że sam zainteresowany mieszał w tym palce i przeganiał każdego możliwego i potencjalnego sąsiada na piętnastominutową podróż.
- Witam, witam. – na sam początek powitana zostałam szerokim uśmiechem i gestem ręki, który miał zachęcić mnie do spoczęcia obok piłkarza. Rozejrzałam się czy, aby na pewno nie ma innego wolnego miejsca, ale zrezygnowana opadłam na miejsce przy Marc’u. – Wyspana?
- To chyba ja powinnam zapytać o to Ciebie. – fuknęłam i próbowałam założyć na uszy słuchawki, ale powstrzymał mnie przed tym piłkarz, który złapał mnie od razu za rękę. – No co?
- Nie bądź niemiła z samego rana.
- Widzę, że humor Cię dziś nie odstępuje na krok, a chyba powinieneś cierpieć po zderzeniu ze ścianą. – złapał mnie mocniej za rękę i przyciągnął do siebie.
- Ciii. Trener nie wie po co byłem u lekarza i tak ma zostać, jasne? – wbił we mnie swój przeszywający wzrok.
- No okej, ale czy Ty na serio myślisz, że nie zauważy tego plastra nad okiem?
- Miałem mały wypadek w łazience. Nie musi wiedzieć więcej. – uwolnił mnie ze swojego mocnego uścisku. Nadgarstki pokryły się czerwienią, przez co musiałam je rozmasować. Byłam na niego wściekła, bo wyobrażał sobie nie wiadomo co. Miałam się do niego szczerzyć i trzepotać rzęsami? Zbyt długo go znałam, by polecieć na takie bajery.
- Mam nadzieję, że trener odsunie Cię od gry i nie będę musiała Ci robić zdjęć przez najbliższy czas… czyli przez trwanie mojej umowy. – syknęłam przez zęby.
- Ah, tak? – odwrócił się do mnie i zaśmiał pod nosem. – Po tym co mi zrobiłaś w nocy, powinienem Cię podać do sądu za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Teraz powinnaś koło mnie skakać.
- Zwariowałeś? Mózg już Ci się całkowicie posypał po tym zderzeniu z murem?
- Uwielbiam to Twoje poczucie humoru, Bella. – zaśmiał się pod nosem.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Bella? – spojrzał na mnie znad okularów przeciwsłonecznych. – Wiem, że tylko ja Cię mogę tak nazywać.
- Nieprawda! – zaprzeczyłam od razu. – Mów mi Isabell, albo najlepiej panno Alonso.
- Wiesz, że gdyby nie Twoje dąsy to prawdopodobnie byłabyś już panią Bartra? – spojrzałam na niego zaskoczona i o mało co nie zakrztusiłam się swoją własną śliną. Zaczęłam kasłać i dusić się, na pomoc przybył mi siedzący dokładnie przed nami Sergi. – Zostaw ją! – warknął Marc i odepchnął go ode mnie. Sam zaczął delikatnie klepać mnie po plecach, przez co znów mogłam swobodnie oddychać.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho.
- Tak zareagowałaś na moje słowa? Nie mów, że Cię to zszokowało. – zaśmiał się wracając na swoje miejsce.
- A niby nie miało? To Ty chciałeś przelecieć każde możliwe stworzenie w naszym liceum i to było głównym powodem naszego zerwania.
- Nie prawda.
- Nie? Mam Ci przypomnieć listę dziewczyn z którymi mnie zdradziłeś?
- Nigdy Cię nie zdradziłem! – wrzasnął przez co piłkarze siedzący w naszej okolicy spojrzeli na nas badawczo, odrywając się od wcześniejszych zajęć. Nie chciałam robić przed nimi przedstawienia i założyłam na uszy słuchawki. Ignorowałam każdą dalszą próbę Marc’a w nawiązaniu ze mną kontaktu. Po kilku razach opadł bezsilnie na swój fotel i sam założył słuchawki wpatrując się w krajobraz za oknem. Wyglądaliśmy jak dwa naburmuszone dzieciaki, z założonymi rękoma. Przeglądałam zawartość swojej playlisty i wzdychałam pod nosem. Miałam same smutne piosenki, a chciałam się jakoś rozweselić. Marc wyprowadzał mnie z równowagi i nic nie wskazywało na to, by miał kiedykolwiek przestać.
