3 lata
wcześniej
Obudziły mnie jaskrawe promienie słońca,
które wpadały przez szparę między zasłonami. Przetarłam zaspane oczy, choć w
dalszym stopniu marzyłam o tym, żeby spać dalej. Ale ileż można? Ostatni dzień
szkoły miał być dla mnie wybawieniem od doczesnych udręk związanych z nauką i
wczesnym wstawaniem. Miałam przed sobą perspektywę czterech miesięcy wakacji,
które miałam spędzić z Nim.
Chciałam, żeby wszystko było idealne. Nie
byłam dziewczyną o anielskim podejściu do otaczającego mnie świata. Raczej
określały mnie cechy zupełnie temu przeciwne. Nikomu się nie narzucałam, nie
biegałam za chłopakami, nawet nie chodziłam na imprezy. Byłam odizolowana od
swoich rówieśników, do czasów gdy zaczęłam spotykać się z Marc’iem. Był inny
niż wszyscy znani mi chłopcy z liceum. Miał o sobie wielkie mniemanie, buntował
się praktycznie wszystkim zasadom i właśnie dlatego miałam do niego taką
słabość. Zakręcił mnie wokół swojego palca i miał praktycznie na każde
zawołanie. Co się stało, że dziewczyna, która miała olewczy stosunek do
wszystkiego i wszystkich, zakochała się jak nigdy dotąd wcześniej?
- Isabell, ile razy mam Ci powtarzać, że
śniadanie czeka na stole. Ja zaraz wychodzę. Spotkamy się na kolacji. –
krzyknęła mama pod drzwiami do mojego pokoju. Chciałam się wreszcie wyprowadzić
i żyć na własną rękę. Jedynym rozwiązaniem był mój brat, który wynajmował
mieszkanie w centrum Barcelony ze swoją dziewczyną Matilde i malutką córeczką,
Lilly. Musiałam od czegoś zacząć, a pomieszkiwanie kątem u brata, było chyba najlepszą
opcją.
Założyłam czarną sukienkę, która miała
podkreślić nastrój w którym byłam i zrobiłam makijaż. Ostatni dzień szkoły miał
być moim pierwszym dniem wolności. Marc już od jakiegoś czasu mieszkał w
Barcelonie i dojeżdżał na lekcje do naszego małego miasteczka. Grał praktycznie
cały czas, więc miałam spore trudności by spędzić z nim choć chwilę po szkole.
Miał coraz częstsze wymówki, mecze, wyjazdy. Wierzyłam mu, ponieważ doskonale
wiedziałam, że starał się z całych sił, by wejść do pierwszego składu i
porzucić młodzieżówkę.
Nie podejrzewałam niczego, a raczej nie
chciałam podejrzewać. W sumie było mi to na rękę, bo nie lubiłam się kłócić.
Nie z Nim. Przecież był idealny i cały mój. Czego mi było więcej potrzebne do
szczęścia?
- Witaj, Bella. – poczułam dłoń na swoim
biodrze i ciepłe usta na policzku. Uśmiechnęłam się i odwróciłam, całkowicie
tonąc w pocałunku. Weszliśmy do klasy osobno, żeby nasz związek nie był szeroko
komentowany przez resztę klasy i zajęliśmy ostatnią ławkę. Nauczycielka zaczęła
swoje wywody na temat naszej przyszłości, ale ja pochłonięta byłam zupełnie
czymś innym. Ręka Marc’a błądziła po moim udzie, doprowadzając mnie do
szaleństwa. Ukrywaliśmy się, ponieważ On tego chciał. Nie mógł pozwolić sobie
na nic poważnego, ponieważ trener sobie tego nie życzył wśród swoich
podopiecznych, dlatego też byliśmy zdani na potajemne spotykania. Dlaczego
miałam mu nie wierzyć? Przecież go kochałam i zgodziłabym się na wszystko.
Moja naiwność skończyła się na zabawie po
zakończeniu szkoły. Impreza odbyła się w domu największego imprezowego
chłopaka, Juan’a. Założyłam swoją najlepszą sukienkę i zrobiłam się na bóstwo.
