3.04.2014

Chapter 9


Nim zamknęłam powieki miałam jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Musiałam wyselekcjonować zdjęcia, które dodam na stronę internetową klubu, a wybranie ich zabrało mi prawie godzinę. Było ich mnóstwo, a miałam za zadanie wybieranie „tylko tych korzystnych”, żeby nie zepsuć image’u całego klubu. Skrupulatnie przeglądałam każde zdjęcie po kolei, wypatrując każdych najmniejszych detali w tle i kiedy byłam pewna, że owe zdjęcie jest godne uwagi, dodawałam je do osobnego folderu na pulpicie. Po przejrzeniu wszystkich miałam je wysłać na maila do chłopaka, który zajmuje się redagowaniem strony internetowej i moderowaniem portali społecznościowych w imieniu piłkarzy.
Po położeniu się do łóżka poczułam zmęczenie, które w mgnieniu oka przyniosło mi sen. Nie cieszyłam się nim zbyt długo, po bo piętnastu minutach odpoczynku rozdzwoniła się moja komórka.
- Halo? – spytałam zaspanym głosem wprost do telefonu. Przetarłam oczy i nie mogłam uwierzyć, że ktoś był na tyle chamski by budzić mnie w środku nocy.
- Isabell? Musisz mi pomóc. – głos Thiago od razu postawił mnie na równe nogi. – Posłuchaj, kiedy trener się dowie, że chłopcy opili się jak dzikie świnie w święta, to wszyscy będziemy mieć kłopoty.
- Nie rozumiem. – westchnęłam głośno. – Co ja mam z tym wspólnego? Ja w nich nie wlewałam alkoholu, a oni są dorośli.
- Alexis zrobił mini parapetówę w swoim pokoju i zaprosił Sergi’ego, Marc’a, Tello, Johannes’a i mnie. Mam tu mały problem, bo większość nie jest w stanie zrobić ani jednego kroku, a sam sobie z nimi nie poradzę.
- W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego do mnie z tym wszystkim dzwonisz. – oparłam się o parapet i spojrzałam na tętniący życiem nocnym Pekin.
- Mieszkasz na naszym piętrze i tylko Ty dogadasz się z chłopakami.
- To kiepski argument. – zmarszczyłam brwi. – Który pokój?
- 576. – usłyszałam kilka wyniosłych epitetów, które miały mnie jeszcze bardziej zachęcić, ale szybko się rozłączyłam. Zarzuciłam na siebie hotelowy szlafrok i wyszłam z pokoju najciszej jak się da, by nie obudzić Luki.
Szybko znalazłam pokój Thiago i zapukałam w drzwi. Po chwili pojawił się w nich szeroko uśmiechnięty piłkarz i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Z początku myślałam, że zrobił sobie ze mnie żart i to wszystko było zupełnie zmyślone, ale kiedy zobaczyłam Alexisa’a, który leży w kałuży piwa (oby to było piwo), to złapałam się za głowę.
- Co tu się działo?! – wskazałam na roztrzaskany stolik w salonie i rozdarte zasłony w oknach.
- Mała impreza. – piłkarz objął mnie ramieniem. – Dziękuję, że przyszłaś. Wiem, że to nie Twoja sprawa, ale jak trener się dowie to da nam wszystkim zakaz meczowy, a jutro gramy charytatywnie.
- Myślisz, że oni będą w stanie wejść na boisko? Zwariowałeś?
- Oni nie w takich stanach już grali. – machnął ręką.
- Jakim cudem Ty nie leżysz obok niego? – wskazałam na Chilijczyka.
- Jestem na antybiotykach. – wyszczerzył się i pociągnął za rękę do drugiego pokoju. Marc leżał na całej szerokości łóżka z głową zwieszoną na podłogę. Podeszłam do niego i szturchnęłam go mocno, ale nie zareagował.
- Wstawaj, debilu i idź do swojego pokoju! – wrzasnęłam, ale wydawało się, że w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Denerwowało mnie to, że obrócił się do mnie tyłem i miał gdzieś to co do niego mówię. Postanowiłam, że nim zajmę się na końcu.
Wróciłam do salonu i spojrzałam bezradnie na Alexis’a. Leżał w rozlanym piwie, przytulony do poduszki w kształcie ust i z wyraźnie zadowoloną miną.
- Wstawaj. – wraz z Thiago udało nam się go podnieść i posadzić na kanapie. Zaczął krzyczeć coś w nieznanym mi języku i odpłynął na dobre. – Jezu, za jakie grzechy? – westchnęłam.
- Izzie, jesteś naprawdę wspaniała. Chłopcy będą Ci wdzięczni, bo zależało im na tym meczu. – powiedział Thiago po położeniu w łóżku piłkarza i wyjściu z pokoju Sergi’ego.