- Nie spać, zwiedzać. – szturchnął mnie w bok i posłał szeroki uśmiech po kilku minutach spokoju.
- Bez takich. – odsunęłam się i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie bądź taka spięta. Uśmiechnij się wreszcie. – próbował wyrwać mi z rąk telefon, ale sprytnie odwróciłam się i jego dłoń wylądowała na moim kolanie.
- Ejjj! – syknęłam i zrzuciłam jego dłoń, w odpowiedzi otrzymałam szeroki uśmiech. Nie wiedziałam co mam z nim począć. Raz był bezczelny, raz zabawny, raz słodki. Miał wahania nastroju, niczym kobieta w ciąży. Początkowo chciałam go w sobie rozkochać, ale było to trudniejsze zadanie niż mi się wydawało. Nie wiedziałam jak go rozgryźć. Myślałam, że Eric coś wskóra, ale kiedy zobaczyłam młodszego z braci w takim stanie jaki zaserwował mi wczorajszego wieczoru, wszystkie moje działania straciły jakikolwiek sens.
Wyszłam z autokaru niczym goniona przez watahę wilków i odnalazłam brata, który rozmawiał z Sergi’m. Kiedy byłam w jego pobliżu od razu czułam się bezpieczniej i nie bezpośrednio nastawiona na narażenie ze strony Marc’a.
- A co Ty taka wystraszona, Izzie? – zwrócił na mnie uwagę brat, który przyjrzał mi się uważnie.
- Co? – wyrwał mnie z zamyślenia. – Wydaje Ci się.
- Poprztykała się z Marc’iem, ot co. – zaśmiał się głośno Sergi, za co szturchnęłam go w ramię, by dał sobie spokój z plotkowaniem. Wiedziałam dobrze, że moja wymiana zdań z piłkarzem nie obędzie się bez szeroko komentowanego głosu bab z drużyny, ale musiałam z tym jakoś żyć. Chciałam zająć się pracą i tylko o niej właśnie myślałam. A raczej starałam się.
Kochałam współpracować z moim bratem, ponieważ rozumieliśmy się bez zbędnych słów. Wystarczyło jedno spojrzenie, gest ręką, a oboje wiedzieliśmy co poprawić, co ulepszyć. Byliśmy zdecydowanie profesjonalistami, a po tym jak zaczęliśmy współpracę z klubem, taktowaliśmy nasz zawód jeszcze poważniej niż do tej pory. Nigdy bym nie pomyślała, że mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, będę współpracować z jednym z najlepszych klubów piłkarskich na świecie oraz piłkarzami, którzy uchodzą za żywe legendy.
Po rozdaniu autografów i zrobieniu miliona zdjęć, mogliśmy wejść na teren stadionu, gdzie chłopcy mogli odsapnąć. Skierowali się do szatni, ja natomiast za trenerem, by zrobić mu parę zdjęć jak wchodzi na murawę. Stadion powoli się zapełniał kibicami, którzy chcieli na żywo zobaczyć poczynania swoich idoli na otwartym treningu. Oczywiście na takie spotkanie trzeba było wykupić bilet, za którego pieniądze przekazywane były na cele charytatywne.