Podjechałam samochodem i zaparkowałam go na ulicy. Muzyka roznosiła się po
całej okolicy i miałam wrażenie, że to tylko kwestia czasu, aż zawita policja.
Weszłam do środka i wzorkiem odszukałam Marc’a. Stał w towarzystwie swoich
najlepszych kumpli. Śmiali się gadali i wygłupiali. Nie chciałam im przerywać,
ale widząc łaszącą się do niego, nieznajomą mi dziewczynę, nie wytrzymałam.
Chciałam z nim poważnie porozmawiać o naszej przyszłości. Oczekiwałam od niego
jakiejkolwiek deklaracji.
- Musimy porozmawiać. – stanęłam między nim,
a panienką, co wywołało popłoch wśród jego znajomych.
- Później. – próbował mnie zbyć, ale
szarpnęłam go za rękę, dając do zrozumienia, że to naprawdę pilne.
- Ej, ej. – krzyknął za mną, kiedy wyszliśmy
przed dom. – Tylko nie mów, że jesteś w ciąży. – próbował zażartować, ale moja
mina pokazywała zupełnie coś innego.
- Nie, nie jestem. – chłopak usiadł na
schodach i spojrzał na mnie wyczekująco. – Musimy pogadać.
- To już wiem, ale nie wiem o czym. –
spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.
- Chcę wiedzieć na czym stoję.
- Nie rozumiem. – schował telefon do
kieszeni i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Spotykamy się prawie rok. Jeszcze ani razu
nie byliśmy na randce. Nie pokazujemy się w publicznych miejscach, unikamy na
korytarzu szkolnym. Czy według Ciebie tak wygląda związek? – spojrzałam na
niego wyczekująco. Miałam nadzieję, że zaprzeczy i powie coś co poprawi mi humor.
W odpowiedzi usłyszałam jedynie śmiech. Łzy popłynęły mi po policzkach, bo
przeczuwałam co może się wydarzyć.
- Przecież to było pewne, że to… - wskazał
na nas. - … nie ma przyszłości. Ja i tak wyprowadzam się na stałe do Barcelony,
a Ty pewnie zostaniesz tutaj. Od nowego sezonu przechodzę do nowego składu i
nie mam czasu na randkowanie. – zaśmiał się. Widząc jak jakieś dziewczyny
wychodzą z domu i uśmiechają się do niego zalotnie, dodał: – Przecież nam
chodziło tylko i wyłącznie o seks. O nic więcej.
To było zdecydowanie więcej niż chciałam
usłyszeć. Łzy ciekły mi po policzkach i nie mogłam przez dłuższy czas dojść do
siebie. Siedziałam w samochodzie na ulicy i obserwowałam dom, w którym bawili
się moi rówieśnicy. Chciałam zamknąć się w jakimś ciemnym kącie i płakać w
samotności. Poczułam jak serce łamie mi się na miliony kawałeczków. Byłam
zdecydowanie bardziej zaangażowana w związek z Marc’iem niż on sam. To musiało
się tak skończyć. Z jednym złamanym sercem.
Wyszłam na
balkon, by zapalić papierosa. Eric siedział w moim pokoju i przeglądał na
laptopie zdjęcia, które robiłam chłopakom na treningu. Wyjęłam zapalniczkę i
przez chwilę bawiłam się papierosem, którego trzymałam w palcach. Odwróciłam
głowę w lewą stronę i ujrzałam w oknie hotelowym znajomą mi postać. Marc
przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Choć odgradzało nas kila
balkonów, to miałam wrażenie, że stoi tuż przy mnie. Popijał whisky i ze
stoickim spokojem przyglądał się mojej osobie. Musiałam to wykorzystać.
*
Nie wiedziałem
co się ze mną dzieje. Wszystko obracało się przeciwko mnie i sam już nie
wiedziałem czy świat robi mi na złość, czy mści się na mnie za moje zachowanie.