- I dlatego właśnie się upili? Moim zdaniem są nieokrzesani, dziecinni i nie powinni grać w piłkę, bo nie wiedzą jak się zachować. – wyminęłam go i wróciłam do apartamentu Alexis’a. Szybko przetransportowaliśmy go do swojej sypialni i przykryliśmy kołdrą.
Marc wyglądał strasznie bezbronnie, ale nie zmieniało to faktu, że wyprowadził mnie z równowagi słowami „daj mi spokój, jestem dorosły” i wiązanką przekleństw pod nosem.
Złapałam za wazon, z którego wyrzuciłam kwiaty i czym prędzej dolałam do niego wody. Wbiegłam zdenerwowana do pokoju i wylałam całą zawartość na śpiącego piłkarza. Krzyk, który przeszedł przez cały pokój był nie do opisania. Skoczył na równe nogi i potknął o piłkę leżącą gdzieś na ziemi, w rezultacie uderzając głową o ścianę.
Razem z Thiago skoczyliśmy z miejsca i podbiegliśmy do jęczącego piłkarza, który opadł bezsilnie na podłogę.
- Nic Ci nie jest? – krzyknęłam i odsunęłam jego dłoń, którą trzymał się kurczową lewego oka. Krew kapała mu po twarzy, co dodawało traumatyzmu chwili. Wbiegłam do łazienki i zamoczyłam ręcznik w zimnej wodzie. Najdelikatniej jak się dało przetarłam powierzchnię obok rozciętej brwi, mimo wyraźnych sprzeciwów Marc’a. – Masz za swoje, głupku. Jak można się doprowadzić do takiego stanu?!
- Daj mi spokój… - jęknął próbując mnie od siebie odepchnąć, ale ta próba całkowicie mu się nie udała. W rezultacie uderzył się w łokieć, a ja dalej mogłam opatrywać jego ranę.
- Masz jakiś plaster, bandaż? Cokolwiek? – zwróciłam się do Thiago, który przyglądał się mi w ciszy. Zerwał się z miejsca i wrócił po chwili z podręczną apteczką, którą znalazł w łazience.
Wysypałam jej zawartość do zlewu i zaczęłam przeglądać co może się przydać, a co nie. Nie byłam może specjalistką w opatrywaniu ran, ale wiedziałam dobrze, że powinno się ją czymś odkazić, by nie wdała się żadna infekcja. Znalazłam odpowiedni płyn, którym nasączyłam watę i przyłożyłam ją do rany na brwi chłopaka. Krzyknął głośno, ale nie dałam mu możliwości ucieczki. Przetarłam krew, która zdążyła spłynąć mu po policzku i zakleiłam ranę szerokim plastrem.
- Wstawaj. – złapałam go pod rękę i wraz z pomocą Thiago odtransportowałam do jego pokoju. Kiedy położyliśmy go w łóżku, upewniłam się, że plaster się nie odkleja. – Masz za swoje, gdybyś tyle nie pił, to byś teraz nie cierpiał.
- Eric to dupek. – jęknął dotykając swojej głowy.
- Nie dotykaj tego! – złapałam jego rękę i odsunęłam na bok. – Ledwo co przeczyściłam Ci ranę, a Ty chcesz ją z powrotem zabrudzić? I nie mów już nic o swoim bracie.
- Wykorzysta Cię. – brzmiał całkiem serio, ale nie chciałam dopuścić do myśli jego słów, które wierciły mi dziurę w brzuchu.
- To chyba nie Twoja sprawa kto mnie wykorzystuje, a kto nie. Prawda? – przykryłam go kołdrą, ale już po chwili ją z siebie zrzucił i próbował wstać. Złapałam go za ramiona i z powrotem położyłam na poduszce. – Leż i spróbuj zasnąć.
- Zostań ze mną… - wybełkotał i złapał mnie mocno za dłoń, nie pozwalając odchodzić.
- Ani mi się śni. – ucałowałam go w policzek i szczelnie zakryłam kołdrą. Zgasiłam światła w jego apartamencie i wróciłam do swojego pokoju. Musiałam szybko zaprać szlafrok, który nasączył się krwią niczym gąbka. Wolałam uniknąć pytań brata, który pewnie na dzień dobry miałby ich całkiem sporo.
Po przeżyciach, które zaserwowali mi piłkarze przyszedł czas na odpoczynek. Nie mogłam jednak zasnąć zbyt szybko. Przewracałam się z boku na bok i wciąż myślałam o sytuacji, która miała miejsce w pokoju Alexis’a. Gdybym nie oblała wodą Marc’a, to nie spowodowałabym jego wypadku. Miałam wyrzuty sumienia, ale swoją drogą miał to na co zapracował. Pił cały wieczór z kolegami i najnormalniej w świecie uderzył głową w ścianę, ponieważ miał zachwianą równowagę. Nie powinnam była się obarczać winą za zaistniałą sytuację, ale miałam wrażenie, że upił się z powodu mojego spotkania z Eric’iem. Może to było głupie wrażenie, ale nie mogłam przestać o tym myśleć w ten sposób.