Usiadłam na miękkim fotelu „ławki” rezerwowej i obserwowałam jak piłkarze wychodzą na murawę. Brat skakał wokół nich i robił mnóstwo zdjęć. Ja siedziałam z aparatem i starałam uchwycić się radość kibiców, a byli oni wyjątkowo głośni. Trening rozpoczął się tradycyjnym kółeczkiem, w którego środku stał trener i przemawiał do swoich piłkarzy. Po chwili wrócił na fotel obok mnie i z daleka obserwował poczynania swoich podopiecznych. Chłopcy zaczęli się rozciągać, co nie powiem, podobało się zdecydowanie bardziej piękniejszej części trybun. W tym oczywiście mnie. Wymieniłam się z bratem i złapałam jego aparat. Wyszłam na murawę i kucnęłam, by lepiej uchwycić każde ujęcie. Miałam sporo zabawy, ponieważ pozy jakie przyjmowali chłopcy były naprawdę zabawne. Alexis prężył się jak dzika kotka, Sergi robił piruety, a Marc kręcił bioderkami. Dani Aloes trzymał stopę Pique, który próbował naciągnąć prawą nogę, co wyglądało przekomicznie, ponieważ różnica wzrostu między nimi była dosyć spora. Miałam wrażenie, że Dani ma wielkie trudności w utrzymaniu jego stopy, a co by było kiedy musiałby wziąć go na barana? Długo nie musiałam czekać, bo już po chwili na plecach Messi’ego wylądował jak zwykle roześmiany Pedro. Nie mogłam się rozdwoić, a chciałam zrobić jak najwięcej zdjęć. Brat potruchtał na drugą stronę murawy i przyjął swoją pozycję do pracy. Kiedy zaczęli grać między sobą mecz musiałam zejść z trawy, ponieważ o mały włos nie zderzyłabym się z Valdes’em, który wyskoczył ponad mnie i głową odbił piłkę, która wpadła wprost do siatki. Było to stresujące i pobudziło moje nogi do ucieczki.
Z powrotem zajęłam miejsce na ławce i czekałam do końca spotkania. Chłopcy grali pół godziny i wyszli, by zrobić zdjęcia i rozdać autografy. Miałam wtedy chwilę dla siebie, żeby odsapnąć w całkiem pustym autokarze. Z początku myślałam, że kibice rozniosą pojazd, ponieważ z biegiem czasu było ich coraz więcej, ale wtedy do akcji wkroczyła ochrona. Przetransportowali oni bowiem chłopców bezpiecznie do środka i mogliśmy odjechać do hotelu.
Marc zajął znów miejsce obok mnie, co już wcale mnie nie zdziwiło. Uprzedziłam jakiekolwiek jego pytania wobec mojej osoby i założyłam czym prędzej słuchawki na uszy. Wbiłam wzrok w szybę i w ogóle nie zwracałam uwagi na jakąkolwiek jego próbę nawiązania ze mną konwersacji.
- Czemu Ty się nigdy nie uśmiechasz? – spytał, kiedy podjechaliśmy pod hotel i zdjęłam słuchawki.
- Ja? Uśmiecham się i to często.  – odpowiedziałam, choć moja mina wcale nie obrazowała zadowolenia.
- Zawsze kiedy Cię widzę to jesteś nadąsana. Powinnaś częściej się uśmiechać, bo wyglądasz wtedy jeszcze piękniej. – puścił mi oczko i przepuścił, bym wyszła przed nim. Miał tupet. Raz mi słodził, raz obrażał. Nie wiedziałam co chce tym osiągnąć. Moją jeszcze większą nienawiść? To ja chciałam, żeby czuł się nieswojo. W rezultacie jednak ja stawałam się ofiarą własnej intrygi.
Musiałam działać jak najszybciej się dało. Eric miał zdjęcia do kolejnej sesji zdjęciowej przez kolejny dzień. Chciałam to wykorzystać jako pretekst do kolejnego spotkania. Miał wyjechać do Stanów, więc istniała możliwość, że nie zobaczymy się zbyt prędko, a przecież figurował w moim planie na ważnym miejscu.