Nie należałem do najgrzeczniejszych chłopaków, ale nikomu nie wyrządziłem
krzywdy. Byłem młody, chciałem się bawić. Czy to wiele?
Pojawiła się
na balkonie niczym nocna zjawa. Miała na sobie jasną sukienkę, która falowała
na wietrze i uwydatniała jej długie nogi. Oparła się o barierkę i odpaliła
papierosa. Nienawidziłem jej nałogu. Wiele razy próbowałem ją zmusić do
rzucenia używki, ale za każdym razem przegrywałem walkę. Zaciągnęła się parę
razy i spojrzała w moją stronę. Byłem pewny, że ucieknie czym prędzej, ale tuż
po chwili obok niej pojawił się mój brat. Brunetka odwróciła się do niego
przodem i wpiła swoje usta w niego. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
To wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Eric złapał dziewczynę w pasie i
przyciągnął mocniej do siebie, ona natomiast zarzuciła ręce na jego ramiona.
Nie chciałem tego oglądać. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl o tym, że
całuje innego. Że całuje mojego rodzonego brata! Jakby zapomniała jak wiele nas
łączyło i wciąż łączy.
Uwielbiłem się
z nią droczyć. Dawało mi to niesamowitą satysfakcję, a jej naburmuszona mina,
poprawia mi humor. To cud, że jeszcze nie wskoczyła na mnie z pięściami i nie
przyłożyła, ponieważ wiele razy balansowałem na krawędzi. Zawsze marszczyła nos
i posyłała mi złowieszcze spojrzenia. Kiedyś godziliśmy się w zupełnie inny
sposób. Teraz nie mamy nawet okazji, by dokończyć kłótnię. Bella wybiega,
trzaska drzwiami i mówi jaki to jestem podły. Wciąż działa na mnie tak samo jak
trzy lata temu. W ogóle się nie zmieniła, jakby czas stanął w miejscu. Tylko
staliśmy się bardziej poukładani, nawet i punktualni oraz samodzielni.
Całowała go w
sposób, jaki był zarezerwowany tylko dla mnie. Poczułem ucisk w klatce
piersiowej oraz wielką złość. Na nią. Na brata. Na siebie.
Musiałem coś z
tym zrobić.
*
Odsunęłam się
o Eric’a i spojrzałam mu prosto w oczy. Byłam zła na siebie, bo nie czułam
tego, co powinnam poczuć. Nie było motylków w brzuchu, nie było zawrotu głowy,
setki myśli na sekundę. Pocałunek był techniczny i nawet w ułamku procenta nie
był romantyczny. Może tylko z mojego punktu widzenia.
- To było…
niesamowite. – wydusił z siebie zaskoczony chłopak.
-
Rzeczywiście. – przytaknęłam od razu. Nie wiedziałam co mam dodać, więc wolałam
milczeć, niż palnąć coś czego miałabym żałować. Odwróciłam głowę, w oknie
pokoju nie ujrzałam znajomej postaci. Miałam satysfakcję, że osiągnęłam swój
cel.
Wróciliśmy do
mojego pokoju, nie odzywając się do siebie ani słowem. Włączyłam telewizor, w
którym puszczona była jakaś smętna piosenka i usiadłam na łóżku. Eric stał w
progu pomiędzy pokojem a balkonem i bacznie mi się przyglądał. Byłam trochę skrępowana,
ale to w sumie ja rzuciłam mu się na szyję jak głupia. Musiałam ponieść
konsekwencje swoich czynów. Chyba wypowiedziałam to w nieodpowiednim momencie.
Drzwi odtworzyły
się i z hukiem uderzyły o ścianę. Do pokoju wpadł Marc. Rzucił się z rękoma na
niczego nie spodziewającego się Eric’a. Skoczyłam na równe nogi.
- Zostaw go! –
krzyknęłam próbując go odsunąć, ale nie miałam wystarczającej siły. Uderzył
swojego brata prosto w nos, z którego momentalnie pociekła krew.
