8.04.2014

Chapter 10


Mogłabym przysiąc, że wszystko obracało się przeciwko mnie. Nawet to puste miejsce, które mogło zostać zajęte przez kogokolwiek w tym autobusie, akurat czekało na mnie. Jak to możliwe, że żaden z piłkarzy nie usiadł obok swojego  kumpla? Zaczynałam podejrzewać, że sam zainteresowany mieszał w tym palce i przeganiał każdego możliwego i potencjalnego sąsiada na piętnastominutową podróż.
- Witam, witam. – na sam początek powitana zostałam szerokim uśmiechem i gestem ręki, który miał zachęcić mnie do spoczęcia obok piłkarza. Rozejrzałam się czy, aby na pewno nie ma innego wolnego miejsca, ale zrezygnowana opadłam na miejsce przy Marc’u. – Wyspana?
- To chyba ja powinnam zapytać o to Ciebie. – fuknęłam i próbowałam założyć na uszy słuchawki, ale powstrzymał mnie przed tym piłkarz, który złapał mnie od razu za rękę. – No co?
- Nie bądź niemiła z samego rana.
- Widzę, że humor Cię dziś nie odstępuje na krok, a chyba powinieneś cierpieć po zderzeniu ze ścianą. – złapał mnie mocniej za rękę i przyciągnął do siebie.
- Ciii. Trener nie wie po co byłem u lekarza i tak ma zostać, jasne? – wbił we mnie swój przeszywający wzrok.
- No okej, ale czy Ty na serio myślisz, że nie zauważy tego plastra nad okiem?
- Miałem mały wypadek w łazience. Nie musi wiedzieć więcej. – uwolnił mnie ze swojego mocnego uścisku. Nadgarstki pokryły się czerwienią, przez co musiałam je rozmasować. Byłam na niego wściekła, bo wyobrażał sobie nie wiadomo co. Miałam się do niego szczerzyć i trzepotać rzęsami? Zbyt długo go znałam, by polecieć na takie bajery.
- Mam nadzieję, że trener odsunie Cię od gry i nie będę musiała Ci robić zdjęć przez najbliższy czas… czyli przez trwanie mojej umowy. – syknęłam przez zęby.
- Ah, tak? – odwrócił się do mnie i zaśmiał pod nosem. – Po tym co mi zrobiłaś w nocy, powinienem Cię podać do sądu za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Teraz powinnaś koło mnie skakać.
- Zwariowałeś? Mózg już Ci się całkowicie posypał po tym zderzeniu z murem?
- Uwielbiam to Twoje poczucie humoru, Bella. – zaśmiał się pod nosem.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Bella? – spojrzał na mnie znad okularów przeciwsłonecznych. – Wiem, że tylko ja Cię mogę tak nazywać.
- Nieprawda! – zaprzeczyłam od razu. – Mów mi Isabell, albo najlepiej panno Alonso.
- Wiesz, że gdyby nie Twoje dąsy to prawdopodobnie byłabyś już panią Bartra? – spojrzałam na niego zaskoczona i o mało co nie zakrztusiłam się swoją własną śliną. Zaczęłam kasłać i dusić się, na pomoc przybył mi siedzący dokładnie przed nami Sergi. – Zostaw ją! – warknął Marc i odepchnął go ode mnie. Sam zaczął delikatnie klepać mnie po plecach, przez co znów mogłam swobodnie oddychać.
- Dziękuję. – powiedziałam cicho.
- Tak zareagowałaś na moje słowa? Nie mów, że Cię to zszokowało. – zaśmiał się wracając na swoje miejsce.
- A niby nie miało? To Ty chciałeś przelecieć każde możliwe stworzenie w naszym liceum i to było głównym powodem naszego zerwania.
- Nie prawda.
- Nie? Mam Ci przypomnieć listę dziewczyn z którymi mnie zdradziłeś?
- Nigdy Cię nie zdradziłem! – wrzasnął przez co piłkarze siedzący w naszej okolicy spojrzeli na nas badawczo, odrywając się od wcześniejszych zajęć. Nie chciałam robić przed nimi przedstawienia i założyłam na uszy słuchawki. Ignorowałam każdą dalszą próbę Marc’a w nawiązaniu ze mną kontaktu. Po kilku razach opadł bezsilnie na swój fotel i sam założył słuchawki wpatrując się w krajobraz za oknem. Wyglądaliśmy jak dwa naburmuszone dzieciaki, z założonymi rękoma. Przeglądałam zawartość swojej playlisty i wzdychałam pod nosem. Miałam same smutne piosenki, a chciałam się jakoś rozweselić. Marc wyprowadzał mnie z równowagi i nic nie wskazywało na to, by miał kiedykolwiek przestać.
- Nie spać, zwiedzać. – szturchnął mnie w bok i posłał szeroki uśmiech po kilku minutach spokoju.
- Bez takich. – odsunęłam się i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie bądź taka spięta. Uśmiechnij się wreszcie. – próbował wyrwać mi z rąk telefon, ale sprytnie odwróciłam się i jego dłoń wylądowała na moim kolanie.