Brat obudził mnie w pół do dziewiątej rano. Niechętnie się przebrałam i zeszłam do restauracji na śniadanie. Nie spotkałam żadnego „uratowanego” przeze mnie piłkarza, dlatego też mogłam odetchnąć z ulgą i zająć się jedzeniem. Nie mogłam przewidzieć jak zareagowałby na mój widok Marc, który w nocy był naprawdę mocno poturbowany. Sama nie wiedziałam jakby się zachowała widząc jego rozciętą brew.
Thiago wysłał mi sms z wiadomością, że Bartra wysłany został do lekarza drużyny, by profesjonalnie opatrzył mu rozcięcie i ocenił „szkody”. Podobno sam chciał do niego pójść i nikt nie musiał go o tego zmuszać, co bardzo mnie zadziwiło. Miał te swoje głupie wymówki przed każdą możliwą wizytą u jakiegokolwiek lekarza.
- Wyspana? – usłyszałam za sobą głos Sergi’ego. Odwróciłam się i spojrzałam na jego zbolałą twarzyczkę. Podszedł do mnie zaraz po tym jak rozdzieliłam się z bratem, który poszedł robić zdjęcia prezesowi na konferencji prasowej.
- Nie za bardzo, ale nie narzekam. – przyjrzałam mu się uważnie. Miał wielgachne worki pod oczami i mętny wzrok, który błagał o sen. – Powiedz lepiej jak Ty się czujesz?
- Lepiej niż wyglądam. – uśmiechnął się niemrawo i złapał za głowę, jakby każdy jego ruch wywoływał u niego ból. – Chciałem Cię przeprosić. Nie powinnaś nas oglądać w takim stanie.
- Przywykłam do takich widoków. Nieraz odbierałam brata i jego kumpli z imprez. – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco. Chciałam mu jakoś ulżyć w bólu, ale wyszłam z założenia, że skoro sam umiał pić, to sam powinien odcierpieć swoje.
- I dziękuję za pomoc. Nie wiem co by się stało gdyby trener lub ktoś z kadry nas zobaczył w takim stanie.
- Myślę, że mielibyście spore kłopoty.
- Spore? Zawiasy na mecze w ramach zadośćuczynienia. – prychnął pod nosem.
- Nie mogliście się oprzeć i nie pić? Mało macie okazji w domu? – spojrzałam na niego spod byka. Próbowałam zrozumieć ich zachowanie, ale jakoś mi to nie wychodziło.
- Marc był zdołowany, potem przeniosło się to na Alexis’a i tak zaczęliśmy sobie polewać. W rezultacie nie pamiętaliśmy po co piliśmy i zaczęliśmy się kłócić. Znowu polaliśmy i skończyło się jak sama widziałaś.
- Dobrze, że chociaż tyle pamiętasz. Myślisz, że Marc wie co się zdarzyło w nocy? – spojrzałam na niego, próbując ukryć swoje zainteresowanie jego kolegą.
- Rozmawiałem z nim tylko przez chwilę, bo sam byłem zaskoczony jego wyglądem i plastrem nad okiem. Mówił, że zderzył się ze ścianą, a ja nie chciałem więcej pytać. Spieszył się do lekarza, a ja przyszedłem prosto tutaj.
- Rozumiem. – westchnęłam pod nosem. – A Alexis?
- Jeszcze nie wstał. Thiago próbował zrzucić go z łóżka, ale przykleił się do poduszki i nie ma zmiłuj. – spojrzał na zegarek. – A za pół godziny mamy wyjazd na otwarty trening.