Wysłałam mu sms z zaproszeniem na drinka tuż po meczu chłopaków. Odpowiedział, że to naprawdę miłe z mojej strony i że przyjdzie na pewno. Chciałam, żeby przyszedł na mecz, ale sesja miała ciągnąć się do dwudziestej pierwszej. Ważne, żeby pokazał się w hotelu, najlepiej jak największej ilości par oczu, które miały wielką zdolność do plotkowania. A jak wiadomo w klubie jest kilku czołowych plotkarzy, którzy rozsiewają informacje szybciej niż panie na bazarku.
Pojechałam z chłopakami na mecz. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, ponieważ denerwowałam się spotkaniem. Zrobiłam kilka fajnych zdjęć, ale większość czasu mój brat się udzielał i biegał pomiędzy rozgrzewającymi się piłkarzami rezerwowymi.
To był naprawdę dobry mecz. Chłopcy spisali się na medal i wygrali 3:1. Marc wszedł dopiero w osiemdziesiątej pierwszej minucie, przez co był bardzo zawiedziony. Miał grać od początku i dopiero na piętnaście minut przed meczem dowiedział się, że na jego miejsce wchodzi Jordi Alba. Nie chciałam wbijać kolejnego gwoździa do trumny, pokazując się z Eric’iem, ale wprost nie mogłam się powstrzymać.
Szliśmy korytarzem z uśmiechami na twarzy, co chwilę śmiejąc się z anegdotek chłopaka, które wyniósł z sesji zdjęciowych. Marc wychodził akurat z pokoju. Widać było, że gdzieś się spieszy, upuścił nawet swój telefon, w który był wpatrzony jak w obrazek i podczas gdy się podnosił zauważył naszą dwójkę.
- Kogo ja widzę. – powiedział chowając telefon w kieszeni. Zlustrował mnie wzrokiem, ponieważ miałam na sobie krótką sukienkę, po czym przeniósł się na swojego brata, jego obrzucił pogardliwym spojrzeniem.
- No cześć, bracie. – Eric próbował przybić piątkę, ale został wyminięty i przy okazji szturchnięty barkiem. – A jemu co? – starszy z braci zwrócił się do mnie.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziałam wymijająco. Było mi głupio, ale w sumie sama tego wszystkiego chciałam. Miałam dać mu nauczkę, a w rzeczywistości gubiłam się w swoich planach i wszystko wychodziło na opak.
Jeszcze kilka miesięcy temu bez wahania wyrzuciłabym go przez okno, przy pierwszej możliwej okazji. Teraz sama nie mogłam siebie poznać. Było mi go żal? Ale jak to? Byłaby ze mnie kiepska morderczyni, bo po pewnym czasie zaczęłabym się użalać nad swoją ofiarą i pewnie darowałabym jej życie. Broń Boże, nie chciałam nikogo zabijać. A w szczególności Marc’a. Miałam do niego zbyt wielki sentyment, by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. I chyba to właśnie zaczynało mnie pogrążać. Sentymenty, pierdoły, stare czasy. Aby wypełnić plan musiałam oddzielić przeszłość grubą kreską i żyć pełnią życia. Tylko jak to zrobić, kiedy chce się igrać z ogniem?

*********************************
Hej! Dodaję rozdział, ponieważ napisałam go już jakiś czas temu. Chciałam dodawać coś co tydzień, ale czasami mi po prostu nie wychodzi. Mam dwa rozdziały w zanadrzu, więc kolejny rozdział powinien pojawić się do pięciu dni :-) Pozdrawiam!!!

3.04.2014

Chapter 9


Nim zamknęłam powieki miałam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Musiałam wyselekcjonować zdjęcia, które dodam na stronę internetową klubu, a wybranie ich zabrało mi prawie godzinę. Było ich mnóstwo, a miałam za zadanie wybieranie „tylko tych korzystnych”, żeby nie zepsuć image’u całego klubu. Skrupulatnie przeglądałam każde zdjęcie po kolei, wypatrując każdych najmniejszych detali w tle i kiedy byłam pewna, że owe zdjęcie jest godne uwagi, dodawałam je do osobnego folderu na pulpicie. Po przejrzeniu wszystkich miałam je wysłać na maila do chłopaka, który zajmuje się redagowaniem strony internetowej i moderowaniem portali społecznościowych w imieniu piłkarzy.
