19.04.2014

Chapter 12


Wzięłam kilka głębszych wdechów nim zapukałam do drzwi. Moje serce łomotało jak oszalałe, bojąc się co przyniesie rozmowa z Marc’iem. Byłam roztrzęsiona, ale musiałam z nim porozmawiać, bo świadomość, że sprawa wymyka się spod mojej kontroli, była nie do wytrzymania.
- Wejdź. – usłyszałam zachrypnięty głos piłkarza, który gestem ręki zaprosił mnie do środka. Zamknął za mną drzwi i podążył tuż za mną do małego salonu, który oddzielony był od reszty apartamentu dwoma schodkami.
- Musimy wyjaśnić sobie pewne sprawy. – usiadłam na kanapie i zwróciłam wzrok na swoje buty. Nie chciałam zatapiać się w jego spojrzeniu, ponieważ prawdopodobnie nie mogłabym złapać oddechu. Działał na mnie jak najlepszy narkotyk i czułam niedosyt po każdym naszym spotkaniu. Zaczynałam łapać się na tym, że myślę o nim coraz częściej.
- Też tak myślę. – usiadł naprzeciwko mnie w fotelu, którym się obracał i doprowadzał mnie tym samym do szału. – Nie możesz spotykać się z moim bratem.
- Nie mogę? – powtórzyłam po nim i zaśmiałam się głośno. – Kim jesteś, żeby mi cokolwiek zabraniać?
- A kim chciałabyś, żebym był? – wbił we mnie swój władczy wzrok. Nachylił się nad szklanym stolikiem, by być bliżej mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Powiedz tylko słowo, a rzucę się na Ciebie i będziemy się kochać tu, teraz, zaraz.
- Słucham? – myślałam, że się przesłyszałam, ale widząc, że nie zmienia kierunku swojego wzroku i mimiki twarzy, poczułam jak się rumienię. – Wypraszam sobie takie teksty.
- Kiedy uwielbiałaś jak byłem zboczony i mówiłem wprost czego chcę.
- Zmieniłam się. Wydaje mi się, że Ty również.
- Nie na tyle, by nie pragnąć Twojego ciała.
- O tym chciałeś ze mną mówić? Jeżeli tak, to nic tu po mnie. – zerwałam się z miejsca, ale momentalnie poczułam uścisk dłoni Marc’a na swoich ramionach. Posadził mnie z powrotem na kanapie i kucnął przede mną, uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. Czułam się rozdarta pomiędzy nienawiścią, a fascynacją. To zaczynało robić się niebezpieczne.
- Czemu mi to robisz? – rozchylił moje kolana i podniósł się, by być jeszcze bliżej mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry, po chwili milimetry. Czułam jak moje serce zaczyna na nowo łomotać, a powietrze nagle stało się zbyt twarde do przetrawienia. – Umawiasz się z moim bratem, by wywołać u mnie zazdrość? Nie sądzisz, że to dziecinada? – dotknął nosem moich ust przez co przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
- Przestań. – próbowałam odepchnąć go ostatnimi siłami, ale nie wskórałam niczego. Przybliżył się jeszcze bliżej, choć miałam wrażenie, że nie jest to fizycznie możliwe.
- Powiedz, że tego nie chcesz… - zbliżył swoje usta do moich. - …a przestanę.
W odpowiedzi usłyszał jedynie mój głośny oddech, ponieważ język odmówił mi posłuszeństwa. Chciałam krzyknąć, żeby przestał i uciec, ale moje ciało miało inne plany. Marc skutecznie udowodnił, że mój język jest na tyle sprawny, by odpowiadać jego pocałunkom. Robił to tak zachłannie, że już po chwili oparta byłam całym ciężarem o oparcie kanapy, a on leżał na mnie całym swoim ciałem. Pocałunek przeciągał się w czasie, ale wcale nie miałam przeciw temu jakichkolwiek wątpliwości. Tęskniłam za jego ustami i za sposobem w jaki pieści moje ciało.
Całkowicie się mu poddałam. Nie miałam nawet najmniejszej siły, by go od siebie odepchnąć. Przeciwnie, przyciągałam go do siebie i odpowiadałam na pocałunki.
- Zróbmy to. – szepnął mi wprost do ucha. Poczułam napływ siły, która odepchnęła go ode mnie. Złapałam łapczywie powietrze i zapięłam pospiesznie guziki, które w między czasie chłopak zdążył rozpiąć. Marc chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Usiadł na stoliku i wbił we mnie swój wzrok.
- Muszę już iść. – podniosłam się z miejsca. Złapałam swój telefon, który upadł mi na podłogę i udałam się szybkim krokiem do wyjścia. Marc próbował za mną pobiec, ale zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Jak to możliwe, że chciałam zacząć swoje życie na nowo, przekreślić przeszłość, a wylądowałam w ramionach człowieka przez którego nie mogłam otrząsnąć się miesiącami?
Wbiegłam do swojego pokoju szybciej niż się tego spodziewał mój brat, który chciał coś do mnie powiedzieć, ale widząc mój stan, dał sobie spokój. Weszłam z marszu pod prysznic i odkręciłam zimną wodę. Musiałam doprowadzić się do porządku, ponieważ istniało prawdopodobieństwo, że prędko nie zasnę.
Położyłam się w łóżku z zamiarem szybkiego zaśnięcia. Leżałam do trzeciej nad ranem, przewracając się z boku na bok. Ciągle miałam w głowie pocałunek, który zaprzątał cały mój umysł.