- No to chodźmy po niego. – podniosłam się z miejsca i udałam do windy. Trzeba było działać, żeby piłkarz nie miał później kłopotów z wywiązywaniem się z umowy z klubem. Razem z Sergi’m wyrwaliśmy go z objęć niezastąpionej pani kołdry i wepchnęliśmy pod prysznic, aby zimna woda postawiła go na nogi. Efekt był lepszy niż zamierzaliśmy. Już po chwili biegał po pokoju w poszukiwaniu zaginionych bokserek. Przybiłam piątkę z Roberto i wróciłam do swojego pokoju, by spakować resztę swoich rzeczy. Dwie obszerne torby zwisały na moich ramionach, a w ręku trzymałam statyw, który służył mi wyjątkowo do podpierania się i utrzymywania równowagi. Dołączyłam do reszty ekipy, która zebrała się w zaskakująco dużym składzie w holu hotelu. Thiago od razu zaoferował mi pomoc i zabrał mi jedną z toreb, drugą wziął jego brat, a statyw prężnie dzierżył Sergi. Miałam w nich niezłych pomocników, choć dwójka z nich nie miała zbyt udanej nocy i poranka. Wyglądali na wyczerpanych, a ja osobiście miałam nadzieję, że trener wyciśnie z nich ostatnie poty na treningu, żeby zapamiętali na resztę życia jaki alkohol potrafi być.
Kiedy zobaczyłam podchodzącego do reszty Marc’a, ugięły się pode mną kolana. Wyglądał nad wyraz dobrze po tak intensywnej nocy. Lekarz zakleił jego łuk brwiowy plastrem w odcieniu skóry, więc z daleka nawet nie było widać, że cokolwiek mu się stało. Oczy miał wciąż trochę podpuchnięte, ale kiedy spoczęły na mojej osobie, udałam szybko, że wcale go nie obserwuję. Zajęłam się liczeniem kafelek na podłodze. Kiedy zdążyłam je prześledzić kilkukrotnie, zaczęłam liczyć szkiełka w żyrandolu, ale i tak co chwilę nasze wzroki się napotykały.
Weszłam do autokaru za chłopakami, po kilkuminutowej sesji i zaczęłam szukać wolnego miejsca. Kiedy mój wzrok padł na miejsce obok Marc’a i jego szeroki uśmiech wystosowany w moim kierunku, moja mina całkowicie się zmieniła. Odpowiedziałam mu jedynie spojrzeniem, które mogłoby zabić i usiadłam obok niego. Podróż miała potrwać 15 minut.
O 15 za dużo, jak się okazało później.



*****************************************

Hej! Miałam spore problemy z napisaniem tego rozdziału, ale mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodobał. Pozdrawiam i do kolejnego ;*

4 komentarze:

  1. do tej pory nie mogę się otrząsnąć, że zrobiłaś z Marca tak okropnego człowieka! I Jeszcze to oblanie wodą... no ludzie! hahha, biedak, ale w sumie ma racje, należało mu się za całokształt :D
    Czekam na nowosć :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, no nieźle. Jak zawsze świetny rozdział. Oj, biedny Marc, ale należało mu się, hah. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam na szósty rozdział, który pojawił się na http://he-was-gone.blogspot.com/

      Usuń

***********************************************************

***********************************************************