- Masz się od
niej odczepić. Jasne? – krzyczał i przeklinał jednocześnie. Pobiegłam do
śpiącego w drugim pokoju Luki. Zerwałam go z łóżka i błagałam o pomoc. Brat
założył na nos okulary i szybko pobiegł do mojego pokoju. Był podobnej postury
i wzrostu co do chłopaków, ale nie mógł sobie z nimi poradzić. Zawołałam Thiago
i Alexis’sa, którzy przybyli na ratunek. Zrobił się naprawdę niezły harmider.
Umazana krew na ścianie i pościeli, rozbita lampa oraz połamane ramki na
zdjęcia.
Miałam ochotę
zabić Marc’a. Jak on mógł tak po prostu wejść do mojego pokoju i rzucić się na
własnego brata? Chciałam wzbudzić w nim zazdrość, ale nie spodziewałam się, że
zareaguje aż tak impulsywnie. Miał poczuć ukłucie w sercu, a nie rzucać się z
pięściami na brata. Zachował się jak gówniarz, chociaż ja nie byłam lepsza. Co
mi strzeliło do głowy, by pocałować Eric’a? Czułam się podle.
- Z Tobą
jeszcze nie skończyłem! – krzyknął w moją stronę Marc grożąc mi palcem. Thiago
i Alexis wyprowadzili go z pokoju próbując trochę uspokoić.
Podbiegłam do
Eric’a, którego z podłogi podnosił mój brat. Miał rozerwaną wargę, z której
ciekła krew. Miałam już trochę doświadczenia z takimi urazami, więc od razu
zabrałam się za pomoc. Zatamowałam krew i oczyściłam ranę.
- Jak ja mam
mieć jutro zdjęcia z takim wyglądem? – krzyknął Eric wstając z łóżka. Zakleiłam
mu jeszcze plaster i posadziłam z powrotem na miejscu. Nie chciałam, żeby
chodził, bo stracił dużo krwi.
- Tak mi
przykro, Eric. – położyłam dłonie na jego ramionach. – Porozmawiam z nim, żeby
to się nigdy więcej nie powtórzyło.
- To nie
ważne. – zrzucił moje dłonie i podniósł się z miejsca. – Coś jest na rzeczy, bo
mój brat nigdy mnie nie uderzył. Jesteśmy braćmi, mieliśmy bójki, ale nigdy nie
zrobił tego w tak oczywisty sposób. Wszedł, uderzył i wyszedł. Co to w ogóle ma
znaczyć? Wiem, że się kiedyś spotykaliście, ale to stare dzieje…
- Porozmawiam
z nim. Przepraszam Cię jeszcze raz. – próbowałam posłać mu uśmiech, ale byłam
zbyt roztrzęsiona. Chciałam cofnąć czas, by nie dopuścić do czegoś takiego.
- To nie Twoja
wina. Nie byłem zbyt delikatny mówiąc bratu, że umówiliśmy się i dziś znów Cię
odwiedzam. Powinienem być ostrożniejszy, bo jak widać mój brat wciąż żywi wobec
Ciebie jakieś uczucia.
- Nie sądzę. –
burknęłam pod nosem.
- Jak to nie?
A to...? – wskazał na swoją wargę i zaśmiał się pod nosem. – Myślę, że jest
zazdrosny, co jest zrozumiałe, bo jesteś naprawdę wyjątkową dziewczyną.
- Przestań. –
spuściłam wzrok. Nigdy nie przepadałam za tym, kiedy ktoś prawił mi
komplementy. – Co z jutrzejszą sesją?
- Odpowiedni
makijaż działa cuda. – posłał mi uśmiech. – Pewnie już nie zobaczymy się w
Pekinie. Może spotkamy się kiedyś w Barcelonie?
- Jestem jak
najbardziej za. – uścisnął mnie mocno i ucałował w policzek. – Przepraszam za
to co się stało.
- Przestań
mnie przepraszać! Przecież to nie była Twoja wina. – puścił mi oczko i udał się
do wyjścia. Chciałam za nim krzyknąć, że się myli i że to wszystko moja wina.