Obudziłam się po dziewiątej. Miałam wolny poranek, ponieważ brat pojechał z chłopcami na konferencję prasową. Dołączyłam do Sergi’ego w restauracji na parterze i razem w ciszy jedliśmy śniadanie. Mieliśmy całe popołudnie dla siebie, więc odetchnęłam z ulgą, że mogę odespać prawie nieprzespaną noc. Mój czas umiejętnie rozplanował niestety Alexis, który zażyczył sobie mini sesji plenerowej na swoją nową stronę internetową. Mieliśmy przechadzać się uliczkami Pekinu, a on miał popisywać się umiejętnościami piłkarskimi. Przewidziałam, że nalot fanów uniemożliwi nam jakąkolwiek pracę i wcale się nie myliłam.
- No, ale zrób mi jakieś fajne zdjęcie. – naburmuszona mina Alexis’a wywołała u mnie napad śmiechu. Nie mogłam się uspokoić przez długi czas, co doprowadzało piłkarza do jeszcze większej złości. Chłopak podrygiwał z piłką wśród przechodniów jednej z ulic w centrum. Dawał radę, choć natłok ludzi był przytłaczający. Wszyscy zerkali na nas z niedowierzaniem lub nawet z wyraźną ciekawością. Niektórzy podbiegali, praktycznie pod moje nogi, co uniemożliwiało mi robienie zdjęć.
Personel hotelu nie był zbyt zadowolony widząc pobojowisko w moim pokoju. Po stokroć przepraszałam i zwalałam winę na kogo tylko się dało, ale i tak widać było, że pokojówka ma już serdecznie dość wizyty klubu. Co chwilę trzeba było biegać z mopem, szufelką, czy zapasowymi kluczami do pokoju. Ja również miałam już dość. Byłam zmęczona ciągłą pracą i przedłużającymi się sesjami. Tęskniłam za domem.
Przez kolejne dni unikałam Marc’a jak ognia. Nawet nie spoglądałam w jego kierunku, bo wiedziałam dobrze, że w przeciwnym wypadku mogłoby się to skończyć źle. Oczywiście źle dla mnie. Sumiennie wypełniałam każde polecone mi zadanie, a czas wolny spędzałam w towarzystwie brata. Jako jedyny nie wywoływał u mnie białej gorączki i potrafił uspokoić po przekomarzaniu się ze zbulwersowanym Alexi’em, który chciał poprawić w photoshopie zdjęcia mojego autorstwa. Osobiście. Chyba każdy inny fotograf zareagowałby podobnie. Sklęłam go od najgorszych i trzasnęłam drzwiami tuż przed samym chilijskim nosem.
Moja walizka pod koniec tournee wyglądała jakby poniewierało ją stano dzikich słoni. Wrzucałam wszystko jak szło, nie układałam, po prostu opróżniłam szafę najszybciej jak się da. Pożegnalna konferencja prasowa wreszcie wywołała na mojej twarzy szeroki uśmiech. Tak strasznie się cieszyłam, że wracam do domu. Mogłabym nawet przysiąc, że przeszła mi przez głowę myśl, że mogłabym się zbratać z Marc’iem. Ale to był jedynie impuls, który szybko zagłuszyłam. Jemu zależało tylko na jednym, a ja chciałam sobie go raz na zawsze wybić z głowy. Dystans był zalecany.
Jego przeszywający wzrok powoli zaczynał nie mieć dla mnie już tak wielkiego znaczenia. Kolana jednak w dalszym stopniu odmawiały mi posłuszeństwa, kiedy dostrzegałam wśród innych piłkarzy, jego sylwetkę. Byłoby o wiele prościej, gdybym nie była skazana na jego obecność.
Lot do Barcelony trwał o wiele za długo. Chłopcy całkowicie poszli w tango i rozhulali cały samolot. Nawet mój powściągliwy brat zaczął z nimi śpiewać stare pijackie przyśpiewki, a ja zostałam porwana do tańca przez Thiago, który kręcił bioderkami niczym Shakira. Nad ranem padliśmy jak muchy, by obudzić się nad przepiękną panoramą budzącej się do życia Barcelony.
Co tam, że przywitał nas przeokropny deszcz. Zbiegłam schodami przed chłopakami i robiłam zdjęcia ich uśmiechniętym twarzyczką. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego tryskam optymizmem z samego rana. Postanowiłam zostawić w Pekinie starą siebie. Analizującą wszystko przesadnie i rozpływającą się niczym lody na upale, nad pewną parą oczu. To wszystko było za mną.
Marc wiele razy próbował do mnie zagadać. Widziałam jak niepewnie się zbliża w moim kierunku, by ostentacyjnie zawrócić i udać, że nic się nie stało. Ostatnia konfrontacja z nim nie przyniosła żadnego pożytku, a raczej tylko i wyłącznie szkody.
Przez długi czas naprawdę mi się wydawało, że daliśmy sobie spokój.
*
