Mogłabym
przysiąc, że wszystko obracało się przeciwko mnie. Nawet to puste miejsce,
które mogło zostać zajęte przez kogokolwiek w tym autobusie, akurat czekało na
mnie. Jak to możliwe, że żaden z piłkarzy nie usiadł obok swojego kumpla? Zaczynałam podejrzewać, że sam
zainteresowany mieszał w tym palce i przeganiał każdego możliwego i
potencjalnego sąsiada na piętnastominutową podróż.
- Witam,
witam. – na sam początek powitana zostałam szerokim uśmiechem i gestem ręki,
który miał zachęcić mnie do spoczęcia obok piłkarza. Rozejrzałam się czy, aby
na pewno nie ma innego wolnego miejsca, ale zrezygnowana opadłam na miejsce
przy Marc’u. – Wyspana?
- To chyba ja
powinnam zapytać o to Ciebie. – fuknęłam i próbowałam założyć na uszy
słuchawki, ale powstrzymał mnie przed tym piłkarz, który złapał mnie od razu za
rękę. – No co?
- Nie bądź
niemiła z samego rana.
- Widzę, że
humor Cię dziś nie odstępuje na krok, a chyba powinieneś cierpieć po zderzeniu
ze ścianą. – złapał mnie mocniej za rękę i przyciągnął do siebie.
- Ciii. Trener
nie wie po co byłem u lekarza i tak ma zostać, jasne? – wbił we mnie swój
przeszywający wzrok.
- No okej, ale
czy Ty na serio myślisz, że nie zauważy tego plastra nad okiem?
- Miałem mały
wypadek w łazience. Nie musi wiedzieć więcej. – uwolnił mnie ze swojego mocnego
uścisku. Nadgarstki pokryły się czerwienią, przez co musiałam je rozmasować.
Byłam na niego wściekła, bo wyobrażał sobie nie wiadomo co. Miałam się do niego
szczerzyć i trzepotać rzęsami? Zbyt długo go znałam, by polecieć na takie bajery.
- Mam
nadzieję, że trener odsunie Cię od gry i nie będę musiała Ci robić zdjęć przez
najbliższy czas… czyli przez trwanie mojej umowy. – syknęłam przez zęby.
- Ah, tak? –
odwrócił się do mnie i zaśmiał pod nosem. – Po tym co mi zrobiłaś w nocy, powinienem
Cię podać do sądu za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Teraz powinnaś koło
mnie skakać.
- Zwariowałeś?
Mózg już Ci się całkowicie posypał po tym zderzeniu z murem?
- Uwielbiam to
Twoje poczucie humoru, Bella. – zaśmiał się pod nosem.
- Nie nazywaj
mnie tak!
- Bella? –
spojrzał na mnie znad okularów przeciwsłonecznych. – Wiem, że tylko ja Cię mogę
tak nazywać.
- Nieprawda! –
zaprzeczyłam od razu. – Mów mi Isabell, albo najlepiej panno Alonso.
- Wiesz, że
gdyby nie Twoje dąsy to prawdopodobnie byłabyś już panią Bartra? – spojrzałam
na niego zaskoczona i o mało co nie zakrztusiłam się swoją własną śliną.
Zaczęłam kasłać i dusić się, na pomoc przybył mi siedzący dokładnie przed nami
Sergi. – Zostaw ją! – warknął Marc i odepchnął go ode mnie. Sam zaczął
delikatnie klepać mnie po plecach, przez co znów mogłam swobodnie oddychać.
- Dziękuję. –
powiedziałam cicho.
- Tak
zareagowałaś na moje słowa? Nie mów, że Cię to zszokowało. – zaśmiał się
wracając na swoje miejsce.
- A niby nie
miało? To Ty chciałeś przelecieć każde możliwe stworzenie w naszym liceum i to
było głównym powodem naszego zerwania.
- Nie prawda.
- Nie? Mam Ci
przypomnieć listę dziewczyn z którymi mnie zdradziłeś?
- Nigdy Cię
nie zdradziłem! – wrzasnął przez co piłkarze siedzący w naszej okolicy
spojrzeli na nas badawczo, odrywając się od wcześniejszych zajęć. Nie chciałam
robić przed nimi przedstawienia i założyłam na uszy słuchawki. Ignorowałam
każdą dalszą próbę Marc’a w nawiązaniu ze mną kontaktu. Po kilku razach opadł
bezsilnie na swój fotel i sam założył słuchawki wpatrując się w krajobraz za
oknem. Wyglądaliśmy jak dwa naburmuszone dzieciaki, z założonymi rękoma.