Po położeniu się do łóżka poczułam zmęczenie, które w mgnieniu oka przyniosło mi sen. Nie cieszyłam się nim zbyt długo, po bo piętnastu minutach odpoczynku rozdzwoniła się moja komórka.
- Halo? – spytałam zaspanym głosem wprost do telefonu. Przetarłam oczy i nie mogłam uwierzyć, że ktoś był na tyle chamski by budzić mnie w środku nocy.
- Isabell? Musisz mi pomóc. – głos Thiago od razu postawił mnie na równe nogi. – Posłuchaj, kiedy trener się dowie, że chłopcy opili się jak dzikie świnie w święta, to wszyscy będziemy mieć kłopoty.
- Nie rozumiem. – westchnęłam głośno. – Co ja mam z tym wspólnego? Ja w nich nie wlewałam alkoholu, a oni są dorośli.
- Alexis zrobił mini parapetówę w swoim pokoju i zaprosił Sergi’ego, Marc’a, Tello, Johannes’a i mnie. Mam tu mały problem, bo większość nie jest w stanie zrobić ani jednego kroku, a sam sobie z nimi nie poradzę.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego do mnie z tym wszystkim dzwonisz. – oparłam się o parapet i spojrzałam na tętniący życiem nocnym Pekin.
- Mieszkasz na naszym piętrze i tylko Ty dogadasz się z chłopakami.
- To kiepski argument. – zmarszczyłam brwi. – Który pokój?
- 576. – usłyszałam kilka wyniosłych epitetów, które miały mnie jeszcze bardziej zachęcić, ale szybko się rozłączyłam. Zarzuciłam na siebie hotelowy szlafrok i wyszłam z pokoju najciszej jak się da, by nie obudzić Luki.
Szybko znalazłam pokój Thiago i zapukałam w drzwi. Po chwili pojawił się w nich szeroko uśmiechnięty piłkarz i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Z początku myślałam, że zrobił sobie ze mnie żart i to wszystko było zupełnie zmyślone, ale kiedy zobaczyłam Alexisa’a, który leży w kałuży piwa (oby to było piwo), to złapałam się za głowę.
- Co tu się działo?! – wskazałam na roztrzaskany stolik w salonie i rozdarte zasłony w oknach.
- Mała impreza. – piłkarz objął mnie ramieniem. – Dziękuję, że przyszłaś. Wiem, że to nie Twoja sprawa, ale jak trener się dowie to da nam wszystkim zakaz meczowy, a jutro gramy charytatywnie.
- Myślisz, że oni będą w stanie wejść na boisko? Zwariowałeś?
- Oni nie w takich stanach już grali. – machnął ręką.
- Jakim cudem Ty nie leżysz obok niego? – wskazałam na Chilijczyka.
- Jestem na antybiotykach. – wyszczerzył się i pociągnął za rękę do drugiego pokoju. Marc leżał na całej szerokości łóżka z głową zwieszoną na podłogę. Podeszłam do niego i szturchnęłam go mocno, ale nie zareagował.
- Wstawaj, debilu i idź do swojego pokoju! – wrzasnęłam, ale wydawało się, że w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Denerwowało mnie to, że obrócił się do mnie tyłem i miał gdzieś to co do niego mówię. Postanowiłam, że nim zajmę się na końcu.
Wróciłam do salonu i spojrzałam bezradnie na Alexis’a. Leżał w rozlanym piwie, przytulony do poduszki w kształcie ust i z wyraźnie zadowoloną miną.
- Wstawaj. – wraz z Thiago udało nam się go podnieść i posadzić na kanapie. Zaczął krzyczeć coś w nieznanym mi języku i odpłynął na dobre. – Jezu, za jakie grzechy? – westchnęłam.