Gdyby nie moje zadufanie w sobie i chęć zemsty, nie doszłoby do tego, że
rodzeni bracia pobili się w mojej sprawie. Chciałam cofnąć czas i nie podpisać umowy
z klubem. Chciałam nie spotkać znowu Marc’a i nie zatonąć na nowo w jego
spojrzeniu. Zbyt dużo było moich pragnień, więc musiałam zacząć patrzeć na
świat w inny sposób. Musiałam zacząć zajmować się innymi i patrzeć na ich
potrzeby, a nie tylko i wyłącznie na moje. Byłam zbyt wielką egoistką, którą
stałam się trzy lata temu i wydawać by się mogło, że nie ma dla mnie nadziei.
Moim nowym celem było odcięcie się od przeszłości grubą kreską i zaczęcie
wszystkiego na nowo. Pierwszym krokiem miała stać się konfrontacja z człowiekiem
przez którego zaczynałam tracić kontrolę nad samą sobą.
**********************************
Witam! Ależ jestem ostatnio zagoniona. No po prostu sama nie ogarniam swojego życia, a zaczyna się na prawdę wielki mętlik na uczelni. Już zaczęły mi się egzaminy, więc pewnie nadrobię zaległości w pisaniu, żeby robić wszystko by się nie uczyć :D Zapraszam do subskrypcji/członkowstwa (po prawej stronie w kolumnie), by na bloggerze dowiadywać się o nowości u mnie. Pozdrawiam wszystkich i do kolejnego rozdziału :*
Nie spodziewałam się,że Marc uderzy Erica,przecież to Isabell pierwsza pocałowała jego brata.Z drugiej strony to jednak słodkie,ponieważ pomimo iż Marc i Bella nie są ze sobą on nadal jest o nią zazdrosny i żywi do niej jakieś uczucie.Czekam w następnym rozdziale na ich konfrontacje.Coś czuję,że Bella da mu popalić.Fajnie,że w tym rozdziale dowiedzieliśmy się jak to naprawdę między nimi było.Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńa więc to tak... dając retrospekcję dałaś nam lepszy pogląd na to, jak było kiedyś. nie rozumiem jak Marc mógł sie tak zachować w stosunku do Isabell, ale teraz naprawde rozumiem jej chęć zemsty. nurtuje mnie tylko zachowanie Bartry, który postępuje zupełnie jak pies ogrodnika. musiał być naprawde zaślepiony zazdrością, że odważył sie podnieść ręke na własnego brata.
OdpowiedzUsuńBella wykorzystała moment na balkonie aby odegrać sie choć troche na Marcu, ale czy pomyślała o konsekwencjach?
tylko co teraz, Izzie pogada z Marc'em o tym co sie stało? chociaż to chyba nie bedzie rozmowa tylko jej monolog o tym, że nie bije sie swojego brata ;)
z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zapraszam na nowość para-siempre-fcb.blogspot.com pozdrawiam ;*
Zostałaś nominowana przeze mnie do Liebster Award :3 Po szczegóły zapraszam na mojego bloga :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie, jest przegenialne !!! Ale za to wkurza mnie rozpuszczona księżniczka Marc, na miejscu Isabell bym mu jeszcze przywalila dodatkowo. Potraktował ją tak podle a teraz wielce zazdrosny... w całej tej sytuacji najbardziej szkoda mi Erica, nie fajne ze strony Isabell, że go tak wykorzystuje. Ale chyba po tej sytuacji i ona sie trochę ogarnie. No cóż, z niecierpliwością czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńa to Ci cicha woda z tego Marca! Jak tak mógł zaatakować swojego bliźniaka no!
OdpowiedzUsuńMarc, serio? Że tak swojego brata?! Bardzo lubię Isabell, ale jednak kobieta nigdy nie powinna rozdzielić braci. Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na trzeci rozdział, który pojawił się na http://tu-me-ayudas.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*