Przeglądałam zawartość swojej playlisty i wzdychałam pod nosem. Miałam same
smutne piosenki, a chciałam się jakoś rozweselić. Marc wyprowadzał mnie z
równowagi i nic nie wskazywało na to, by miał kiedykolwiek przestać.
- Nie spać,
zwiedzać. – szturchnął mnie w bok i posłał szeroki uśmiech po kilku minutach
spokoju.
- Bez takich.
– odsunęłam się i spiorunowałam go wzrokiem.
- Nie bądź
taka spięta. Uśmiechnij się wreszcie. – próbował wyrwać mi z rąk telefon, ale
sprytnie odwróciłam się i jego dłoń wylądowała na moim kolanie.
- Ejjj! – syknęłam
i zrzuciłam jego dłoń, w odpowiedzi otrzymałam szeroki uśmiech. Nie wiedziałam
co mam z nim począć. Raz był bezczelny, raz zabawny, raz słodki. Miał wahania
nastroju, niczym kobieta w ciąży. Początkowo chciałam go w sobie rozkochać, ale
było to trudniejsze zadanie niż mi się wydawało. Nie wiedziałam jak go
rozgryźć. Myślałam, że Eric coś wskóra, ale kiedy zobaczyłam młodszego z braci
w takim stanie jaki zaserwował mi wczorajszego wieczoru, wszystkie moje
działania straciły jakikolwiek sens.
Wyszłam z
autokaru niczym goniona przez watahę wilków i odnalazłam brata, który rozmawiał
z Sergi’m. Kiedy byłam w jego pobliżu od razu czułam się bezpieczniej i nie
bezpośrednio nastawiona na narażenie ze strony Marc’a.
- A co Ty taka
wystraszona, Izzie? – zwrócił na mnie uwagę brat, który przyjrzał mi się
uważnie.
- Co? – wyrwał
mnie z zamyślenia. – Wydaje Ci się.
- Poprztykała
się z Marc’iem, ot co. – zaśmiał się głośno Sergi, za co szturchnęłam go w
ramię, by dał sobie spokój z plotkowaniem. Wiedziałam dobrze, że moja wymiana
zdań z piłkarzem nie obędzie się bez szeroko komentowanego głosu bab z drużyny,
ale musiałam z tym jakoś żyć. Chciałam zająć się pracą i tylko o niej właśnie
myślałam. A raczej starałam się.
Kochałam
współpracować z moim bratem, ponieważ rozumieliśmy się bez zbędnych słów.
Wystarczyło jedno spojrzenie, gest ręką, a oboje wiedzieliśmy co poprawić, co
ulepszyć. Byliśmy zdecydowanie profesjonalistami, a po tym jak zaczęliśmy
współpracę z klubem, taktowaliśmy nasz zawód jeszcze poważniej niż do tej pory.
Nigdy bym nie pomyślała, że mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, będę
współpracować z jednym z najlepszych klubów piłkarskich na świecie oraz
piłkarzami, którzy uchodzą za żywe legendy.
Po rozdaniu
autografów i zrobieniu miliona zdjęć, mogliśmy wejść na teren stadionu, gdzie
chłopcy mogli odsapnąć. Skierowali się do szatni, ja natomiast za trenerem, by
zrobić mu parę zdjęć jak wchodzi na murawę. Stadion powoli się zapełniał
kibicami, którzy chcieli na żywo zobaczyć poczynania swoich idoli na otwartym
treningu. Oczywiście na takie spotkanie trzeba było wykupić bilet, za którego
pieniądze przekazywane były na cele charytatywne.