- Izzie, jesteś naprawdę wspaniała. Chłopcy będą Ci wdzięczni, bo zależało im na tym meczu. – powiedział Thiago po położeniu w łóżku piłkarza i wyjściu z pokoju Sergi’ego.
- I dlatego właśnie się upili? Moim zdaniem są nieokrzesani, dziecinni i nie powinni grać w piłkę, bo nie wiedzą jak się zachować. – wyminęłam go i wróciłam do apartamentu Alexis’a. Szybko przetransportowaliśmy go do swojej sypialni i przykryliśmy kołdrą.
Marc wyglądał strasznie bezbronnie, ale nie zmieniało to faktu, że wyprowadził mnie z równowagi słowami „daj mi spokój, jestem dorosły” i wiązanką przekleństw pod nosem.
Złapałam za wazon, z którego wyrzuciłam kwiaty i czym prędzej dolałam do niego wody. Wbiegłam zdenerwowana do pokoju i wylałam całą zawartość na śpiącego piłkarza. Krzyk, który przeszedł przez cały pokój był nie do opisania. Skoczył na równe nogi i potknął o piłkę leżącą gdzieś na ziemi, w rezultacie uderzając głową o ścianę.
Razem z Thiago skoczyliśmy z miejsca i podbiegliśmy do jęczącego piłkarza, który opadł bezsilnie na podłogę.
- Nic Ci nie jest? – krzyknęłam i odsunęłam jego dłoń, którą trzymał się kurczową lewego oka. Krew kapała mu po twarzy, co dodawało traumatyzmu chwili. Wbiegłam do łazienki i zamoczyłam ręcznik w zimnej wodzie. Najdelikatniej jak się dało przetarłam powierzchnię obok rozciętej brwi, mimo wyraźnych sprzeciwów Marc’a. – Masz za swoje, głupku. Jak można się doprowadzić do takiego stanu?!
- Daj mi spokój… - jęknął próbując mnie od siebie odepchnąć, ale ta próba całkowicie mu się nie udała. W rezultacie uderzył się w łokieć, a ja dalej mogłam opatrywać jego ranę.
- Masz jakiś plaster, bandaż? Cokolwiek? – zwróciłam się do Thiago, który przyglądał się mi w ciszy. Zerwał się z miejsca i wrócił po chwili z podręczną apteczką, którą znalazł w łazience.
Wysypałam jej zawartość do zlewu i zaczęłam przeglądać co może się przydać, a co nie. Nie byłam może specjalistką w opatrywaniu ran, ale wiedziałam dobrze, że powinno się ją czymś odkazić, by nie wdała się żadna infekcja. Znalazłam odpowiedni płyn, którym nasączyłam watę i przyłożyłam ją do rany na brwi chłopaka. Krzyknął głośno, ale nie dałam mu możliwości ucieczki. Przetarłam krew, która zdążyła spłynąć mu po policzku i zakleiłam ranę szerokim plastrem.
- Wstawaj. – złapałam go pod rękę i wraz z pomocą Thiago odtransportowałam do jego pokoju. Kiedy położyliśmy go w łóżku, upewniłam się, że plaster się nie odkleja. – Masz za swoje, gdybyś tyle nie pił, to byś teraz nie cierpiał.
- Eric to dupek. – jęknął dotykając swojej głowy.
- Nie dotykaj tego! – złapałam jego rękę i odsunęłam na bok. – Ledwo co przeczyściłam Ci ranę, a Ty chcesz ją z powrotem zabrudzić? I nie mów już nic o swoim bracie.
- Wykorzysta Cię. – brzmiał całkiem serio, ale nie chciałam dopuścić do myśli jego słów, które wierciły mi dziurę w brzuchu.