Obudził mnie przeraźliwy dzwonek komórki, która próbowała dobudzić mnie od paru minut z marnym skutkiem. Wyłączyłam budzik i spojrzałam na wskazówki, które pokazywały dokładnie 7:06. Pięknie, byłam spóźniona na sesję plenerową.
Zeskoczyłam szybko z łóżka i pędem pobiegłam do łazienki. Mieszkanie, które wynajęłam niedługo po powrocie z Pekinu, było moim azylem. Urządziłem je tak jak chciałam, w ciepłych, ale nie kiczowatych kolorach. Zdjęcia w dużych formatach wypełniały puste ściany, a półki nie wypełniały setki niepotrzebnych rzeczy, co doprowadzało mnie do szału w domu mojego brata. Razem z Matilde stworzyli u siebie mały skansen, a to naprawdę było jak dla mnie zbyt wiele. Dlatego u siebie postawiłam na prostotę. Kuchnia trochę nieumeblowana, ponieważ nie odnajdywałam się w roli pani domu. Miałam co prawdę parę gadżetów, które kupili mi rodzice, ale ani razu ich nie użyłam. W szafkach znajdowały się kieliszki do wina, z których popijaliśmy z Leo co jakiś czas, korkociąg i wałek do ciasta od mamy. Ta ostatnia rzecz przydałaby mi się chyba tylko i wyłącznie do użycia na czyjejś głowie (czyt. Alexis, Sergi bądź Thiago, którzy odwiedzali mnie namiętnie przy każdej możliwej okazji). Wszystko za sprawką tego, że Chilijczyk mieszkał dokładnie pięć pięter nade mną i często przez zupełną pomyłkę zamiast dziewiętnastki, wciskał czternastkę.
- Muszę tylko dokończyć ten poziom. – odpowiedział Alexis, na pytanie o której zamierza opuścić moje mieszkanie. Czuł się na tyle swobodnie, że przytarmosił play-station, w które nałogowo grał na moim telewizorze.
Spojrzałam błagalnym wzrokiem w niebiosa, ale widząc, że nikt nie przyszedł mi z pomocą z burzą z piorunami i gradobiciem, zaszyłam się w sypialni. Miałam trochę do roboty z obróbką zdjęć, a Alexis w zasadzie mi w niczym nie przeszkadzał. Co prawda częściej wyjadał moją lodówkę, niż cokolwiek przynosił, ale i tak cieszyłam się, że miałam z kim zamienić parę zdań. Kiedy mieszkałam u brata, chciałam jak najszybciej się od niego wynieść i żyć w swoich własnych czterech kątach. Z biegiem czasu zaczynałam zauważać, że było mi tam całkiem dobrze. Bawiłam się z Lilly, plotkowałam z Matilde, a czasami sprzeczałam z Luką. U siebie mogłam co najwyżej nakrzyczeć na Alexis’a, ale wciąż to nie było to samo.
- A nie chcesz ze mną zagrać? – usłyszałam głos piłkarza z salonu. – Przyda mi się ktoś komu nakopię… ale oczywiście z Twoją wielką wolą walki.
- Z tego co mi wiadomo, to Ty potrafisz strzelać gole tylko na play-station. – zaśmiałam się wyłaniając zza drzwi. Alexis posłał mi zbulwersowane spojrzenie i niczym mała księżniczka skrzyżował ręce. Przejęłam wolny joystick i od razu wciągnęłam się w grę. Co prawda z początku nie szło mi najlepiej, ale za to w faulowaniu byłam mistrzem świata. Kilka razy udało mi się przechytrzyć piłkarza, ale w rezultacie i tak przegrałam. Oczywiście przyznałam, że dałam mu fory, ale dobrze wiedziałam, że nie miałam z nim żadnych szans. Grał nałogowo i przegrana była mi przesądzona od samego początku.
- Nie chciałabyś skoczyć do mnie na chwilę? Mam nową grę na PS. – uśmiechnął się szeroko wyłączając mój telewizor.
- Nie, nie. Jestem zmęczona, mam jeszcze sporo pracy, a jutro siedzę sama w La Tortura. Może innym razem? – pomogłam mu posprzątać joysticki z podłogi i spojrzałam na jego zawiedzioną minę. – No co jest?
- Pięć minut Cię zbawi? No nie daj się prosić.
- Alexis, jestem zapracowaną osobą. Chyba nie muszę Cię o tym przekonywać ja bardzo. – założyłam ręce na piesiach.
- No nie bądź małpa, tylko chodź. Gwarantuję Ci, że nie pożałujesz. – pociągnął mnie za rękę do wyjścia. Miałam wrażenie, że coś kombinuje, bo podśmiewał się pod nosem jak mała dziewczynka, ale nie puścił pary z ust.
Kiedy jednak przekroczyłam próg mieszkania Chilijczyka zdałam sobie sprawę z biegu wydarzeń. Słysząc jak masa ludzi zaczyna śpiewać „sto lat” wiedziałam dobrze, że to wszystko sprawka mojego sąsiada. Tylko skąd wiedział o moich urodzinach?
Wtem z tortem i kilkoma zapalonymi świeczkami powbijanymi do środka, pojawił się Marc.