Usiadłam na
miękkim fotelu „ławki” rezerwowej i obserwowałam jak piłkarze wychodzą na
murawę. Brat skakał wokół nich i robił mnóstwo zdjęć. Ja siedziałam z aparatem
i starałam uchwycić się radość kibiców, a byli oni wyjątkowo głośni. Trening
rozpoczął się tradycyjnym kółeczkiem, w którego środku stał trener i przemawiał
do swoich piłkarzy. Po chwili wrócił na fotel obok mnie i z daleka obserwował
poczynania swoich podopiecznych. Chłopcy zaczęli się rozciągać, co nie powiem,
podobało się zdecydowanie bardziej piękniejszej części trybun. W tym oczywiście
mnie. Wymieniłam się z bratem i złapałam jego aparat. Wyszłam na murawę i
kucnęłam, by lepiej uchwycić każde ujęcie. Miałam sporo zabawy, ponieważ pozy
jakie przyjmowali chłopcy były naprawdę zabawne. Alexis prężył się jak dzika
kotka, Sergi robił piruety, a Marc kręcił bioderkami. Dani Aloes trzymał stopę
Pique, który próbował naciągnąć prawą nogę, co wyglądało przekomicznie,
ponieważ różnica wzrostu między nimi była dosyć spora. Miałam wrażenie, że Dani
ma wielkie trudności w utrzymaniu jego stopy, a co by było kiedy musiałby wziąć
go na barana? Długo nie musiałam czekać, bo już po chwili na plecach Messi’ego
wylądował jak zwykle roześmiany Pedro. Nie mogłam się rozdwoić, a chciałam
zrobić jak najwięcej zdjęć. Brat potruchtał na drugą stronę murawy i przyjął
swoją pozycję do pracy. Kiedy zaczęli grać między sobą mecz musiałam zejść z
trawy, ponieważ o mały włos nie zderzyłabym się z Valdes’em, który wyskoczył
ponad mnie i głową odbił piłkę, która wpadła wprost do siatki. Było to
stresujące i pobudziło moje nogi do ucieczki.
Z powrotem
zajęłam miejsce na ławce i czekałam do końca spotkania. Chłopcy grali pół
godziny i wyszli, by zrobić zdjęcia i rozdać autografy. Miałam wtedy chwilę dla
siebie, żeby odsapnąć w całkiem pustym autokarze. Z początku myślałam, że
kibice rozniosą pojazd, ponieważ z biegiem czasu było ich coraz więcej, ale
wtedy do akcji wkroczyła ochrona. Przetransportowali oni bowiem chłopców
bezpiecznie do środka i mogliśmy odjechać do hotelu.
Marc zajął
znów miejsce obok mnie, co już wcale mnie nie zdziwiło. Uprzedziłam
jakiekolwiek jego pytania wobec mojej osoby i założyłam czym prędzej słuchawki
na uszy. Wbiłam wzrok w szybę i w ogóle nie zwracałam uwagi na jakąkolwiek jego
próbę nawiązania ze mną konwersacji.
- Czemu Ty się
nigdy nie uśmiechasz? – spytał, kiedy podjechaliśmy pod hotel i zdjęłam
słuchawki.
- Ja?
Uśmiecham się i to często. –
odpowiedziałam, choć moja mina wcale nie obrazowała zadowolenia.
- Zawsze kiedy
Cię widzę to jesteś nadąsana. Powinnaś częściej się uśmiechać, bo wyglądasz wtedy
jeszcze piękniej. – puścił mi oczko i przepuścił, bym wyszła przed nim. Miał
tupet. Raz mi słodził, raz obrażał. Nie wiedziałam co chce tym osiągnąć. Moją
jeszcze większą nienawiść? To ja chciałam, żeby czuł się nieswojo. W rezultacie
jednak ja stawałam się ofiarą własnej intrygi.
Musiałam
działać jak najszybciej się dało. Eric miał zdjęcia do kolejnej sesji
zdjęciowej przez kolejny dzień. Chciałam to wykorzystać jako pretekst do
kolejnego spotkania. Miał wyjechać do Stanów, więc istniała możliwość, że nie
zobaczymy się zbyt prędko, a przecież figurował w moim planie na ważnym
miejscu.
Wysłałam mu
sms z zaproszeniem na drinka tuż po meczu chłopaków. Odpowiedział, że to
naprawdę miłe z mojej strony i że przyjdzie na pewno. Chciałam, żeby przyszedł
na mecz, ale sesja miała ciągnąć się do dwudziestej pierwszej. Ważne, żeby
pokazał się w hotelu, najlepiej jak największej ilości par oczu, które miały
wielką zdolność do plotkowania. A jak wiadomo w klubie jest kilku czołowych
plotkarzy, którzy rozsiewają informacje szybciej niż panie na bazarku.
Pojechałam z
chłopakami na mecz. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach, ponieważ
denerwowałam się spotkaniem. Zrobiłam kilka fajnych zdjęć, ale większość czasu
mój brat się udzielał i biegał pomiędzy rozgrzewającymi się piłkarzami
rezerwowymi.