- To chyba nie Twoja sprawa kto mnie wykorzystuje, a kto nie. Prawda? – przykryłam go kołdrą, ale już po chwili ją z siebie zrzucił i próbował wstać. Złapałam go za ramiona i z powrotem położyłam na poduszce. – Leż i spróbuj zasnąć.
- Zostań ze mną… - wybełkotał i złapał mnie mocno za dłoń, nie pozwalając odchodzić.
- Ani mi się śni. – ucałowałam go w policzek i szczelnie zakryłam kołdrą. Zgasiłam światła w jego apartamencie i wróciłam do swojego pokoju. Musiałam szybko zaprać szlafrok, który nasączył się krwią niczym gąbka. Wolałam uniknąć pytań brata, który pewnie na dzień dobry miałby ich całkiem sporo.
Po przeżyciach, które zaserwowali mi piłkarze przyszedł czas na odpoczynek. Nie mogłam jednak zasnąć zbyt szybko. Przewracałam się z boku na bok i wciąż myślałam o sytuacji, która miała miejsce w pokoju Alexis’a. Gdybym nie oblała wodą Marc’a, to nie spowodowałabym jego wypadku. Miałam wyrzuty sumienia, ale swoją drogą miał to na co zapracował. Pił cały wieczór z kolegami i najnormalniej w świecie uderzył głową w ścianę, ponieważ miał zachwianą równowagę. Nie powinnam była się obarczać winą za zaistniałą sytuację, ale miałam wrażenie, że upił się z powodu mojego spotkania z Eric’iem. Może to było głupie wrażenie, ale nie mogłam przestać o tym myśleć w ten sposób.

Brat obudził mnie w pół do dziewiątej rano. Niechętnie się przebrałam i zeszłam do restauracji na śniadanie. Nie spotkałam żadnego „uratowanego” przeze mnie piłkarza, dlatego też mogłam odetchnąć z ulgą i zająć się jedzeniem. Nie mogłam przewidzieć jak zareagowałby na mój widok Marc, który w nocy był naprawdę mocno poturbowany. Sama nie wiedziałam jakby się zachowała widząc jego rozciętą brew.
Thiago wysłał mi sms z wiadomością, że Bartra wysłany został do lekarza drużyny, by profesjonalnie opatrzył mu rozcięcie i ocenił „szkody”. Podobno sam chciał do niego pójść i nikt nie musiał go o tego zmuszać, co bardzo mnie zadziwiło. Miał te swoje głupie wymówki przed każdą możliwą wizytą u jakiegokolwiek lekarza.
- Wyspana? – usłyszałam za sobą głos Sergi’ego. Odwróciłam się i spojrzałam na jego zbolałą twarzyczkę. Podszedł do mnie zaraz po tym jak rozdzieliłam się z bratem, który poszedł robić zdjęcia prezesowi na konferencji prasowej.
- Nie za bardzo, ale nie narzekam. – przyjrzałam mu się uważnie. Miał wielgachne worki pod oczami i mętny wzrok, który błagał o sen. – Powiedz lepiej jak Ty się czujesz?
- Lepiej niż wyglądam. – uśmiechnął się niemrawo i złapał za głowę, jakby każdy jego ruch wywoływał u niego ból. – Chciałem Cię przeprosić. Nie powinnaś nas oglądać w takim stanie.
- Przywykłam do takich widoków. Nieraz odbierałam brata i jego kumpli z imprez. – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. Chciałam mu jakoś ulżyć w bólu, ale wyszłam z założenia, że skoro sam umiał pić, to sam powinien odcierpieć swoje.
- I dziękuję za pomoc. Nie wiem co by się stało gdyby trener lub ktoś z kadry nas zobaczył w takim stanie.
- Myślę, że mielibyście spore kłopoty.
- Spore? Zawiasy na mecze w ramach zadośćuczynienia. – prychnął pod nosem.
- Nie mogliście się oprzeć i nie pić? Mało macie okazji w domu? – spojrzałam na niego spod byka. Próbowałam zrozumieć ich zachowanie, ale jakoś mi to nie wychodziło.