- Ejjj! – syknęłam i zrzuciłam jego dłoń, w odpowiedzi otrzymałam szeroki uśmiech. Nie wiedziałam co mam z nim począć. Raz był bezczelny, raz zabawny, raz słodki. Miał wahania nastroju, niczym kobieta w ciąży. Początkowo chciałam go w sobie rozkochać, ale było to trudniejsze zadanie niż mi się wydawało. Nie wiedziałam jak go rozgryźć. Myślałam, że Eric coś wskóra, ale kiedy zobaczyłam młodszego z braci w takim stanie jaki zaserwował mi wczorajszego wieczoru, wszystkie moje działania straciły jakikolwiek sens.
Wyszłam z autokaru niczym goniona przez watahę wilków i odnalazłam brata, który rozmawiał z Sergi’m. Kiedy byłam w jego pobliżu od razu czułam się bezpieczniej i nie bezpośrednio nastawiona na narażenie ze strony Marc’a.
- A co Ty taka wystraszona, Izzie? – zwrócił na mnie uwagę brat, który przyjrzał mi się uważnie.
- Co? – wyrwał mnie z zamyślenia. – Wydaje Ci się.
- Poprztykała się z Marc’iem, ot co. – zaśmiał się głośno Sergi, za co szturchnęłam go w ramię, by dał sobie spokój z plotkowaniem. Wiedziałam dobrze, że moja wymiana zdań z piłkarzem nie obędzie się bez szeroko komentowanego głosu bab z drużyny, ale musiałam z tym jakoś żyć. Chciałam zająć się pracą i tylko o niej właśnie myślałam. A raczej starałam się.
Kochałam współpracować z moim bratem, ponieważ rozumieliśmy się bez zbędnych słów. Wystarczyło jedno spojrzenie, gest ręką, a oboje wiedzieliśmy co poprawić, co ulepszyć. Byliśmy zdecydowanie profesjonalistami, a po tym jak zaczęliśmy współpracę z klubem, taktowaliśmy nasz zawód jeszcze poważniej niż do tej pory. Nigdy bym nie pomyślała, że mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, będę współpracować z jednym z najlepszych klubów piłkarskich na świecie oraz piłkarzami, którzy uchodzą za żywe legendy.
Po rozdaniu autografów i zrobieniu miliona zdjęć, mogliśmy wejść na teren stadionu, gdzie chłopcy mogli odsapnąć. Skierowali się do szatni, ja natomiast za trenerem, by zrobić mu parę zdjęć jak wchodzi na murawę. Stadion powoli się zapełniał kibicami, którzy chcieli na żywo zobaczyć poczynania swoich idoli na otwartym treningu. Oczywiście na takie spotkanie trzeba było wykupić bilet, za którego pieniądze przekazywane były na cele charytatywne.
Usiadłam na miękkim fotelu „ławki” rezerwowej i obserwowałam jak piłkarze wychodzą na murawę. Brat skakał wokół nich i robił mnóstwo zdjęć. Ja siedziałam z aparatem i starałam uchwycić się radość kibiców, a byli oni wyjątkowo głośni. Trening rozpoczął się tradycyjnym kółeczkiem, w którego środku stał trener i przemawiał do swoich piłkarzy. Po chwili wrócił na fotel obok mnie i z daleka obserwował poczynania swoich podopiecznych. Chłopcy zaczęli się rozciągać, co nie powiem, podobało się zdecydowanie bardziej piękniejszej części trybun. W tym oczywiście mnie. Wymieniłam się z bratem i złapałam jego aparat. Wyszłam na murawę i kucnęłam, by lepiej uchwycić każde ujęcie. Miałam sporo zabawy, ponieważ pozy jakie przyjmowali chłopcy były naprawdę zabawne. Alexis prężył się jak dzika kotka, Sergi robił piruety, a Marc kręcił bioderkami. Dani Aloes trzymał stopę Pique, który próbował naciągnąć prawą nogę, co wyglądało przekomicznie, ponieważ różnica wzrostu między nimi była dosyć spora. Miałam wrażenie, że Dani ma wielkie trudności w utrzymaniu jego stopy, a co by było kiedy musiałby wziąć go na barana? Długo nie musiałam czekać, bo już po chwili na plecach Messi’ego wylądował jak zwykle roześmiany Pedro. Nie mogłam się rozdwoić, a chciałam zrobić jak najwięcej zdjęć. Brat potruchtał na drugą stronę murawy i przyjął swoją pozycję do pracy. Kiedy zaczęli grać między sobą mecz musiałam zejść z trawy, ponieważ o mały włos nie zderzyłabym się z Valdes’em, który wyskoczył ponad mnie i głową odbił piłkę, która wpadła wprost do siatki. Było to stresujące i pobudziło moje nogi do ucieczki.
Z powrotem zajęłam miejsce na ławce i czekałam do końca spotkania. Chłopcy grali pół godziny i wyszli, by zrobić zdjęcia i rozdać autografy. Miałam wtedy chwilę dla siebie, żeby odsapnąć w całkiem pustym autokarze. Z początku myślałam, że kibice rozniosą pojazd, ponieważ z biegiem czasu było ich coraz więcej, ale wtedy do akcji wkroczyła ochrona. Przetransportowali oni bowiem chłopców bezpiecznie do środka i mogliśmy odjechać do hotelu.