To był
naprawdę dobry mecz. Chłopcy spisali się na medal i wygrali 3:1. Marc wszedł
dopiero w osiemdziesiątej pierwszej minucie, przez co był bardzo zawiedziony.
Miał grać od początku i dopiero na piętnaście minut przed meczem dowiedział
się, że na jego miejsce wchodzi Jordi Alba. Nie chciałam wbijać kolejnego
gwoździa do trumny, pokazując się z Eric’iem, ale wprost nie mogłam się
powstrzymać.
Szliśmy
korytarzem z uśmiechami na twarzy, co chwilę śmiejąc się z anegdotek chłopaka,
które wyniósł z sesji zdjęciowych. Marc wychodził akurat z pokoju. Widać było,
że gdzieś się spieszy, upuścił nawet swój telefon, w który był wpatrzony jak w
obrazek i podczas gdy się podnosił zauważył naszą dwójkę.
- Kogo ja
widzę. – powiedział chowając telefon w kieszeni. Zlustrował mnie wzrokiem,
ponieważ miałam na sobie krótką sukienkę, po czym przeniósł się na swojego
brata, jego obrzucił pogardliwym spojrzeniem.
- No cześć,
bracie. – Eric próbował przybić piątkę, ale został wyminięty i przy okazji
szturchnięty barkiem. – A jemu co? – starszy z braci zwrócił się do mnie.
- Nie mam
pojęcia. – odpowiedziałam wymijająco. Było mi głupio, ale w sumie sama tego
wszystkiego chciałam. Miałam dać mu nauczkę, a w rzeczywistości gubiłam się w
swoich planach i wszystko wychodziło na opak.
Jeszcze kilka
miesięcy temu bez wahania wyrzuciłabym go przez okno, przy pierwszej możliwej
okazji. Teraz sama nie mogłam siebie poznać. Było mi go żal? Ale jak to? Byłaby
ze mnie kiepska morderczyni, bo po pewnym czasie zaczęłabym się użalać nad
swoją ofiarą i pewnie darowałabym jej życie. Broń Boże, nie chciałam nikogo
zabijać. A w szczególności Marc’a. Miałam do niego zbyt wielki sentyment, by
zrobić mu jakąkolwiek krzywdę. I chyba to właśnie zaczynało mnie pogrążać.
Sentymenty, pierdoły, stare czasy. Aby wypełnić plan musiałam oddzielić
przeszłość grubą kreską i żyć pełnią życia. Tylko jak to zrobić, kiedy chce się
igrać z ogniem?
*********************************
Hej! Dodaję rozdział, ponieważ napisałam go już jakiś czas temu. Chciałam dodawać coś co tydzień, ale czasami mi po prostu nie wychodzi. Mam dwa rozdziały w zanadrzu, więc kolejny rozdział powinien pojawić się do pięciu dni :-) Pozdrawiam!!!
i Izzy dopadły wyrzuty sumienia co do swoich czynów wobec Marca.. ehhh. Ja bym mu nie potrafiła robić czegoś takiego hahaha
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość :*
a co to miało znaczyć, że Marc nie zdradził Izzy?
OdpowiedzUsuńteraz to i mnie napadły wątpliwości, że moż e niepotrzebnie ona się na nim mści. kurczę no. sama nie wiem teraz co mam myślęc. zresztą podobnie jak Bella.
czekam na kolejny ;*
Oj, no to się porobiło. Ja na miejscu bohaterki nie wiedziałabym, co robić, bo jeśli Marc jej nie zdradził... Czekam na kolejny ;*
OdpowiedzUsuńAle długi rozdział *____* dzięki. Teraz nie wiem co mam myśleć xD biedna Izzy ;____; no ale ma wyrzuty sumienia co do Marca. C: przepraszam, że długo nie komentowałam ale szkoła i nauka zabierają mi za dużo czasu :c mam nadzieję, że dodasz coś na weekendzie, żebym mogła sobie spokojnie poczytać i dodać jakiś dłuższy i bardziej składny komentarz c: Poinformuj mnie o następnym w nowej zakładce na moim blogu ,,Spam". Będę bardzo wdzięczna ;) czekam na nexta :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ! Nie moge doczekać sie dalszych rozdziałów ^^
OdpowiedzUsuńOch ta Bella coś się gubi w tych planach :pp