***************************************
Witajcie! Chciałabym złożyć Wam życzenia świąteczne! Sama nie wiem jak ten czas szybko leci, bo jeszcze niedawno był Sylwester, a tu już Wielkanoc :-) Dużo miłości, radości i pysznego jedzenia. Spędźcie ten czas z bliskimi i z uśmiechem na twarzy. Pozdrawiam :-)

4 komentarze:

  1. nie wiem czemu, ale ten rozdział podoba mi sie najbardziej, choć dla Isabell to nie jest raczej łatwy czas, trzymając dystans od Marca. Alexis mnie rozbawił.
    nie sądziłam, że coś sie kryje za tymi jego odwiedzinami a tu proszę, taka urodzinowa niespodzianka i jeszcze ten Marc z tortem. jestem bardzo ciekawa reakcji Belli.
    Tobie również życzę udanych świąt. trzymaj sie ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiedziałam , że Isabell nie da się omamić Marcowi xD Niech tak dalej trzyma :D
    Skoro Alexis mieszka parę pięter nad nią to chyba nie może narzekać na nudę ^^
    Ciekawa jestem , jak się zachowają Marc i Is na tej urodzinowej imprezie < 3
    Czekam z niecierpliwością na następny : 3
    Tobie też życzę wesołych świąt , kochana :*
    Buziaki <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, jak ja uwielbiam Isabell, tak trzymać! <3 A urodziny? No słodko, było :D Czekam na kolejny ;*
    Serdecznie zapraszam na pierwszy rozdział, który pojawił się na http://una-obsesion.blogspot.com/ oraz na siódemkę na http://he-was-gone.blogspot.com/ Pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja kocham Isabell <3 dziękuję *,* Tobie również życzę Wesołych świąt! :) i zapraszam na drugą część 20 c:

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************