Marc zajął znów miejsce obok mnie, co już wcale mnie nie zdziwiło. Uprzedziłam jakiekolwiek jego pytania wobec mojej osoby i założyłam czym prędzej słuchawki na uszy. Wbiłam wzrok w szybę i w ogóle nie zwracałam uwagi na jakąkolwiek jego próbę nawiązania ze mną konwersacji.
- Czemu Ty się nigdy nie uśmiechasz? – spytał, kiedy podjechaliśmy pod hotel i zdjęłam słuchawki.
- Ja? Uśmiecham się i to często.  – odpowiedziałam, choć moja mina wcale nie obrazowała zadowolenia.
- Zawsze kiedy Cię widzę to jesteś nadąsana. Powinnaś częściej się uśmiechać, bo wyglądasz wtedy jeszcze piękniej. – puścił mi oczko i przepuścił, bym wyszła przed nim. Miał tupet. Raz mi słodził, raz obrażał. Nie wiedziałam co chce tym osiągnąć. Moją jeszcze większą nienawiść? To ja chciałam, żeby czuł się nieswojo. W rezultacie jednak ja stawałam się ofiarą własnej intrygi.
Musiałam działać jak najszybciej się dało. Eric miał zdjęcia do kolejnej sesji zdjęciowej przez kolejny dzień. Chciałam to wykorzystać jako pretekst do kolejnego spotkania. Miał wyjechać do Stanów, więc istniała możliwość, że nie zobaczymy się zbyt prędko, a przecież figurował w moim planie na ważnym miejscu.
Wysłałam mu sms z zaproszeniem na drinka tuż po meczu chłopaków. Odpowiedział, że to naprawdę miłe z mojej strony i że przyjdzie na pewno. Chciałam, żeby przyszedł na mecz, ale sesja miała ciągnąć się do dwudziestej pierwszej. Ważne, żeby pokazał się w hotelu, najlepiej jak największej ilości par oczu, które miały wielką zdolność do plotkowania. A jak wiadomo w klubie jest kilku czołowych plotkarzy, którzy rozsiewają informacje szybciej niż panie na bazarku.
Pojechałam z chłopakami na mecz. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, ponieważ denerwowałam się spotkaniem. Zrobiłam kilka fajnych zdjęć, ale większość czasu mój brat się udzielał i biegał pomiędzy rozgrzewającymi się piłkarzami rezerwowymi.
To był naprawdę dobry mecz. Chłopcy spisali się na medal i wygrali 3:1. Marc wszedł dopiero w osiemdziesiątej pierwszej minucie, przez co był bardzo zawiedziony. Miał grać od początku i dopiero na piętnaście minut przed meczem dowiedział się, że na jego miejsce wchodzi Jordi Alba. Nie chciałam wbijać kolejnego gwoździa do trumny, pokazując się z Eric’iem, ale wprost nie mogłam się powstrzymać.
Szliśmy korytarzem z uśmiechami na twarzy, co chwilę śmiejąc się z anegdotek chłopaka, które wyniósł z sesji zdjęciowych. Marc wychodził akurat z pokoju. Widać było, że gdzieś się spieszy, upuścił nawet swój telefon, w który był wpatrzony jak w obrazek i podczas gdy się podnosił zauważył naszą dwójkę.
- Kogo ja widzę. – powiedział chowając telefon w kieszeni. Zlustrował mnie wzrokiem, ponieważ miałam na sobie krótką sukienkę, po czym przeniósł się na swojego brata, jego obrzucił pogardliwym spojrzeniem.
- No cześć, bracie. – Eric próbował przybić piątkę, ale został wyminięty i przy okazji szturchnięty barkiem. – A jemu co? – starszy z braci zwrócił się do mnie.
- Nie mam pojęcia. – odpowiedziałam wymijająco. Było mi głupio, ale w sumie sama tego wszystkiego chciałam. Miałam dać mu nauczkę, a w rzeczywistości gubiłam się w swoich planach i wszystko wychodziło na opak.
Jeszcze kilka miesięcy temu bez wahania wyrzuciłabym go przez okno, przy pierwszej możliwej okazji. Teraz sama nie mogłam siebie poznać. Było mi go żal? Ale jak to? Byłaby ze mnie kiepska morderczyni, bo po pewnym czasie zaczęłabym się użalać nad swoją ofiarą i pewnie darowałabym jej życie. Broń Boże, nie chciałam nikogo zabijać. A w szczególności Marc’a. Miałam do niego zbyt wielki sentyment, by zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. I chyba to właśnie zaczynało mnie pogrążać. Sentymenty, pierdoły, stare czasy. Aby wypełnić plan musiałam oddzielić przeszłość grubą kreską i żyć pełnią życia. Tylko jak to zrobić, kiedy chce się igrać z ogniem?