- Marc był zdołowany, potem przeniosło się to na Alexis’a i tak zaczęliśmy sobie polewać. W rezultacie nie pamiętaliśmy po co piliśmy i zaczęliśmy się kłócić. Znowu polaliśmy i skończyło się jak sama widziałaś.
- Dobrze, że chociaż tyle pamiętasz. Myślisz, że Marc wie co się zdarzyło w nocy? – spojrzałam na niego, próbując ukryć swoje zainteresowanie jego kolegą.
- Rozmawiałem z nim tylko przez chwilę, bo sam byłem zaskoczony jego wyglądem i plastrem nad okiem. Mówił, że zderzył się ze ścianą, a ja nie chciałem więcej pytać. Spieszył się do lekarza, a ja przyszedłem prosto tutaj.
- Rozumiem. – westchnęłam pod nosem. – A Alexis?
- Jeszcze nie wstał. Thiago próbował zrzucić go z łóżka, ale przykleił się do poduszki i nie ma zmiłuj. – spojrzał na zegarek. – A za pół godziny mamy wyjazd na otwarty trening.
- No to chodźmy po niego. – podniosłam się z miejsca i udałam do windy. Trzeba było działać, żeby piłkarz nie miał później kłopotów z wywiązywaniem się z umowy z klubem. Razem z Sergi’m wyrwaliśmy go z objęć niezastąpionej pani kołdry i wepchnęliśmy pod prysznic, aby zimna woda postawiła go na nogi. Efekt był lepszy niż zamierzaliśmy. Już po chwili biegał po pokoju w poszukiwaniu zaginionych bokserek. Przybiłam piątkę z Roberto i wróciłam do swojego pokoju, by spakować resztę swoich rzeczy. Dwie obszerne torby zwisały na moich ramionach, a w ręku trzymałam statyw, który służył mi wyjątkowo do podpierania się i utrzymywania równowagi. Dołączyłam do reszty ekipy, która zebrała się w zaskakująco dużym składzie w holu hotelu. Thiago od razu zaoferował mi pomoc i zabrał mi jedną z toreb, drugą wziął jego brat, a statyw prężnie dzierżył Sergi. Miałam w nich niezłych pomocników, choć dwójka z nich nie miała zbyt udanej nocy i poranka. Wyglądali na wyczerpanych, a ja osobiście miałam nadzieję, że trener wyciśnie z nich ostatnie poty na treningu, żeby zapamiętali na resztę życia jaki alkohol potrafi być.
Kiedy zobaczyłam podchodzącego do reszty Marc’a, ugięły się pode mną kolana. Wyglądał nad wyraz dobrze po tak intensywnej nocy. Lekarz zakleił jego łuk brwiowy plastrem w odcieniu skóry, więc z daleka nawet nie było widać, że cokolwiek mu się stało. Oczy miał wciąż trochę podpuchnięte, ale kiedy spoczęły na mojej osobie, udałam szybko, że wcale go nie obserwuję. Zajęłam się liczeniem kafelek na podłodze. Kiedy zdążyłam je prześledzić kilkukrotnie, zaczęłam liczyć szkiełka w żyrandolu, ale i tak co chwilę nasze wzroki się napotykały.
Weszłam do autokaru za chłopakami, po kilkuminutowej sesji i zaczęłam szukać wolnego miejsca. Kiedy mój wzrok padł na miejsce obok Marc’a i jego szeroki uśmiech wystosowany w moim kierunku, moja mina całkowicie się zmieniła. Odpowiedziałam mu jedynie spojrzeniem, które mogłoby zabić i usiadłam obok niego. Podróż miała potrwać 15 minut.
O 15 za dużo, jak się okazało później.



*****************************************

Hej! Miałam spore problemy z napisaniem tego rozdziału, ale mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodobał. Pozdrawiam i do kolejnego ;*

***********************************************************

***********************************************************