*********************************
Hej! Dodaję rozdział, ponieważ napisałam go już jakiś czas temu. Chciałam dodawać coś co tydzień, ale czasami mi po prostu nie wychodzi. Mam dwa rozdziały w zanadrzu, więc kolejny rozdział powinien pojawić się do pięciu dni :-) Pozdrawiam!!!

5 komentarzy:

  1. i Izzy dopadły wyrzuty sumienia co do swoich czynów wobec Marca.. ehhh. Ja bym mu nie potrafiła robić czegoś takiego hahaha
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  2. a co to miało znaczyć, że Marc nie zdradził Izzy?
    teraz to i mnie napadły wątpliwości, że moż e niepotrzebnie ona się na nim mści. kurczę no. sama nie wiem teraz co mam myślęc. zresztą podobnie jak Bella.
    czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, no to się porobiło. Ja na miejscu bohaterki nie wiedziałabym, co robić, bo jeśli Marc jej nie zdradził... Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale długi rozdział *____* dzięki. Teraz nie wiem co mam myśleć xD biedna Izzy ;____; no ale ma wyrzuty sumienia co do Marca. C: przepraszam, że długo nie komentowałam ale szkoła i nauka zabierają mi za dużo czasu :c mam nadzieję, że dodasz coś na weekendzie, żebym mogła sobie spokojnie poczytać i dodać jakiś dłuższy i bardziej składny komentarz c: Poinformuj mnie o następnym w nowej zakładce na moim blogu ,,Spam". Będę bardzo wdzięczna ;) czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział ! Nie moge doczekać sie dalszych rozdziałów ^^
    Och ta Bella coś się gubi w tych planach :pp

    OdpowiedzUsuń

***********************************************************

***********************************************************